Rozdział 13

Wszystkie znaki wydają się mówić że ta miłość jest stracona, ale nie chcę się jeszcze poddać, bo... Może mógłbyś zostać trochę dłużej, ja mogłabym postarać się trochę bardziej ? To mogłoby zadziałać, albo może powinniśmy przestać udawać ? Oboje wiemy, że ranimy się. Może pora odejść ? Czy coś zmieniło się w Twoim sercu ?, Czy możemy wrócić do początku ? Może pora odejść, a może by jednak nam się udało ? ...

Tatum

Wkładam papierosa między swoje spierzchnięte wargi, siłując się z drzwiami balkonowymi, które łatwo nie dają się otworzyć. Dziś słońce nie jest tak mocne jak w dniach poprzednich, ale mimo to, kiedy tylko stawiam swoje stopy na balkonie, zalewa mnie fala gorąca. Niedbale rzucam ostatnią paczkę swoich papierosów na stolik i podążam w stronę balustrady. W chwili, w której zaciągam się cygarem, żółty samochód cabrio wjeżdża na posesję. Wytężam swój wzrok i po chwili zauważam uśmiechniętą twarz Lorenzo, który najprawdopodobniej dopiero wraca do domu po nocy pełnej uniesień. Albo był człowiekiem niemiejącym żadnych problemów, albo wręcz przeciwnie. Miał tak wielkie kłopoty, że nie umiał sobie z nimi poradzić. Zawsze pozytywnie nastawiony do życia, pełen szczeniackiej radości, lekkoduch, dla którego niemożliwe nie istnieje. Zazdrościłam mu tego. Nigdy nie byłam osobą, która z uśmiechem na ustach szła przez życie, dodatkowo teraz wydawało się to niemal niemożliwe do wykonania. Tymczasem on codziennie tryskał nową energią, a tej nie było końca. 

- Co tam szwagierko, widzisz coś ciekawego ?!  - z zamyślenia wyrywa mnie sielankowy głos Lorenzo. Ponownie spoglądam na ciągnący się kilka merów podjazd i dopiero po chwili dostrzegam zatrzymany na środku niego samochód. Niesamowite było to, że mogłam tu wrócić. 

- Casanovę wracającego do domu - odkrzykuje, strzepując nadmiar popiołu z papierosa na posadzkę

- Mam nadzieję, że chociaż jest przystojny 

- Byłby bardziej, gdyby od czasu do czasu się zamknął - droczę się z nim, w duchu przyznając, że to moja jedyna rozrywka tutaj. Lorenzo otwiera swoje usta, ale zanim rzuca w moją stronę jakąś błyskotliwą ripostę, czuję jak ktoś wyciąga z między moich palców cygara. 

- Co jest .. - odwracam się w stronę intruza. Oczywiście mogłam się tego spodziewać. Moim oczom ukazuje się sylwetka Alessandro, który przygląda mi się z dominującym wyrazem twarzy. Przechyla swoją głowę i podchodząc do balustrady, gasi mojego przyjaciela. Moja krew jak na zawołanie zaczyna się gotować - .. co ty sobie wyobrażasz ... 

- Nie masz pojęcia - uśmiecha się łobuzersko, dając mi do zrozumienia co chodzi mu po głowie. Mam nadzieję, że to chce mi powiedzieć, bo jeśli nie, to nie znajduje wytłumaczenia dla swoich pędzących myśli - .. przyszedłem wziąć  Cię na śniadanie - oznajmia najzwyczajniej w świecie

- Nie jadam śniadań.. 

- Ale masz zmienić złe przyzwyczajenia, a ja zamierzam Ci w tym pomóc 

- Dlaczego jesteś taki nudny ? - dziwie się, opierając swoje biodro o balustradę

- Dlaczego jesteś taka uparta ? - odbija piłeczkę 

- Bo denerwowanie Ciebie, sprawia mi przyjemność ? - pytam retorycznie, po czym posyłam w jego stronę wymuszony uśmiech. On natomiast odpłaca mi najbardziej szczerym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam na jego ustach. I jak miałam go niby zrozumieć ?

