Rozdział 2
Nie łatwo mi przyznać, że przez większość dni nie poznaję siebie. Ciągle pamiętam tę dziewczynę... Nie jest idealna, ale się stara. Jest dobra, ale zdarza się jej kłamać, jest na dnie, ale nie poprosi o pomoc. Wiem, że oddałabym to wszystko, za szansę by zacząć od nowa i zmienić zakończenie lub dwa dla dziewczyny, którą znałam. Która zostałaby zraniona ale nauczyłaby się jak być silniejszą, kiedy się potłucze. A potem byłaby wystraszona życia, które jest w niej. Stającego się silniejszym z dnia na dzień. Aż wreszcie by się jej przypomniało, aby trochę powalczyć .. Aby przywrócić ogień w jej oczach, który zniknął, ale kiedyś był mój ...
Tatum
Kroczę wąskim, ciemnym korytarzem zaraz za Amirem, którego sylwetka skutecznie zasłania mi jakikolwiek możliwy dopływ światła. Uważnie omijam pieprzącą się przy ścianie parę, w rezultacie potykając się o karton ze szkłem. Na szczęście smukłe ramiona chłopaka ratują mnie przed upadkiem i po chwili oboje docieramy w miejsce, którego ściany znałam niemal na pamięć.
- Panie mają pierwszeństwo - wyciąga jedną ze swoich strzykawek, a ja niemal wyrywam mu ją z dłoni - .. tylko nie bierz całego, to za dużo - tłumaczy, a ja pośpiesznie kiwam głową nie zwracając na niego uwagi i pozbywam się swojej czarnej, skórzanej kurtki. Moje dłonie zaczynają się trząść, a serce gwałtownie przyśpiesza, kiedy przykładam zimną igłę do swojej ręki. Czuje mrowienie w całym swoim ciele, które pragnie poczuć ulgę. Wypuszczam powietrzę i wbija strzykawkę w to samo miejsce co zwykle, czując jak moje ciało zaczyna się uspokajać. Mój oddech staję się spokojniejszy, dłonie nie żyją już swoim życiem, a głowa staje się kompletnie pozbawiona wspomnień.
- Tatum wystarczy - słyszę szorstki głos Amira, który potrząsa moim drugim ramieniem. Jeszcze tylko troszkę do cholery .. . Zamykam swoje oczy i powoli zaczynam odpływać do krainy, w której byłam szczęśliwa i bezpieczna jak nigdzie indziej - .. powiedziałem dość do cholery ! - jednym ruchem wyciąga strzykawkę z mojej dłoni, a ja spoglądam na niego z istnym mordem w oczach. Nienawidzę ludzi, którzy mówią mi jak powinnam postępować.
- Pieprzony, drętwy dupek ! - podnoszę z ziemi swoją kurtkę i próbuję ubrać ją na swoje ramiona, ale jest to trudniejsze niż się spodziewałam. Amir wyciąga dla siebie swoją dawkę, a ja głośno przełykam ślinę, wpatrując się w szklaną fiolkę. Mój organizm domaga się kolejnej dawki, ale wiem, że ten dupek mi jej nie da, a nie zamierzam go o nic błagać.
- Chcesz przedawkować ?! - dopytuje mocno wkurzony i sam wbija igłę w swoją bladą skórę. Podnoszę swój wzrok i wpatruję się w jego załzawione oczy.
- Nie Twój zasrany interes 1 - odpowiadam i ponownie kieruję się w stronę głównej sali. Szybko lokalizuję Iana, który trzyma na swoich kolanach Ashley i mocno zaciąga się papierosem. W lokalu było jak zwykle tłoczno i gwarno, a muzyka wprawiała wszystkich w dobre nastroje, co niemal udzieliło się także mnie.
- I jak było ? - dopytuje Ash, podnosząc do swoich ust kufel z malinowym piwem. Dziewczyna jak zwykle wyglądała bajecznie, a jej długie czerwone paznokcie musiały dawać się we znaki jej chłopakowi.
- Amir to dupek - wzdycham i sięgam po fajkę, którą oferuje mi Jackson, współlokator naszej trójki - .. dzięki.
