6 dni do świąt
Tak szybko, ze słowem na ten miesiąc, czyli gadam z ambony 🔊🔊
Czas to mój najgorszy wróg, o czym właśnie wy się przekonałyście. Zapowiadając powrót zapomniałam o premierze Nietykalnej. Zapytacie, jak to możliwe? Ano możliwe. Pakowanie paczek, tysiąc różnych rzeczy, które przy okazji musiałam zrobić, całkowicie wybiło mnie z rytmu.
Ale spoko, kupię sobie Sad Lamp, którą poleciła mi niezawodna Greta. Jej pomaga, to może i u mnie zdziała CUDA 🤦🏻♀️🤣
Ale do brzegu, marynarzu.
Wiem, że swego czasu Greta wrzuciła wam polecajkę i widziałam pod rozdziałami kilka z was. W rzadkich chwilach, gdy miałam kilka minut wolnego zajrzałam i wiecie co? Chyba trafiły nam się nowe perełki. O kim mowa?
@ARFalco - dla miłośniczek klimatów mafijnych. Na razie jedno opowiadanie w trakcie, ale nicucham tutaj źródełko dostatku wszelakiego.
@CaraDWyler - powiem wam, że jestem zaskoczona i to bardzo. Rzadko trafia się historia opowiedziana tylko przez mężczyznę, ale to jest sztosik. Łzy, smutek i masa emocji, które wami wstrząsną.
Wiecie, co zrobić, prawda? Wskoczyć na profil, zaobserwować i rozkoszować się słowami. Nie zapomnijcie o odrobinie wsparcia dla dziewczyn. Nawet emotka i gwiazdka dają dużo powera do dalszej pracy.
Lofciam forever ❤️🔥🥰
Leośka, zagubiona w czasoprzestrzeni kosmosu autorka (u mnie dalej święta)
🎄🎁⭐
Daniel
Następnego dnia z samego rana pojawiłem się na placu, gdzie stały już rozstawione drzewka, a pracownicy uwijali się, układając pozostałe ozdoby. Zaroiło się od lśniących bombek, kolorowych łańcuchów i światełek w każdym możliwym kolorze. Pani Jola zerkała na mnie niespokojnie, sprawdzając zapewne, czy świąteczne piosenki nie irytują mnie jak to zwykle bywało.
Stałem w miejscu, rozglądając się po wciąż gęstniejącym tłumie kupujących i starałem się wypatrzyć puchatą czapkę Misi. Za każdym razem, gdy myślałem o tej małej czułem w piersi jakieś dziwne poruszenie. Była ślicznym dzieckiem, ale to jej śmieszne seplenienie i radość na twarzy, chwyciły mnie za serce. Ciekawiło mnie, kim była matka tej kruszynki. Samotna matka, to pewne, bo mała szukała dla niej chłopaka. Nie taty, a właśnie chłopaka.
Nosiło mnie od kilku dni, a od wczoraj przebywałem w jakiejś euforycznej bańce. Kątem oka uchwyciłem zszokowane spojrzenia pracowników. No tak, widok Drzewieckiego z wielkim uśmiechem na twarzy to raczej rzadki widok. Rzekłbym nawet, że unikalny na tyle, iż budził całkowicie zrozumiały niepokój.
Czas mijał zdecydowanie zbyt wolno, a ja powoli traciłem cierpliwość. Nerwowo zerkałem na zegarek, a myśl, że Misia nie przyjdzie sprawiała, że coraz mocniej zagryzałem zęby. Ta niecierpliwa natura przykuła mnie do jednego miejsca. Bałem się, że jeśli się oddalę, mogę minąć się z dziewczynką.
Dochodziła druga po południu. Tłum klientów szukających świątecznego drzewka gęstniał z każdą minutą. Ludzie dookoła mnie gdakali jak kury, dyskutując na temat cholernych choinek, ozdób i układając menu na najbliższe dni. Trwały ożywione debaty, kto w tym roku ma ukatrupić karpia. Zaciskałem zęby, modląc się o cierpliwość, ale nie ruszyłem się nawet o krok. Byłem głodny, zmęczony i coraz bardziej zirytowany.
