Rozdział 35
Będziesz najsmutniejszą częścią mnie...Częścią mnie, która nigdy nie będzie moja. Nadal jesteś tlenem, którym oddycham, widzę twoją twarz, kiedy zamykam oczy. To jest to, czego chce, więc nie smuć się, kiedy odejdę. Jest tylko jedna rzecz, mam nadzieję, że o tym wiesz tak bardzo cię kochałem, bo nawet nie dbam o czas, który mi tu został.Przepraszam, ale muszę iść...Dzisiejsza noc będzie najbardziej samotna ..
Tatum
Nie porozmawialiśmy. Alessandro nie wrócił na noc do domu, a przynajmniej nie przyszedł zanim zasnęłam, a zasypiałam kiedy słońce budziło się do życia. Przestałam czekać i przestane bezustannie za nim biec. W końcu jestem zmęczona tą bitwą o nas.
Przecieram twarz dłońmi i sięgam po komórkę, upewniając się, że mam wystarczająco czasu aby przygotować się do pracy. Lorenzo na pewno o wszystkim opowiedział Madison ... Lorenzo. Przypominam sobie słowa Sergio i uświadamiam sobie, że on też nie wrócił. Kieruje się do łazienki, następnie biorę szybki prysznic, ubieram czarne spodnie i granatową bluzkę, po czym nakładam minimum makijażu na twarz i opuszczam sypialnie.
- Nuria? Dokąd się wybierasz bez śniadania? - gdy sięgam do klamki drzwi wyjściowych, za plecami słyszę karcący głos Amelii. Odwracam się do starszej kobiety i odpowiadam uśmiechem na jej uwagę.
- Zjem w pracy - obiecuje, wsuwając torebkę na ramię. Ściskam klamkę z zamiarem przejścia przez próg, jednak zatrzymuje się i jeszcze raz spoglądam na kobietę.
- Alessandro wrócił do domu? - dopytuje, wstrzymując na moment oddech.
- Nie widziałam ani jego, ani Lorenzo - odpowiada gdy smutek pojawia się na jej pomarszczonej twarzy. Żegnam się z nią i mijając ludzi Alessandro, którzy starają się mnie zatrzymać, wychodzę za bramę.
Do kawiarni wchodzę kilkanaście minut później i od razu wpadam w ramiona Madison, która nie zadaje mi choćby jednego pytania. Już nie płaczę, mając wrażenie, że od dawna nie potrafię tego robić. Płacz przestał mnie oczyszczać, nie daje ukojenia. Ściskam blondynkę z całych swoich sił, które powoli odzyskuje i odsuwam się od jej ciała. Staram się nie myśleć o tym co muszę zrobić, by nie dać sercu przemówić rozumowi, ale teraz czuję, że muszę z kimś porozmawiać. Moje życie odkąd go poznałam to wyboista droga. Jechanie nią, spycha mnie w przepaść, a już kiedyś tam byłam.
- Jak się trzymasz? - w końcu cisze przerywa Madison, zaciskając usta w prostą linię - Wiem od Lorenzo co się stało - szybko odpowiada na moje nieme pytanie
- W ogóle się nie trzymam - odpowiadam zgodnie z prawdą i odkładam torebkę na barowy stołek - Poświęciłam dla tej miłości prawie pięć lat - zajmuje miejsce na krześle, czekając na to, aż Madison usiądzie obok, po czym kontynuuje - I nie chce już o nią walczyć - spoglądam na kobietę, która patrzy na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Takim, jakby to ona właśnie coś traciła. Zaplatam swoje palce w jedność i wpatruje się w nie z uwagą - Naprawdę jestem zmęczona i nie mogę znieść tego co tutaj czuję - uderzam się w pierś
- Wiem o was tyle ile mi powiedziałaś. Nie wiem co mam ci powiedzieć
- Problem w tym, że już od dłuższego czasu nie ma "nas", tylko ja nie chciałam się do tego przyznać - Mad, przykrywa moją dłoń swoją
- Więc co zrobisz? - z chwilą kiedy Madison zadaje pytanie, moja komórka rozbrzmiewa, a na wyświetlaczu od tak wielu tygodni, w końcu pojawia się imię Alessandro. Wpatruje się w ekran smartfonu jak zahipnotyzowana, aż w końcu on przestaje dzwonić. Wybudzam się z transu i wyłączam komórkę.
