Epilog
Bo serca nasze ogniotrwałe i kiedy biją to miłość czuć. Skry wzniecą, rozpalą nas, a kiedy biją - zapalamy świat.
Tatum
Nowy Jork, wciąż jest moim absolutnym spełnieniem marzeń, a wszystko co mówią o mieście, które nigdy nie śpi, prawdą.
Po wypiciu gorącej czekolady, która wciąż jest moim stałym fragmentem dnia, wychodzę z niewielkiej kawiarni, znajdującej się na skrzyżowaniu Greenwich Street z North Moore Street. Manhattan o tej porze roku, nigdy nie był piękniejszy. Ludzie wciąż bezustannie za czymś gonią, turyści uchwytują momenty na wiecznych fotografiach, a żółte taksówki, stanowią większość pojazdów przemierzających sławne ulice. I chyba właśnie to, czyni to miasto wyjątkowym.
- Już wychodzisz? - na chodniku wpada na mnie Madison.
- I tak jestem już spóźniona. Wpadnij do nas wieczorem. Ktoś się bardzo ucieszy - proponuje, nieznacznie poruszając przy tym brwiami.
- Ale tylko z shakem truskawkowym. Inaczej ...
- Miałam na myśli kogoś innego - puszczam w jej stronę oczko, po czym przelotnie całuję w policzek.
- Nie wiem o czym mówisz - śmieje się, choć mojej uwadze nie uchodzi fakt, że jej policzki nieznacznie się zaróżowiły. Szybko, by to przede mną zataić, wchodzi do kawiarni, a ja poprawiając torebkę na swoim ramieniu, niczym w zwolnionym tempie, odwracam się w stronę ulicy.
Zanim jestem w stanie zobaczyć cokolwiek z przeszłości, najpierw to słyszę.
Moje serce się zatrzymuje, a miasto, które nigdy nie zasypia, wydaje się odpływać w krainę Morfeusza, pogrążone w mroku.
Przeraźliwy ryk silnika, dociera do moich uszu. Czarna karoseria, zaczyna błyszczeć pod wpływem promieni słońca, czym niemal mnie oślepia. Taksówki, z których słynie Nowy Jork, znikają. Ludzie przestają się śpieszyć, a mężczyzna, który był, jest i zawsze będzie spełnieniem moich marzeń, opuszcza czarne ferrari. On wrócił choć nigdy nie odszedł.
Moje serce klęka, jeszcze zanim on pozbywa się czarnych okularów. Śledzę każdy jego ruch, kiedy zamyka drzwi pojazdu, w którym tak wiele razy siedzieliśmy razem i spogląda na srebrny zegarek, znajdujący się na jego lewym nadgarstku. Nowy Jork właśnie zasnął, a ja śnie na jawie.
Wygląda dokładnie tak, jak go zapamiętałam - obłędnie. Nie patrzy na mnie, ale tak jest lepiej. Wolę nie widzieć jego czarnych oczu, na swoim tęskniącym ciele. Tak jest lepiej. Jego wzrok instynktownie mnie już nie szuka, ale przecież gdyby znalazł, jego oczy nie miałby obowiązku patrzeć na mnie z miłością.
Moje skonane serce krzyczy - Brakuje mi Ciebie.
Rozum powtarza - Tak jest lepiej.
Teraz, gdy go zobaczyłam, tak jak o tym marzyłam, brakuje mi tego wszystkiego co razem mieliśmy. Brakuje mi jego głosu, dotyku, ust, żartu, który sprawiał, że nawet moje serce podrywało się do życia. Brakuje mi nas. I nie potrafię pojąć dlaczego tak łatwo zrezygnowaliśmy. Nie potrafię, a przede wszystkim nie chce pamiętać o tym, jak z dnia na dzień zatruwaliśmy naszą niezmierzoną miłość. I chcę do niego pobiec, ale nawet nie potrafię zrobić kroku w jego stronę.
Okrąża samochód, a moje serce jakby przeczuwało to, co zaraz będzie musiało znieść, zostaje zmiażdżone, przez czerwone szpilki, podkreślające długi nogi, blondynki, która zajęła każde z moich miejsc, jakie miałam w życiu mężczyzny, którego na własne życzenie straciłam.