Nagle w tej kakofonii dźwięków usłyszałem dziecięcy śmiech. Kucnąłem wpatrując się jak zaczarowany w maszerującą dziarsko dziewczynkę. Biały pompon kiwał się na boki, gdy uśmiechnięta Misia rozglądała się dookoła. Moje serce wykonało jakieś dziwne salto radości.
Cholera, chyba głupiałem na stare lata, uznałem z sarkazmem.
- Tetem!
Tym razem roześmiałem się, gdy zauważywszy mnie, dziewczynka rzuciła się w moją stronę i po chwili zarzuciła ramionka na moją szyję. Ogrom radości, którą to dziecko emanowało był zaraźliwy. Widziałem uśmiechających się dookoła ludzi, którzy przystanęli na okrzyk Misi. Widzieli wielkiego faceta, który z niepewnym wyrazem twarzy podniósł do góry dziewczynkę, kładąc jej dłoń na plecach. Pachniała czymś słodkim i znajomym, ale nie potrafiłem powiedzieć, czym dokładnie.
- Pamientaś mnie? – zapytała kładąc małe rączki na moich szorstkich od zarostu policzkach. Jej oczy błyszczały w świetle świątecznych lampek. – Psisłam po moje dziefko.
- A gdzie jest twoja mama?
- Tam – wykręciła się zerkając za siebie.
Spojrzałem ponad głową dziewczynki, szukając wzrokiem kogoś, kto pasowałby do...
- Michalinka, tak nie wol...
Zamrugałem całkowicie oszołomiony. Ten głos. Znałem go, do licha. Serce podskoczyło mi aż do gardła, ale zupełnie inaczej niż wcześniej na widok tej kobiety. Zesztywniałem, nie wiedząc, że przyciskam Misię do siebie.
- Aniu – udało mi się wydusić.
Jej zaskoczenie było równie wielkie, jak chwilę temu moje. Nie wiedziała? Zerknąłem na małą, potem na zaskoczoną i oniemiałą kobietę stojącą przede mną. Miała tak wyrazistą twarz, że mogłem z niej czytać jak z otwartej książki. Zaskoczenie, radość, zmieszanie i odrobina zawstydzenia.
Wciąż trzymając Misię w ramionach zrobiłem krok w stronę Ani. Do diabła, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie byłem zszokowany. Była samotną matką. Ciężko pracującą, aby wychować córkę. Jeździła w nocy taksówką, była słodka, urocza i cholernie seksowna. Była też uczciwa. Równie dobrze mogła wyrzucić mój telefon w obawie, że można namierzyć urządzenie. Kwota, którą miałem w portfelu pozwoliłaby jej spokojnie przetrwać dwa, a nawet trzy miesiące. Bez obawy o rachunki, wystawanie nocą na postojach i narażanie się na niebezpieczeństwo.
- Danielu – wyszeptała.
Bardziej wyczytałem to z ruchu jej warg, niż usłyszałem cichy głos. Uśmiechnąłem się i uniosłem dłoń, odsuwając z jej zarumienionego policzka kosmyk włosów.
Nic się nie zmieniło. A właściwie, zmieniło się wszystko.
Czy chcę się wpakować w życie tej kobiety wiedząc, że w pakiecie z nią jest również ta mała dziewczynka? Zwróciłem się w stronę Michalinki. Mój wzrok zderzył się z bliźniaczo podobnym kolorem tęczówek. Okrągłe policzki, szeroki i zaraźliwy uśmiech, którym mnie powaliła tamtej niedzieli. Mała kobietka, która miała siłę rażenia równie wielką, jak jej mama.
Od mojej decyzji zależało wiele. Wejście w ich życie na chwilę nie wchodziło w grę. Z drugiej strony, nigdy nie planowałem założenia rodziny. Wystarczały mi okazjonalne przygody na jedną noc, zero zobowiązań i randek, na których musiałbym wychodzić ze swojej strefy komfortu, aby nie okazać się kompletnym dupkiem.
