Rozdział 19
Lenora zeskoczyła z Ogiera, dłużej przytrzymując się jego szyi. Ten zmienił się w mężczyznę. Spojrzał na nią z troską.
– Nic ci się nie stało, Czarodziejko?
– Nie, chyba nie – powiedziała, czując dudnienie w uszach. – Głowa i brzuch mnie boli, to wszystko.
Kiwnął głową i pomachał do paru innych Koni.
– Przynieście tutaj jakąś wodę i jedzenie.
Kiedy Konie wróciły z chlebem i z bukłakiem wody, dziewczyna niemal rzuciła się na jedzenie. Wypiła tyle ile mogła wody i resztą skropiła sobie twarz. Nie mogła uwierzyć, że nie jadła nic tylko od jednego dnia. Była tak głodna.
– Czarodziejko, powinniśmy już iść poszukać twoich rodziców.
Przytaknęła i poczuła uścisk w żołądku. Jak będzie wyglądało ich powitanie? Jacy oni są? Czy będzie wiedziała jak się zachować? Bądź co bądź, ale ciężko było jej myśleć o tych obcych ludziach jak o jej rodzicach. W ogóle jak wyglądały takie relacje na Equsses?
Mężczyzna podsadził ją na innego Konia, który ruszył wolnym kłusem przez rozbity obóz. Konie w ludzkiej postaci leczyły swoje rany, opłakując poległych i szukając członków swoich rodzin. Widząc jak dwójka z nich płacze pytając o jakiegoś Aradixa, poczuła ogromne wyrzuty sumienia. To ja to wszystko spowodowałam, pomyślała. Ja i moja głupota. Dlaczego tak zrobiłam? Dlaczego zaufałam Theo?
Koń się zatrzymał, a ona spojrzała w stronę dwójki ludzi rozmawiających ze sobą. Byli odwróceni do niej tyłem. Kobieta i mężczyzna, wysocy, z ciemnymi włosami. Niepewnie zeskoczyła z grzbietu Ogiera, a on poszedł swoją drogą. Kiedy chciała już zrobić pierwszy krok, usłyszała cichy głos w głowie.
– Nie bój się, Lenoro. Jakby cokolwiek się działo, przyjdę.
Wiem. Spojrzała w bok i zobaczyła stojącą obok namiotu Nadię, która przypatrywała się jej smutnym wzrokiem. Nagle poczuła się pewniej i ruszyła w stronę Nicolasa i Evelyn. Kiedy zatrzymała się dwa metry od nich, Evelyn odwróciła się w jej stronę i rozszerzyła oczy. Pociągnęła Nicolasa za rękaw, a on wtedy również odwrócił się w jej stronę. Dziewczyna bała się spojrzeć im w oczy dłużej niż przez chwilę. Było to dziwne uczucie. Naprawdę bardzo dziwne.
Pierwsza podeszła do niej Evelyn. Pogładziła ją po włosach, przyglądając się jej twarzy. Były identycznego wzrostu, jednak twarz kobiety miała szarawy odcień skóry, a włosy były kruczoczarne. Chwilę milczała, jednak potem odezwała się:
– Dobrze sobie radziłaś. Jestem z ciebie dumna.
Lenora niepewnie spojrzała jej w oczy.
– Nie wiedziałam, że tam będziecie.
– Restandor chciał z nas zadrwić, tymczasem jego własny plan obrócił się przeciw niemu. – odezwał się Nicolas, stając przy żonie. Był wyższy od niej o pół głowy. Spojrzał na nastolatkę i uśmiechnął się niepewnie. – Cieszę się, że nic ci nie jest, córko.
Evelyn również się uśmiechnęła.
– Wiele razy wyobrażałam sobie spotkanie z tobą. I cieszę się, że cię widzę.
– Ja też – powiedziała cicho Lenora. – Przepraszam, że musieliście patrzeć na to przedstawienie. Pewnie jeszcze nie wiecie, to moja wina. Zostałam złapana tylko z powodu własnej głupoty, setki Koni zginęły z powodu mojej własnej głupoty, sama prawie umarłam...
– To nie była twoja wina. – Usłyszała głos za sobą. Obróciła się i stanęła twarzą twarz z Nadią. – Nie obwiniaj się o śmierć członków mojego stada. To ja ich o tym powiadomiłam. Wiem, ile z nich zginęło i boli mnie śmierć każdego z nich, ale to nie ty lecz ja ponoszę za to odpowiedzialność. Tymczasem mam dla ciebie pewien prezent. Powinien uspokoić twoje wyrzuty sumienia.
