Rozdział 32

Betonowa dżungla, w której marzenia się spełniają. Tu nic nie jest niemożliwe. Jesteś teraz w Nowym Yorku ! ...

Tatum

Wchodzę do salonu z kubkiem w kształcie bałwana i gorącą czekoladą w środku. Na swoje nogi oprócz różowych dresów, postanowiłam włożyć grube, grafitowe skarpety z niewielkimi pomponami po obu stronach. Włosy upięłam w wysokiego, potarganego koka, a całość dopełniłam brakiem makijażu. 

Przystaje w miejscu, kiedy zauważam Lorenzo siedzącego na kanapie obok rozpalonego kominka i Tish, która znajduje się obok niego z laptopem na swoich zaplecionych nogach. Zegar wskazuję godzinę 9:43 i wręcz miałam pewność, że nikogo tutaj nie zastanę. Za oknem pogoda dopisywała, jeśli wziąć pod uwagę, że mieliśmy połowę stycznia. Uśmiechnęłam się, bo wszystko wskazywało na to, że koncert na jaki się dziś wybierałam z Em, dojdzie do skutku. Z kompletnego zawieszenia wydobywa mnie rozleniwiony głos Lorenzo. 

- Za późno na wycofanie, już Cię widzieliśmy - uśmiecha się i wskazuje miejsce obok siebie 

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł ... - staram się dać mu do zrozumienia, że z Tish nie nadajemy na tych samych falach

- Mała buntowniczka już zdążyła pokazać Ci swoją prawdziwą naturę ?- śmieje się i spogląda na nią z uznaniem 

- Nic nie zrobiłam - odpowiada i wlepia swoje spojrzenie w ekran monitora 

- Pies, który dużo szczeka, nie gryzie - puszcza mi oczko  i ponownie wskazuje miejsce po swojej drugiej stronie 

- Może drapać - podpowiada dziewczyna i szturcha go łokciem w przedramię. Siadam koło Lorenzo i podwijam swoje nogi pod brodę, układając kubek między kolanami. 

- Zakładamy mi konto na portalu randkowym - mówi dumnie Lorenzo i wskazuje palcem na monitor. Uśmiecham się i prawie wybucham gromkim śmiechem, jednak w ostatniej chwili się powstrzymuję, widząc jego minę.

- .. P-po co ? 

- Jak to po co ?, żeby poszerzyć swoje horyzonty 

- Gdybyś nie skakał od łóżka do łóżka, wymieniając tylko gacie, może znalazłbyś odpowiednią dziewczynę w realu - odzywa się Tish 

- Uważacie, że robię coś źle ? - pyta spoglądając na mnie i Tish 

- Tak !! - odpowiadamy razem i również na siebie spoglądamy 

- Co na przykład ?

- Wszystko - upijam łyk gorącej czekolady 

- Ale ja wcale nie chce wiązać się na całe życie , chce ... - zastanawia się - .. chcę żeby było miło i tyle 

- Więc zostaw wszystko po staremu - wzruszam ramionami - .. co się stało z Jasmine i .. - nie  wymienię imienia tamtej kobiety - .. co z nią ? - kiwa przecząco głową na znak, żebym nawet nie pytała 

- Myślę, że powinieneś zrobić sobie przerwę - wtrąca Tish i zamyka laptopa 

- Myślę, że powinieneś robić notatki - dodaje 

- Moje łóżko nigdy nie stygnie ptaszyny - patrzy na nas z politowaniem i wstaję - .. musicie wymyślić inne rozwiązanie - poprawia swoją koszulę 

- Beznadziejny przypadek - spoglądam na niego i przechylam swoją głowę

- Prawda ? - zgadza się ze mną dziewczyna. Spoglądam na nią zaskoczona, a następnie na Lorezno, który prycha pod nosem. 

- Oddam im przysługę i będę postępował jak dotychczas - poprawia kołnierz i odwraca się w stronę wyjścia 

Zastanawiam się, dlaczego nagle zapragnął zmiany w swoim życiu. To kompletnie do niego nie pasowało. Lorenzo kochał swoje życie i kobiety, jakimi dotychczas się otaczał. Może sylwester i zachowanie jego partnerek uświadomiło mu, jak bardzo to wszystko było nieprawdziwe ?, a może chodziło o coś całkowicie innego ?  Wzdycham i postanawiam również opuścić pokój. To, że w jednej kwestii zgodziłam się z Tish, wcale nie zakopało topora wojennego jakim walczyła. 