Nie wiedziałem jeszcze dlaczego, ale nie czułem tych wszystkich negatywnych oznak względem Ani i Misi. Obydwie bez problemu znalazły drogę do jakiejś ukrytej części mojej duszy. Obydwie tak cholernie słodkie i urocze.
- Dzień dobry – przywitałem się.
- Ja... To znaczy... Ty... - zaczęła się jąkać, nerwowo wykręcając palce.
- Wszystko w porządku, Aniu – zapewniłem. – Naprawdę nie ma powodów do zdenerwowania.
- Przepraszam – wymamrotała, zerkając na swoją córkę w moich ramionach. – Powinnam...
- Nie, Aniu. Nie powinnaś. W gruncie rzeczy wciąż jestem dla ciebie obcym facetem, który wkroczył do twojego życia. Do twojego i twojej córki – spojrzałem na Misię. Jakoś nie mogłem się przemóc, aby postawić małą. – I szczerze mówiąc, zaczyna mi się tutaj bardzo podobać.
Delikatnie dotknąłem dłoni, którą Ania trzymała zaciśniętą na materiale kurtki. Jej zimne palce rozwarły się, a następnie splotły z moimi. Uścisnąłem je, przyciągając dziewczynę do siebie. Nie opuszczało mnie dziwne przeczucie, że właśnie zrobiłem coś wyjątkowego. Coś, co nieodwołalnie zmieni nie tylko moje życie.
- To co, moje panie? – zwróciłem się do dziewczyn. – Idziemy szukać magicznego drzewka?
- Idemy! – Misia podskoczyła w moich ramionach.
- Spokojnie, młoda damo – ostrzegłem, przytrzymując dziewczynkę. – Fikniesz koziołka.
- Misiu, kochanie – Ania dotknęła dłonią zaróżowionego policzka córki. – Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy?
- Tak.
- Co będzie, gdy nie znajdziesz swojego drzewka?
Uniosłem brwi, przysłuchując się rozmowie matki z córką. Chciałem zapewnić je, że co jak co, ale u mnie znajdą każde jedno drzewko, ale nie zamierzałem im przeszkadzać. Poza tym, diabelnie podobała mi się interakcja Ani z córką. Miłość, jaką okazywała małej chwytała mnie za gardło. Jakże różniła się od mojej matki, dla której dziecko było irytującym, ale koniecznym dodatkiem, aby usidlić kolejnego bogatego jelenia.
- Nie bendem ślochać – zapewniła Michalinka.
- I co jeszcze?
Mała zmarszczyła ciemne brewki, wydymając różowe usteczka. Widać było, że raczej niechętnie będzie kontynuowała rozmowę z mamą.
- Nie bendem śmutna.
Postawiłem Misię i ująłem Anię za dłoń, delikatnie ściskając szczupłe palce. Coraz częściej łapałem się na tym, że chciałbym mieć ją bardzo blisko siebie. Bliżej, niż teraz i to zdecydowanie.
- Czas na zwiedzanie, moje panie – wskazałem przejście pomiędzy ustawionymi po obu stronach choinkach. – A potem zapraszam was na dobre ciastko i gorącą czekoladę.
Początkowy zapał Misi słabł z każdym kolejnym drzewkiem, na które próbowałem zwrócić jej uwagę. Pamiętając rozmowę z babcią dziewczynki, od razu odrzuciłem duże i gęste okazy, skupiając się na smukłych, aczkolwiek równie pięknych drzewkach.
- Łatwiej by mi było, gdybym wiedział, jakiego drzewka szuka – wyszeptałem do stojącej obok mnie Ani, patrząc jak dziewczynka obchodzi dookoła kolejną choinkę. Zaglądała pod gałęzie, jakby czegoś szukała.
- Nie mam pojęcia – wzruszyła ramionami. – Jakiś czas temu była z babcią na kulkach. Jak wróciły, zaczęła mówić o swoim magicznym drzewku. Z początku nawet nie zareagowałam, ale chyba będę musiała porozmawiać z mamą.
