Rozdział 41

Ktoś mówi mi co mam czuć, co jest rzeczywiste.
Przygasając teraz, tak powoli moje stopy nie mogą mnie już prowadzić. Słodki błysk nadziei, gdzie jesteś teraz ? ...

Alessandro

Moje życie zatrzymuje się z chwilą, kiedy dostrzegam Tatum w jednym pomieszczeniu z człowiekiem, którego jeszcze kilka tygodni temu podejrzewałem o jej napaść. Wlepiam swoje spojrzenie właśnie w niego, gdyż wiem, że nie zniósłbym widoku twarzy jej. Moje serce zaczyna łomotać i nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Robię kilka kroków w jego stronę, prawdopodobnie podbiegając do tego gnoja i z impetem przystawiam jego ciało do ściany, dawno nie czując takiej chęci mordu. Ból przetacza się przez moje ciało, choć to on powinien cierpieć teraz najbardziej. Frajer, od którego wszystko się zaczęło, i na którym wszystko się zakończy. 

- Alessandro, nie !! - słyszę pusty krzyk Tatum, który sprawia mi jeszcze większy ból i po chwili czuje jej dłonie na swoich ramionach. Wiem, że próbuje mnie od niego odciągnąć, że próbuje go ochronić. Ale jestem niczym w transie. Pragnę krwi i wchodząc do tego pomieszczenia, znalazłem idealny pretekst do jej rozlania. - .. słyszysz?!, zostaw go !! - jej czarna rozpacz wypełnia niewielkie pomieszczenie, doprowadzając mnie niemal do obłędu. Odrywam od niego jedną rękę i z całej siły jaką w sobie kumulowałem od bardzo długiego czasu, uderzam w jego szczękę. Słyszę jak Tatum zasysa powietrzę, a mężczyzna pluje krwią w stronę łóżka. Tego widoku pragnąłem. Krzyk Tatum wywołuje we mnie wściekłość, której nie potrafię pozbyć się ze swojego organizmu. Wiem, że jeszcze kilka uderzeń i nie będę w stanie się opanować. Zabiję go gołymi rękami, nie zważając na to, czyje oczy będą tego świadkiem. 

- Posłuchaj jej ... - chrypi, ale nie zamierzam tego robić. Ponownie uderzam, sprawiając, że jego nos się przekrzywia i również zaczyna krwawić. Krzyki Tatum nie mają końca, kiedy ja robię to o czym marzyłem od dawna.  To na co wszyscy zasłużyli. Nie mogę i nie chce opanowywać swojego gniewu. Chce udowodnić sobie i im, że jestem ponad to, że ze mnie się nie żartuje, a jeśli ktoś to robi, to tylko i wyłącznie raz. 

- On jest niewinny ?! Słyszysz ?! ... - jej płacz i krzyki są tak donośne, jakbym co najmniej bił ją, a nie tego skurwiela - .. Edoardo nas szantażował !! 

I jak za pomocą pierdolonej, czarodziejskiej różdżki, zamieram.  Marszczę swoje czoło, starając się zrozumieć jej słowa. Jedyne co utkwiło mi w głowie, to imię mojego consigliere, mojej pieprzonej, bezużytecznej, prawej ręki. Nie jestem w stanie wyczytać niczego z gęby tego durnia. Możliwe, że jest to spowodowane tym w jaki stan go wprowadziłem. Niechętnie odwracam swoją twarz w stronę płaczącej dziewczyny. Jej ciało całe się trzęsie, ale ani na chwile nie spuszcza ze mnie swoich zielonych oczu, które tak uwielbiałem. Zakrywa swoje usta dłonią i mocno podciąga nosem. Nie powinna była tego oglądać, nie powinna widzieć mnie w takim stanie, ale już dawno straciłem nad sobą panowanie i jedyną winną osobą, dlaczego tak się stało, była właśnie ona.

- O-on ... - zaczyna, ale jej głos się łamię i nie jest w stanie dokończyć. 

- N-nic nie m-ów Tat .... - przerywa mężczyzna, ocierając swoje usta wierzchem dłoni. Zaraz, zaraz  ...Czego do cholery ma nie mówić ? Gdyby mój wzrok potrafił zabijać, ten gość byłby już trupem. Nawet nie zdaję sobie sprawy jak głęboki dół sobie kopie, do którego z miłą chęcią go wrzucę. Ale to zaraz ...