- Może jestem dupkiem, ale przynajmniej nie jestem idiotką bez hamulców - słyszę za sobą jego głos i posyłam w jego stronę promienny uśmiech. Chłopak podchodzi do mnie tak blisko, że dzieli nas od siebie zaledwie kilka centymetrów. Mocno zaciągam się dymem tylko po to, by po chwili wypuścić go wprost w jego pełne usta. Amir przymyka swoje oczy i składa szybki pocałunek na moich wargach. Pieprzony cwaniak. Wie, że tego nie znoszę.
- Idziemy mała buntowniczko ? - zakłada swoją rękę na moim ramieniu i szepcze do mojego ucha rzeczy, które chce ze mną zrobić. Wywracam oczami w stronę Ashley, która stara się pohamować śmiech, domyślając się jakie pierdoły teraz słyszę. Następnie szybko gaszę fajkę w popielniczce i razem z Amirem kieruję się do wyjścia z pubu. Był całkiem znośny w łóżku, a do tego dawał mi darmowy towar. Może mniej niż bym chciała i potrzebowała, ale dla mnie liczyło się tylko to, że był za free.
Do jego mieszkania, które było niewiele większe od kawalerki docieramy zaledwie dziesięć minut później. Od razu kieruję się do sypialni, w której mieściło się jedynie cholernie niewygodne łóżko i jedna mała szafka. Zaczynam pozbywać się swoich czarnych szortów i koronkowej bluzki w tym samym kolorze. Kiedy się odwracam, mój wzrok ląduje na sztywnym kutasie Amira, który szybkim ruchem pozbywa się koszulki, będącej ostatnią częścią jego garderoby. Uśmiecha się do mnie i w zaledwie dwóch krokach pokonuje dystans jak nas dzieli.
- Weź go - mówi twardo, rzucając mi wyzwanie. Przygryzam swoją dolną wargę, tak aby nie roześmiać mu się w twarz. Pieprzony idiota.
- Spierdalaj drętwy dupku - Amir uśmiecha się leniwie i przyciąga moje ciało do swojego. Pochyla się i bierze w swoje usta jeden z moich sterczących sutków. Odchylam swoją głowę do tyłu i cicho jęczę, kiedy z wyjątkową starannością zajmuje się drugim. Chwytam za jego włosy i już mam pociągnąć za jego blond końcówki, ale na szczęście w porę się powstrzymuję. Amir chwyta w dłonie moje pośladki i podnosi mnie z ziemi. Oplatam jego wąską talię swoimi stopami, a on z całej siły rzuca moje ciało na łóżko.
- O co prosi mała buntowniczka ?- uśmiecha się. Następnie odsuwa jedną z szuflad wyciągając prezerwatywę.
- Zamknij się i nie nazywaj mnie tak - syczę. Nim zdążam się poruszyć, jego smukle ciało przykrywa moje. Chłopak spogląda w moje na wpół przymknięte oczy i jednym ruchem rozrywa moje czarne rajstopy. Składa pocałunek na mojej bieliźnie, kiedy ja unoszę swoje nogi pomagając mu się jej pozbyć. Czuję jak jego dłoń powoli przesuwa się od kostki i wędruje coraz wyżej, muskając moją skórę. Przygryzam swoją wargę i chwytam dłońmi jego głupią gębę. Chłopak wpatruję się we mnie z kretyńskim wyrazem twarzy, co jeszcze bardziej zaczyna mnie drażnić.
- Zerżnij mnie, bo zaraz stracę zainteresowanie. Ma nie być romantycznie ! - puszczam jego twarz, a ta wykonuje niekontrolowane przez niego poruszenie. W końcu jednym mocnym ruchem rozsuwa moje uda i układa się pośrodku nich.
- Gotowa ? - pyta oblizując swoje spierzchnięte usta. Lubiłam go, ale za dużo mówił, co doprowadzało mnie do obłędu.
- Zrób to do cholery ! - kiedy te słowa opuszczają moje usta, czuję jak jego kutas jednym szybkim ruchem wsuwa się we mnie. Z całej siły przygryzam swoją wargę i staram się zapanować nad ciałem, które cierpi, kiedy chłopak zaczyna coraz szybciej się poruszać. Kochałam tą formę bólu, choć nie byłam do niej przyzwyczajona. Było w tym coś nienormalnego tak samo jak we mnie. Kochałam ból. Kochałam go czuć, szczególnie wtedy, kiedy nad nim nie panowałam. Pożądałam go kiedy byłam smutna, szczęśliwa, rozdrażniona, zdenerwowana, a szczególnie wtedy, kiedy czułam za plecami JEGO obecność. Kiedy przejmował moje myśli i znów mieszał mi w głowie.