Następną godzinę obserwowałem bacznie, na jakie choinki zwraca uwagę. Jeżeli nie znajdzie tutaj swojego wymarzonego drzewka, byłem gotów zabrać dziewczyny do siebie i obejść całą plantację choinek. Przecież gdzieś, do licha, musi być ta jedna jedyna, czyż nie? Jakie wymagania może mieć czteroletnia dziewczynka?
Misia siorbnęła nosem odwracając się od ostatniej choinki. Ramionka jej opadły, tak jak i głowa. Duży biały pompon jej czapeczki zwisał smętnie. Cholera! Odwołuję to co pomyślałem o wymaganiach. Jak widać, Michalinka naprawdę szukała czegoś wyjątkowego. Pytanie tylko, czego?
Kucnąłem przed nią i delikatnie odgarnąłem ciemne włoski z policzków. Zamrugała, jakby ze wszystkich sił starała się nie wybuchnąć płaczem.
- Widzę, że trafiłem na specjalną klientkę – stwierdziłem wesoło. – Dzisiaj jest już za ciemno, ale zapraszam panienkę jutro do oglądania wyjątkowych choinek, specjalnie dla super grzecznych dziewczynek.
- Maś wienciej dziewek? – zapytała z nadzieją.
- Cały las – zapewniłem. – A teraz, zgodnie z umową, zapraszam na coś dobrego. Panie pozwolą.
Uśmiech, który mi posłała dosłownie wmurował mnie w ziemię. Chryste panie, jaka ona była słodka. Zerknąłem w górę, na przyglądającą się nam Anię. Pierwszy raz byłem zainteresowany kobietą, która miała dziecko z innym mężczyzną. Nie przeszkadzało mi to, poza tym, że byłem ciekawy, czy dziewczyny mają kontakt z tym złamasem. Facet, który pozwolił odejść takiej kobiecie jak Ania, to frajer, i tyle.
- Aniu?
- Tak?
- Nie masz nic przeciwko?
Zerknęła na Michalinkę, która chwyciła mnie za palce, uśmiechając się tym swoim zadziornym i słodkim uśmiechem. Po niedawnym smutku nie było śladu.
- W porządku, możemy iść.
Bez zastanowienia złapałem Anię za rękę, przyciągając do boku. Nawet ubrana w obszerną kurtkę była krucha i taka delikatna. Doskonale pamiętam, jak wyglądała, gdy spotkaliśmy się w kawiarni. Długie nogi, niewielkie, ale krągłe piersi i te cudne usta, których smak poznałem. Nos i policzki usiane złotymi piegami, które dodawały jej uroku.
Oszalałem dla tej kobiety!
Pasaż handlowy znajdował się po drugiej stronie ulicy. Zajęliśmy miejsca przy stoliku, Ania zdjęła najpierw kurteczkę córce, a następnie swoją. Zabierając je, musnąłem palcami policzek wyraźnie speszonej dziewczyny.
- Dobrze się czujesz?
- Ja... - zaczerpnęła głęboki oddech i wypuściła powietrze z drżącym odgłosem.
- Aniu – wyszeptałem, zerkając na Misię, która z ciekawością oglądała kolorowe zdjęcia w menu. Ponownie skupiłem się na stojącej obok mnie zdenerwowanej kobiecie. – Porozmawiamy o tym kiedy indziej, dobrze? Ten dzień jest dla twojej córki. Muszę wkupić się w jej łaski, jeżeli chcę spotykać się z jej mamą. A chcę i to bardzo.
Policzki Ani w jednej chwili zaczerwieniły się uroczo. Uwielbiałem łatwość, z jaką przybierały tę ciepłą barwę. Czy ten rumieniec sięgał głębiej? Zacisnąłem szczękę, powstrzymując rodzący się w gardle ochrypły jęk i gwałtownie odwróciłem się zmierzając do stojącego w rogu wieszaka. Chryste, reagowałem jak nastolatek!