- Czego ma nie mówić ?! - krzyczę w jego stronę i ponownie sięgam za jego kołnierz bluzy. Podnoszę go kilka centymetrów do góry, a on zaczyna się dusić. Napawam się tym dźwiękiem, przypominając sobie jakim człowiekiem byłem. Jak traktowałem zdrajców i wiem, że nigdy nie powinienem był zmieniać swoich przyzwyczajeń. 

 - Proszę, nie rób tego .. - znów staje w jego obronie. Mężczyzna milczy, a ja mam ochotę z całej siły uderzyć tyłem jego głowy w ścianę. Przygryzam swoją wargę, kiedy jej szloch staję się nie do zniesienia i z wielką niechęcią puszczam jego ciało, które po chwili osuwa się na ziemię. Odchylam głowę w tył i staram się uspokoić demona, który we mnie szaleje, zanim stanę twarzą w twarz z kobietą, która wyprowadzała mnie z równowagi niczym zawodowiec.

- Wysłuchaj mnie ... - jej głos jest dosłownie błagalny. Zamykam swoje oczy, a kiedy je otwieram nic się nie zmienia. Ponownie przed oczami mam faceta, który ociera swój pysk. Dalej jestem w tym przeklętym pokoju i ciągle czuję jej obecność, która niemal wywołuje moje całkowite rozbicie. 

- Nie chcę ... - mrucze, czym wszystkich zaskakuje, w tym siebie. Nie chce słyszeć jej głosu, który karmi mnie kłamstwami. Ten sam głos, który szeptał mi do ucha, że jest moja, że ją zdobyłem.  Odwracam się w jej stronę i opieram dłonie na swoich biodrach - .. nie chce więcej słyszeć żadnego kłamstwa .. Nie chce - powtarzam, kiwając głową. Zatraciliśmy siebie w tej ciągłej walce. W kłamstwach. W dążeniu do prawdy, za wszelką cenę. Ona nie wyznała mi powodu pojawienia się w moim życiu. Zburzenia wszystkich murów, które trzymały mnie w kupie, a ja nie pozostałem jej dłużny. Może zaślepiała mnie chęć zemsty. Na pewno na początku tak było, ale później. Później pokazała mi inny świat, myślałem nawet, że lepszy, ale to również okazało się wierutnym kłamstwem. Wszystko czym mnie karmiła, każde jej słowo, każdy gest, pocałunek, był tylko po to, aby przetrwała. Aby mój demon jej nie dosięgnął. 

- Nigdy Cię nie okłamałam ... - szepcze, a z jej oczu raz po raz wypływa potok słonych łez. Kręcę głowa i na moment przymykam swoje powieki. Nie jestem w stanie zrozumieć jak mogłem tak się co do niej pomylić. Jak mogłem nie zauważyć jej prawdziwej twarzy i zatracać się w tym, czego nigdy nie mieliśmy. Ociera swoje łzy, tak aby nikt ich nie zauważył, co jest niemożliwe i podchodzi do mnie - ... nareszcie możemy ... - próbuje dotknąć mojej szczęki, ale na szczęście w porę się od niej odsuwam. Nie zniósłbym jej dotyku, wiedząc jak bardzo jest on fałszywy. Wzdryga się przed moja ucieczką, a jej oczy tracą jakiekolwiek światło nadziei, które przed momentem skrywały. Dokładnie tak, jakby nigdy do niej nie należały. Wydawały się być prawdziwe, naiwne, bez jakiejkolwiek skazy. Niekiedy nawet odnosiłem wrażenie, że patrzą na mnie z miłością i uwielbieniem.

- Nie chce na Ciebie patrzeć ... - zaciskam swoje zęby, wzrokiem omiatając jej całe ciało. Czuję się pokonany i nie potrafię pogodzić się z tym, że zrównała mnie z ziemią właśnie ona. Kobieta, którą niemal uwielbiałem.  - .. brzydzę się Tobą. Twoimi kłamstwami, tajemnicami .... - wyliczam, wskazują na nią palcem. Nie chce jej takiej. Kobieta stojąca przede mną stworzyła Tatum idealną, która okazała się fikcją, a ja nie potrafię się z tym pogodzić. - .. napawasz mnie wstydem. Już dawno powinienem był to zakończyć ... 

- N-nie mów tak .. - kręci głową i odsuwa się ode mnie, jakbym ją parzył, Jakby jej dystan był wstanie mnie powstrzymać.  - .. pozwól mi wszystko wyjaśnić ...

