4.

- Ruchasz się czy trzeba z tobą chodzić?
Makaron utknął jej w gardle i przełknięcie go zajęło jej kilka długich sekund. Odechcialo jej się jeść, miała ochotę zwymiotować, a nawet nie była do końca pewna czy zrozumiała o co Brad ją zapytał, bo jej wiedza o współżyciu ograniczała się do tego, że to rzecz, którą można robić dopiero po ślubie z partnerem, który będzie przy niej całe życie. Co prawda mama, która jej to powiedziała dziesięć lat temu rozwiodła się z jej ojcem, z którym też miała być całe życie, a babcia czasami przebąkiwała coś o nastoletnich szaleństwach swojej córki kończąc zawsze stwierdzeniem "dobrze, że dzieciaka wtedy do domu nie przyniosła", ale słowa matki były dla Emmy świętością. A przynajmniej musiała udawać, że tak jest, bo tak naprawdę bolało ją, że kiedy jej rówieśniczki w pełni wykorzystują młodzieńcze lata ona tylko wiecznie siedzi w domu. Lubiła swoje życie, tę rutynę, ale raz na jakiś czas miała ochotę się zbuntować. Matka od małego trzymała ją pod kloszem i z czasem Emma zaczęła sobie wmawiać, że wszystko to co robi kobieta jest dla niej dobre . Dobre? Miała siedemnaście lat, a nigdy nawet nie była na imprezie. Nigdy się nie całowała, nie próbowała żadnych używek, nigdy nie zrobiła nic spontanicznego i szalonego. Może z wyjątkiem pójścia na tę durną randkę.
- Brad, hmm... Mógłbyś mnie odwieźć do domu?
- Co jest mała, NIE SMAKUJE CI? - Spojrzał na nią zszokowany.
- Um, nie, nie chodzi o zupkę...
-A CO, ŚWIECZKA CI SIĘ NIE PODOBA? - Słyszała w jego głosie udawany ból. Choć tak naprawdę chciała stąd uciec i wiedziała, że Brad zabrał ją tu tylko po to, żeby okrutnie sobie z niej zażartować, nie chciała mu robić przykrości. Zawsze była dla wszystkich miła.
- Zupa była bardzo dobra - odsunęła od siebie talerz z resztą zupy, której nie była w stanie już przełknąć. - Świeczka też mi się podobała, lubię wanilię.
- TO CO, KAPCIE? CHODZI O KAPCIE??? - Spojrzała na swoje różowe laczki z futerkiem.
- Nie, Brad, po prostu muszę już wracać. Późno już, mama będzie się martwić. - Nie, mama ją zabije, kiedy zobaczy jak jakiś chłopak podwozi ją pod dom. Tydzień klęczenia na grochu o suchym chlebie i wodzie.
I wtedy właśnie ktoś zadzwonił do drzwi. Brad spojrzał na nią i rzucił się do wejścia by sprawdzić, kto jest tym niespodziewanym gościem. Chwilę później usłyszała rozmowę w przedpokoju i Brad przyprowadził jakiegoś chłopaka.
- Emmo, to jest Josh - Wciąż silił się na bycie uprzejmym.
- Hej mała - rzucił Josh i usiadł koło niej. Spojrzał na talerz zupy stojący obok - O, widzę, że pamiętałeś i o mnie, dzięki stary- Przysunął sobie talerz i zaczął jeść. Emma oglądała to wszystko z obrzydzeniem. Przecież to było okropnie niehigieniczne.

