Rozdział 34
Lenora zamarła i ogarnął ją nagły strach. Restandor jakby nigdy nic obrócił się wokół własnej osi i spojrzał w stronę lordów, którzy również zastygli w bezruchu.
– Proszę, proszę. To się nazywa dwulicowość; jednego dnia płaszczycie się przed moimi stopami, a drugiego bawicie u Duncanów. – Uśmiechnął się sarkastycznie.
– Co ty tu robisz? – huknął Nicolas, schodząc w stronę mężczyzny. – Jak śmiesz pojawiać się na naszej ziemi?
– Waszej ziemi? – Zaśmiał się. – Ta ziemia już dłużej nie należy do was, moi żołnierze stoją przed Pałacem i jeśli tylko dam im znak, zaatakują. Nie martw się Michael, straty będą o wiele mniejsze niż siedemnaście lat temu.
Pan spojrzał na niego z nienawiścią. Dziewczyna nigdy nie widziała go w tym stanie. Nigdy.
– Już raz wszedłeś do mojego domu. Nie wystarczyło ci to? Musisz to robić kolejny raz?
– Skąd mamy wiedzieć, że żołnierze faktycznie są u bram? – zapytała Nadia, która jakimś cudem zmaterializowała się tuż przed Lenorą. – Trzymaj się mnie – syknęła.
Restandor machnął ręką, a nastolatka kolejny raz wciągu dnia dostała zawału. W drzwiach Sali stanął Theo. Jak to możliwe?, pomyślała gorączkowo. Przecież Konie go zabrały do niewoli! Go tu nie powinno być! Chłopak minął zaskoczony tłum, niosąc w ręce jakiś materiał. Kiedy stanął obok mężczyzny, uniósł dłoń do góry. W tym momencie miny Nicolasa, Evelyn i Pana gwałtownie pobladły.
– Co to jest? – szepnęła do Nadii.
– Herby, które zostały naszyte na zbroje strażników w strażnicach. Zakrwawione, podziurawione.
Zacisnęła usta. Czyli to mogła być prawda. Restandor spojrzał po kolei na co ważniejszych lordów. Niektórzy kurczyli się ze strachu i odwracali wzrok, inni tak jak Robert Ridewolf i Ferner Deylos stali wyprostowani, razem ze swoimi towarzyszami bez strachu patrząc na mężczyznę. Para królewska również nie robiła sobie nic z obecności fałszywego króla. Lenora zacisnęła zęby i ruszyła do przodu. Nie wiedziała, czy dobrze robi, ale zamierzała stanąć razem z rodzicami naprzeciwko Restandora, by pozostali goście faktycznie ujrzeli w niej nie tylko księżniczkę, ale również Czarodziejkę. Zerknęła na Evelyn kątem oka. Kobieta lekko kiwnęła głową. Starannie ominęła wzrokiem Theo, by spojrzeć na jego ojca, która uśmiechnął się pod nosem.
– Nie wierzę. W końcu zobaczyłem tę słynną Czarodziejkę. Nadal wygląda trochę jak przestraszony kotek, ale jest już lepiej niż wcześniej.
– Nawet mały kot ma pazury, których zawsze może użyć. – powiedziała, patrząc mu w oczy.
Uśmiech Restandora poszerzył się jeszcze mocniej.
– Przejdź do rzeczy. – Głos Evelyn był zimny jak lód. – Co ty tutaj robisz?
– Na razie zamierzam się dobrze zabawić, razem z moim synem i wiernymi ludźmi. Przyjęcie wyglądało na naprawdę udane, tylko jak widać trochę się zepsuła atmosfera. Możecie kontynuować zabawę.
Ludzie rozejrzeli się po sobie. Jeden z bardów zaczął grać. Po chwili dołączył do niego drugi, choć trochę nie pewnie. Po chwili po sali znów zaczęli chodzić służący z winem, a ludzie powoli zaczynali kontynuować rozmowy, stojąc w grupkach.
Lenora gwałtownie drgnęła, kiedy poczuła na nadgarstku chłodne palce Nadii.
– Uważaj na siebie. To nie jest koniec. – Obejrzała się wokół siebie, a później kontynuował szeptem. – Restandor nic nie robi bez przyczyny. Będzie upokarzał Duncanów kolejnymi rozkazami, które powinny być wypowiadane przez gospodarzy. Nicolas i Evelyn na pewno to już zrozumieli. Pokręć się trochę, porozmawiaj z ludźmi, a później również wydaj jakiś rozkaz.
– Jaki?
– Na przykład zaproponuj toast, podziękuj gościom za przybycie, pozdrów Restandora i jego syna, a na końcu wspomnij o tym, że masz nadzieję na kolejne przyjęcia urządzane w Kryształowym Pałacu przez ród Duncanów. Cokolwiek, by podkreślić waszą siłę.