- Miałaś na to wystarczająco czasu !! - robię krok na przód, ale w porę przypominam sobie, że to Tatum i nie mogę jej tknąć. Nie chce jej tknąć, bo istnieje niewielka szansa, że moja kobieta wciąż w niej tkwi. Wyjaśnić ... Czy ona nie widziała, że nie było czego wyjaśniać, że wszystko co wydawało się, że mieliśmy, pękło w jej dłoniach ? - ... Mogłaś do mnie przyjść, powiedzieć. Gdybyś tego żałowała, wszystko bym naprawił !! Wystarczyłoby, żebym wydał jedno, pieprzone zlecenie !! - wymachuje swoim palcem - .. Ale Ty wolałaś milczeć, grać w swoją grę .. - śmieję się demonicznie - ... jesteś tak fałszywa, a mimo to, ja dałem się nabrać .. - rozkładam swoje dłonie. Przysięgam, że gdyby na samym początku przyszła do mnie, wszystko bym zrobił by ją ochronić. Kosztem tego co miałem i zdobyłem, byłem gotowy ją uratować i to bolało mnie chyba najbardziej. 

- N-nie mów tak, Alessandro ... - opiera swoje ciało o ścianę. Jej twarz jest tak blada, że nie jestem w stanie niczego z niej odczytać - .. Mylisz się. Myślisz, że miałam coś wspólnego z kradzieżą ..

- Nie myślę Tatum !!! - pokonuje dystans jaki nas dzieli i w mgnieniu oka znajduję się przed nią. Cała się spina i podskakuje, kiedy moja dłoń uderza w ścianę, zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy - ... Ja nie myślę !! - powtarzam - .. Ja to wiem !! Przejrzałem Cię. Od samego początku, wiedziałem kim jesteś ..

- W-wiedziałeś ? - marszczy swoje brwi - .. co chcesz przez to powiedzieć ?

- Wiesz co .. - robię dwa kroki w tył i przecieram swoją twarz dłonią - .. choć raz nie kłam - niemal ją o to błagam.

- Skoro twierdzisz, że Cię zdradziła, że Cię okradłam, to dlaczego z Tobą zostałam ?! .. - podchodzi do mnie i zaczyna z całej siły uderzać w moją pierś. Nie powstrzymuje jej, ani się nie ruszam. Zastanawiam się jak do tego dopuściliśmy. Jak to się stało, że znaleźliśmy się w tak beznadziejnej sytuacji - .. dlaczego ciągnęłam tą GRĘ ?! .. - daje nacisk na ostatnie słowo. Bez zastanowienia chwytam jej nadgarstki i mocno oplatam je swoimi palcami.

- Zdrajcy zawsze czekają na odpowiedni moment. Jak widać ten odpowiadał Ci najbardziej .. - syczę wprost w jej lekko rozchylone usta. Mam ochotę się w nich zatopić. Zrobić to po raz ostatni. Zachować ich smak, jej zapach. Zapamiętać jej oczy. Jestem zły, bo straciłem nad tym kontrolę. Zapomniałem o zemście i traktowałem ją jak dar od Boga. 

- R-robisz mi krzywdę ... - słyszę jej spokojny szept. Spoglądam na jej dłonie, które mocno się trzęsą i dostrzegam, że coraz mocniej zaciskam na nich swoje palce. Nie chciałem jej krzywdzić ,nie w taki sposób. Między nami zapada grobowa cisza, która wydaje się nie mieć końca, kiedy za swoją sylwetką słyszę cichy szelest. 

- Przepraszam, nie miałem w-wyboru . .- odwracam się w stronę dobiegającego mnie głosu i dostrzegam mężczyznę, który wcelowuje broń w swoją głowę. Czuje na swoim ramieniu mocny uścisk Tatum, której ciało wyrywa się mu na pomoc.

