Rozdział II
Co za ironia, dopiero odzyskał życie, a zaraz znów je straci. Może nie powinienem prowadzić go do Kushiny.
Takie myśli zawitały w głowie Kakashiego, gdy oboje stanęli przed obliczem Uzumaki. Od zawsze Obito był jej ulubieńcem, lecz teraz ta sympatia, mogła się okazać dla Uchihy zabójcza. A mimo ich ciągłych sporów — szarowłosy nie chciał tracić przyjaciela. Może i jest irytujący, lecz bez niego było strasznie nudno!
— Du-dusisz mnie — powiedział Obito ledwo łapiąc oddech — Ciociu.
Słysząc to, kobieta puściła go zakłopotana.
— Wybacz — odpowiedziała zawstydzonym głosem. Czasem Kakashi odnosił wrażenie, że Minato powinien być zazdrosny o to, ile uwagi Kushina poświęca jego uczniowi. — Nie powinnam była tak reagować.
Tak, te słowa zdecydowanie nie są w jej stylu, zauważył Kakashi.
— ALE JAK ŚMIAŁEŚ ZNIKNĄĆ NA TAK DŁUGO, DATTEBANE?! — krzyczała z patelnią w ręce.
Nareszcie zachowuje się jak prawdziwa, Kushina Uzumaki, pomyślał Kakashi, któremu zupełne nie żal było przyjaciela. Należało mu się za to, że nas zostawił.
— Prze-przepraszam, o-obiecuję, że już nigdy tak nie zrobię — odparł przerażony Obito. — Od teraz b-będę b-bardziej u-uważał!
— Trzymam cię za słowo — odpowiedziała, głaszcząc go po głowie. — A teraz siadajcie przy stole, zrobię wam kolację.
Żaden z nich nie był w nastroju do jedzenia, lecz wystarczyło tylko jedno spojrzenie Kushiny, by zaczęli jeść. Zresztą, posiłek był naprawdę dobrej jakości. Obito jeszcze raz opowiedział swoją historię, a potem razem z Kakashim, tylko cudem udało mu się przekonać Kushinę, by nie wyzywała Madary na pojedynek. Zamiast tego usiedli wygodnie i pili herbatę z różowych porcelanowych filiżanek. Kakashi poczuł nostalgię. Jest tak jak dawniej.
— Wy dwaj — zwrócił się do nich pewnego razu Minato — Jesteście dziś zaproszeni na herbatkę!
— Przez kogo? — zapytał Obito.
— Najcudowniejszą kobietę na świecie — oznajmił. Źrenice Uchihy powiększyły się, natomiast Kakashi wbił wzrok w ziemię, nie zamierzał nikogo poznawać. — Moją żonę!
Zapał chłopaka ostudził się momentalnie. Bo, co mogło być ciekawego w przebywaniu ze staruszką?
— I nawet nie próbujcie nie przychodzić! — powiedział blondyn, widząc ich miny.
Kakashi wahał się, czy aby nie zlekceważyć tego ostrzeżenia. Ale ostatecznie przyszedł.
— Minato może i nauczy was jak walczyć, ale z pewnością nie powie wam jak się zachowywać w towarzystwie — oznajmiła kobieta, gdy po raz pierwszy zasiedli przed herbatą.
— Czyli pomoże nam pani zdobyć dziewczyny? — zapytał Obito i nie czekając na jej potwierdzenie, rzucił się jej na szyję. — To pani powinna być naszym senseiem!
Kushina uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na chłopca i pomyślała sobie, że taki właśnie mógłby być jej syn.
— Możesz mówić mi ciociu — oznajmiła.
Kakashi miał ochotę stamtąd uciec. Ale nie mógł. Gdy tylko spojrzał w stronę drzwi, Uzumaki odgadując jego myśli, chwyciła patelnię w dłoń i powiedziała:
— Nawet o tym nie myśl. Będziesz mógł wyjść, dopiero gdy skończymy pić herbatkę.
Czy to aby nie jest jakaś forma zniewolenia? Zastanawiał się, ale z biegiem czasu zaczynał dostrzegać plusy tej sytuacji. Te wspólne wieczory przy herbacie, były naprawdę cudownym czasem. Znowu mam rodzinę.
Ale to wszystko skończyło się, kiedy Obito odszedł.
— Kakashi, wpadnij czasem na herbatę — powiedziała Kushina, gdy pewnego razu minęła go na ulicy.
— Bez Obito, to nie będzie, o czym rozmawiać — odparł. To była prawda. Spotkania zawsze przebiegały wedle utartego schematu, Obito przedstawiał im swój nowy, genialny plan, by zdobyć serce dziewczyny (wszyscy wiedzieli, że chodzi o Rin, lecz Obito wolał zachowywać pozory). A oni musieli go przekonywać, że jego pomysł wcale tak genialny nie był. Kakashi nie miał więc o czym rozmawiać z Kushiną.