- Tatum ? - staje w progu zupełnie zaskoczona tym, że dziewczyna w ogóle pamięta jak się nazywam, a kiedy szok mija, powoli odwracam się w jej stronę - .. sorry .. - wywraca oczami - .. źle Cię oceniłam - uśmiecha się -... naprawdę równa z Ciebie babka - zaciska swoje usta w wąską linię. Odpowiadam jej tym samym i otwieram swoje usta

- Przekonała Cię moja opinia co do podbojów miłosnych naszego żigolaka ? - uśmiecham się

- To na pewno przeważyło - żartuje. Uśmiecham się i odwracam z zamiarem pójścia na górę. Jednak zanim to robię, przypominam sobie o koncercie i odwracam w stronę dziewczyny - ... jeśli masz ochotę to dziś na Time Square gra koncert Alicia Keys i mam jeden wolny bilet .. - proponuję - .. wątpię, żeby była to twoja muzyka, ale ... 

- Żartujesz ?! - piszczy - ... nie jest to może metallica, ale ..

- Fakt, nie jest - przyznaje jej racje 

- Chętnie pójdę - uśmiecha się, a ja do niej dołączam. 

Miła odmiana. Wszystko wydawało się znacznie lepsze od początku nowego roku. I tak wiem, że minęło zaledwie kilkanaście dni, ale i tak napawało mnie to optymizmem.  Zadowolona wchodzę do naszej sypialni i od razu kieruję się pod prysznic. Staję w drzwiach, kiedy do mich uszu dociera odgłos lejącej się wody, a chwile później dostrzegam muskularną sylwetkę Alessandro. Nie widziałam go od rana i choć nie zdawałam sobie z tego dotychczas sprawy, to bardzo mi go brakowało. Mój wzrok mimowolnie ląduje na jego seksownych pośladkach, co wywołuje niewielki skurcz między moimi nogami. Opieram swoje słabe ciało o drzwi, tak aby się nie przewrócić  i nawet nie staram się na niego nie patrzeć. Jego każdy mięsień porusza się tak jakby ... cholera nie wiem jak co, ale podoba mi się ten widok. Wysoki, dobrze zbudowany, czasami szarmancki, zawsze dobrze ubrany ..

- Będziesz tam stać i się gapić, czy do mnie dołączysz ? - dopiero kiedy słowa opuszczają jego ponętne usta, jego głowa odwraca się w moją stronę, a czarne niczym smoła oczy lądują na moim wciąż ubranym ciele. 

- Nie wiem, czy cokolwiek z tego jest dobrym pomysłem ... - szepczę pod nosem i odrywam się od drzwi. Nie jestem pewna czy potrafię ustać na własnych nogach, ale bardzo bym chciała, więc robię krok naprzód i wciąż "ich" podziwiam. To jak wygrana w lotto, coś czego chcemy, ale nigdy nie przypuszczam, że się wydarzy, że On się pojawi. 

- Chodź tu - jego ochrypły głos dociera do moich uszu, a prąd przepływa przez całe ciało. 

Dołączam do niego kilka sekund później i obejmuje ciało swoimi ramionami, a on nie pozostaje mi dłużny. Jego mięśnie są twarde niczym stal i jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to czy ten człowiek jest prawdziwy. Uśmiecha się ukazując rząd prostych, śnieżnobiałych zębów i ponownie mnie zdobywa. 

- Zjemy razem obiad ? - pyta, kiedy oboje znajdujemy się w garderobie. On prawie ubrany, a ja wciąż stojąca w samej bieliźnie i marudząca, że nie mam w co się ubrać, choć mamy połowę zimy i jestem zobligowana założyć grubą kurtkę. 

- Mówiłam Ci, że idziemy dziś na koncert z Em - staję na palcach i próbuję sięgnąć po swoje czarne rurki - .. jeśli się spóźnimy, to jakaś niesympatyczna osoba zajmie nam miejsca - wyjaśniam i wciągam spodnie na swój mały tyłek

- Mogłem załatwić wam bilety VIP - ten temat poruszaliśmy zbyt wiele razy

- Mogłeś, ale się nie zgodziłam, poza tym i tak mamy miejsca w trzecim rzędzie - wkładam czarny, gruby golf, a na nogi przywdziewam różowe skarpety. 

