Rozdział 24
Jej włosy były białe jak śnieg, a w szarych oczach widniały czarne gwiazdy. Ludzie w Kryształowym Pałacu unikali jej, a ona to rozumiała. Była potworem. Była czymś, co zostało stworzone przez Ducha, by znieważyć ją i jej ród.
Jednocześnie Naznaczenie dawało jej siłę. Ciemność dawała jej siłę. Słyszała szepty z końca korytarza, potrafiła dostrzec szczegóły, których nie widział nikt inny. Ale oprócz potęgi dawało jej również strach, który nie należał tylko do niej, ale również do innych ludzi. Nawet służące gdy czesały jej długie, białe włosy, bały jej się spojrzeć w twarz. Inne, które uczyły ją grać na instrumentach muzycznych, nie potrafiły spojrzeć jej w oczy. To z powodu gwiazd, które tam widzą, powiedział kiedyś jej tata. Błyszczą tak jasno, że wszyscy muszą odwracać wzrok, by nie oślepnąć, moja księżniczko. Ona kiwała wtedy głową i uśmiechała się smutno, wiedząc, że gdyby mógł zrobiłby wszystko, by ją uszczęśliwić. A nie mógł, bo był tylko zwykłym człowiekiem, z ludzkimi słabościami. To, że nie mogła mu powiedzieć, że wszystko jest w porządku, sprawiało jej ból.
Jeszcze więcej bólu czuła patrząc na swoją kuzynkę, Lenorę. Nie mogła zbyt długo wytrwać w jej obecności. Lenora była dla niej zdecydowanie za jasna. Błyszczała tym dziwnym, białym światłem, którym świeciły jej oczy, włosy, Magia. To samo światło biło od jej Klaczy, pięknej siwej Nadii. Tam gdzie były, słychać było śmiech, hałas, do którego nie przywykła. Lily wolała ciszę, spokój i ciemne barwy.
O ile przebywanie z Lenorą nie należało do najprzyjemniejszych momentów jej dnia, o wiele bardziej lubiła przyjaciela jej kuzynki, Marka. Był to cichy i spokojny chłopak o zielonych oczach, który zawsze traktował ją z szacunkiem. Podczas gdy tata dawał jej w prezencie kolejne konie i kucyki, to Mark pomagał jej w ich czyszczeniu. Towarzyszył jej również w przejażdżkach po ogrodach, lasku i przy jeziorze.
Jednak nic nie mogło się równać z ciemną nocą, która zawsze nadchodziła po dniu. Gdy na niebie zachodziło słońce a wzrastał księżyc, dziewczyna mogła zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że znowu jest w Ydah, w swoim więzieniu, które stało się jej domem. Przypominała sobie tamten spokój, ciszę i harmonię z czasów, gdy jeszcze nie znała Ducha, a jedynym dźwiękiem, który do niej docierał był miarowy tętent kopyt ogromnego, karego Ogiera z fioletowymi oczami.
Gdy tylko zrobiło się ciemno, wymknęła się z komnaty, co przy zacienionych korytarzach było dziecinnie proste. Szła na bosaka, rozkoszując się chłodem podłogi i gładkością nawierzchni. Gdy doszła do okna, wyjrzała przez nie na dwór. Wszędzie panowała ciemność, jedynie strażnicy stojący przy drzwiach wejściowych byli oświetleni przez jasne pochodnie. To była kolejna rzecz, którą kochała w mroku – chowając się w cieniu mogła dostrzec więcej, niż stojąc we świetle.
– Znowu wyszłaś z komnaty. – Usłyszała za sobą znajomy głos. Znajomy, ponieważ będąc jeszcze w Ydah wielokrotnie słyszała o osobie, która za nią stała. Uważano ją tam niemal za legendę, jednocześnie gardząc nią i wielbiąc.
– Wiesz, jakie to pociągające. – W obecności kogoś takiego jak ona nie czuła się dzieckiem. Czuła, jakby faktycznie miała te dwadzieścia trzy lata.
– Rozumiem. Ale jeśli będziesz tak robiła, w końcu zdradzisz siebie i mnie. A wiesz, jaki los nas spotka, jeśli będą wiedzieli, co planujemy.
Kiwnęła głową. Doskonale to wiedziała. Stosy, skalpowanie, obdzieranie ze skóry – kto o tym nie słyszał? Wszyscy wiedzieli o tym, jak się traktuje takie jak one.
– Tobie jest jednak łatwiej niż mnie. – zagryzła wargi.
– Łatwiej? – syknęła. – Nic o mnie nie wiesz, dziewczyno. Uciekałam przed przeznaczeniem parę setek lat. Więcej zapomniałam niż wiedzą historycy. Wiesz o ilu bitwach nigdy nie wspomniano? O jakich morderstwach błędnie myślano? Historia każdego świata ma swoje tajemnice, a ja żyłam na przestrzeni tylu wieków.
– Wiesz, że nie o to mi chodzi.
– Pomóż mi z powrotem dojść do komnaty. – Zbyła jej uwagę. – Błękitna gwiazda świeci coraz jaśniej. Już niedługo spotkamy się w innych okolicznościach.
– Mam nadzieję. Niech Śmierć ma nas w opiece.
– Go w to nie mieszaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top