- Nie rób tego !! - głośny huk rozbrzmiewa w pokoju, zaskakując nawet mnie. Drobna brunetka zaciska swoją pięść na mojej koszuli, wbijając mi przy tym paznokcie w skórę - Niee !! Proszę, nie !! - wyje z rozpaczy i powoli zaczyna osuwać się na ziemię. Wyciągam swoją dłoń i mocno ciągnę ją w górę. Odwracam jej ciało, które niemal przesypuje się przez moje palce i mocno przyciągam do swojej klatki piersiowej. Ustawiam ją tyłem do widoku martwego faceta i powoli gładzę jej ciało, które niebezpiecznie zaczyna dygotać. Nie powinienem, ale nie jestem wstanie stać i się temu przyglądać. Jaka by ona nie była, to wiedziałem, że nigdy nie przyzwyczai się  do takiego widoku. Oczywiście, że chciałem ja przed tym ochronić. Doskonale pamiętałem, co się działo, kiedy na jej oczach zabiłem tamtego gnojka, widziałem jak cierpiała, jak się ode mnie odsuwała. Jak walczyła o to, by pozostać sobą i zapomnieć. Obwiniała się o śmierć tamtego padalca, choć on chciał mi ją odebrać. Byłem niemal pewien, że gdyby miała w tej sprawie jakikolwiek głos, to kazałaby mi go oszczędzić. 

- Tatum spokojnie, jestem przy Tobie .. - przyciągam jej głowę i układam w zagłębieniu swojego obojczyka. Czuję jak moja koszula powoli zaczyna przemakać od jej płaczu, ale nie dbam o to  - .. oddychaj, słyszysz ? - opieram swoją brodę na jej głowię i delikatnie, opuszkami palców gładzę jej kark. Słyszę jej cichy szloch, który przeplata się z jej niewyraźnymi słowami. Mam świadomość tego, że gdybym ją teraz puścił, zsunęłaby się na ziemię i całkowicie straciła świadomość. 

- Szefie ?? - spoglądam na Camilo, który wbiega do pomieszczenia i głową wskazuje na ciało, jakie znajduje się pod ścianą. Zaraz za nim pojawia się mój drugi człowiek z wyrazem niepokoju wymalowanym na twarzy.

- Co się dzieję ? - pytam marszcząc swoje czoło.

- Na dole ... - zaczyna, ale przerywa kiedy do naszych uszu docierają odgłosy oddawanych strzałów. Pierdolony żart.

- Zajmij się Tatum ... - mówię do Camilo, który niemal od razu kiwa twierdząco głową - .. weź ją do domu  - rozskakuję i pomimo jej oporu, odsuwam ją od swojego ciała. Niemal od razu mi jej brakuje. Przyzwyczaiłem się do niej znacznie za mocno. Zza paska spodni wyciągam swoją broń, przeładowując ja i ostatni raz spoglądam na Tatum - .. ma jej włos z głowy nie spaść. Rozumiesz ?! - chłopak kiwa głową i podąża zaraz za nami, trzymając ją w swoich ramionach. 

Tatum 

Stawiam swoje stopy na podjeździe przed domem, ale nie jestem w stanie opuścić pojazdu, bez przytrzymania się jego drzwi. Z każdym krokiem, który stawiam w drodze do domu, mój umysł zalewają wspomnienia, sprzed kilkunastu minut. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas do momentu, kiedy wszystko się zaczęło, a przynajmniej do momentu, kiedy tamten człowiek żył i mógł mi pomóc. 

Brzydzę się Tobą. Twoimi kłamstwami, tajemnicami. Napawasz mnie wstydem. Nie jestem w stanie zapomnieć wyrazu jego twarzy, kiedy te słowa opuszczały jego usta. Szalałam na punkcie jego oczów tak pięknie na mnie spoglądających. Dziś widziałam w nich odrazę, współczucie, nienawiść. Widziałam to wszystko, do czego nie powinnam była nigdy doprowadzić. Zrozumiałam, że jemu już nie zależy, bo to ja dałam mu milion powodów, żeby tak się stało. Mimo mojej uwagi i chęci ochrony swoich najbliższych, nie byłam w stanie ochronić nas. Wyciągam dłoń z zamiarem otworzenia drzwi, kiedy ku mojemu zaskoczeniu w ich futrynie pojawia się zdenerwowany Lorenzo. 

- Tatum ? - pyta niepewnie przyglądając się mojej napuchniętej twarzy. 

- Co się dzieje ? - pytam dostrzegając w jego dłoni pistolet - .. gdzie jest Edoardo ? - cóż nie miałam już nic do stracenia. Alessandro podejrzewał mnie absolutnie o wszystko, nawet jeśli nie miałam pojęcia o połowie tych rzeczy. W tej chwili najważniejsze dla mnie było, abym ochroniła Emily. Nic poza nią się nie liczyło. Może byłam winna, a może moją jedyną winą było to, że tamtego przeklętego wieczoru pojawiłam się w tamtym klubie. Nie miałam siły się teraz nad tym zastanawiać. Pragnęłam stąd uciec jak najdalej. Wziąć Em za rękę i już nigdy nie oglądać się za siebie. Chciałam o wszystkim zapomnieć. Wymazać ze swojej głowy i serca obraz Alessandro i żyć tak jakby nigdy go tam nie było.