- Jesteś taka uparta - wzdycha zrezygnowany i składa szybki pocałunek na jednym z moich policzków. Następnie wkłada marynarkę i wychodzi z pokoju, a ja zmierzam do łazienki i zaczynam robić się na Beyonce.  

Oczywiście, że Alessandro zadbał o nasze bezpieczeństwo i razem z nami na koncert jechało pięciu mężczyzn, nie licząc oczywiście Sergio. Byłyśmy ubrane na przysłowiową cebulkę, choć Em nie wiadomo po co ubrała kozaki na wysokim, cienkim obcasie. Gdy ją o to zapytałyśmy z Tish, stwierdziła, że przynajmniej będzie się dobrze prezentowała i wszystko widziała. Cóż nie można było z tym dyskutować, jak zwykle pomyślałam o wszystkim, a przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Tak czy inaczej, nie mogłam wyobrazić sobie lepszego wieczoru, niż ten z Emily w samym sercu NY z cudownym głosem Alici. 

- Możecie spróbować nie rzucać się w oczy ? - pytam z wielką nadzieją w głosie, kiedy opuszczamy zaparkowany samochód, a za naszymi plecami ustawiają się ludzie Alessandro. 

- Daj spokój Tat, teraz czuję się jak prawdziwa gwiazda - Wtrąca zadowolona Em i poprawia swoje idealnie ułożone włosy, który nie wiem kiedy, ale zdążyły jej podrosnąć i teraz sięgały niemal za ramiona. 

- Ale nią nie jesteś - odpowiadam i mam nadzieję, że o tym pamięta

- Nosz kurwa ! - odwracamy się i wlepiamy swój wzrok w lekko załamaną Tish. 

- Co jest ? - zadaje pytanie Em i robi krok w jej stronę

- Zapomniałam telefonu - prycha pod nosem nieco młodsza od nas dziewczyna i spogląda na nas z miną zbitego psa 

- Nikt nam tego wieczoru nie zepsuje - mówię pewnie - .. no chyba, że stylizacja Emily - wzruszam ramionami 

- Jestem w szpilkach urodzona - wystawia w moją stronę język i z miną dumnego pawia kroczy niczym po wybiegu na fashion week w Paryżu. 

- Nawet widać - kręcę głową i podążam z Tish zaraz za nią

Ilość ludzi prawie zwala mnie z nóg. Pomimo tego, że nie nastawiałam się na to, że będziemy tutaj same, to to co znajdowało się przed nami kompletnie mnie zaskoczyło. Te wszystkie neony, które teraz wydawały się świecić z jeszcze większą siłą. Ludzie, którzy skandowali imię artystki, kilkanaście wielkich transparentów, na których widniały wyznania miłosne i naprawdę wielka, imponująca scena, na której ustawieni byli muzycy. To wszystko zdawało się być snem jeszcze nie wyśnionym. Nie wiem jak, ale przedzieramy się przez głośny tłum i zajmujemy nasze miejsca, które są tak blisko sceny, że mam wrażenie, jakbyśmy znajdowały się na niej. To by dopiero było. Właśnie sobie to wyobrażałam. Em, gwiazda wieczoru i my z Tish, co najwyżej robiąca jej chórki. Boże uchowaj - powtarzam sobie w myślach i spoglądam na swoją przyjaciółkę, która zaczyna wymachiwać rękami, a Tish nie pozostaje jej dłużna. Przestać wszystko kalkulować Tatum ..

- Mogli złożyć mi propozycję supportu - przekrzykuje Em i trąca mnie swoim ramieniem.

- Support nie może być lepszy od głównego zespołu i wokalistki - odpowiadam i obejmuje jej szyję, przyciągając ją do swojego ciała. 

- Wariatka - wzdycha i również oplata mnie swoimi dłońmi. 

