Rozdział 31
– Jeden semestr na Uniwersytecie w Alixii kosztuje dziesięć tysięcy sekw, a przeciętny czas nauki w naszej uczelni to cztery lata. Dziewczęta kończą studia nie tylko z dużą wiedzą w wybranej dziedzinie, ale również z ogólnym, wszechstronnym wykształceniem i lepszą kontrolą nad swoją Magią.
– Jak wygląda kwestia mieszkaniowa?
– Dziewczęta ze średnio zamężnych rodzin mogą mieszkać w naszych akademikach, ale księżniczka Lily będzie mogła zamieszkać w nadmorskiej rezydencji z dobrym dojazdem do uczelni. Oczywiście, znajduje się ona na terenie naszego Uniwersytetu. Studentki pierwszego roku nie mogą wychodzić same do miasta, ale to jest chyba do zaakceptowania.
– Oczywiście. Dziękuję panu za rozmowę – Michael uśmiechnął się do Saeryna Figgitiego, dyrektora Uniwersytetu Dambergde. Miał on wysokie czoło i długi nos, a jego srebrne włosy kończyły się nieco za ramionami. Ich kolor nie wynikał jednak z wieku, choć pewnie Saeryn był z trzykrotnie starszy od niego, jedynie z rasy. Dyrektor nie był człowiekiem; był Araidem.
Araidowie zamieszkiwały Araidię, krainę Magii i dziwot. Słyszał o nich tak niestworzone historie, że sam nie mógł się domyśleć, które z nich były prawdą – niektórzy mówili, że Araidowie budowali budowle do chmur, nie zawierali małżeństw, rozmawiali ze zwykłymi zwierzętami i byli nieśmiertelni. Byli wysocy, mieli srebrne włosy i białe oczy. Ich tęczówki czasami przybierały inne kolory, ale zawsze były one niezwykle jasne – jasnozielone, jasnoniebieskie czy nawet jasnofioletowe.
– Lordzie Michaelu, teraz to ja chciałbym zadać panu pytanie.
– Słucham, dyrektorze.
– Oczywiście, nie wysnuwam pospiesznych wniosków, ale czy to prawda, że księżniczka Lily jest Naznaczona?
Pan zagryzł zęby. Wiedział, że w końcu padnie te pytanie, ale i tak kiedy je usłyszał, poczuł jak krew wrze mu w żyłach. Czy to jest sprawiedliwe, że oceniali jego córkę za coś, co nie było jej winą? Dlaczego za każdym razem musiała znosić te spojrzenia pełne zdenerwowania i ciekawości?
– Owszem, to prawda – powiedział. – Proszę mi jednak uwierzyć, że w opowieściach, które pan pewnie usłyszał, nie ma zbyt wiele prawdy. Lily jest spokojnym, cichym dzieckiem i nie sprawia kłopotów.
– Załóżmy jednak, że Duch przejmie nad nią kontrolę. Proszę nie posyłać takiego zaskoczonego spojrzenia, dobrze wiem, że na Equsses zrezygnowało się już z Naznaczania ludzi i jedyną istotą, która mogła to zrobić jest on. Swoją drogą, zepsuliście renomę temu wspaniałemu procesowi, którego nauczyliście się od nas.
– A wy od Equus.
Saeryn uśmiechnął się.
– Owszem, one nauczyły nas tego pierwsze. Ale wróćmy do naszego tematu. Niestety, nie mogę przyjąć pańskiej córki na naszą uczelnię. Nie chodzi mi jednak tylko o to, że księżniczka mogłaby zagrozić innym studentkom, ale również inne dziewczęta mogłyby zagrozić jej. Proszę się nie sugerować powszechną opinią, rywalizacja pomiędzy nastolatkami wybucha również w takich prestiżowych szkołach jak nasza. Cicha, spokojna dziewczynka z pewnością mogłaby się stać ofiarą. Ale słyszałem też inne plotki.
– Jakie? – Przeczuwał o co mu chodzi.
– Nawet do nas dotarły wiadomości o powrocie Czarodziejki, Lenory Duncan. Może starsza księżniczka zechce dołączyć do naszej szkoły?
– Proszę mi uwierzyć – rzekł sucho. – Ta dziewczyna to jest ostatnie, czego potrzebujecie w tej szkole.
– Poza tym jest następczynią tronu. – Kobiecy głos rozległ się po pomieszczeniu. – Jej miejsce jest przy nas.
– Królowo Evelyn. – Araid podniósł się z krzesła i skłonił głowę, a Michael kiwnął w stronę bratowej. Zagryzł zęby. Chciał jeszcze coś powiedzieć o Lenorze, ale wiedział, że przy jej rodzicach musi się hamować. Gdyby jego brat wiedział, co sądzi o jego córce, nie wyszło by mu to na dobre.
– Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam wam w spotkaniu.
– Nie, skądże. I tak już skończyliśmy. – Dyrektor posłał Evelyn lekki uśmiech. – Gdybyście jednak chcieli posłać księżniczkę Lenorę na nasz Uniwersytet, będę na Equsses jeszcze przez miesiąc. Później wracam do mojego kraju.