Idź stąd. Nie zniosę więcej... - skomli mój centralny narząd.
Ale ja nie potrafię. Nie wiem, co pragnę zobaczyć bardziej. Uśmiech na jego twarzy, czy tęsknotę, za kimś innym. Kimś, kto wciąż ślepo za nim podąża. Kimś, kto nigdy o nim nie zapomniał i choć tak strasznie pragnął wyrwać go sobie z serce, ten skurczybyk się nie dał.
Czerwone usta nieznajomej mi kobiety, szczerze się do niego uśmiechają, a wielkie oczy, wpatrują w niego z uwielbieniem. Wiem, bo znam ten rodzaj spojrzenia. Ale jeszcze bardziej znam sposób, w jaki on spogląda na nią. Znam, bo pozwolił mi odkryć oczy, jakimi włada. To nie jest to samo spojrzenie, które rozpalało moje ciało do czerwoności.
Nachyla się nad jej idealnym ciałem i szepcze coś do ucha, a ona wybucha seksownym śmiechem, który już na zawsze zapamiętam.
Jesteś tutaj niepotrzebna ..
Przeraźliwy ból w klatce piersiowej jaki czuję, jest wywołany tym, że jej smukła dłoń, chwyta rękę która była przeznaczona do trzymania mojej dłoni...
Tęsknie za Twoim przyśpieszonym oddechem, który zawsze był zrównany z moim. Nie potrafię pojąc, jak mogłam myśleć, że byłabym w stanie Cię zapomnieć. I chyba zawsze byłam gotowa na to, by zobaczyć Cię z inną, tylko nie teraz. Z każdym dniem coraz mocniej Cię kocham, choć ta miłość nie mieści mi się w sercu. Wierzyłam, że razem byliśmy wyjątkowi, ale teraz was zobaczyłam i wiem, że to ona jest wyjątkowa. Bo jest Ciebie godna i bez wątpienia jest kobietą, jakiej potrzebujesz przy swoim boku. A ja z Ciebie zrezygnowałam i choć do dziś zastanawiam się jakby wyglądał nasz świat, gdybym dla tej małej dziewczynki nie odważyła się go podzielić... Nie żałuje. I jestem przekonana, że Ty również byś nie żałował, gdybyś tylko miał okazję ją poznać...
- Mamo! - W moich uszach rozbrzmiewa jedno słowo, które podnosi moje zmiażdżone serce.
Nowy Jork znów budzi się do życia. Ostatni raz spoglądam na parę, stojącą po drugiej stronie ulicy. Niczego nieświadoma kobieta, prawą dłonią przeczesuje pukle swoich loków, natomiast mężczyzna, jakby właśnie coś pojął, nieruchomieje. Jego serce nie pozostaje obojętne, a głowa powoli zaczyna się podnosić...
Szybko, jakby od tego zależało moje życie, odwracam się do niego plecami, a w moje nogi wpada malutka istotka, która utwierdza mnie w przekonaniu, że było warto oddać go innej kobiecie, nawet jeśli moje serce krwawi.
- Wujek wziął mnie na plac zabaw i wysoko huśtał! - ekscytuje się, podskakując w miejscu.
Z całych sił, przyciągam jej głowę do swoich ud, czując przeszywające spojrzenie czarnych oczu na swoich plecach. Wiem, że mnie zauważył i niemal słyszę jego głośno bijące serce, które po raz pierwszy zobaczyło swoją córeczkę.
Przełykam łzy, które obficie gromadzą się pod moimi na wpół przymkniętymi powiekami i chce mi się krzyczeć na Boga, że nie pomógł mu się wyrwać ze szponów brudnego świata, jaki go otacza. Chce mi się płakać, że nie miałam dość sił, by kroczyć z nim ramię w ramię. I pęka mi serce, że on nie może odkryć tego wspaniałego uczucia, kiedy cząstka jego i cząstką mnie, nazywa go tatą. Ponownie upadam, kiedy uświadamiam sobie, że odebrałam ich sobie.