- Edoardo próbując złapać padalca, który nas okradał, został ranny. Ledwo co uszedł z życiem ..

- Gdzie on teraz jest ? - pytam mocno chwytając się jego marynarki, bo chociaż nie zdaję sobie z tego sprawy, to moja podświadomość podpowiada mi co się teraz może stać i kim był człowiek, który chciał go zabić. 

- Tatum .. ? - pyta niepewnie, kiedy moje ciało zaczyna tracić swój balans - .. wszystko w porządku, dobrze się czujesz ? - Nie pamiętałam już jak to jest się czuć dobrze. Ostatni raz gdy doświadczyłam owego uczucia, znajdowałam się w silnych ramionach Alessandro. Teraz miałam wrażenie, jakby było to wieki temu. Nic mi już nie pozostało, nie miałam sił, ani chęci się z nim spierać. Może miał rację i rzeczywiście dał mi mnóstwo okazji do tego, bym do niego przyszła i poprosiła o pomoc. Mogłam to zrobić w dniu, kiedy zastałam Edoardo w mieszkaniu Em. Nie byłam na to gotowa. To nie był mój świat i nie chciałam, żeby nim był. Nie umiałam tak grać, kłamać, zwodzić. Nie byłam do tego przygotowana i bolało mnie to, że on tego nie dostrzegał. Być może swoim zachowaniem odsunęłam go od siebie, bo kiedy wreszcie byłam gotowa wszystko mu wyznać, on nie dał mi dojść do słowa. Skreślił mnie, jakbym nic nigdy dla niego nie znaczyła. 

- Gdzie jest Edoardo ?! - podnoszę swój głos. Boże spraw żeby był jak najdalej stąd.

- Nie wiem - wzrusza ramionami - .. odpocznij, musze się tym zająć - mija mnie bez słowa i szybko kieruję się w stronę mężczyzn, którzy mnie tutaj przywieźli. 

Jeśli wierzyć tamtemu mężczyźnie, to osobą, która okradała Alessandra był Mike...  Wybałuszam swoje oczy, zakrywając dłonią usta. Osuwam się na ziemie i bezwiednie rozkładam swoje dłonie. Wpatruję się w nie niczym w transie, kiedy kolejna łza do nich wpada. Mike chciał zabić Edoardo .. Trzęsącymi się dłońmi sięgam po swoją komórkę, wybierając numer Emily. Zaczynam obgryzać paznokcie, kiedy ta nie odpowiada. Próbuję jeszcze raz, ale to na nic. W końcu wybieram numer Edoardo, ale to również nie przynosi pożądanych efektów. Szybko ocieram swoje policzki i niczym porażona prądem, podrywam się na równe nogi. Wbiegam do domu, nie siląc się nawet na to, aby zamknąć drzwi. Natychmiast kieruję się do gabinetu Alessandro i zaczynam przeszukiwać każdą jego szufladę i półkę, w końcu natrafiając na to, czego szukałam. Drżącymi dłońmi sięgam po czarny pistolet i nie wiem jak, ale sprawdzam jego zawartość. Następnie zamykam go i pośpiesznie wkładam do torebki. Podnoszę się z kolan, zaczepiając o dywan i ponownie ląduje na ziemi. Czuję przeraźliwy ból w swoim prawym kolanie, ale nie dbając o to, szybko kieruję się do garażu. Sięgam po pierwsze lepsze kluczyki i naciskając ich guzik, dostrzegam mrugające niebieskie BMW. Zajmuje miejsce kierowcy i nie tracąc czasu na zapięcie pasów, szybko ruszam w stronę Brooklyna. 

