Rozdział 36

Jedno słowo zamienia się w wojnę. Mój świat bez Ciebie jest niczym. Jestem tu bez tarczy, już nie mogę zawrócić. Dlaczego miłość zawsze przypomina pole bitwy ?, .. ja nawet nie wiem o co walczymy ...

Alessandro

Zanim ta szuja jest w stanie zareagować, już leży przytłoczona moim ciałem i śmieje mi się prosto w twarz. Nie musze się odwracać, by wiedzieć, że bronie wszystkich jego ludzi są wycelowane prosto w moją głowę. Niczego nie zrobią. Nie mogą. To ja tutaj żądze, to moje miasto, ja ustalam w nim zasady i ja zadecyduje jak to się skończy. Uderzam prosto w jego szczękę, a chwilę później on pluje krwią i z całej siły stara się zepchnąć moje ciało ze swojego. To na nic. Jestem jak pieprzone drzewo, jak najtwardszy metal. Jestem zły, nie ja jestem wkurwiony. Znów uderzam i jestem prawie pewien tego, że złamałem mu nos. Nie jest w stanie się ruszyć. Trzymam go w swoich szponach i ani myślę puszczać. To moja chwila i w pełni z niej korzystam. Za moimi plecami padają pierwsze strzały, ale to mnie nie powstrzymuje. Wiem, że moi ludzie są silniejsi i jest ich więcej. Uderzam raz za razem, a każdy kolejny cios jest mocniejszy od poprzedniego. Jego gęba wygląda jak pierdolone pole walki i jestem z tego cholernie dumny. Utraciłem swoje opanowanie, które było moją bronią, ale w tym momencie kompletnie mi to nie przeszkadzało. Chciałem go zabić i byłem naprawdę blisko. Uczucie jakie w tym momencie przejęło kontrolę nad moim ciałem, przypomniało mi dlaczego byłem stworzony do tego, czym się zajmowałem. Byłem potworem i chciałem nim  być. Chciałem by wszyscy o tym wiedzieli i się mnie bali. 

- Alessandro, puść go !! - słyszę dobiegający głos swojego brata, ale w mojej głowie jest on niewiele głośniejszy od szeptu. 

- P-posłuchaj g-go ... to nie ja Ciebie oszuka-ałem .. - chrypi wypluwając krew. Wiem kogo ma na myśli i to jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi. Zadaje kolejny cios, ale nie jest on w stanie mnie uspokoić - .. W-wszystko wymyśliła T-tatum ... - kontynuuje. Chwytam jego kołnierz w swoje pięści i unoszę jego ciało ponad ziemię. 

- Kłamiesz !! - syczę i mocno uderzam jego gębą o posadzkę. Jego oczy się zamykają, ale po chwili znów na mnie spogląda. 

- M-moi ludzie Cię z-zabiją - myśli, że to mnie powstrzyma. Nie reaguje i nie odpowiadam, bo oboje wiemy, że tak się nie stanie - ... b-bronisz kobiety, która Cię z-zdradziła .. zakpiła z Ciebie ..  - zatrzymuję swoją pięść przed jego gębą i jeszcze mocniej zaciskam palce, w efekcie otrzymując białe knykcie. 

- Dlaczego miałbym Ci wierzyć ? - zaciskam swoje zęby z całej siły i staram się poczekać na jego odpowiedź, nim znów zadam cios 

- B-bo jesteś i-inteligentny .. i n-nie wierzysz w p-przypadki - tłumaczy i znów spluwa krwią 