- Mamo, jesteś smutna? - dopytuje mała istotka, która wpatruje się we mnie swoimi czarnymi oczkami.
- Nie kochanie - zapewniam, delikatnie się do niej uśmiechając. Następnie wyciągam dłoń i delikatnie gładzę jej miękki policzek - Nie jestem smutna.
Jestem rozdarta. Moim marzeniem jest to, by ta dwójka się poznała. Ale boję się jak jeszcze nigdy, że by spełnić swoje marzenie, musiałabym narazić niewinną dziewczynkę, która jest całym moim światem. A tego nie mogę zrobić.
Część mnie pragnie się odwrócić. Spojrzeć w jego oczy i jeszcze raz poczuć to co na początku. Wpaść w to, dać się porwać wirowi pożądania i miłości. Czuję jakby to było wieki temu, kiedy mieliśmy siebie. Przysięgam, że z całego serca pragnę chwycić dłoń naszej córki i do niego podejść. I choć w głębi serca, czuję, że on by nas nie odtrącił. Nie mogę tego zrobić. Czuję jego ciężkie, pełne bólu spojrzenie na swoich plecach, ale nie potrafię nas posklejać. Nie tak i nie tutaj.
- Wracajmy do domu Alessandra - gładzę jej głowę i powoli odwracam w stronę mojego brata.
- Wszystko w porządku? - dopytuje, prawdziwie przejęty, równocześnie spoglądając za moje plecy.
- Tak - zapewniam, delikatnie się do niego uśmiechając.
Mój brat, za co jestem mu wdzięczna, nie zadaje więcej pytań. Najwidoczniej doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ile ta chwila mnie kosztuje. Wyprzedza moją osobę i chwyta Alessandrę za rączkę.
Moje ciało się trzęsie i do tej pory nie mam pojęcia jak udaje mi się stać o własnych siłach. Przygryzam swoją dolną wargę, w myślach powtarzając sobie, że nie mam prawa spojrzeć w jego twarz. Nie mogę tego zrobić. I choć mam ogromną ochotę zobaczyć jego oczy, rezygnuje z tego przywileju. Znów odchodzę.
Wchodzę do mieszkania za Nickiem i Alessandrą, którzy od razu biegną do jej pokoju. Mała go uwielbia, a ja jestem mu wdzięczna, że nie zostawił mnie samej. Stawiam torebkę na stole w kuchni i pozbywam się płaszcza, który wieszam na oparciu krzesła. Następnie podchodzę do ekspresu i podstawiam pod niego biały kubek.
Przez te wszystkie lata nic się nie zmienił. Wciąż biła od niego pewność siebie i niedostępność. Nadal górował nad innymi, choć jego uśmiech wydawał się nie dosięgać oczu. Nawet jeździł tym samym samochodem. Tylko dziewczynę miał inną. To była ta jedna różnica, o której nie potrafiłam przestać myśleć.
Madison zapewniała mnie, że Alessandro wrócił do Włoch. Tak powiedział jej Lorenzo, gdy jeszcze byli razem. Ale tak jak my, oni też nie przetrwali. Nie przez odległość, która ich podzieliła, bo Lorenzo pozostał w Nowym Jorku. Nigdy tak naprawdę nie powiedziała mi co się między nimi wydarzyło, po prostu stwierdziła, że im nie wyszło, a ja nie pytałam więcej. Mój bart był nią oczarowany, a ona nie pozostawała mu dłużną, z czego ogromnie się cieszyłam, bo obydwoje zasługiwali na szczęście.
- Nie wiem, czy zdołasz ją odciągnąć od nowego prezentu od wujka - z rozmyślań wyrywa mnie głos brata, który zajmuje miejsce przy stole
- Za bardzo ją rozpieszczasz - zauważam, uśmiechając się. Odwracam się do ekspresu i po chwili stawiam kubek przed brunetem. Następnie zajmuje wcześniejsze miejsce i tym razem przygotowuję kawę dla siebie.
- Trudno, to moja chrześnica i mam do tego prawo - wzrusza ramionami i upija gorącą kawę, która jak zwykle parzy jego język. Nie odpowiadam mu. Przerabialiśmy ten temat wiele razy i wiedziałam, że niczego nowego nie wskóram. Mój brat stał się dorosłym facetem - Pogadamy o tym, co się stało?