- Rekwiruje to - chwyta paczkę moich papierosów, następnie potrząsa nią i zmierza w stronę pokoju. Ja natomiast obrażam jego osobę w swoim myślach. Nie potrafiłam zdecydować czego chciałam. Chyba pragnęłam wyrwać się z nałogu w jaki wpadłam, ale nie miałam pojęcia, czy stara Tatum jeszcze we mnie tkwiła - Idziesz ? - Kiedy podnoszę swój wzrok natrafiam na twarz Alessandro, która jak zwykle nie pokazuje żadnych emocji. Niechętnie odrywam się od balustrady i podążam za nim. Wciąż miał w sobie to coś, czym mnie zdobył. Był magnetyczny, a ja nie wiedziałam, czy chce żeby mnie do siebie przyciągał, czy odpychał. Popadałam ze skrajności w skrajność i musiałam przyznać, że nie było to dla mnie niczym nowym. 

W końcu ludzie powtarzają, że czas leczy rany. Tylko niektórych ran, nie można wyleczyć. I chyba dlatego życie jest takie zaskakujące i absorbujące. Bo cokolwiek by nie mówić, tylko silni i zdecydowani ludzie pozostają niezniszczalni i twardzi. I wciąż nasuwa się tylko to jedno pytanie. Dać się temu ponieść, zanurkować i podjąć ryzyko, że tym razem mogę utonąć ? Czy pozostać ponad to, utrzymywać się na powierzchni i nigdy nie odkryć tego co może zaoferować ocean. W tym przypadku, moim oceanem był Alessandro, a ja już w nim nurkowałam. Poznawałam go, choć teraz wydawał się być dla mnie dużo bardziej ciekawszy i jakby bardziej dostępny. 

- Gdzie jest Amelia ? - Alessandro zadaje pytanie Tish, która z kubkiem kawy w dłoniach mija nas w drzwiach prowadzących do kuchni. 

- Wyjechała do ciotki dwa dni temu - dziewczyna odpowiada, nawet na nas nie spoglądając. 

- Widać, że jesteś zorientowany. Szkoda, bo już zdążyłam nastawić się na to śniadanie - teatralnie wzdycham, wpatrując się w swoje paznokcie. 

- I będziesz je mieć - Alessandro posyła mi wyzywający uśmiech i nim zdołam się spostrzec, okrąża wyspę kuchenną, sięgając po fartuch wiszący na klamce od piekarnika. 

- Będziesz gotował ? - pytam zdumiona, odrywając się od futryny drzwi i kierując się w stronę blatu kuchennego. Alessandro zakłada na swoje muskularne ciało fartuch i rozgląda się po swoim stanowisku pracy. Musiałam przyznać, że wygląda całkiem słodko i seksownie w zamarłym fartuszku. Jego ruchy były płynne i sprawiały wrażenie, jakby zajmował się tym od zawsze, a dopiero sięgnął po pomidory i największy nóż jaki znajdował się w stojaku. 

- A Ty będziesz mi pomagać - stwierdza - .. Trzymaj - marszczę swoje czoło, kiedy mężczyzna podaje mi mały nóż i wiązkę szczypiorku 

- Mówiłam, że nie jestem głodna - powtarzam powoli. Alessandro zatrzymuje się na chwilę. Wyciera swoje dłonie w ścierkę i kiwając głową, odwraca się w stronę lodówki. 

- Będziesz jadła - zapewnia tonem głosu nieznoszącym sprzeciwu. 

- Wiesz o czym teraz myślę ? - dopytuje z uśmiechem na ustach, kiedy okrążam wyspę kuchenną i staję obok niego. Sięgam za nóż i mocno zaciskam na nim swoje palce. Nienawidziłam tego, jak ktoś mówił mi co mam robić. 

- Domyślam się - wzrusza ramionami, chwytając za jajka i miskę. Wygląda i zachowuje się dokładnie tak, jakby miał gdzieś to co do niego mówię. 

- Nie masz pojęcia .. - kiwam głową, zaczynając siekać zieloną trawę 

- Mhym ... - Alessandro wbija jajka do miski - .. Więc o czym ? - Pyta roztrzepując je widelcem i odwracając się w moją stronę. Staram się skupić na tym co robię, bo zaraz posiekam sobie palce zamiast szczypiorku. Ale czuję się jak na prochach, kiedy on znajduje się tak cholernie blisko mnie. Nagle odwracam się w jego stronę, z ostrzem wymierzonym wprost w jego serce. Oczywiście on nawet nie drgnie, bo po co ?