Krzyknęła coś, a dwójka mężczyzn przytargała chłopaka o jasnych włosach. Lenora spojrzała na niego z dziwną pustką w sercu.
– Witaj, Theo. – powiedziała Nadia, dziwnie się uśmiechając. – Na pewno docenimy twoją obecność.
– Lenora – wyjęczał. Miał brudną, zakrwawioną twarz, podbite oczy i potargane włosy. Nie przypominał już tamtego pewnego siebie chłopaka, którego dziewczyna poznała w Srebrnej Dolinie. – Daj mi wszystko wytłumaczyć...
– Oszukiwałeś ją od samego początku. – wycedziła Nadia. – Udawałeś przyjaciela, wykorzystałeś jej niewiedzę, po czym zdradziłeś i zaatakowałeś. Przywiozłeś ją do Restandora, wierząc, że uzna cię za swojego prawowitego syna.
– Zamknij się, koniu! – wysyczał. – Lenora, wysłuchaj mnie. Nie zabijaj mnie. Jestem twoim przyjacielem. Twoim chłopakiem, jak mnie nazywałaś. Będziesz tego żałować.
– Jak śmiesz zwracać się do niej po imieniu – huknął Nicolas. – Jak śmiesz patrzeć nam w oczy po tym co jej zrobiłeś?!
– Jak śmiesz zwracać się tym poniżającym zwrotem do naszej pani? – Jeden z Ogierów uderzył go pięścią w bok głowy.
– Stop.
Wszyscy spojrzeli w stronę Lenory, która podeszła do Theo.
– Kłamałeś od samego początku. Bawiłeś się mną i bawiłeś się tym, że zaufałam ci. – powiedziała cicho. – Dlaczego?
– Robiłem to dla przyszłości swojego rodu. Zresztą, to mogła być i nasza przyszłość. – powiedział. – Wszystko źle zrozumiałaś. Fakt, mój ojciec powiedział ci, że chciał cię zabić, ale nie musiałoby tak być. Miałabyś szansę przejść na naszą stronę. Mogłabyś rozpocząć zupełnie nową erę dla twojego rodu, erę, którą rozpoczęłabyś ze mną. Pamiętasz przecież, że coś pomiędzy nami było, nawet tego nie zaprzeczasz! No nie bądź taka, wysłuchaj mnie, Lenoro!
Trzasnęła go pięścią w twarz. W oczach miała łzy.
– Nie waż się nigdy więcej mówić o tym co było między nami i wymawiać mojego imienia.
Próbował wyciągnąć w jej stronę rękę, ale wtedy wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
– Jeśli powiesz choć słowo, spalę cię żywcem. I przysięgam na krew mojego rodu, nie wspomnę ciebie nigdy więcej.
– Będziesz tego żałować – wycedził. – Gdybyś mogła spojrzeć w przyszłość, żałowałabyś, że nie stałaś się jednym z nas.
Przez chwilę na niego patrzyła i już uniosła ręce, by spełnić swoją groźbę. Ale nie umiała. Nie chciała zabić jeszcze raz w ciągu tego dnia.
– Zróbcie coś z nim. – powiedziała sucho w stronę Koni.
Zaraz potem obróciła się w stronę dorosłych. Była przekonana, że będą jej prawić morały, o tym że powinna być bezwzględna, ale Evelyn lekko ją objęła, a Nicolas położył jej dłoń na ramieniu. Ulżyło jej to. Ulżyło jej to, że ją zrozumieli.
* * *
Kiedy trzy dni później stanęła wraz z Nicolasiem i Evelyn przed bramami Kryształowego Pałacu zrobiło się jej lżej na sercu. To było miejsce w którym spędziła najwięcej czasu na Equsses, miejsce, które stało się jej domem. Nicolas spojrzał na niego i odetchnął.
– Dawno tu nie byłem. – powiedział, patrząc na bramy i budynek. Jego głos zabrzmiał niepewnie. – Czy mój brat tam jest?
– Tak, Pan cały czas tam mieszka. – Przytaknęła Lenora. Odkąd ułaskawiła Theo nie rozmawiała z rodzicami. Nie umiała się do tego zmusić, dlatego większość czasu przebywała samotnie. – Musicie w sumie wiedzieć, że parę miesięcy temu została odnaleziona Lily.
– Jak? – Evelyn wytrzeszczyła oczy. – Przecież wszyscy sądziliśmy, że nie żyje...
– Według Nadii trafiła do Ydah. Generalnie wygląda prawie normalnie, z jednym szczegółem – została Naznaczona.
– Chcesz mi powiedzieć, że przez parę miesięcy przebywałaś z Naznaczoną w jednym zamku? – Nicolas warknął. – Mam nadzieję, że Michael ją gdzieś zamknął.