– Oczywiście. Kiedy mój mąż wróci, przedyskutuję z nim tę kwestię. Tymczasem do widzenia.
– Do widzenia, królowo. Książę.
Kiedy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, Evelyn odwróciła się w stronę Michaela, mierząc go ostrym spojrzeniem.
– Dlaczego załatwiasz takie sprawy za plecami Nicolasa? Dobrze wiesz, że nie możesz sam zdecydować o wyjeździe Lily. Poza tym ona jest Naznaczona!
– I co z tego? – warknął. – To, że jest Naznaczona nie znaczy, że mam ją zamknąć w lochu!
– Nie oczekuję, że to zrobisz. – Głos kobiety złagodniał. – Ale w Araidii Lily będzie całkowicie sama. Jesteś jedyną bliską osobą, którą ma, a jeszcze parę miesięcy temu mieszkała na ulicy. Gwałtowna zmiana zamieszkania nie jest dobrym pomysłem.
– Tak samo jak trzymanie jej tu. Codziennie ma koszmary, czasami nie da się jej dobudzić. Nie chce ze mną o tym rozmawiać, ale najprawdopodobniej widziała śmierć swojego rodzeństwa, jak upokarzali jej matkę. Poza tym żołnierze Restandora wymordowali wtedy nie tylko moją rodzinę, ale również prawie cały zamek. Kryształowy Pałac jest dla mniej budynkiem, w którym zginęła jej niemal cała rodzina...
– A także budynkiem, w którym żyje jej ostatni członek. Ty. – zauważyła.
– Nie rozumiesz. – Głos Michaela był pełen furii. – Nie zdołałem ochronić ani jej, ani jej rodzeństwa czy matki. Czwórka moich dzieci umarła na moich oczach, Adeline przez wiele lat była niewolnicą jakiegoś rycerzyka-sadysty, a Lily była torturowana w Ydah. Skoro zdarzyło się to raz, może i drugi. Każdy, kto ma w sobie krew Duncanów wie, że nasze życie jest niczym wchodzenie po schodach do wielkości. Każdy stopień nas do niej przybliża, ale wystarczy jeden błąd, jeden zły krok by przekonać się, że upadek w dół może być nie tylko bardzo bolesny, ale również bardzo długi.
– Nie rozumiem po co mi to mówisz. By mnie poniżyć kolejny raz? – zapytała, podnosząc brew do góry.
– O nie, moja droga bratowo. Chciałem ci tylko przypomnieć, że nie ważne ile razy byś nie wzięła ślubu z moim bratem i tak nigdy nie będziesz jedną z nas i nigdy nie zrozumiesz, co to znaczy być w permanentnym niebezpieczeństwie. – Uderzył pięścią w stół. – Nigdy!
* * *
Gdy tylko Lenora i Nicolas przyjechali do pałacu, Evelyn od razu wyszła im na spotkanie. Widząc ich uśmiechy, podejrzewała, że misja zakończyła się powodzeniem.
– Lenorze świetnie poszło. – Nicolas promieniał z dumy. – Teraz już nikt nie będzie wątpił w to, że jest Czarodziejką.
– Dobrze, że tak się stało – powiedziała. Spojrzała na córkę. – Mam nadzieję, że podobał ci się ten wyjazd.
– Bardzo. Ale cieszę się, że znowu tu jestem. – Uśmiechnęła się do niej lekko, a Evelyn poczuła ciepło na sercu. Nigdy nie przypuszczała jak mocna jest więź matki z dzieckiem, dotychczas wątpiła w te wszystkie historie, myśląc że ludzie dopowiadają sobie rzeczy, które chcieliby usłyszeć. Tymczasem ona cieszyła się z radości córki, której nie znała przez większość jej życia, a która wychowała się w objęciach innego mężczyzny... i innej kobiety.
Nicolas pocałował Lenorę w czoło. Ich córka zrobiła zmieszaną minę, ale nie odsunęła się.
– Idź do swoich pokoi, spotkamy się później na obiedzie.
Gdy dziewczyna zniknęła w pałacu, Evelyn poczuła jak jej mąż przyciąga ją do silnego uścisku. Oparła swoją głowę w jego zagłębieniu szyi, czując jego oddech przy swoich włosach. Zacisnęła palce o jego ramię, by się uspokoić.
– Cały czas nie wiem jak żyłem, kiedy byliśmy rozdzieleni przez tyle lat – szepnął. – Jak to możliwe, że wtedy nie zwariowałem, skoro przez te dwa dni zdążyłem do ciebie tak zatęsknić?
– Jestem tu – powiedziała równie cicho. – I nie zamierzam się stąd ruszać.
Kiedy wysunęła się z jego objęć, spojrzał na nią pytająco.
– Widzę, że jesteś zdenerwowana.
– Skąd wiesz? – Uniosła brew.
– Zawsze zaciskasz na czymś dłonie, jeśli jesteś zdenerwowana.
Uśmiechnęła się uspokajająco.
– To nic. – Nie chciała mu mówić o kolejnej kłótni z Michaelem. Miał wystarczająco dużo innych spraw na głowie.
– Na pewno?
– Na pewno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top