23.

- Chyba sobie kpisz.
Zachariasz w mgnieniu oka rzucił się na Lilith i przygwoździł ją do ściany, zaciskając dłoń na jej gardle.
Nathaniel stał bez ruchu, wstrzymując oddech i czuł się jakby oglądał jakiś film akcji.
- Jestem twoim Panem. Złożyłaś przysięgę, że będziesz mi posłuszna. Przez lata tolerowałem twoje wybryki i dawałem ci wolną rękę. A teraz proszę cię tylko o to, byś dotrzymała słowa i była mi posłuszna. Wiesz jaka obowiązuje kara - Nathaniel pierwszy raz widział Zachariasza w takim stanie i zdecydowanie nie chciałby być na miejscu Lilith. Od Zachariasza władza i potęga biły na kilometr.
- Mówię ci, że je zabiłam .
Lilith przeleciała przez pokój i uderzyła w ścianę. To zaczynało przypominać film o superbohaterach.
- Gdzie one są? - Zachariasz podszedł do niej i szarpiąc ją za ubrania, zmusił by wstała.
- Zabiłam je. - Zacisnął rękę na jej gardle, zaprowadził ją na sofę, popchnął i przygniótł, siadając na niej okrakiem. Złapał jej dłoń, przysuwając nadgarstek do swoich ust.
- Daje ci ostatnią szansę - Wgryzł się w nadgarstek, a Lilith wyrwał się z gardła krzyk.
Nathaniel obserwował to wszystko z dziwną fascynacją, ale też przerażeniem. Lilith próbowała się wyrywać, kopać, ale Zachariasz pozostawał niewzruszony. Pił jej krew, patrząc na nią z nienawiścią. Po jakimś czasie przestał.
- Jeszcze parę łyków, więc dobrze się zastanów. - Lilith miała łzy w oczach i zupełnie nie przypominała tej samej suki, jaką była jeszcze kilka minut wcześniej.
- Na farmie. Tej opuszczonej na obrzeżach. - Załkała.
Zachariasz wstał i rzucił tylko:
- Jeśli ich tam nie będzie, to znajdę Cię i zapierdolę.
Wyszli, a Lilith rozpłakała się.

***
- Myślisz, że mówiła prawdę? - Spytał Nathaniel, zamykając za sobą drzwi samochodu.
- Przekonamy się, daj mi telefon.
Podał wampirowi telefon i odpalił samochód. Zachariasz wybrał numer i chwilę później już do kogoś dzwonił.
- Hej Brad, są na opuszczonej farmie za miastem, mógłbyś tam pojechać? Tak, my już jedziemy. - Rozłączył się.
Nathaniel jechał najszybciej jak mógł.
- Mam wrażenie, że nie była do końca szczera. - Odezwał się.
- Musiała być, inaczej złamałaby przysięgę - Podniósł pierścień do góry i uważnie mu się przyglądał. - Bardziej prawdopodobne, że będzie na nas czekać komitet powitalny.

***
Lilith ostatkiem sił wyciągnęła telefon i wybrała numer Gabriela.
- Uciekaj stamtąd. Zabierz ich i uciekaj.
Może i przegrała bitwę, ale przed nimi jeszcze wojna.

***
Gabriel wyciągnął Emmę siłą z celi. Była tak słaba, że nie miała siły chodzić. Związał jej ręce i nogi, po czym zaniósł do samochodu i położył na tylnym siedzeniu. Miał już iść do studni, kiedy usłyszał samochód podjeżdżający pod bramę. Chwilę później ktoś kopnął mocno w furtkę i wiedział już, że to nie Lilith.
Nie miał czasu na zabranie tych dwoje ze studni, a ten za bramą był widocznie wkurwiony. Gabriel dotknął szyi w miejscu, gdzie miał siniaka po duszeniu. Nie ma zamiaru tego powtarzać, nie czuł się na tyle pewnie, by stanąć do walki. Pobiegł do samochodu i odjechał jak najszybciej.

***
Brad wyważył furtkę którymś z kolei kopniakiem. Miał przy sobie Josha, latarkę, kij do baseballa i nieodparty seksapil, choć to ostatnie raczej na niewiele mogło mu się teraz przydać.
- Skurwiel spierdala! - Krzyknął Josh, wskazując palcem na samochód wyjeżdżający tylną bramą.
- JEDZIEMY ZA NIM - Pobiegli do samochodu i ruszyli w pościg.

***
Nathaniel i Zachariasz wyszli z samochodu i przeszli po leżącej na ziemi furtce.
- Dziwne - Rzucił Nathaniel.
- Tam są - Odezwał się Zachariasz i ruszył w stronę... studni?
- Skąd wiesz? - Spytał zdziwiony Nathaniel.
- Hola amigo, jestem wampirem, mogę wyczuć czyjąś obecność.
Podeszli do studni i spojrzeli w dół.
- Jeff! Claudie! - Wydarł się Nathaniel. Oboje spojrzeli się do góry.
- Ja pierdole, nareszcie - Zamarudził Jeff.
- Dobra, młody, streszczajmy się. Niedługo wschód słońca - Zachariasz wskazał na coraz jaśniejsze niebo.
Zsunęli kratę i Nathaniel spuścił na dół drabinę.
- Gdzie ten pizdochlast Brad? - Spytał Zachariasz, rozglądając się po farmie.
- Zadzwoń do niego. - Nath rzucił mu telefon.

***
Brad ścigał porywacza i chciało mu się śmiać, w końcu GTA nauczyło go, że uciekać należy jak najbardziej skomplikowaną trasą, a ten przed nimi... Jechał naprostszą drogą w mieście. Co prawda jechał środkiem szosy i Brad nie mógł go wyprzedzić by zajechać mu drogę, ale nie wyglądał na doświadczonego kierowcę. Albo po prostu był najebany. Chwilę później, kiedy Brad po raz kolejny próbował go wyprzedzić, porywacz zjechał na pobocze i uderzył w drzewo.
- O KURWA - Wydarł się Josh.
Brad gwałtownie zahamował i wybiegli z samochodu. Ostrożnie otworzył drzwi kierowcy, który stracił przytomność po uderzeniu głową w kierownicę. Wyciągnął go na zewnątrz i przyjrzał mu się.
- Co za szczyl - Splunął Josh.
Brad otworzył tylne drzwi i zobaczył Emmę.
- JOSH CHODŹ TU
Wyciągnęli ją z samochodu, starając się nie zrobić jej krzywdy. Brad wziął ją na ręce i obejrzał jej rany.
- Zajebie skurwysyna. - Warknął.
Josh zdjął liny z jej dłoni i kostek i związał nimi porywacza. Brad w tym czasie zaniósł Emmę do samochodu i delikatnie ułożył ją na tylnym siedzeniu.
W międzyczasie Josh przeszukał samochód porywacza, choć Brad nie wiedział czego kumpel szuka. Później złapali chłopaka za ręce i nogi i zanieśli go do bagażnika Brada. Już oni się nim zajmą.
Telefon Brada zadzwonił i chłopak odebrał.
- Spoko loko, mamy skurwiela. I Emmę, ale nie wygląda najlepiej. Zaraz będziemy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top