– Coś ty. – Prychnęła. – Nie dość, że cały czas dostaje prezenty to jeszcze ma więcej pokoi niż ja. Serio, nie przeszkadza mi to, ale mogłaby znaleźć inną porę do spacerowania, bo jak robi to w środku nocy to nie jest to normalne.
– Słyszałam kiedyś, że Naznaczeni nocą wyczekują poleceń od swojego mistrza. Dlatego nie śpią całe noce – powiedziała Evelyn, marszcząc brwi.
– Tak czy inaczej, jedźmy tam i spotkajmy się z moim bratem. – Nicolas pchnął konia łydką, a Lenora z Evelyn pojechały za nim.
Podjechali do bram wolnym kłusem, a Lenora wyjechała naprzeciw strażników. Spojrzeli po sobie zaskoczeni.
– Niech wszystko zostanie za nami, księżniczko. – Skłonił się. – Wieści dotarły tutaj przed wami. Królu Nicolasie, królowo Evelyn, witajcie w domu.
– Dziękuję, Gregorze. – Nicolas skinął mu głową. – Pamiętam go jeszcze z czasów dzieciństwa – szepnął do Lenory.
Gdy wjechali przez otwartą bramę, Lenora odetchnęła głęboko. Zapach kwiatów uderzył ją w nozdrza, a gdy zobaczyła Marka uśmiechnęła się szeroko.
– Mark! – zawołała i szybko zsiadła z Nadii. Chłopak szybko do niej podbiegł i ją wyściskał.
– Lenoro, naprawę mi przykro z powodu Theo. – zaczął szybko. – Przyrzekam, nie wiedziałem kim on jest, a jeślibym wiedział, nie utrzymywałbym z nich kontaktu!
– Poczekaj. – Nicolas zmarszczył brwi. – Chcesz powiedzieć, że to ty przedstawiłeś Lenorze tego chłopaka? Syna Restandora?
Mark zbladł lekko.
– Tak, ale nie planowałem tego, naprawdę. To Theo nas znalazł, a nie my jego.
– To prawda – powiedziała. – Akurat tego dnia byłam wyjątkowo... przygnębiona. Mark zawiózł mnie do tego miasta, ale to nie jest jego wina.
– Mógł jednak brać w tym udział – Nicolas warknął, nieprzyjemnie patrząc na chłopaka. Evelyn chciała coś powiedzieć, ale i ją uciszył. – Evelyn, nie. Pozwól mi to sam załatwić.
– Nie będziesz tego załatwiać sam, Nicolas. Mark jest moim podopiecznym i jeśli o coś go obwiniasz, rozmawiaj ze mną, a nie z nim.
Mężczyzna zamilkł, a potem rozluźnił się. Obrócił się i mocno objął się ze swoim bratem klepiąc go po ramieniu.
– Michael! Dobrze cię widzieć! Niewiele się zmieniłeś.
– Ty również.
Do Pana podszedł wysoki strażnik i skłonił się lekko.
– Wasza Królewska Mość, czy... – W tym momencie Michael uniósł dłoń.
– Od teraz stoi przed tobą książę, nie król. – Zwrócił się ponownie do Nicolasa. – Wybacz ten przerywnik, bracie. A co do Marka, zawsze dobrze wykonywał swoje obowiązki, jest synem mojego przyjaciela, Kerta Cadletona. Można mu ufać. Nie każdy ma szczęście do odpowiednich przyjaźni. – Zerknął na Lenorę, która zarumieniła się.
– Słyszałam, że odnalazłeś Lily – powiedziała Evelyn, szybko zmieniając temat. – Cieszę się twoim szczęściem.
– Tak, nasza rodzina gwałtownie się teraz powiększa – powiedział z przekąsem. – Jeszcze niedawno byłem w niej tylko ja i ten... ten...
– David. – Westchnął Nicolas.
– Poza tym, kiedy was nie było, przybyły do nas Księżniczki, które stacjonowały w jego zamku. Parę pochodzi z większych rodów. Zdecydowałem się na ich ułaskawienie i przyjęcie na służbę.
Lenora drgnęła nerwowo. Księżniczki z zamku Davida... Nie chciała ich spotkać. To były głównie zarozumiałe dziewczyny, które uważały się za nie wiadomo kogo, lubiące nią pomiatać. Generalnie wzięło się to z powodu jej udawanej amnestii, ale większość tych lasek była wyjątkowo nieprzystępna. I może miały rację, pomyślała z goryczą. One nie skończyłyby tak jak ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top