- Zastanawiam się gdzie wbić Ci ten nóż, żeby zabolało ? - uśmiecham się, przechylając swoją głową, co pozwala mi jeszcze lepiej widzieć jego męską szczękę. Alessandro prycha pod nosem, następnie odstawia miskę na marmurowy blat i jeszcze bardziej nachyla się nad moim ciałem. Jakby nie wystarczyło mu, że górował nade mną o dobre 30 centymetrów. 

- Doskonale radzisz sobie bez noża - mówi zachrypnięty głosem i blokuje swoje spojrzenie na moim. Wpatruje się w moje oczy z taką intensywnością, że powoli tracę oddech. Nic nie mówi, bo wcale nie jest to potrzebne. I chociaż to popieprzone, to w tej chwili czuję się tak, jakby nasze dusze świetnie sobie radziły, dogadując się lepiej niż my przez ten cały czas, który nam dano. Alessandro oblizuje swoje usta, a ja zastanawiam się czy zaraz mnie pocałuje, czy to ja rzucę się na niego. Nie czułam jego warg od tak dawna, że prawie zapomniałam jakie potrafią być uzależniające. Mimowolnie rozchylam swoje usta, czując się jakbym lewitowała dobre 10 metrów nad ziemią - .. Pomóż mi - uśmiecha się, przerywając tą podniecającą chwilę. Jak on może teraz myśleć o jedzeniu ?!

- W-w czym ? - pytam łamiącym się głosem. Alessandro odchyla swoją głowę do tyłu i chyba po raz pierwszy wybucha szczerym, głośnym śmiechem. Niech go szlak. Chyba postradałam rozum, dając mu się tak łatwo podejść. Nie wykorzystał swojej szansy, to teraz sobie poczeka zanim ponownie zechcę żeby mnie pocałował. O ile w ogóle kiedyś nastąpi ten moment. Radzę sobie bez noża ? On chyba nie chciał powiedzieć, że ja go ranię, bo to byłoby śmieszne. A może jednak nie ? Spoglądam na niego spod swoich przymrużonych oczu. 

Kończę kroić szczypiorek i awokado, po czym wycieram swoje dłonie w ścierkę kuchenną i zajmuje miejsce przy niewielkim stole, znajdującym się w kuchni. Opieram swoją brodę na dłoni i bez żadnego skrępowania przyglądam się mężczyźnie, który błyszczy w kuchni. Co jakiś czas spogląda na mnie swoim rozanielonym wzrokiem, ale wierzę w to, że bardziej ośmieszyć się już nie mogę, więc nawet nie udaję, że mu się nie przyglądam. W końcu Alessandro Argentero przyrządza dla mnie śniadanie. W prawdziwym życiu to się nie zdarza. Zastanawiam się gdzie i kiedy zdążył nauczyć się gotować. Co prawda nie miałam pojęcia jak to smakuje, ale sam proces przyrządzania wyglądał przepysznie. Liczyłam na to, że podczas podrzucania naszych omletów, przynajmniej jeden spadnie na ziemię, ale jak się domyślacie tak się nie stało. 

Stawia przed nami talerze, które wyglądają zjawiskowo i podając mi sztućce, zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Zanim zaczynamy jeść, napełnia moją szklankę pomarańczowym sokiem, natomiast do swojej wlewa wodę z cytryną. Podobno cytryna pomaga na stres, ale w jego przypadku to nie działa. Przygryzam swoją dolną wargę i bacznie mu się przyglądam, gdy kroi omleta, następnie wkładając potężny kawałek do ust. Miliony myśli biegną przez moją głowę, a w każdej jest to samo pytanie, które nawet nie wiem kiedy, opuszcza moje usta. 

- Co robiłeś przez te dwa lata ? - Czuję i słyszę jak jego ciało nieruchomieję. Staram się na niego nie patrzeć, bo inaczej wszystko mi się poplącze i nie będę w stanie poprowadzić tej rozmowy tak jakbym tego chciała. 