Nagle muzyka się zmieniła, a ludzie zmienili swoje położenie, przez co Lenora z Nadią musiały się cofnąć. Gdy z powrotem dotarły do pierwszego rzędu, dziewczyna zobaczyła, że jej przyjaciółka faktycznie miała rację. Nicolas i Evelyn już wzięli sprawy w swoje ręce.
Ich taniec był naprawdę piękny. Kiedy razem wykonywali kolejne kroki można było zobaczyć nie tylko szeroki uśmiech na twarzy Evelyn, ale również na twarzy Nicolasa. Czerwień sukni kobiety idealnie pasowała do czarnego kaftana jej męża, który z wyraźną łatwością podnosił ją w tańcu. Dziewczyna uśmiechnęła się. Widząc ich razem zrozumiała, dlaczego nie przestraszyli się Restandora. Mieli siebie nawzajem.
Kiedy ich taniec się skończył, nastolatka pożałowała, że nagle zniknęła ta cała magia. Bez muzyki można było wyczuć nutkę cięższej atmosfery w sali.
– Twoim rodzicom dobrze poszło. – Usłyszała głos obok siebie.
Spięła się cała i powoli odwróciła się w stronę Theo. Tak jak jego ojciec chłopak założył czarny kaftan w zdobieniach w tym samym kolorze. Jego blond włosy zdawały się być jeszcze jaśniejsze na tle czarnych ubrań. Nadia odciągnęła ją do tyłu i stanęła przed nią.
– Nie podchodź do niej – syknęła. – Wolisz nie popełnić tego błędu.
– Twoje Konie nie sprawdziły się w roli strażników. – Pociągnął łyk z kielicha. – Choć myślę, że to przede wszystkim zasługa mojego ojca.
– Nie zbliżaj się do Lenory – powtórzyła. – Jeśli to zrobisz, następnym razem twój ojciec nie będzie miał czego ratować.
– Chciałem jedynie zaprosić księżniczkę do tańca. Będę tuż przed tobą. Jak będziesz chciała możesz mnie zabić bez mrugnięcia okiem. Zresztą, ona też. – Zerknął na Lenorę. – Lenoro, wiem, że mieliśmy nie najlepszy początek. Nie ukrywam, wykorzystałem cię do pewnych celów, ale tej nocy zapomnijmy o dawnych urazach.
Zacisnęła pięści. Miała ochotę walnąć go w twarz, jednak wiedziała, że nie mogła tego zrobić. Ale zamiast tego, zaświtał jej do głowy pewien pomysł. Uśmiechnęła się.
– Dobrze, zatańczę z tobą – powiedziała słodkim głosem. Nadia spojrzała się na nią zaskoczona. – Ale wybacz, na razie muszę się czegoś napić.
– Oczywiście. – Kiwnął głową i przywołał służącego. Dziewczyna wzięła puchar wina, tak samo jak chłopak.
Theo zaczął pić, a ona szybko wyczarowała metalową, cienką pałeczkę. Wciągnęła powietrze i zastukała w kielich.
Ludzie przerwali rozmowy i obrócili się w jej stronę. Theo rozwarł szerzej oczy i odsunął naczynie od ust. Lenora zaś uśmiechnęła się szeroko i zaczęła mówić.
– Przede wszystkim, chciałabym jeszcze raz serdecznie podziękować wam wszystkim za przybycie. – Zaczęła, powoli przenosząc wzrok na kolejne sekcje ludzi. – Mam szczerą nadzieję, że przeżyjemy jeszcze razem wiele przyjęć zorganizowanych ku chwale rodu Duncanów i że pozostałe zaprzysiężone rody będą wspierały nas tak jak wspierały nas przez wiele lat. – Wzniosła puchar między innymi w stronę Deylosów, Rodewolfów, ale także w stronę Ideslowów czy Ulaythonów. Rozległy się brawa. Kiedy ucichły, kontynuowała. – Ponadto, chciałabym podziękować naszym nowym gościom za przybycie. Dziękuję wam i życzę dobrej zabawy w domu Duncanów. – Ostatni toast wzniosła w stronę Restandora, który z kamienną twarzą skinął jej głową. – Aż do śmierci!
– Aż do śmierci! – Dewiza jej rodziny rozniosła się echem po Sali. Zobaczyła zadowolony uśmiech Evelyn i Nicolasa, a także dumne spojrzenie Nadii. Obok siebie miała zaś tykającą bombę zegarową, w którą zmienił się Theo. Gdy tylko goście zrobili łyk albo dwa wina, wziął ją za rękę. Spojrzała na niego zaskoczona. On zaś spojrzał się na tłum i zaczął mówić z szerokim uśmiechem.