***
Nathaniel wyszedł z domu tylnymi drzwiami i skierował się na tyły ogrodu. Już z daleka widział chłopaka opierającego się o płot. Nienawidził takich emo, nie, zaraz, on nienawidził wszystkich.
- Bombel, do kurwy nędzy, mówiłem ci, żebyś tu nie przychodził - Wysyczał podchodząc do niego i szybko go obejrzał. Bombel miał na sobie koszulkę z żyletką, podarte rurki, trampki w szachownicę i koronkowe rękawiczki bez palców. Długa grzywka z czerwonymi pasemkami zasłaniała mu całą twarz i Nathaniel zastanawiał się, czy Bombel nie widzi przez nią tak samo jak york jego matki, kiedy zapomną umówić go do fryzjera i sierść zaczyna zasłaniać mu oczy. Ciekawe czy Bombel też obijał się w biegu o meble.
- Stary, daj spokój.... Sprawa jest. - Wyjęczał Bombel jakby zaraz miał się popłakać. Nathaniel nie mógł patrzeć na to jak żałosną postacią stał się jego dawny przyjaciel. On też kiedyś wyglądał i zachowywał się jak Bombel. Ale on dojrzał i wyrósł z bycia emo. To było jak przemiana larwy w motyla. Jak ewolucja pokemona. Z tnącego się emo z chujową grzywką w króla ciemności z o wiele lepszą fryzurą. Tak naprawdę zrobił to tylko dlatego, że latem było mu w tym hełmie gorąco, a on nienawidził gorąca. Nienawidził wszystkiego. No i od kiedy został Gothem ludzie omijali go na ulicy już nie dlatego, że nie widział gdzie idzie i na nich wpadał.
- Czego Ty znowu ode mnie chcesz - Najchętniej kazałby mu spierdalać, ale punkt czwarty Kodeksu Gothów nakazywał traktować emo z odrobiną sympatii, bo zawsze można było z nich zrobić służących. Myślał sobie, że kiedy będzie już mieć tę swoją gotycką willę, ba, zamczysko to Bombel będzie szczoteczką do zębów szorować fugi między płytkami. Przez chwilę miał ochotę wyłożyć kafelkami cały dom. To byłaby idealna zemsta za lata zawracania mu jego arystokratycznego dupska.
- Wiem, że miałeś już z tym skończyć, ale.... Ale.... - Bombel wyglądał na zdenerwowanego.
- CO ALE
- Musimy iść na cmentarz. Natychmiast. - Spojrzał na niego i gdyby nie grzywka, Nathaniel mógłby pomyśleć, że Bombel jest przerażony.

***
- Sorry, że wam przeszkadzam gołąbeczki - Zaczął mówić Josh, jednocześnie przeżuwając makaron. - Mam nadzieję, że wam w niczym, hehe, nie przeszkodziłem. - Spojrzał znacząco na Emmę, a ona uśmiechnęła się do niego zmieszana. Chciała stad uciec. Brad gdzieś niespodziewanie zniknął i została sama z Joshem.
- Słuchaj mała - Spojrzał na nią uważnie wymierzając w nią łyżką - Nie zrób mu krzywdy. Brad wiele wycierpiał. Wierzę, że jesteś najlepszą dziewczyną jaka mogła mu się trafić i że dobrze wybrał. Nie spierdol tego - Miała wrażenie, że gdyby mógł przyłożył by jej nóż do gardła, żeby zaakcentować swoje słowa.
- Ale... My nie jesteśmy parą. - Wyszeptała.
- CO - Spojrzał na nią z udawanym zdziwieniem - BRAD TY KURWO WCIĄŻ SIĘ JEJ NIE OŚWIADCZYŁEŚ?
Brad wbiegł do pomieszczenia z małym pudełeczkiem w dłoni.
- O KURWA PRZEPRASZAM - Rzucił się na kolana i ślizgiem dojechał aż do jej stóp. Odchrząknął i z ręką na sercu wyciągnął przed siebie czarne pudełko, w którym błyszczał pierścionek z małym kryształkiem. - EMMO, WYJDZIESZ ZA MNIE?
Spojrzała na niego jak na idiotę. Potem spojrzała na stojącego obok Josha, który po cichu skandował "powiedz tak, powiedz tak". Wróciła wzrokiem do Brada i zaśmiała się nerwowo.
- Czy mógłbyś mnie w końcu odwieźć?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top