- Pytasz o coś konkretnego ? - Dlaczego nie może odpowiedzieć czegokolwiek, tylko zamiast tego zadaje takie beznadziejne pytanie, na które z kolei ja nie znam odpowiedzi. 

- Yyy .. nie wiem - wymachuję widelcem - .. na przykład ..  ile osób zabiłeś ? 

Od razu po zadaniu tego pytania, żałuję. Po pierwsze nie chce tego wiedzieć, a po drugie  ..

- Nie jestem płatnym zabójcom Tatum .. - tłumaczy spokojnie - ..po prostu spytaj, jak chcesz coś wiedzieć .. - radzi z lekkim uśmiechem na ustach 

- Nie chce - przeczę  jednym ruchem głowy i sięgam po swój sok

- Świetnie. W takim razie ja Cię o coś zapytam .. - mruczę coś pod nosem, a on po chwili kontynuuje - .. Spotykałaś się z kimś po mnie ? - Krztuszę się swoim sokiem, ale na szczęście szybko się ogarniam i wlepiam w niego swoje oczy. 

- Chyba nie myślisz, że co wieczór wzdychałam do Ciebie i modliłam się abyś wrócił ? - pytam kpiarsko. Choć właśnie taka była prawda, to nigdy nie zamierzałam mu się do niej przyznać. 

- Możesz odpowiedzieć na moje pytanie ? - marszczy swoje czoło i wyczekująco się na mnie gapi. Natomiast ja, jak to miałam w zwyczaju, uciekam od niego wzrokiem. 

- Tak, spotykałam się z wieloma facetami - odpowiadam. Dokładnie z jednym, a spałam z trzema, ale nie chciałam mu o tym wspominać. Nie jego sprawa. Obydwoje poszliśmy do przodu, niestety on postanowił nas zawrócić. 

- W takim razie dlaczego z żadnym z tych WIELU facetów nie ułożyłaś sobie życia ? 

Mrużę swoje oczy i biorę jeden, głęboki oddech. Bo nie miałam na to ochoty ?

- A jak Ci się wydaje ? - odkładam sztućce na talerz i przechylam głowę, wpatrując się w jego zdumioną twarz. Po chwili on robi to samo. 

- Nie wiem .. - wzrusza ramionami - .. Ty mi powiedz - mówi spokojnie. 

Bo mężczyznę takiego jak on spotyka się tylko raz w życiu ? Bo szukałam właśnie jego, w każdym człowieku, jakiego spotkałam ? Bo nigdy nie potrafiłam o nim zapomnieć ? Czy on był ślepy, do cholery ? A wystarczyło przyznać się do błędu wcześniej .. No tak, on jeszcze się do niego nie przyznał. Nie przeprosił. Myślał, że pstryknie palcami i wszystko wróci, bo on to on, a ja to ja. Nie. Nie znał mnie, jeśli myślał, że wszystko wróci, bo on tak chce. Nie potrafił być szczery przed sobą samym, a tym bardziej przede mną. 

- Bo, żaden z nich nie był Tobą, idioto ..

Odsuwam krzesło i nie czekając na jego wołania, które swoja drogą nie nadchodzą, wybiegam z kuchni. W moich oczach zaczynają wzbierać łzy, które jak zwykle mówią więcej niż milion słów. 

Alessandro 

Żaden z nich nie był Tobą ..

Siedzę na tym pieprzonym krześle i nie jestem w stanie się ruszyć. Wciąż była tak samo krucha, jak ją zapamiętałem. A mimo to, miała w sobie więcej odwagi i siły, niż ja i wszyscy moi ludzie. Przyznała to. Wierzyłem w  to, że nie zdołała o mnie zapomnieć, a teraz sama mi to przyznała. Skoro nie stałem się dla niej obojętny, to nic nie mogło nas już powstrzymać. Cholera mieliśmy jedno życie do przeżycia i powinniśmy iść przez nie razem. 

- Tu jesteś - odwracam się słysząc zdyszany głos Sergio - miałeś rację, kokaina jest mieszana z jakimś syfem 

Zajmuje miejsce, które przed chwilą zajmowała Tatum i spogląda na mnie wyczekująco. W tym momencie nie mam pojęcia o czym on mówi. Nie interesuje mnie żadna kokainy, ani inny syf. Teraz liczy się tylko i wyłącznie Tatum. 