Mam nadzieję, że teraz przynajmniej nie będziesz tego wszystkiego, nadal źle interpretowała .. - Mrugam kilkukrotnie, kiedy mój umysł zaczyna mi o sobie przypominać. Staram się odgonić wspomnienia, których nie potrafię rozpoznać i przypasować do dat na osi czasu. Mocno zaciskam swoje palce na czarnej kierownicy. ...To Ty uwierzyłaś w coś, czego nigdy między nami nie było - Dostrzegam górującego nade mną Alessandro .. Nigdy nie chciałem, by to, zaszło tak daleko. Z całej siły naciskam na pedał hamulca, kiedy światło pomarańczowe zmienia się na czerwone. Zatrzymuję się dokładnie w połowie przejścia dla pieszych. Odchylam swoją głowę w tył, starając się uspokoić szalejące serce. Nie mam pojęcia skąd mój umysł wytrzasnął te słowa i tą sytuację. Nie jestem w stanie niczego sobie przypomnieć. Ruszam dokładnie wtedy, kiedy za sobą słyszę głośne trąbienie klaksonów.  Delikatnie zwalniam, kiedy znajduję się na skrzyżowaniu, na którym o mało nie straciłam życia i po chwili parkuje niedbale pod blokiem Emily.

Natychmiast wbiegam do klatki schodowej, pokonując co drugi schód i w końcu staję przed mieszkaniem, którego nigdy nie powinnam opuszczać. Moje serce głośno odbija się od żeber, a ja nie rozumiem czym jest to spowodowane. Podnoszę swoją pięść z zamiarem zapukania, ale nie chcąc tracić ulotnego czasu, po chwili szybko popycham drzwi i wchodzę do środka. 

- Emily ?! - krzyczę, dostrzegając palącą się lampkę w salonie. Szybko kieruję się w jego stronę - Em ?!! - wołam, z chwilą kiedy moje oczy natrafiają na jej bladą, niczym ściana twarz. Wypuszczam ze swoich rąk ściskaną do tej pory torebkę i natychmiast zatykam usta obiema dłońmi. Moje serce rozpada się na milion kawałków i wiem, że już nic nigdy nie będzie w stanie go posklejać. 

- Nie miałem wyboru .. - spoglądam na mężczyznę z bronią w ręku, który znajduję się po przeciwnej stronie kuchni. Nie jestem w stanie się poruszyć. Wlepiam w niego swoje oczy, które dziś widziały zbyt wiele, kiedy pojedyncza łza wypływa z mojego oka. 

- N-nie ... N-ie ... - kiwam przecząco głową i szybko podbiegam do drugiej połówki mojej duszy. Chwytam jej ciało w swoje ramiona i mocno zaczynam nim trząść - .. Em !!! .. Proszę nie rób mi tego .. Emily !!! - krzyczę, zanurzając swoją głowę w zagłębieniu jej szyi. Spoglądam na jej twarz i tracę oddech . Jej widok rozrywa moje serce . Ból, który się we mnie zagnieżdża powoduje kompletne odrętwienie. Przytulam ją z całej siły, nie dbając o to, że moje ciuchy ze zdwojoną siłą chłoną jej krew. Odrywam się od niej i jeszcze mocniej zaczynam trząść. Gładzę jej policzki, które są tak zimne jak moja dusza - .. Em .. ? - szeptam zrozpaczona - .. proszę, obudź się .. nie zostawiaj mnie .. - szlocham, układając jej ciało na swoich kolanach - .. Boże, proszę nie .. proszę .. - odchylam swoją głowę i spoglądam na tego na górze, który popełnia największy błąd w historii ludzkości. Który odbiera mi siostrę i przyjaciółkę. Jedyną osobę, która nigdy o nic mnie nie obwiniała, a to przecież przeze mnie znikała. 

Chciałam tylko przetrwać, mając ja przy sobie. Ochronić ją, powiedzieć o wszystkim i widzieć jej kipiącą złość na twarzy. Uspokajać ją i powiedzieć, że wszystko jest za nami, że przetrwałyśmy, wygrałyśmy. A teraz ? Teraz Emily bezpowrotnie znikała z mojego życia. Najbardziej niewinna, pragnąca żyć osoba. Najbardziej kochająca przyjaciółka. Dziewczyna, która jednym swoim żartem i uśmiechem rozjaśniała każdy, najbardziej pochmurny dzień. Która zawsze czekała by Ci pomóc. Emily Frost, która miała coś jeszcze do udowodnienia, która odeszła zbyt wcześnie i najbardziej niesprawiedliwie. Osoba, która zawsze była gotowa chwycić Twoją dłoń.

- Przepraszam Em ... przepraszam, że Cię nie ochroniłam - szlocham. 

- Nie chciałem, żeby tak to się skończyło, ale cóż ... - mrożę go swoim spojrzeniem i jedyne o czym myślę, to jego ciało, które leży tutaj, zamiast niej. 