Stojąc tyłem, kilka razy odetchnąłem głęboko, starając się opanować podniecenie. Daniel, psia mać, tam czeka na ciebie mała dziewczynka. Skup się na niej, a nie na jej seksownej mamie.
Dopiero, gdy byłem pewien, że bez bólu zdołam usiąść przy stoliku, wróciłem do dziewczyn. Ania pochylała się nad Michalinką, tłumacząc jej coś, co dziewczynka wskazywała paluszkiem w kolorowym menu.
- Co moje panie sobie życzą? – zapytałem opierając się o oparcie fotela. – Dla panienki gorąca czekolada?
Misia potrząsnęła główką, aż ciemne loczki zawirowały na jej ramionkach, ale to Ania odpowiedziała, odkładając na stolik menu.
- Misia jest uczulona na czekoladę.
Uniosłem wysoko brwi, zastanawiając się, czy to jest jakiś cholerny żart.
Usiadłem, przysuwając się do dziewczynki i złapałem za ciepłą rączkę.
- No cóż, mała królewno. To jest nas dwoje, bo ja też nie jem czekolady.
- Tfój bziusiek nie lubi? – zamrugała powiekami, z wymalowanym zaciekawieniem w ciemnych oczach.
- Bardzo nie lubi.
- To mozie gofela? Ja lubiem gofely.
- Dobrze, nich będą gofry – zwróciłem się do Ani, prosząc o zgodę. Chyba nie było jeszcze późno na tyle, żeby kłaść małą do łóżka. Guzik znałem się na dzieciach, ich zwyczajach, rutynie i tym, co mogą jeść i kiedy, ale wolałem się upewnić u źródła. – Gofry i sok pomarańczowy?
Doskonale pamiętałem umorusaną buzię Michalinki, gdy w niedzielę usiadła mi, a właściwie świętemu Mikołajowi, na kolanach. Gofry z bitą śmietaną, to pewne.
- Mogą być.
- A dla ciebie?
- Herbata zimowa?
Złożyłem zamówienie i czekając, aż podadzą nam do stolika, przysłuchiwałem się jak dziewczyny rozmawiają. Fascynowała mnie łącząca je więź. Ania z olbrzymią cierpliwością odpowiadała na niezliczone pytania małej, a że była ciekawska, buzia jej się nie zamykała. Zapewne ciężko jej wychowywać córkę bez ojca, ale Misia nie sprawiała wrażenia dziecka, któremu w jakiś szczególny sposób go brakowało.
Gdy na stoliku pojawiły się zamówione przeze mnie gofry, oczy Michalinki zaświeciły się jak lampki. Uniosła w górę głowę, a szeroki uśmiech, który posłała w moją stronę był jak cios pięścią w splot słoneczny.
- Wieś cio? Mozieś być chopkiem mojej mamusi.
- Misia! – pisnęła Ania.
- No cio? Poplosiłam Mikołaja – mała zwróciła się do niej. – A Mikołaj nie osiukuje dzieci.
- Michasiu, tak nie wolno – Ania wciąż próbowała przystopować zapędy swojej latorośli.
Odsunąłem talerz z gofrem i pochyliłem się nad stolikiem. Tylko zerknąłem na przerażoną i zażenowaną twarz Ani, a następnie całą uwagę skupiłem na Michalince.
- Poprosiłaś Mikołaja? – upewniłem się.
- Tak – mruknęła zaciskając usta. Normalnie, wypisz, wymaluj mamusia.
- I chcesz, żebym to ja był chłopakiem twojej mamy?
- Tak.
- Czyli, gdybym chciał umówić się z nią na randkę, to mam twoją zgodę?
Misia zmarszczyła brwi, jakby zastanawiała się, co to jest ta cała randka, po czym wypaliła z tą swoją dziecięcą szczerością:
- Ale oddaś mi jom?
Wybuchnąłem śmiechem. Chryste, Misia była nie do podrobienia! Może nie spełniłem jeszcze jej największego marzenia, ale jedno było pewne. Zostałem oficjalnie przyklepany na chłopaka Ani.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top