Rano budzę się z potwornym bólem głowy i tym cholernym piskiem, który jest nie do zniesienia. Przecieram swoje zaspane oczy, które nie potrafią przyzwyczaić się do panującej jasności w pokoju. Spoglądam na chłopaka śpiącego obok mnie, a następnie siadam na łóżku i chwytając z podłogi stanik, zapinam go. Ubiera swoje majtki i resztę ciuchów z wyjątkiem rajstop, które ten dureń mi podarł. Obiecuję sobie, że mi je odkupi, kiedy mój wzrok natrafia na szafkę stojącą obok łóżka. Podchodzę do niej i z opakowania wyciągam dwie fajki, wkładając jedną między swoje rozchylone usta. Nie potrafię powstrzymać się i szybko odsuwa każdą z jego szufla, jednak nic ciekawego w nich nie znajduje. Trudno, na tę chwilę papierosy będą musiały mi wystarczyć. Czuję jak moje mięśnie zaczynają delikatnie drgać, a brzuch prosi się o jego opróżnienie.
- Nie teraz kurwa - syczę pod nosem i kieruję się do wyjścia. Szybko zbiegam ze schodów i po chwili stawiam swoje stopy na betonowym chodniku. Sięgam po zapalniczkę, którą zawszę noszę w tylnej kieszonce spodni i zapalam papierosa, który jak zwykle uspokaja całe moje ciało. Spoglądam na zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku i szybko przyśpieszam kroku, aby zdążyć na metro. Potrącam jakiegoś mężczyznę, który spogląda na mnie z obrzydzeniem, co ponownie wyprowadza mnie z równowagi i mam ochotę go uderzyć. Gdyby nie papieros, na pewno bym się nie powstrzymała. W dodatku znów mam to głupie wrażenie, że ktoś za mną chodzi. Odwracam się kilkukrotnie i niemal zaczynam biec, bojąc się, że przeszłość nareszcie zaczyna mnie dopadać. Zaciskam swoją dłoń w pięść i oddycham z ulgą czując jak paznokcie mocno wbijają się w moją poranioną skórę. Kiedy w końcu docieram na dworzec, okazuje się, że metro spóźni się o kilka minut. Prycham pod nosem, wkładając jedną ze swoich dłoni do torebki. Uspokajam się dopiero wtedy, kiedy między moimi wargami pojawia się kolejny papieros. Mocno zaciągam się dymem, ale nie jest on w stanie powstrzymać mojego ciała przed drganiem.
- Tutaj nie można palić - odwracam się na skrzeczący głos, który rozbrzmiewa za moimi plecami i dostrzegam starszą panią o lasce, której mina mówi mi więcej niż bym chciała. Rozglądam się dookoła i zadowolona ponownie na nią spoglądam.
- A gdzie to jest napisane ? - uśmiecham się i ponownie zaciągam.
- Zero szacunku dla starczych osób - oburza się i wymachuje swoją drewnianą laską.
- Ciekawe, że tylko takim starym jędzom jak Pani, zawsze wszystko przeszkadza .. - mówię pod nosem.
- Przepraszam ? - wybałusza na mnie swoje oczy
- Bo jest za co - przyznaje jej rację sztucznie się uśmiechając i gaszę peta o stojący obok kosz na śmieci. Nie słyszę co kobieta ma mi jeszcze do powiedzeni, ponieważ w tym momencie przyjeżdża moje wybawienie, do którego pośpiesznie wchodzę.
Czuje jak moje serca zaczyna szaleć, kiedy postanawiam pokonać odległość od przystanka do naszego mieszkania biegnąć. Moja pieprzona, fatalna kondycja w końcu daje o sobie znać. Opieram swoje dłonie na kolanach i biorę kilka głębokich wdechów. Odwracam się i ponownie zauważam mężczyznę z czapką i kapturem na głowie oraz okularami na oczach. Czuję jak moje ręce zaczynają się pocić. Szybo odwracam od niego swój wzrok i kieruję się w stronę swojej kamienicy. To nie są moje pieprzone zwidy, czy halucynację. Naprawdę jakiś kretyn za mną chodzi.