- Później Sergio - wstaje z miejsca i jak poparzony wybiegam z kuchni. Wchodzę do salonu, ale nie zauważam w nim Tatum. Kiedy mam już się odwrócić, z zamiarem sprawdzenia piętra, dostrzegam za oknem jej rozwiane włosy. Podchodzę do drzwi balkonowych i mocno je popycham, stawiając swoje stopy na tarasie. Stoi do mnie tyłem, prawdopodobnie wpatrując się w tafle wody w basenie. Jest piękna. Może nie taka jaką ją sobie zapamiętałem, ale wciąż jest moja, a to w tej chwili było dla mnie najważniejsze. 

- Odkąd zniknęłaś, nie pływałem w tym basenie - podchodzę do niej, stając obok jej ciała - .. Nie mogłem ..

- Alessandro .. - szepcze moje imię jakby dopiero się go uczyła i niepewnie natrafia wzrokiem na mój. Płakała. Jej policzki wciąż były mokre od łez, a oczy zaczerwienione. Delikatnie przygryza swoją wargę i podciągając nosem kontynuuje - .. potrzebuje czasu. Muszę sobie to wszystko poukładać i-i .. 

- Rozumiem - odpowiadam, zakładając kosmyk jej brązowych włosów za ucho. Oczywiście, nie rozumiałem i nie chciałem tracić nawet sekundy więcej, będąc od niej daleko, ale byłem jej to winny. Dla nikogo z nas życie się nie zatrzymało. Biegło swoim własnym rytmem, a my za nim nie nadążaliśmy. Jeśli potrzebowała czasu, chciałem jej go dać - Chodź .. - chwytam jej smukłą dłoń, a ona spogląda na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy - .. Zabieram Cię w pewne miejsce - odpowiadam na pytanie, którego nie zdążyła zadać i ciągnę jej ciało w stronę garażu. 

Niemal cała podróż mija nam w milczeniu, które obydwojgu nam jest potrzebne. Tatum uciekała wzrokiem, kiedy do niej mówiłem, ale przyglądała mi się, kiedy nie patrzyłem. Taki obrót spraw wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Chciałem ponownie chwycić jej szczupłe palce i tym razem położyć na swoim udzie, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili, przypominając sobie, że obiecałem dać jej czas. Mam tylko nadzieję, że nie potrzebuje go zbyt wiele, bo w jej towarzystwie ledwo nad sobą panowałem. 

- Gdzie jesteśmy ? - pyta, kiedy otwieram jej drzwi i wystawiam dłoń, którą nie chwyta. 

- Zabieram Cię na strzelnice - odpowiadam, zamykając drzwi i wskazując jej dłonią drogę. 

- Chcesz, żebyśmy się pozabijali ? - uśmiecham się na zadane przez nią pytanie i nie odpowiadając podążam za nią. Musieliśmy znaleźć coś, co pomoże jej wyrwać się ze szponów nałogu. Dużym sukcesem było to, że sama chciała go zwalczyć i wrócić do normalności. Wiedziałem, że czeka nas długa droga, ale razem byliśmy w stanie ją przejść. 

Wchodzimy na moją strzelnicę, na której na szczęście nikogo nie ma i od razu prowadzę Tatum w odpowiednie miejsce. Staram się skrócić wszystko co musi wiedzieć i po chwili podaje jej słuchawki, a sam zakładam nową tarczę strzelecką. Wyglądała zajebiście seksownie z bronią w ręku. Taka mała z taką siłą w dłoniach. 

- Gotowa ? - Pytam, sam chwytając za swój pistolet. 

- Wolałabym celować w coś bardziej żywego - uśmiecha się, znacznie poruszając brwiami. Ja natomiast wybucham cichym śmiechem i po chwili staję za jej ciałem. 

- Wiem, żebyś mnie nie zabiła .. - chwytam jej dłonie w swoje - .. nie graj twardej, bo to nie jesteś Ty - polecam 

- Może kiedyś, teraz jestem inna - przekonuje bardziej siebie, niż mnie 

  - Naprawdę, nie zauważyłem - kręcę głową i chwytam jej dłonie w swoje - .. Przeładuj .. - rozkazuje

- Żart Ci się wyostrzył - mówi z uznaniem 

- Tobie język - odpowiadam, nakierowując jej dłonie - .. jak będziesz gotowa ..