- Nie wierze też Tobie - odpowiadam i ostatni raz go uderzając, wstaje. Przeładowuje swoją broń i dołączam do swoich ludzi, strzelając do kukiełek tego gnoja. Zabije go, ale nie zasługuje na taką szybką śmierć. Będzie umierał w męczarniach prosząc o to, bym skończył jego marne życie. Jestem tak zafrasowany jego ludźmi, że nie zauważam, kiedy jakimś cudem on podnosi się na nogi. Dzieli mnie od niego zaledwie kilka metrów. On wcelowuje spluwę w moją stronę, a ja w jego. Naciskam na spust, dokładnie w momencie, kiedy czuję przeszywający ból w swoim ramieniu. Upuszczam pistolet i od razu chwytam się za bolące miejsce. Odrywam swoją dłoń, a kiedy ponownie na nią spoglądam dostrzegam sączącą się krew. Klnę po nosem, bo to nie pierwszy raz, kiedy obrywam, ale na pewno najgorszy. Spoglądam w miejsce skąd padł strzał i natychmiast cały się spinam. Koło mnie zjawia się Lorenzo i Sergio. Spoglądam na durnia, który mnie postrzelił i go również mam ochotę zabić. Widzę strach malujący się na jego mordzie, kiedy szybkim krokiem stara się do mnie podejść. 

- Alessandro, przepraszam celowałem do tego idioty  - wskazuje na miejsce, gdzie jeszcze kilka minut temu stał Mike, a które teraz było puste.

- To Ty jesteś idiotą !! - krzyczę i od razu zwracam się do swoich ludzi - ... znajdźcie Go !!, natychmiast !! - macham drugą dłonią, a oni pośpiesznie wykonują moje polecenie. 

- Musisz jechać do szpitala - radzi Lorenzo, przypatrując się mojemu ramieniu 

- Sergio zawieź mnie do domu i zadzwoń po lekarza - rzucam i spoglądam na Edoardo, który wygląda jak trup, którym być może zaraz się stanie - .. A my pogadamy później - jego gębę od mojej dzieli zaledwie kilka centymetrów. Wpatruję się w niego przez kilka długich sekund, po czym odwracam się i zmierzam w stronę swojego samochodu. Sergio zdążył już opuścić magazyn, za to Lorenzo w ciszy podąża za mną. 

- Co myślisz ? - pyta w końcu 

- O czym ? - pytam, choć doskonale zdaje sobie sprawę o co mu chodzi

- O tym co powiedział - wyjaśnia Lorenzo i dorównuje mi kroku 

- Słowa nie stanowią dla mnie żadnego dowodu, a szczególnie słowa takiego psa - wyjaśniam i rzucam kluczyki w stronę Sergio, który otwiera nam drzwi 

- Ha, to znaczy, że nie uwierzyłeś w żadne jego słowo - cieszy się ja dziecko, które żyje w przekonaniu, że Mikołaj istnieje. Zajmuję miejsce z tyłu i ku mojemu niezadowoleniu, Lorenzo znajduje się tuż obok mnie. Chwilę później Sergio rusza z miejsca, a Lorenzo zaczyna swoją paplaninę - .. też uważam, że kłamał .. - przyznaje zadowolony - .. Tatum nie byłaby do tego wszystkiego zdolna 

- Ona jest pełna sprzeczności - wzdycham i staram się o tym nie myśleć, przynajmniej na razie. Nie chce wciąż się zastanawiać, czy jest winna, czy też nie. Czy byłaby w stanie tak kłamać i oszukiwać. Zwodzić i udawać. Czy mogłem tak cholernie się co do niej pomylić i czy wszystko co powiedziała, zrobiła i  poczuła, było tylko częścią gry. Czy Tatum, którą poznałem, w ogóle istniała ?, czy była prawdziwa ? Jak daleko chciała się posunąć, i czy cokolwiek w tym wszystkim było prawdą ? Nie chce czuć tego co do niej czuję, jeśli nie jest to prawdziwe. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, że mogłaby znaczyć dla mnie tak wiele, po tym co się działo. Tyle szans ... dałem jej tyle szans ... 

- Co mówisz ? - słyszę głos Lorenzo i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że ostanie słowa powiedziałem na głos. Zbywam go jednym ruchem dłoni i wpatruję się w widok za szybą. 