Niemal wbiegam do swojego mieszkania, w którym na moje szczęście nikt się nie znajduje, albo każdy jeszcze śpi. Szybko kieruję się w stronę łazienki i dokładnie sprawdzam czy zamknęłam drzwi. Kiedy mam pewność, że nikt tutaj nie wejdzie, siadam na podłodze i jednym ruchem przechylam torebkę do góry nogami, w efekcie wysypując z niej wszystkie rzeczy. Trzęsącymi dłońmi zaczynam poszukiwania tej cholernej prostokątnej blaszki. Wiem, że gdzieś tutaj jest. Zawsze mam ją przy sobie. W końcu łapię ją w swoje dłonie i przykładam do bladego nadgarstka. Zamykam swoje oczy i bez zastanowienia przejeżdżam po swojej skórze, niemal od razu czując ulgę. Otwieram swoje oczy, które obojętnie przyglądają się krwi, jaka spływa z mojej skóry, w efekcie brudząc białe kafelki.
- Kto tam jest ? .. - słyszę mocne dobijanie się do drzwi - .. otwierać, muszę się odlać !! - Moje serce w jednej chwili ponownie zaczyna obijać się o żebra, powodując mój płytki oddech.
- Jackson jestem g-goła - jąkam się i w mgnieniu oka podnoszę się z ziemi, odkręcając wodę pod prysznicem.
- Więc się zasłoń i mnie wpuść ! - krzyczy. Szybko otwieram szafkę i wyjmuję z niej ręcznik. Zaczynam wycierać płytki, ale krew tylko bardziej się rozmazuje i wcale nie pomaga to, że mój nadgarstek wciąż nieprzeciętnie krwawi.
- Nie mogę do cholery !! ... - przecieram drżącymi dłońmi swoją twarz - .. jestem pod prysznicem - wkładam swoją dłoń pod zimny strumień wody i modlę się aby przestała tak cholernie krwawić.
- Wisisz mi piwo ! - upadam na podłogę i oddycham z ulgą, słysząc jak się oddala. Przykładam swoją dłoń do klatki piersiowej i z całych sił staram się uspokoić.
Mija 20 minut zanim doprowadzam łazienkę do stanu sprzed mojej wizyty w niej i nie zwracając uwagi na nikogo, kieruję się do swojej sypialni. Zamykam jej drzwi na klucz i powoli opierając się o nie, zsuwam się w dół. Moje dłonie zaczynają się trząść, a w oczach pojawiają się tak dawno tam niegoszczące łzy.
Życie zostawiło nas w tyle dawno temu i zostawiało jeszcze dalej z każdym mijającym dniem. Jeśli to byli jego ludzie, to dlaczego tak postępował ? Nie chciałam tego i nie chciałam już jego. Był mi tak samo potrzebny jak dziwce majtki. Nauczyłam się żyć bez niego. Na nowo i tylko ja wiedziałam jak wiele mnie to kosztowało, by choć na kilka minut dziennie móc o nim zapomnieć. Jak cholernie trudno było mi nauczyć się bez niego oddychać i jak wytrwale dążyłam do tego by móc go znienawidzić. Udało mi się. Nienawidziłam go tak samo jak kiedyś kochałam. Całym swoim zdradzieckim sercem.
Wbijam swoje paznokcie w głowę, opuszkami palców starając się rozmasować ból jaki nią zawładnął. To na nic. Szybko podrywam się na równe nogi i wyciągam z ostatniej szuflady swojej komody, malutkie sreberko. Rozedrgane dłonie skutecznie utrudniają mi jego odwinięcie, ale w końcu mi się to udaje. Wciągam biały proszek, który wywołuje moje krztuszenie się i układam swoje ciało na niewielkim łóżku stojącym w rogu pokoju. Po chwili na moich ustach gość wielki uśmiech, a ja zwijam się ze szczęścia i próbuję zatkać swoje usta poduszką, aby nikt nie usłyszał w jak dobrym stanie się znajduję. Nagle posiadam wszystko i nie znam uczucia nawet najmniejszej straty. Wyciągam swoje dłonie i staram się dotknąć ptaków, które latają nad moją głową, wolne i szczęśliwe.