Przygryzam wargę, kiedy stawiam kawę na blacie, wsypując do niej cukier.
- Nic się nie stało - odpowiadam na tyle pewnie na ile zdołam i zmierzam w stronę stołu. Zajmuje miejsce przed Nickiem, który nie spuszcza ze mnie wzroku
- Mi możesz powiedzieć Tatum
- Co? - doskonale wiem o co mu chodzi, ale nie potrafię nawet przed sobą samą przyznać jak bardzo mnie to boli.
- Jak się czujesz po tym jak go zobaczyłaś - mówi prosto z mostu, a ja natychmiast podnoszę na niego wzrok, krzyżując nasze spojrzenia.
Nie potrafię udawać, że wszystko jest w porządku. Moje ramiona opadają, a usta wykrzywiają się w grymasie.
- Nie wiedziałam, że wrócił - zaczynam - Po prostu nie byłam gotowa, by go znów zobaczyć
- On pewnie też - wtrąca, a mi przed oczami od razu wyrasta tamta kobieta, która ma teraz jedno z dwóch największych szczęść mojego życia.
- Tak - przyznaje - Pewnie tak - oplatam zimnymi dłońmi, gorący kubek, beznadziejnie wpatrując się w ciemną ciecz - Ciągle zastanawiam się, co by się stało, gdybym została - spoglądam w sufit, wywracając oczami - Nie wiem, może się pomyliłam. Żałośnie wierzyłam, że Alessandro nie dotrzyma słowa i nas odnajdzie
- Ale tego nie zrobił
- Nie - zaciskam usta w wąską linię - Nie zrobił. Prosiłam, by tego nie robił. A teraz boję się, że gdy Alessandra dorośnie, to mi nie wybaczy, że ich rozdzieliłam. Sama nie potrafię sobie wybaczyć, nawet jeśli wierzę, że to było jedyne wyjście - Nick układa swoją dłoń na mojej
- Tatum, jeśli chcesz...
- Nie chce - szybko przeczę resztkami sił
- Wujek!!
- Muszę iść odeprzeć atak wroga na królestwo - uśmiecha się mój brat i szybko, wbiega do pokoju brunetki - Przemyśl to Tatum - uśmiecha się pokrzepiająca, wychylając zza drzwi.
Zbyt długo to roztrząsałam, a to do niczego nowego mnie nie prowadziło. Tkwiłam w beznadziejnym miejscu i tylko ta mała brunetka trzymała i wciąż trzyma mnie przy życiu.
Nick opuścił nasze mieszkanie zaraz po kolacji. Nie zadawał więcej pytań i nie próbował wrócić do rozmowy, najpewniej wiedząc ile mnie to wszystko kosztuję. Wspierał mnie przez całą ciąże, chociaż nigdy nie pochwalał mojej decyzji o odejściu. Jak mogłam mu się dziwić, skoro oglądał jak cały ten czas przepłakałam w łóżku.
- Mamo wiesz, że Amy zaprosi mnie na swoje urodziny? - zagaduje Alessandra, kiedy rozczesuje jej długie, czarne włosy.
- To może jutro zaraz po tym jak odbiorę cię z przedszkola, pójdziemy kupić Amy prezent? - proponuję szczypiąc małą w policzek
- Tak!! - krzyczy, unosząc obie dłonie do góry. Odwraca się w moją stronę - Ale ja nie wiem co Amy lubi - pochmurnieje
- To zadzwonię jutro do jej mamy i się dowiemy. Co ty na to?
- Zgoda - uśmiecha się rozczulająco, zaciskając dłonie w pięści. Znów siada do mnie tyłem, a ja wbijam szczotkę w jej włosy, jednak ponownie się odwraca z konsternacją wymalowaną na twarzy - Ale Amy mama jest na poligonie - zaciska smutno usta
- Więc zadzwonimy do jej taty - odwracam ją ponownie, kontynuując czesanie
- Ale czy faceci wiedzą co lubią dziewczynki?