Jeśli to czego się dowiedziałem nie było kłamstwem ... , to żadnej z tych szans nie wykorzystała. Nie była nawet bliska tego, aby wszystko mi powiedzieć, a jeśli to było prawdą , to nie miałem pojęcia jak to się skończy. I to przerażało mnie chyba najbardziej. Czułem coś, czego nie znałem, nie akceptowałem i się nie spodziewałem. Czułem, że dobijałem do brzegu, ale wcale nie chciałem do niego docierać. Czułem się pokonany i nie wiedziałem, czy będę miał jeszcze siłę by walczyć o cokolwiek i kogokolwiek. Po tych wszystkich dniach, które spędziłem w jej ramionach, ... ramionach wroga . Czy istniała możliwość na przebaczenie ? Nie. Tego byłem pewien. Alessandro Argentero można zdradzić, ale tylko raz. I ta reguła obowiązywała nawet Tatum Berelc, jego narzeczoną. 

Tatum 

Stoję w oknie z kubkiem gorącej czekolady w dłoni. Dłoni, która trzęsie się jak jeszcze nigdy wcześniej. Czuję w klatce piersiowej coś, czego nie jestem w stanie wytłumaczyć, a tym bardziej okiełznać. Jest środek nocy, która wydaje się być końcem, albo początkiem. Jest coś w niej, czego nie potrafię pojąć i czego zawsze się ogromnie bałam. Nie potrafię tego wyjaśnić i znaleźć powodu swojego niepokoju. Jednak moja podświadomość podpowiada mi, że ma to związek z nieznajomym, jak dla mnie Aaronem. 

Kiedy dostrzegam na podjeździe szybko jadący samochód, natychmiast odstawiam kubek na parapet i zakładając szlafrok, zbiegam ze schodów z mocno bijącym sercem. Staję w połowie schodów, kiedy dostrzegam sylwetkę Lorenzo, która z całej siły podtrzymuje Alessandro, a za nimi biegnie Sergio. Mrugam kilkukrotnie, zanim jestem w stanie dostrzec tego przyczynę. Mój wzrok ląduje na ramieniu, za które trzyma się mój narzeczony i nie jestem w stanie zrobić niczego, jak szybo zassać powietrzę i przytrzymać się balustrady. Jego biała koszula niemal cała wybrudzona jest we krwi, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że stało się coś niedobrego. Dla mnie, dla niego i dal nas. 

- C-co się stało ?? - pytam szeptem, choć tego nie planowałam. Po prostu jakaś niewidzialna gula nagle pojawia się w moim gardle. Najpierw spogląda na mnie Lorenzo, który wydaje się zmartwiony, co kompletnie mnie dołuję, ponieważ nigdy nie widziałam go w takim stanie. Mój wzrok ponownie ląduje na Alessandro, który mrozi mnie swoim twardym, stalowym spojrzeniem. Mam ochotę się rozpłakać i schować tam, gdzie nikt nigdy mnie nie znajdzie, ale wiem, że to niemożliwe. 

- Strzelanina w magazynie - wyjaśnia Lorenzo, jednak ja nawet na niego nie spoglądam. Czuję się taka mała, gdy Alessandro nawet nie mruga i czuję jak przyszpila mnie swoim lodowatym spojrzeniem do ściany, a ja nie jestem nawet w stanie walczyć z tymi oczami. 

- D-dlaczego nie pojechaliście do szpitala ? - czuję jak moje ciało walczy z tym, aby nie osunąć mu się do stóp, choć stoję od niego znacznie za daleko. 

- To tylko draśnięcie - wreszcie się odzywa, jego głos jest zachrypnięty. Unosi swoje spojrzenie w górę i kilka sekund mi się przygląda zanim wypowiada kolejne słowa - .. pomożesz mi ? - marszczy swoje czoło, a ja pośpiesznie kiwam twierdząco głowa i zbiegam ze schodów w jego kierunku. Lorenzo się odsuwa, a ja zajmuje jego miejsce.