- W tych spodniach na pewno nabawisz się sinych jaj - wchodzę do kuchni, w której znajdują się moi wszyscy współlokatorzy i wskazuję na kroczę Jacksona.
- Nabawię się ich przez to co na siebie włożyłaś - wzdycha, dokładnie mierząc wzrokiem moje ciało. Podchodzę do niego i nachylając się w jego stronę, wyciągam z jego ust papierosa. Raz się nim zaciągam i szybko mu oddaje. Chłopak nie spogląda w moje oczy, tylko na biust, który niemal cały się mu pokazuje.
- Czuć napięcie seksualne między waszą dwóją - żartuję Ashley
- Myślę, że powinniśmy z tym coś zrobić - puszcza oczko w moją stronę Jackson
- Wtedy musiałbyś sobie poszukać nowego dilera, bo Amir by Ci tego nie darował - wtrąca Ian
- Amir nie ma nic do gadania .. - zajmuję miejsce obok wysokiego bruneta, o takim samym kolorze oczu jak mój - .. nie mamy siebie na wyłączność. Czasem się pieprzmy, ale zaczyna mnie wkurzać .. - nagle wybucham gromkim śmiechem, a cała trójka ze zdziwieniem mi się przygląda - .. pieprzony sztywniak .. - czkam, czym sama się zaskakuje
- Tatum, brałaś coś ? - pyta niepewnie Ash i chwyta moje dłonie. Ponownie wybucham śmiechem, choć ten jest nieco cichszy. Ash czasami zachowywała się jak moja matka, a była starsza ode mnie o zaledwie cztery lata.
- Tylko t-troszkę .. - pokazuje na palcach - .. nie patrzcie tak na mnie .. - rozkładam swoje dłonie w efekcie uderzając Jacksona w szczękę .. - zwijam się w pół i zaczynam głośno rechotać. Po chwili dołącza do mnie Ian, który przybija mi piątkę, a Ash mocno szturcha go w ramię - .. musiałam się jakoś rozgrzać przed imprezą .. - zaczynam tłumaczyć
- Na którą nie powinnaś iść w takim stanie - przerywam mi blondynka
- Nie baw się w Amira, Ash.. - wskazuję na nią palcem - .. to nudziarz
- Tatum ostatnio przesadzasz - karci mnie, sięgając po mleko z lodówki
- Dobrze się bawię, też powinniście czasem spróbować .. - mówię pod nosem, ale wiem, że mnie słyszą - .. po zatem panuję nad tym .. - unoszę swoje dwa palce ku górze - .. przysięgam - uśmiecham się w jej kierunku
- Będę miał na nią oko - zapewnia Jackson.
- Moja osobista niańka, która sama nie tak dawno korzystała z usług szpitala ... - marszczę swoje czoło i podpieram swoją ciężką głowę na dłoni.
Dwie godziny później docieramy do mieszkania naszych znajomych, w którym jest niezła impreza. Niemal od razu kieruję się do kuchni i sięgam po jedno z wielu piw, stojących na stole. Odwracam się, przeszukując każdą szufladę, mając nadzieję na to, że w którejś z nich natknę się na otwieracz. Butelki można było postawić w widocznym miejscu, ale na co komu otwieracz do cholery ?! Banda niczego nierozumiejących debili.
- Możesz się przesunąć paniusiu ? - pytam dziewczyny o niebotycznie wielkich ustach, która opiera swoje plastikowe ciało o szafki kuchenne.
- Jak mnie nazwałaś ? - oburza się, odwracając swoją zmalowaną twarz w moją stronę. Wygląda jak abstrakcyjny obraz, którego nikt nie chce mieć w swoim posiadaniu.
- Następna głucha .. - szepcze pod nosem i po chwili, choć wcale tego nie chce, na nią spoglądam - .. przesuń tą plastikową dupę !! - wydzieram się do jej uch i niemal od razu wybucham śmiechem. Jej mina jest bezcenna i to właśnie dla takich chwil warto żyć na tym pierdolniku.
- Ty pieprzona mała..