W końcu na scenie pojawia się facet w garniturze i zapowiada piosenkarkę, a cały tłum piszczy i wrzeszczy. Czas, kiedy Alicia wychodzi na scenę mija nie wiadomo jak i gdzie, wśród pisków i braw. If I Ain't got you, to pierwszy utwór jaki rozbrzmiewa. Z chwilą kiedy jego słowa docierają do moich uszu zaczyna śpiewać razem z artystką i ludźmi. Odnoszę również wrażenie, że dla nikogo z tutaj obecnych ludzi słowa tej piosenki nie są tak prawdziwe, jak dla mnie. To prawda, że są ludzie na tym świecie, którzy pragną absolutnie wszystkiego. Czegoś utraconego, nieosiągalnego lub kogoś. Ja jestem dziewczyną z Seattle, którą zdobył Alessandro Argentero. Dziewczyną, która kilka miesięcy temu roześmiałby się w twarz temu, kto by przewidział taki scenariusz jej bezbarwnego życia. A jednak wszystko co się działo było prawdą, moją rzeczywistością i moim niewyśnionym marzeniem.  Pomimo tego czego sama pragnęłam, pomimo chęci naprawienia tego świata, zastania szanowanym adwokatem, spełnienia swoich marzeń, które kiedyś z taką starannością zapisywałam i tak zawsze wybrałabym Alessandro. Nie chciałabym niczego, jeśli nie mogłabym mieć jego, jeśli to nie byłby ten mężczyzna, do którego należałam i który należał do mnie. Póki żyłam, On zawsze pozostanie dla mnie. Pozostanie mój. 

- Dotknęła mnie, O Boże Tat !!, Ona mnie dotknęła !!! - z zamyślenia wyrywa mnie głośny pisk Emily, która ze zdwojoną siła potrząsa moim ciałem - .. Wiedziałam, żeby ubrać wysokie buty, nawet kosztem opuchniętych łap !!! - skacze jak szalona i to samo powtarza Tish, która zezuje na nią swoimi niebieskimi oczami. Zastanawiam się co by było, gdyby jakimś cudem ktoś zaprosił tą wariatkę na scenę .. Nie, nie Tatum nawet o tym nie myśl. Powtarzam w myślach niczym mantrę. 

Wielkie zdziwienie przychodzi dopiero wtedy, kiedy niespodziewanie i nie wiem jak tego dokonuje, ale dociera do nas zdenerwowany Sergio. Pierwsza oczywiście zauważa go Emily, która prawdopodobnie ma oczy dookoła głowy i od razu daje nam o tym znać. 

- Nie możesz beze mnie żyć ? - ślini się do niego i ściska wielkiego bicepsa wybałuszając swoje wymalowane oczka. 

- Nie tym razem - uśmiecha się i swoje spojrzenie zablokowuje na mnie 

- Chodź - wyciąga swoją dłoń i chwyta mój nadgarstek. Chyba sobie żartujesz ..

- Ty gościu .. - popycha go Em, czym zyskuje sobie jego uwagę -.. Nie widzisz, że jesteśmy na koncercie ?! .. Hello ?!

- Jak się tutaj przedostałeś Sergio ? - przerywam jej oburzenie. Taki wielki chłop zdołał tutaj dotrzeć. To naprawdę było niewiarygodne i zasługiwało na pomnik. 

- Wyciągnąłem broń - puszcza mi oczko - .. Chodź  - kiwa głową i sięga po moją dłoń 

- Co się dzieję !? - czuję jak moje serce gwałtownie przyśpiesza i od razu myślę o tym, czy Alessandro jest bezpieczny - Sergio !! - chwytam jego kołnierz i wpatruję się w jego twarz jakbym czekała na werdykt sędziego

- Tatum .. - mówi błagalnym głosem- ..  chodź ze mną  - Szukam jakiejkolwiek podpowiedzi w jego spojrzeniu, ale niestety niczego takiego nie znajduję. 

- Coś się stało Alessandro ?! - czuję jak do moich oczu napływają łzy. Nie słyszę muzyki, nie widzę ludzi, ani nie czuję ich obecności. Tak jakby wszystko zniknęło i liczyło się jedynie to, co zaraz usłyszę. 

- Na Boga ..  - wypuszcza powietrzę - .. nie - czuję jakby z mojej piersi spadł wielki głaz - .. chodź - trzyma moją dłoń i odwraca się w stronę, z której przyszedł. 