- Gdy lekarz się pojawi, wyślij go do naszej sypialni - rzuca przez ramię w stronę Lorenzo i razem ze mną podąża w wyznaczone miejsce. 

- Bardzo Cię boli ? - pytam niepewnie, kiedy stawiamy pierwszy krok na schodach

- Są rzeczy, które bola znacznie bardziej - odpowiada i spogląda na mnie tak, jakby właśnie wydawał jakiegoś rodzaju wyrok. Zaciskam swoje spierzchnięte wargi i staram się być silna i doprowadzić go do łóżka. Resztę drogi pokonujemy w zupełnej ciszy. Alessandro odzywa się dopiero wtedy, kiedy wchodzimy do sypialni, a ja zamykam za nimi drzwi. Sam robi kilka kroków i staję na środku pokoju, tyłem do łóżka. 

- Dlaczego na mnie czekałaś ? - pyta. Podchodzę do niego i staję naprzeciw 

- Nie mogłam spać - wyjaśniam zgodnie z prawdą

- Rozumiem - przyznaje - .. pomożesz mi rozpiąć koszulę ? 

- T-tak - odpowiadam szeptem, czując jak serce obija się o moje żebra. 

- Dobrze się czujesz ? - prawdopodobnie zauważa mój niepokój 

- T-tak, ale jestem przerażona - wyznaję i trzęsącymi rękami sięgam do guzików jego koszuli. 

- Dlaczego ? - spoglądam w jego oczy i jedyne co w nich dostrzegam, to wyzwanie.

- Bo nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym Cię stracić - czuję jak moje oczy zachodzą łzami, ale z całych sił staram się teraz nie rozpłakać. Odpinam pierwszego guzika i mam nadzieję, że z resztą pójdzie mi znacznie lepiej 

- Dlaczego miałabyś mnie stracić ?, jest jakiś szczególny powód ? - znów spoglądam w jego oczy i marszczę swoje czoło. Oczywiście, że niczego się z nich nie dowiaduje, a on mi tego nie ułatwia.

- Alessandro zostałeś ranny - mówię jakby tego jeszcze nie zauważył 

- Jeszcze nie raz wrócę Ci w takim stanie do domu - uśmiecha się lekko, a mną wstrząsa silny dreszcz. 

- Nie mów tak - proszę go i szybko kontynuuje. Pozbywam się jego koszuli i ostrożnie, żeby niczego nie pobrudzić odkładam ją na fotel. Następnie ponownie przed nim staję i choć tego nie chce, spoglądam na ranę. Natychmiast się wzdrygam i czuję jak żółć podchodzi mi do gardła.

- Nie przywykłaś do takich widoków - odzywa się Alessandro 

- Wygląda okropnie - przyznaje i wlepiam swój wzrok w podłogę aby się uspokoić

- To tylko draśnięcie. Kula przeszła na wylot - tłumaczy i palcem unosi mój podbródek. W efekcie jego wzrok blokuję się na moim, tak, że nie jestem w stanie od niego uciec, nawet jeśli bym chciała. 

- Nie bardzo rozumiem na czym polega różnica, zostałeś postrzelony - szeptam, jakby i z tego nie zdawał sobie sprawy. Alessandro lekko się uśmiecha i prycha pod nosem 

- I to w dodatku przez swojego człowieka ... chcę, żebyś przysięgła mi, że wszystko skończy się dobrze - kompletnie zwala mnie z nóg tą prośbą, niewiele myśląc, pytam po chwili

- A jak miałoby się to skończyć ? - znów czuję ten ogromny niepokój 

- Drastycznie, wstrętnie ... 

- Czuję, że czegoś mi nie mówisz .. - wyznaje swoje obawy - .. powiedziałeś, że to tylko draśnięcie, co może się stać ...