- Wystarczy ! - odwracam się na dźwięk głosu Amira, który przyciąga mnie do swojego ciała. Chyba nie chciał jej pobić, albo co gorsza jej chłopaka, który był 10 razy większy od tego chucherka, które tańczyło na wietrze bez najmniejszej kontroli. Zatykam swoje usta, starając się powstrzymać śmiech, wyobrażając sobie to jak próbuje pobić tego goryla, który również przyciąga plastik do swojego boku.
- Zajmij się swoją dziewczyną. Niech lepiej trzyma język za zębami - zwraca się do Amira, który kiwa głową. Pieprzony tchórz.
- Ja tu jestem parszywy gnojku .. - wyrywam się z objęć Amira, co wcale nie jest trudne i podchodzę do goryla - .. znam takich jak Ty. Mocni w gębie, pieprzeni władcy, którzy myślą, że wszystko mogą ..
- Tatum wystarczy .. - sylwetka Jacksona odcina mi dostęp do tego wstrętnego faceta. Jego oczy ciskają we mnie piorunami, a ja nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widziała go w takim stanie.
- Dobra ! .. - krzyczę unosząc dłonie w geście kapitulacji - .. możesz teraz mnie puścić ?! - Jackson spogląda na mnie wykończonym wzrokiem i odsuwa się na kilka kroków. Chwytam piwo, które kilka minut temu musiałam pozostawić samemu sobie i odsuwam szufladę, którą zasłaniała tamta plastikowa szantrapa.
- Tyle zamieszania, a chodziło tylko o pieprzony otwieracz - wzdycham i wlewam piwo do swojego gardła
- Zostanę z nią - mówi Amir, co pozwala Jacksonowi odejść. Marszczę swoje czoło i niechętnie odrywam się od butelki.
- Za kogo ty się masz do cholery ?! - Boże jak wszyscy mężczyźni działali mi na nerwy. Pieprzeni samce alfa się znaleźli. Zostanie ze mną, a co przepraszam, mnie trzeba niańczyć ?
- Tatum przeginasz .. - posyła w moją stronę groźny wzrok, no przynajmniej tak mu się wydaje. Groźny. On nawet nie znał znaczenia tego słowa. Jeśli chciał to mogłam mu wskazać osobę, do której powinien udać się na korepetycję ...
- Zostaw mnie w spokoju !! Pieprzony gangster, który zawsze ma racje !!
- O czym Ty do cholery mówisz ?! - dziwi się i chwyta oba moje ramiona, mocno nimi potrząsając. Mrugam kilkukrotnie i dopiero po chwili dostrzegam, że to nie diabeł stoi przede mną, tylko zwykły, gówniany Amir.
- Zostaw mnie w spokoju, nie potrafisz zrozumieć tego co do Ciebie mówię. Mam Ci to narysować ?! - wymijam go, kierując się w stronę salonu. Jeśli myślał, że między nami może cokolwiek być, co byłoby prawdziwe, to jest głupi i naiwny. Staję w kącie i wpatruję się w stół, na którym ludzie grają w beer pong'a. Jakby sami nie mogli się napić tego co chcą i ile chcą.
Ten dureń nie miał do mnie żadnych praw, a zachowywał się jakby był moim chłopakiem. Nie miałam problemu z narkotykami, ani z niczym innym. Mogłam przestać brać, kiedy tylko chciałam. Problem w tym, że nie chciałam i nie znosiłam tego, gdy ktoś mówił mi co powinnam robić. Nie było już naiwnej Tatum, która bała się odezwać i robiła to czego oczekiwali od niej inni. Dlaczego nikt nie potrafił tego pojąć ?! Otaczałam się bandą idiotów, którzy w ogóle mnie nie rozumieli. Po tym czego doświadczyłam, to było normalne, że musiałam czasami odreagować, ale to wcale nie oznaczało, że nad tym nie panowałam do cholery !
- Tutaj jest nasza księżniczka .. - przede mną niespodziewanie pojawia się średniego wzrostu mężczyzna, który proponuje mi jednego ze swoich papierosów. Bez zastanowienia sięgam po fajkę i wkładam między swoje wargi, a on ją podpala.