– Chciałbym podziękować księżniczce Lenorze za te piękne słowa przywitania. Czuję się przez nie wręcz zobowiązany, by zaprosić Jej Wysokość do tańca. Mam nadzieję, że wyrażasz swą zgodę, pani? – Żelazny uścisk chłopaka nie zelżał nawet na moment. Uśmiechnęła się więc jeszcze raz, mając nadzieję, że zamaskuje tym grymas niezadowolenia i bólu na swojej twarzy.
Kiedy zagrała muzyka, odetchnęła z ulgą. Ten taniec akurat umiała i pamiętała układ. Była wręcz przekonana, że zagrano go dzięki Evelyn, która widziała jej powolne postępy w nauce. Przyłożyła dłoń do dłoni Theo i starała się odciąć całkowicie od otoczenia. Owszem, kiedy robili „okienka" patrzyła na niego i uśmiechała się, ale w innych momentach tańca traktowała go po prostu jak losowego partnera, który nie ma dla niej żadnego znaczenia. I choć bolało ją serce, pomyślała, że może dobrze jest jak jest.
Po skończonym tańcu usłyszała jak tłum bije brawo. Dygnęła przed chłopakiem, który również zrobił delikatny ukłon. Kiedy tylko ucichła muzyka, podszedł do niej ojciec. Miał wyraźnie niezadowoloną minę, a gdy spojrzał na Theo stało się to nad wyraz oczywiste. Ludzie znów zaczęli rozmawiać między sobą, choć inni ich obserwowali.
– Myślę, że możesz już odejść od mojej córki – powiedział cicho Nicolas. – Bo na razie uczepiłeś się jej jak rzep psiego ogona. Nie muszę ci chyba mówić, że to nie jest twoja kategoria.
– Oczywiście, panie. – Theo skłonił głowę w stronę Nicolasa. – Choć nie rozumiem czy jest się o co martwić. Księżniczka wydawała się być bardzo zadowolona moją obecnością. Może w przyszłości będziemy mieli szansę spędzić razem więcej czasu.
– Uwierz mi, ten taniec wyczerpał moją tolerancję do ciebie do granic możliwości. – Wyrwała dłoń z jego uścisku i odsunęła się o krok. – A teraz z łaski swojej odejdź.
– Theo, słyszałeś naszą księżniczkę. Zachowaj się jak na mojego syna przystało.
Coś w niej drgnęło, kiedy usłyszała zimny głos Restandora. Jej ojciec spochmurniał jeszcze bardziej i nie mogła mu się dziwić. Przez lata był więźniem człowieka, który teraz jakby nigdy nic podszedł do nich by porozmawiać.
– A ty czego tu chcesz?
– Ja również się cieszę, że cię widzę, Nicolas. – odparł, po czym upił łyk wina. – Jednak dobrze się złożyło, że uciekłeś z więzienia. Tęskniłem za przyjęciami w Kryształowym Pałacu. Jeśli odbudujecie Derod, również chętnie was odwiedzę.
– Tak jak odwiedziłeś nas czternaście lat temu? – zapytała Evelyn, podchodząc do męża i córki. – W co pogrywasz, Restandorie?
– Na razie w nic. Ale skoro tu jesteś, to może pójdziemy za przykładem naszych dzieci i zatańczymy? Oczywiście, jeśli Nicolas wyrazi zgodę.
Mężczyzna spiął się cały, ale gdy Evelyn uścisnęła jego ramię, niechętnie skinął głową. Odsunęli się z Lenorą, podczas gdy muzyka znów się zmieniła, a goście odwrócili się w stronę nowej pary.
Taniec Restandora i Evelyn różnił się znacznie od poprzednich. Zmianę było widać głównie w Evelyn – nie była tak radosna jak wtedy, gdy tańczyła z Nicolasiem, ale nie odrzuciła całkowicie swojego partnera jak Lenora. Nie czuć było też od niej tej siły i energiczności, raczej zgodność. To nie ona decydowała co chcą robić, tylko Restandor. Kiedy przyciągał ją bądź podnosił, nie opierała się. Kiedy skończyli, odsunęła się od mężczyzny. Oboje wykonali ukłon w swoją stronę.
– Zagrajcie jeszcze raz! – krzyknął Restandor. – Nie na co dzień tańczy się z tak piękną kobietą. – Mówiąc to przyciągnął ją do siebie.
Evelyn wyraźnie zdegustowana odsunęła się od mężczyzny.
– Myślę, że na dziś już wystarczy.
Ten zaś przekrzywił głowę i odezwał się z kpiną.
– No proszę, proszę. Evelyn, nie nauczono cię, że królowi się nie odmawia?
– Nie jesteś moim królem – powiedziała zimno. – Ani teraz, ani nigdy. A teraz, jeśli łaskawie pozwolisz, wrócę już do męża.
Odwróciła się w stronę Nicolasa i ruszyła szybkim krokiem. W tym samym momencie donośny głos Restandora poniósł się po całej sali.
– W takim razie idziesz nie w tę stronę co trzeba, siostro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top