- Bierzmy się do pracy - polecam, podrywając się z miejsca
- Przemyśl to jeszcze Tatum - do moich uszu dociera głos Madison, kiedy kieruje się do przebieralni. Zatrzymuje się, przymykając oczy.
- Przysięgam, że od kilku dni nie robię nic innego
Wychodzę z kawiarni tylnym wyjściem. Kolejna rzecz, którą wyniosłam z tego związku - Alessandro jest wszędzie, nawet jeśli go nie widzę. Ubieram kaptur na głowę i łapię taksówkę, wskazując kierowcy adres. Moje serce bije jak oszalałe, jak przed krótkim skokiem, którego zakończenia jeszcze nie znamy. Wiem gdzie chcę się znaleźć i niestety tylko jedno może mnie tam doprowadzić.
Do jego azylu docieram szybciej niż zakładałam. Mrok otula dom, który do tamtego wieczoru kojarzył mi się tylko i wyłącznie ze szczęściem. Teraz jest dla mnie końcem, ale wkrótce będzie początkiem. Płacę taksówkarzowi i szybko kieruje się do środka. Jestem pewna, że ktoś już mnie widział, cóż specjalnie się nie ukrywałam, nie chciałam. Zamykam drzwi, jak sądzę bez jakichkolwiek uczuć, wyzbyłam się ich. Jedna tylko myśl mnie daje mi spokoju, jedna wizja, rozrywa mi serce...
Wchodzę do kuchni i robię sobie herbatę. Otulam palcami gorącą szklankę i podchodzę do okna, z którego widać ogród i taras. Znów wszystkie wspomnienia we mnie odżywają. Odkładam kubek na niewielki stolik i zmierzam na pierwsze piętro. Od razu kieruje się w stronę sypialni, gdzie po raz pierwszy byłam jego i uśmiecham się przez łzy, bo jednak nie jestem tak silna, jakbym chciała. Szybko je ocieram. Zmieniam się, choć czuję, że jeszcze tylko dziś pozostanę starą Tatum, przez którą przemawia ta nowa.
Zimno mi.. Otulam się kocem i schodząc ponownie na dół, siadam na kanapie. Tym razem w dłoniach ściskam gorącą czekoladę i czekam, bo wiem, że tym razem zjawi się on, tak samo gotowy na koniec jak ja.
Zamykam oczy, przełykam łzy i słyszę trzask wejściowych drzwi.
- Dlaczego nie odbierasz? - jego słowa tną powietrzę, kiedy powoli zmierza w moją stronę - wszyscy Cię szukają, myślałem, że coś ci się stało - oddycha głęboko, opuszczając dłonie wzdłuż ciała.
- Stało się - odpowiadam zimnym głosem. Jego oczy szybko taksują mnie wzrokiem, jakby myślał, że jestem ranna - Spóźniłeś się - wyznaje, nie spoglądając w jego stronę - Tamtego dnia.. - dodaje
- Rozmawialiśmy o tym Tatum. Wiem, że Cię zraniłem i nigdy więcej tak nie postąpię - zapewnia, robiąc jeszcze kilka kroków w moją stronę - Wracajmy do domu.. - wyciąga dłoń w moją stronę.
- Próbowałam - wyznaje, cichym, lekko łamiącym się głosem - Próbowałam Cię przy sobie zatrzymać, ale tak naprawdę to siebie chciałam utrzymać przy Tobie.. - zaciskam swoje usta w wąską linię i głośno przełykając łzy, spoglądam na Alessandro. Jego oczy wydają się być przerażone, zaś twarz jak zwykle niczego nie wyraża. Posyłam w jego stronę smutny, wymuszony uśmiech i póki znajduję dość siły, postanawiam kontynuować - .. Robiłam to z całych sił. Wiedziałam, że nie powinnam z Tobą zostawać, ale robiłam wszystko byśmy się nie rozpadli. Zrezygnowałam ze wszystkiego w imię miłości, którą z taką łatwością ponownie podeptałeś .. - wpatruję się w niego z ogromnym bólem. Słowa wypowiedziane na głos mają potężną moc. Szczególnie te słowa, głoszące prawdę, o której obydwoje wiemy.
Serce mi klęka, rozpada się i wyje, kiedy wpatruję się w mężczyznę, którego kocham, choć już tego nie chce. Naprawdę nie chce... Jestem zmęczona. Ta miłość mnie męczy, jego miłość do mnie i moja do niego.