- Dzięki - odpowiadam i bacznie zaczynam mu się przyglądać. Jego skóra jest bardzo blada, a dłonie wysuszone i pokryte gęsią skórką. Na czole widnieją krople potu, które szybko ociera i delikatnie zatacza się do tyłu.
- Wszystko w porządku ? - dopytuje, widząc jak chłopak ledwo co stoi na nogach
- W jak najlepszym .. - uśmiecha się - .. widziałaś, że w końcu wyrosły mi skrzydła ? - wskazuje na swoje plecy. Unoszę brwi do góry, bo gościu ewidentnie ma halucynację i powinien dawno opuścić tą imprezę. Podciąga nosem i opiera swoje ciało o ścianę za nim.
- Sam tutaj przyszedłeś ? - dopytuje, rozglądając się za jakąkolwiek osobą, która go szuka
- Przyleciałeś - poprawia mnie
- Aaa,... tak jasne, przyleciałeś - poprawiam się, grając w jego grę
- Zostałem wybrany, żeby chronić ludzi takich jak Ty
- Takich jak ja ? - dziwie się - niby w jaki sposób ? - ta rozmowa naprawdę zaczynała mnie bawić
- Pokaże Ci .. - obwieszcza zadowolony i szybko odrywa się od ściany. Nim jestem w stanie zrozumieć co chce zrobić, jest już za późno bym mogła go powstrzymać. Nagle muzyka cichnie, a wszyscy milkną, wpatrując się w otwarte okno. Przez moje ciało przechodzi zimny dreszcz, który na chwilę zamraża każdy centymetr mojego ciała, tylko po to, aby później wprawić je w silne dreszcze. Moje dłonie mocno zaczynają się trząść, a kolana miękną, bo znów przeze mnie zginął niewinny człowiek. Spoglądam na podłogę pod swoimi stopami i znów widzę jak ją zalewa krew, brudząc moje ubranie. Szum i panika jaka panuje w mieszkaniu jest dla mnie tak odległa, jakby odgrywała się w innym miejscu.
- Tatum, chodź - czuję smukłe dłonie Ash, która ciągnie mnie w stronę drzwi.
- Tatum rusz się, zaraz będą tu psy ! - spoglądam na zmartwiony wyraz twarzy Iana.
- Wszyscy przeze mnie giną ... - przykładam dłoń do swoich ust i staram się powstrzymać szloch. Mocno kręcę głową, starając się wyrzucić z niej wszystkie wspomnienia, które znów mnie nawiedzają. Czy już nigdy się ich nie pozbędę ?
Nie wiem jak znajduję się w mieszkaniu i swojej sypialni. Nie potrafię zrozumieć tego co się tam stało i jak mogłam tego nie powstrzymać. Nagle wszystkie wspomnienia zaczynają zalewać moją głowę. Widzę Emily, która krzyczy bym jej pomogła, a ja nie mogę się ruszyć z miejsca. Znów znajduje się w tej przeklętej piwnicy, a on nie przychodzi by mi pomóc. Słyszę każde jego słowo, które rani moje serce bardziej niż cokolwiek innego. Przypominam sobie wypadek, z którego ledwo co wyszłam z życiem, a którego do tej pory nie pamiętałam. Moje oczy zachodzą łzami, kiedy przypominam sobie to wszystko, co do tej pory nawiedzało mnie tylko w koszmarach. Przypominam sobie jego twarz i ciało, które do mnie nie podeszło i nie objęło mnie, kiedy jeszcze miałam duszę i czułam w niej zimno. I nie starał się mnie ocalić przed samotnością. Zamiast tego wyrzucił ze swojego życia jak starą, niepotrzebną rzecz, która mu się znudziła. A ja wciąż wiedziałam, że gdybym nigdy go nie spotkała. Nie poznała. Nawet, gdyby nigdy nie istniał taki człowiek jak Alessandro Argentero. Gdybym nie była w stanie go zobaczyć i poczuć. Wymyśliłabym go. Dokładnie takiego samego. Z zaletami i tymi wszystkimi pieprzonymi wadami. Sięgam do swojej lampki, która znajdowała się obok mojego łóżka i jak co noc, zasypiam tak samo. Z zapalonym światłem na wypadek gdyby wrócić chciał człowiek, którego uczyłam się nienawidzić.
Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że on naprawdę kiedyś wróci ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top