Odwracam się w stronę dziewczyn, które mają wymalowane pytania na twarzach i sama marszczę czoło. 

- Jeśli Ona zaraz nie wróci, to marny Twój los Sergieju !!! - krzyczy Em, co w tym zgiełku wydaje się byś jedynie szeptem

- Jakbym tego nie wiedział - prycha pod nosem, a ja lekko się uśmiecham. Najważniejsze, że nic mu nie jest, choć nie mogę powiedzieć, że nie jestem zdenerwowana, bo z jakiegoś powodu jestem mu potrzebna. 

- Sergio, to nie może zaczekać ?! - obruszam się, kiedy jesteśmy mniej więcej na środku rozkochanego tłumu.

- Pogadamy już po - odpowiada i ręką toruje nam przejście. Wygląda jak mój prywatny ochroniarz, co szczerze mi imponuje. 

- Po czym ?! - staje jak sparaliżowana 

- Chodź ! - niecierpliwi się i ponownie ciągnie mnie za sobą

W końcu docieramy pod wysoki budynek, którego nie jestem w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Sergio otwiera mi drzwi i przepuszcza przez nie, kierując w stronę windy. Kiedy już się w nie znajdujemy naciska guzik z numerem 47 i drzwi się zamykają. Spoglądam na niego i delikatnie mrużę swoje oczy, zastanawiając się co oni kombinowali. Droga na sam szczyt mija nam dość szybko i dopiero teraz jestem w stanie dostrzec to, gdzie się znajduję. Time Squeer Tower, ostanie piętro. Niesamowite było to, że nawet tak wysoko było słychać głos Alici. Co zmartwiło mnie najbardziej, to to, że zaczynała Ona śpiewać moją ukochaną piosenkę. Piosenkę dzięki, której pokochałam to miasto. Empire State of Mind. Oby mieli naprawdę dobry powód, inaczej ich los będzie dokładnie taki jak mówiła Em. 

- Co nie mogło poczekać do momentu, kiedy wysłucham tej piosenki ?! - krzyczę i wskazuję dłonią widok zza okna. Alessandro prycha zadowolony i odwraca się w moja stronę. Jest nonszalancki, a jego jedna dłoń znajduję się w kieszonce - .. to nie jest śmieszne !! 

- Chodź tu  - mówi spokojnie i wzrokiem wskazuje miejsce przed sobą 

- Mogę tam wrócić  ? ... - płaczę niczym maleńkie dziecko. 

- I tak już nie zdążysz - wzrusza ramionami i posyła mi swój najpiękniejszy uśmiech 

- Ufff ... - poprawiam kosmyki swoich opadających włosów - .. co było takie ważne, hymm ? - staję przed nim i spoglądam w ciemne niczym smoła oczy, dostrzegając w nich coś jeszcze, czego nie potrafię rozszyfrować. Na jego twarzy pojawia się niezachwiany uśmiech, który przyśpiesza moje bicie serca. Rozum podpowiada mi, żebym się zamknęła, bo to chyba ważny dla nas moment. Ręce zaczynają się pocić i już teraz nie wiem, czy to będzie bomba, która zmiecie mnie z nóg, czy skrzydła, które wzniosą mnie ponad chmury, w których aktualnie się znajdowaliśmy. Spoglądam za okno, na dole dostrzegając scenę, a przed nią tłum, w którym kilka minut temu się znajdowałam. 

- Powiedziałem Ci kiedyś, że wiem, że będziesz trudna i będę miał z Tobą cholernie dużo problemów ...

- I nigdy Ci tego nie ułatwię - dodaje uśmiechając się - .. pamiętam, chociaż mój tamtejszy stan powinien wymazać te wspomnienia - przypominam sobie jakiego kaca miałam, kiedy rano obudziłam się w naszej sypialni i przysięgam sobie, że nigdy tak nie odlecę

- Nie chcę żebyś cokolwiek mi ułatwiała - mrużę swoje oczy i jeszcze mocniej wbijam swoje spojrzenie w jego napiętą sylwetkę 

- Nie ma sprawy - uśmiecham się, jakbym wygrała los na loterii, ale tak właśnie się teraz czułam

- Nie wiem co nas czeka, ani co przyniesie przyszłość, ale wiem .. - przerywa na chwilę, tylko po to abym go lepiej zrozumiała, ale problem w tym, że nie rozumiałam tego co się działo i to mnie przerażało - .. wiem, że musisz w niej być.