- Tatum .. - mówi przerażony. Moje imię w jego ustach nigdy nie brzmiało tak słabo. Jego głowa zaczyna kołysać się na boki, niemo mówiąc mi jedno słowo - "Nie"
- Milcz - szepcze, zaciskając zęby. Staram się być silna, ale moje ramiona opadają, a serce coraz słabiej zaczyna mnie wspierać. Odwraca się ode mnie i zaczyna biec w jego stronę. Chwytam go w ostatniej chwili i zanim obije się rozmyślimy, znów się odzywam - Wpadłam w to, prawie utonęłam w Twoim świecie. Tymi rękami, zabiłam człowieka.. - pojedyncza łza wypływa z mojego oka, kiedy wyciągam przed siebie obie dłonie. Spoglądam na nie i znów widzę czerwoną ciesz, która brudzi moją skórę. Podciągam nosem i przygryzając wargę, nabieram odwagi, by skrzyżować nasze spojrzenia -.. Twoją bronią. Zostawiłam wszystko za sobą. Wszystko .. Zaakceptowałam ciebie i twoje życie - wyznaje, jakby był to mój najbardziej skrywany sekret.
Alessandro podnosi swoją głowę i spogląda na mnie w taki sposób, jakby patrzył po raz pierwszy.
- Naprawdę? - dziwi się. Jego głos nie jest napięty, przypomina raczej szept. Zadaje pytanie w taki sposób, jakby nie zdawał sobie z tego sprawy, jakby tego nie czuł - Naprawdę to zrobiłaś Tatum?
- Tak. Zrobiłam to - zapewniam z bólem w głosie, ponieważ napawa mnie to wstydem do samej siebie. Nie rozumiem jak mogłam się tak zatracić. Kiedy przestałam odróżniać czerń od bieli? - .. Ale Ty o tym nie wiesz - znów smutno się uśmiecham - .. bo zamiast przy mnie być, ciągle się oddalałeś.
- Chciałem Cię chronić. Wszystkich was! - w końcu wybucha krzykiem, mając nadzieję, że to mnie opamięta. Cóż, zdaje się, że już obydwoje wiemy, dokąd zmierzamy.
- Więc trzeba było kazać mi odejść! - ja również nie wytrzymuje. Alessandro niemal zatacza się do tyłu, jakbym właśnie go uderzyła. Sama ledwo co utrzymuje się na nogach. W tym momencie chcę uratować resztki swojej duszy, ponieważ moje serce już dawno przepadło w jego oczach. Oczach, które wpatrują się we mnie ze strachem, żalem, poczuciem winy i błaganiem - Raz już to zrobiłeś, pamiętasz? - zadaje mu coraz większy ból - To nie stanowi dla ciebie problemu, udowodniłeś to kilkukrotnie. Ja, twój brat, ludzie, rodzina! - wyliczam na palcach - jesteśmy dla ciebie tak ważni, że ilekroć coś się dzieje, odwracasz się i odchodzisz. Chciałeś mnie chronić? .. - dopytuje zdziwiona, jakbym w to nie wierzyła - Jedyną osobą, która kiedykolwiek mnie zraniła, jesteś Ty Alessandro!!
- Jak miałem kazać ci odejść, jak wryłaś mi się tutaj! - z całej siły wbija swojego palca w pierś - Zastanowiłaś się nad tym chociaż przez chwilę?! Myślisz, że nie chciałem? - dopytuje, zaciskając dłoń w pięść - Chciałem, oczywiście, że chciałem to zrobić. Ale wiesz co? - zagryzam dolną wargę, kiedy tak na mnie patrzy - Było już na to za późno! - wyznaje głośno, tak aby zyskać pewność, że usłyszę - Tak, jestem egoistą!, proszę bardzo, możesz tak myśleć - rozkłada dłonie na boki, jakby chciał mi się pokazać - Ale wiesz co, pierwszy raz dopuściłem do siebie myśl, że mogę żyć inaczej. Z tobą - dodaje po chwili - Dlatego twoje bezpieczeństwo było i jest moim priorytetem. Jeśli to dla ciebie przejaw egoizmu, to trudno Tatum.