- Faceci? - dziwię się, hamując śmiech
- No ciocia Madison mówi, że faceci są nic nie warci - tłumaczy i choć nie widzę jej twarzy, wiem, że wykrzywia ją w grymasie
- Tata Amy na pewno wie czym lubi bawić się jego córka Ali - wyjaśniam wciąż nie mogąc wyjść z podziwu
- A mój tata wie co lubię? - odwraca się spoglądając z nadzieją w moje oczy. Nieruchomieje, zatrzymują swoją dłoń w powietrzu.
Nigdy nie przeszło mi przez gardło stwierdzenie, że tata Alessandry nie żyje, albo nas zostawił. Kiedy dorastała i poszła do przedszkola zaczęła zadawać pytani. Gdzie jest jej tata, dlaczego wszyscy mają tatę, a ona nie? Łamało mi to serce, widok jej smutnych oczu, które ukradła przecież ojcu. Dlatego powiedziałam, że jej tata nie może być teraz z nami, ale dałam jej tą złudną nadzieję, że kiedyś będzie dane im się poznać jeśli ona wciąż będzie tego chciała. To działało, Alessandra się uspokoiła, choć za każdym razem powtarzała, że nie musi dorastać, bo chce poznać tatę już teraz. Wtedy wyrzuty sumienia wyżerały moją duszę od wewnątrz.
- Jesteś bardzo podobna do swojego taty - zapewniam, smutno się uśmiechając - Dlatego na pewno wie co lubi jego córeczka - głaszczę jej policzek, powstrzymując łzy.
- A co lubi on? - zagaduję, kiedy podnoszę się z miejsca i wskazuje jej na łóżko.
- Pora spania młoda damo - informuje, na co krzywi się niezadowolona. Układa się na samym środku łóżka i pozwala mi przeczytać sobie bajkę. Jak zwykle szybko zasypia wtulona w moje objęcia. Składając pocałunek na jej czole, gaszę nocną lampkę i opuszczam jej sypialnię.
Wchodzę do kuchni i od razu podgrzewam gorącą czekoladę, którą nie skończyła pić Alessandra. Wlewam brązową ciecz do białego kubka w różowe gwiazdki i machinalnie podchodzę do kuchennego okna. Podnoszę szklankę do ust i spoglądam przez okna, drugi raz w ciągu jednego dnia zatrzymując swoje serce. Czarne ferrari. Błędnik zaczyna szaleć w mojej głowie, prze oczami robi mi się ciemno, ale pomimo tego jakoś udaje mi się odłożyć szklankę na parapet.
Nie mając pojęcia co robię, odwracam się w kierunku drzwi wejściowych i sięgam do ich klamki, po chwili otwierając je na oścież.
- Powiedziałem, dopóki znów nie staniesz na mojej drodze - szepcze i patrzy na mnie jak wtedy, w jego sypialni, kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się po raz pierwszy, milion oddechów temu.
Przepełnia mnie ogrom nieopisanego szczęścia móc ponownie na niego patrzeć. Bez zastanowienia, kalkulacji i przedłużania wpadam w jego rozchylone, silne ramiona, zatapiając się w nich bez reszty.
Od początku był człowiekiem innego świata. On nigdy nie pasował do mojego, ja nie potrafiłam dostosować się do jego. Ale zbudowanie nowego okazało się dla nas niemożliwe i pozostało mi już tylko poddać się tej szalonej miłości. Serce przetrwało tak wiele, więc chyba zasłużyło na szczęście, a moim wszystkim był właśnie on. Właściciel najczarniejszych oczu, jakie kiedykolwiek widziałam- Alessandro Argentero.
Niesamowite jest to, jak drugi człowiek zmienia nasz świat. Jak my zmieniamy jego. Potrzebna jest tylko chwila, ta w której serce ma głos i jest dopuszczone do działania. Potrzebna jest tylko chwila, by zrównać oddechy, zsynchronizować bicie serc i skrzyżować spojrzenia. Potrzebne są tylko dwa serce, które wybiją wspólny rytm.
Kochałam go na każdym polu bitwy i choćbym znów musiała pokonać sztormy i fale, to z tą miłością już na zawsze pozostanę.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top