- Nie mówię o tym - szybko zaprzecza 

- Więc o czym ? - z chwilą kiedy to pytanie opuszcza moje usta, do pokoju chodzi lekarz razem z Lorenzo. Alessandro patrzy na mnie jeszcze przez kilka sekund, po czym przekierowuje swój wzrok na mężczyzn. 

Nie jestem w stanie się ruszyć. Stoję w rogu pokoju, najdalej jak to tylko możliwe z przymrużonymi oczami, kiedy lekarz wykonuje swoją pracę, następnie zaszywając ranę. Alessandro nic nie mówi, nie krzyczy. Co jakiś czas tylko mocno zasysa powietrze i ciągle na mnie spogląda. Nie odrywa wzroku, a ja zaczynam się go obawiać. Rozumiem złość, może sprawy nie poszły tak jak zakładał, ale czuję, że jego stosunek do mnie uległ zmianie, a może to tylko moja chora wyobraźnia ? Czuję, że jeszcze chwila i oszaleje. Przeskakuje z nogi na nogę, kiedy lekarz dumnie oznajmia, że gotowe. Alessandro wreszcie odrywa swoje czarne oczy ode mnie i spogląda na ramię. Lorenzo chwyta od doktora środki przeciwbólowe i odkłada na stolik. Mężczyzna szybko pakuje swoje narzędzia i prawie niepostrzeżenie wychodzi z sypialni, a ja w końcu oddycham z ulgą. 

- Jak się czujesz ? - pytam podchodząc do łóżka i stając obok Lorenzo 

- Ten drugi wygląda gorzej - przyznaje już rozbawiony Lorenzo. Mrożę go swoim spojrzeniem i ponownie zwracam się w stronę Alessandro - .. w takim razie zostawię was samych - przyznaje brat mojego narzeczonego i zmierza w stronę wyjścia

- Lorenzo ?! - woła za nim Alessandro. Chłopak na niego spogląda, a ten kontynuuje - ... Nic nie rób, przynajmniej dopóki sprawa się nie wyjaśni.

- Ty też - odpowiada i zanim wychodzi, szybko obrzuca mnie swoim spojrzeniem.

- Potrzebujesz czegoś ? - pytam ostrożnie, bo czuję, że wciąż jest on zdenerwowany. 

- Spokoju - mówi twardym głosem i opiera swoją głowę o wezgłowie łóżka. Zaciskam swoje usta w wąską linię i powoli się odwracając, kieruję się do wyjścia. Jutro z nim porozmawiam, albo pojutrze. Albo wtedy, kiedy będę na to gotowa. Gdy coś się stało, już bym o tym wiedziała ...

- Dokąd się wybierasz ? - z ręką na klamce zamieram i odwracam się w jego stronę

- Powiedziałeś, że potrzebujesz spokoju - zauważam, wywracając oczami 

- Będę spokojny, jeśli będziesz spała obok mnie 

- Nie chcę Ci przeszkadzać - odpowiadam, bo jego zachowanie lekko zaczyna mnie irytować

- Śpisz ze mną Tatum - mówi nieco twardszym głosem. Przytakuje na jego prośbę, o ile mogę to tak nazwać i kieruję się do łazienki. Załatwiam bieżącą sprawę i przemywam twarz letnią wodą. Czuję, że jestem spocona i powinnam się jeszcze raz umyć, ale dochodzę też do wniosku, że mogę zrobić to rano. Ostrożnie zajmuje miejsce na swojej części łóżka. Odwracam się w stronę Alessandro, rękę wsuwając pod swój policzek i bacznie mu się przyglądam.

- Co się stało ? - pytam cicho, czym zyskuje sobie jego uwagę 

- Straciłem opanowanie - przyznaje wpatrując się w sufit 

- Sprawy nie poszły po twojej myśli - bardziej stwierdzam, niż zadaje pytanie. Dostrzegam jak Alessandro zamyka swoje oczy i prycha pod nosem.