- Ona na to nie zasłużyła .... - szeptam wciąż przyglądając się jej spokojnemu snu. 

- Być może .. - słyszę kroki tego tchórza, który zmierza w stronę wyjścia. 

A Ja tracąc najważniejszą osobę w swoim życiu, chce tylko wrócić do tamtego momentu, gdy przeszła przez próg naszego mieszkania, a ja rzuciłam się jej na szyję . Chce znów poczuć każdą emocję i zapamiętać ją już na zawsze, bo wiem, że to co miałyśmy nigdy nie powróci. Chce wrócić do tamtych wakacji, które były naszymi ostatnimi. Nie spodziewałam się, że może to mnie dotknąć. Żyłam z dnia na dzień, nie biorąc pod uwagi tego, że życie, może ze mnie  drwić. Że za kilka minut, godzin, dni, miesięcy, czy lat, osoby, której nie doceniałam tak jak powinnam, najzwyczajniej w świecie – zabraknie.

Że ktoś wyrwie mi kawałek serca ...
I to nie prawda, że czas leczy rany ...

Już dziś wiem, że prawda jest taka, że chociaż minie dwa lata, pięć, czy dziesięć, ja nadal, gdy zapadnie mrok i nikt nie będzie słyszał, położę się na łóżku i zacznę płakać, bo drugiej tak ważnej osoby nie można zastąpić.

Będę udawać twardą przed znajomymi, bo tak naprawdę nikt nie wie co dzieję się za zamkniętymi drzwiami.
Nikt nawet nie będzie miał pojęcia, że ilekroć wspominam wspólne chwile, zaglądam do miejsc, w których bywałyśmy, rozpadam się na kawałki...
Że, gdy w moim życiu pojawiają się ważne dla każdego człowieka momenty, że gdy każdy mi gratuluje, podziwia ... Ja chce, żeby ta osoba, którą tak niesprawiedliwie straciłam, objęła mnie i była ze mnie dumna ..

Chce usłyszeć jej głos, po raz ostatni.

Płacze bo jestem bezsilna ...
Płacze, bo czuję się samotna, bo nigdy nie byłam na to gotowa.
Wspominam każdą chwilę, w której wyrządziłam jej krzywdę, zraniłam słowem, które tnie głębiej niż nóż.
Zastanawiam się, kiedy był ten ostatni raz, gdy mnie przytuliła, kiedy ostatni raz przeszła przez próg naszego domu, kiedy tu była ....
Patrzę na jej fotografię i dokładnie pamiętam moment, w którym zostały one zrobione. Pamiętam wszystko, choć zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zapomnieć.
Pozostają mi tylko wspomnienia, zdjęcia, przedmioty, które po sobie zostawiła. Ubrania, ulubiona miska, czy pokój, w którym już jej nie zobaczę
Pozostaje mi mieć nadzieję, że jeszcze ją spotkam, uśmiechnę się do niej, a ona do mnie. Tak jak zawsze to robiła. Z całego serca. Podbiegnę, przytulę i opowiem o czasie, który nam odebrano.
Opowiem o życiu bez niej, o nieustannej walce o każdy dzień...
Opowiem o wszystkich momentach, w których miała być obok mnie, a w których nie dano jej było być.
Ona mnie pocieszy, bo zawsze to robiła.
Bo była moja siłą, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy. Chwyci za dłoń i powie, że niczego nie zapomniała, wszystko zachowała i również cierpiała.
I wtedy zrozumiem, że przetrwałam, bo tak naprawdę Ona nigdy mnie nie opuściła.
Była, choć nie ciałem, to duchem.
Była choć nie dane było mi jej widzieć.
Była, bo schowałam ją na dnie swojego serca na zawsze.
Bo sprawiłam, że była w nim bezpieczna.
Bo tak naprawdę nigdy ze mnie nie zrezygnowała.
Zrozumiem, że to ona żegnała ten świat, znacznie bardziej, niż on żegnał ją .
Bo byłam jej oczkiem w głowie.
Bo pozostałyśmy niezniszczalne.
Bo więź, którą miałyśmy pozostała nierozerwalna i niezastąpiona. 

 - Wiesz co Tat ? 

- Mhym .. ? - wpatruję się w mrok

- Dla takich chwili i takiej przyjaciółki, cieszę się, że żyję .. No, a dla takiego życia na ziemi jakie mamy, to warto skończyć w piekle ..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top