Nie daje mi dokończyć, zamiast tego naciska na spust. Ma szczęście, że ją trzymam, bo inaczej odrzuciło by ją w tył znacznie dalej, niż teraz. Czuję jak jej klatka piersiowa szybko się unosi i opada. Wypuszcza do tej pory wstrzymywane powietrze i delikatnie odwraca się w moją stronę. 

- Możesz już mnie puścić - zauważa. Niechętnie odsuwam się od jej ciała, unosząc przy tym ręce w geście obronnym i zajmuje swoje stanowisko. Zakładam słuchawki, choć wcale nie są mi one potrzebne i sam wcelowuję broń w sam środek kartki. Oddaje trzy strzały, które lądują tam gdzie chciałem i spoglądam na Tatum, która patrzy na mnie jakby widziała mnie po raz pierwszy. 

- Twoja kolej - uśmiecham się, a ona szybko ucieka ode mnie wzrokiem. Rozluźnia swoje ramiona i oddychając głęboko, naciska na spust. Mruży swoje oczy, a ja wybucham śmiechem, widząc gdzie wylądował pocisk. Mogłem się tego spodziewać, widząc jak trzymała broń, a jednak dałem jej szanse, mając nadzieję, że mnie zaskoczy. 

- Nie tak .. - mówię, podchodząc do niej. Poprawiam jej ułożenie rąk, po czym mierze ją swoim roziskrzonym wzrokiem. 

- Odważny jesteś, wierząc w to, że Cię nie zabije - prycham pod nosem i mówię nie odrywając swoich oczu od jej. 

- Ufam Ci .. - nachylam się nad jej sylwetką, wdychając jej boski zapach, który nie przypomina zapachu, który zapamiętałem. Oblizuje swoje wargi, bo tym razem muszę ją pocałować. Resztkami sił powstrzymałem się w kuchni, ale teraz tego nie zrobię. Nie mogę. Odkąd ponownie przede mną stanęła, nie marze o niczym innym, jak tylko o tym, aby ponownie posmakować jej miękkich ust. Chce się w nich zatopić, rozpalając jej ciało do czerwoności. Ponownie nas połączyć. 

- Odsuń się, bo nie panuję nad tym urządzeniem .. - chrypi, przez zaciśnięte zęby. Ona też chce mnie pocałować, widzę to w jej spojrzeniu. Próbuje udawać, że moje obecność jest jej obojętna, ale zdradza ją jej całe ciało. 

- Dlaczego nie dasz temu szansy .. ? - pytam szeptem, dotykając dłonią jej rozgrzanego policzka. 

- Bo już raz się na Tobie zawiodłam ..

 - Tym razem będzie inaczej - niemal jej przerywam, oczami omiatając całą jej twarz. Cholera, umrę jeśli jej zaraz nie pocałuję. I wtedy Tatum odpycha mnie od swojego ciała. Zataczam się do tyłu, nie spodziewając się takiej reakcji. Mój anioł, przeciera swoją twarz dłońmi i na szczęście dla mnie wcelowuje pistolet w podłogę. Czyli nie może być, aż tak źle

- Dasz mi tą gwarancję ? Skąd mogę wiedzieć, że tym razem mówisz prawdę ?Dlaczego, miałabym Ci ponownie zaufać ? .. - rozkłada swoje dłonie na boki - .. myślisz, że jestem głupią małolatą, którą możesz sobie usta ...

- Nie - przeczę ruchem głowy, marszcząc przy tym swoje czoło. Znów jej nie poznawałem. Dokładnie tak, jakby mieściły się w jej ciele kompletnie dwie różne osoby. Raz była zabawna i delikatna, a z kolei później drażliwa i wybuchowa. 

- To dobrze .. - przyznaje, kiwając głową - .. bo uczyłam się od Ciebie i gwarantuję Ci, że Twoje lekcje nie poszły na marne. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla Ciebie - szybko się odwraca, odkładając pistolet na półkę i wybiega z pomieszczenia, zostawiając mnie kompletnie osłupiałego. 

Im dłużej z nią przebywałem, tym mniej ją poznawałem ..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top