Czuję, że zaraz się przewrócę. Moje serce próbuje przedostać się przez skórę i wyskoczyć prosto w jego ręce, które jestem tego pewna, złapią je. Wypełnił moje życie wszystkimi emocjami, nawet tymi, których dotąd nigdy nie poznałam. Był jak błyskawica, która wszystko niszczyła, albo budowała. Szalałam z miłości do tego człowieka, choć nigdy mu się do tego nie przyznałam, ale czułam, że on to wie i czuję moją bezwarunkową miłość. 

- Tatum ... - bierze głęboki wdech i zniża się do parteru. Moje oczy wypełniają się łzami i zaczynam rozumieć, że właśnie na ten moment czekałam całe swoje życie. Tego od zawsze pragnęłam najmocniej i nic nie mogło tego zmienić. Iść razem z nim ku zachodowi i wschodowi słońca. Pod wiatr i z wiatrem. Pod górę i z górki. Zawsze z nim - .. jestem gotowy, by spędzić z Tobą resztę życia .. 

- Cóż za odwaga ... - podciągam nosem, kiedy Alessandro posyła mi swój najpiękniejszy uśmiech i sięga do kieszeni swojej czarnej marynarki

- Zostaniesz moją żoną i to nie podlega żadnej dyskusji - chwyta moją dłoń i powoli wsuwa wielki, diamentowy pierścionek. Spoglądam na swoją dłoń, która jest teraz warta miliony i ważny znacznie więcej. Alessandro wstaje i staje przede mną. Z dołu dobiega do moich uszu piosenka Empire State of Mind i wiem, że niczego więcej nie potrzebuję

- Jeśli wszystko nam sprzyja, to najlepsze dopiero przed nami - uśmiecham się, mówiąc słowa, które on wypowiedział do mnie. Mój narzeczony przyciąga moje ciało do swojego i mocno zamyka w swoich wielkich, bezpiecznych ramionach. Jestem absolutnie i nieodwracalnie oczarowana tym mężczyzną i wiem, że nic ani nikt tego nie zmieni.

- Dokładnie - łączy nasze usta w pocałunku, który wyraża więcej niż tysiąc słów. 

Pragnę krzyczeć, że go kocham, że jestem w stanie zrobić dla niego wszystko, że od zawsze byłam jego, nawet jeśli On nie był mój. Możliwe, że ten mężczyzna mnie wykończy psychicznie, a może nawet fizycznie. Nerwowo i na każdy inny sposób, ale kocham go jak nikogo innego na tym świecie i dla tego uczucia byłam w stanie zaryzykować absolutnie wszystko. Kochałabym go nawet kosztem własnego szczęścia, w konsekwencji otrzymując nieszczęśliwe życie, ale to by było kompletnie nieistotne, bo miłość do niego burzyłaby mury i wznosiła nowe. Czekałabym na niego tysiące lat z tym samym uczuciem w sercu, niczym nie zhańbionym, czystym, należącym tylko i wyłącznie do niego.

 Teraz On spogląda na mnie, a ja na niego i nic więcej się nie liczy, bo czasem jest tak, że jedno spojrzenie w zupełności wystarcza i zawiera więcej uczuć niż jakiekolwiek słowo. Alessandro mógł mnie skrzywdzić najbardziej, najmocniej i najprawdopodobniej, ale ja się nie bałam, bo uczucie, które mogło mi złamać serce, było tym, które równocześnie mogło je wyleczyć. Miłość jaką go obdarzyłam mogła leczyć wszelkie choroby świata, była niczym antidotum na każdą przypadłość. W tej chwili byliśmy nieskończonością, przysięgam. Byliśmy tym czego się pragnie, czego każdy człowiek na ziemi potrzebuję. Byliśmy całością i to było naszą siłą. 

Wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo byłam słaba. Bowiem moje szczęście zależało od człowieka, który zabijał bez mrugnięcia oka, bez wyrzutów sumienia. Od mężczyzny, którego nigdy nie powinnam być pewna ...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top