- Ze mną? - szepcze, nie mogąc w to uwierzyć - To ja chciałam być z tobą, przy tobie. Bez względu na wszystko, trzymać Twoją dłoń! Tego właśnie chciałam - mówię szczerze, nie spuszczając wzroku z jego twarzy - Czy to zapewniłoby mi bezpieczeństwo? - dopytuje, choć obydwoje znamy odpowiedź. Alessandro ślepo się we mnie wpatruje. Nie odpowiada, ani nie wykonuje żadnego ruchu - Odpowiem ci. NIE - Akcentuje ostatnie słowo - Twoje życie nie jest bezpieczne. Ty sam jesteś niebezpieczny - wskazuje na niego palcem, po czym biorę głęboki oddech - Więc jeśli chcesz żebym się nie mieszała, jeśli chcesz zapewnić mi bezpieczeństwo - zaciskam swoje usta i przygryzam wargę, z której zaczyna sączyć się krew. Tym razem ból mi nie pomaga. Z moich oczu, strumieniami zaczynają wypływać łzy. Podciągam nosem i słysząc jak moje serce rozpada się na miliard kawałków, mówię - .. to zostaw mnie w spokoju ... Zniknij - szepcze, chociaż odnoszę wrażenie, że głos nie wydobył się z mojego gardła i tylko z ust odczytał co chciałam by usłyszał.
- O czym Ty mówisz Tatum? - kręci głową, marszcząc brwi - Gdzie chcesz odchodzić? Wróciłem, rozwiązałem nasze problemy..
- To twój świat jest naszym problemem! - czy on naprawdę tego nie widz? Mam do niego żal, że mnie od siebie nie odsunął, ale jeszcze większy żal czuję do siebie. Bo ja również mogłam to zrobić. Popełniliśmy błąd, za który, by się uratować, zapłacimy najwyższą cenę - Jutro znów coś się stanie, ktoś będzie Ci groził, inni zaczną strzelać - tymi słowami staram się siebie przekonać, ponieważ widok jego rozbitego ciała, powala mnie na łopatki. W tej chwili połowa mnie chcę to zakończyć, natomiast druga połowa, pragnie rzucić mu się w ramiona - Zostawiłeś mnie - chlipię, kolejny raz przypominając sobie, że to on pierwszy z nas zrezygnował - Nie zniosę tego trzeci raz, a nie dasz mi gwarancji, że znów tego nie zrobisz. A nawet jeśli dasz, to trzeci raz Ci nie uwierzę
- Nie pozwolę Ci odejść - zapewnia
- Nie zamierzam pytać Cię o pozwolenie. To nie mój świat. Próbowałam uczynić go swoim, ale to niemożliwe - szepcze - Jest twój...
Patrzy na mnie osłupiały i w końcu cicho prycha pod nosem.
- Szkoda, że nie zastanowiłaś się, że może on też nie jest mój - unosi głowę do góry i zbliża się do mnie - Tak naprawdę niczym się od siebie nie różnimy Tatum. Obydwoje jak to ujęłaś próbowaliśmy uczynić ten świat naszym ..
- Tobie się udało - dopowiadam, kiedy staje przede mną
- Bo nie miałem wyjścia - odpowiada napiętym głosem - Dziękuje za tą próbę - rozchylam wargi, kiedy jego oczy zaczynają się szklić - Ale nigdy nie chciałem, żebyś musiała próbować. Myślałem, że "miłość" to wystarczający powód żeby nie musieć próbować przy kimś trwać, widocznie nie kochałaś mnie tak jak o tym mówiłaś ...
- Już nie chcę Cię kochać - szybciej mówię, niż mam okazję pomyśleć. Moja dłoń drga, chcąc zasłonić usta, jednak zabraniam jej tego robić. Ale wciąż to robię - dodaje w myślach.
Dotarliśmy do beznadziejnego miejsca i nawet teraz nie potrafimy się zrozumieć. Jego oczy wpatrują się w moje, jakby chciały mnie dobrze zapamiętać.
W końcu mruga.
- Zatem zwalniam Cię z tego obowiązku - odwraca się, jednak zanim to robi, mogę dostrzec łzy, którym nie pozwolił popłynąć. Oznaka tego, że naprawdę byłam ważną częścią jego.
Znów do moich uszu dociera trzask wyjściowych drzwi.
I znów wszystko było bez niego, choć w sercu wciąż był on.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top