- Skąd wiedziałaś ? - pyta jakby z nutką zadowolenia w głosie

- Jesteś zdenerwowany, zostałeś postrzelony i mówiłeś, że zrobił to Twój człowiek - zauważam 

- Tak, Edoardo - wzdycha, a ja przechodzę kolejny wstrząs. To nie może być przypadek ... Czuję jak ręce zaczynają mi się pocić i dźwięk mojego bijącego serca wypełnia cały pokój. Odchrząkuje i staram się brzmieć w miarę spokojnie, choć to wydaje się być niemożliwe. 

- J-jak to ? 

- Jutro się tego dowiem - gdy już myślę, że mnie zbywa, on otwiera swoje oczy i katem oka na mnie spogląda. Lustruje całe moje ciało. Od stóp, po sam czubek głowy, zatrzymują się na oczach - ... wielu rzeczy się dowiem - przyznaje, a ja nie jestem w stanie dodać nic więcej. Czyżby Alessandro wiedział o Edoardo i o tym jak mnie szantażował ? Ale skąd ? Odwracam swoje ciało tyłem do niego, bo czuje, ze nie jestem w stanie znieść jego badawczego wzroku nawet minuty dłużej. 

Wchodzę do naszej sypialni, ubrana w białą suknię, zaraz po tym jak Amelia zaniosła tam moje śniadanie ... Zapach gorącej czekolady czuć niemal w całym domu. Uśmiecham się zadowolona, bo jutro ma się odbyć nasz ślub, a suknia, którą wybrałam pasowała idealnie.  ... Otwieram drzwi , a z pokoju wylewa się rzeka krwi, brudząc cały mój ubiór. Piszczę i  zaczynam wołać Alessandro, ale on nie odpowiada. Wchodzę do środka i wzrok przekierowuje na łóżko, na którym leży bezwiedne ciało Emily  .. Nad nią niczym kat wisi Edoardo.

- Alessandro !!! 

krzyczę i biegnę w stronę Emily. Staram się objąć jej ciało, ale ono rozpływa się w moich dłoniach. Słyszę przeraźliwy śmiech Edoardo, kiedy do pokoju wchodzi mężczyzna, który został zastrzelony na moich oczach. Spoglądam na nich, a oni wybuchają śmiechem. 

- Alessandro !!!

Wreszcie i on wbiega do środka. Wyciąga swoją broń ..

- Tatum nie wiesz, że widzenie panny młodej w suknie przynosi pecha ? 

Naśmiewa się 

- ..Teraz będę musiał to zrobić ..

- To Twoja wina Tatum 

- Dlaczego go wołałaś .. ?

- Nie, nie , nieee ..!!!!! 

Rzucam się w stronę Alessandro, ale nie jestem w stanie zakryć jego ciała. Kula przedziera się przez jego serce, a ja opadam razem z nim na podłogę.

- Nie !!, obudź się, proszę NIE !!!! ....

Budzę się cała zlana potem, z głośno bijącym sercem. Przełykam wielka gule w swoim gardle, ale mimo to czuję jak wszystkie posiłki jakie wczoraj zjadłam pragną opuścić mój organizm. Za oknem wschodzi słońce. Szybko odkrywam kołdrę i co mam sił w nogach, biegnę do toalety. Zwracam wszystko tam, gdzie powinnam i dłońmi przecieram swoją twarz. Czuję jak moje ciało traci wszystkie swoje siły i nie jestem pewna, czy zdołam się podnieść z podłogi. Wciąż mam przed oczami widok krwi, zabitego Alessandro i znikającej Emily. Spuszczam wodę w toalecie, wciąż nie podrywając się z podłogi, kiedy słyszę zachrypnięty głos Alessandro. Odwracam się w stronę drzwi i dostrzegam jego sylwetkę opartą o futrynę drzwi. 

- Jesteś w ciąży ? ..

Z perspektywy czasu i tego co się wydarzyło, dostrzegam tylko jedną rzecz. Życie od samego początku dawało mi znaki, których nie umiałam, albo nie chciałam umieć odczytać ... 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top