— Ale jeśli tylko będziesz chciał, zawsze możesz do mnie wpaść.
Nie przyszedł ani razu. Dlatego tym większa była radość Kushiny z tego, że siedzieli teraz razem w jej salonie. Obito zdawał się być bardzo radosny, zachowywał się tak jak, gdyby w jego życiu nigdy nie wydarzyło się nic złego i tak jak dawniej zabawiał ich swoimi nowymi pomysłami. Ale cały czas spoglądał w stronę drzwi. Kakashi czekał, aż Kushina zgani go za ten tik patelnią, ale nic takiego nie nastąpiło. Ona też się martwiła. Rin nigdy nie brała udziału w ich herbacianych spotkaniach, bo z nią czerwonowłosa wolała spędzać czas w pojedynkę — ale dziewczyna nigdy im nie zdradziła, o czym rozmawiały. Takie tam babskie sprawy — tylko tyle powiedziała im Rin, gdy kiedyś ją o to zapytali.
Robiło się coraz później, ale żadne z nich nie robiło się senne. Kushina po raz kolejny tego wieczoru zaparzyła herbatę, a Obito opowiadał o swoim kolejnym pomyśle, ale żadne z nich nie zamierzało poruszać poważnych tematów. Nikt nawet nie próbował wspominać tego, co się wydarzyło albo co, jeszcze straszniejsze, mówić o przyszłości. Kakashi był pod wrażeniem kreatywności Uchihy, bo gdyby nie on, zapewne już dawno pogrążyliby się w rozpaczy.
Minato wrócił dopiero koło północy. Sam. Ale uśmiechał się. I choć wszyscy doskonale wiedzieli, że ten gest nie był szczery, to wiadome było, że nie stać by go było nawet na to, gdyby dziewczynie stała się poważna krzywda. Kakashi odetchnął z ulgą. Cóż, jest chujowo, ale stabilnie.
— A gdzie jest Rin? — zapytał Obito.
— Wróciła do swojego domu — odparł mistrz. — Późno już! Spotkacie się jutro! A teraz, Kakashi zaprowadź Obito do swojego domu!
— Czemu niby miałbym to robić?
— Bo jesteście przyjaciółmi
— Ale on ma swój dom — upierał się szarowłosy. Miał nadzieję, że uda mu się przekonać mistrza. W końcu, w głębi serca, uważał, że jest jego ulubionym uczniem.
— W którym nie był od bardzo długiego czasu.
Kakashi nie zamierzał się dalej sprzeczać. W głębi serca cieszył się z powrotu przyjaciela i na razie jeszcze cieszył się z każdej możliwości spędzania z nim czasu, bo nie przypomniał sobie, jak bardzo chłopak potrafi być irytujący.
— Ech, patrz jak ja muszę się dla ciebie poświęcać — powiedział Kakashi, gdy wyszli z domu ich mistrza.
— Powinieneś się cieszyć, że taki gości zaszczyci twe skromne progi — odparł Obito.
I tak przekomarzali się przez całą drogę — jak za starych dobrych czasów.
***
Był wczesny poranek, a oni we dwójkę przemierzali ulicę Konohy, by odnaleźć miejsce, gdzie mogliby zdobyć coś, co nadawałoby się na śniadanie, ponieważ, jak się okazało, Kakashi od dawna nie uzupełniał lodówki. Obito bardzo chciał, aby Hatake wytłumaczył mu, co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Uchiha całą noc nie mógł spać rozmyślając nad tym co stało się dnia poprzedniego. Miał ochotę zbudzić Kakashiego, ale widok chrapiącego chłopaka, tak go rozczulił, że nie potrafił go obudzić. Śni o czymś przyjemnym... Nie będę go zamęczał moimi pytaniami, pomyślał wtedy i wrócił na swoje posłanie.
Ale teraz, gdy jest już wyspany, nie mam już żadnych skrupułów! Zero litości dla Bakashiego, czas, bym poznał prawdę!
— Powiedz mi, o czym Rin gadała wczoraj z Mistrzem! — wykrzyczał, budząc przy okazji mijane przez nich trzy wróble, które tak się wystraszyły, że postanowiły już na zawsze wyemigrować z Konohy. — I w ogóle weź mi wyjaśnij, co tu się dzieje i co mnie ominęło, bo moją część historii wszyscy znają, a ja zupełnie nie mam pojęcia co się z wami działo!
— Nie tylko ty się wzmocniłeś — powiedział Kakashi zręcznie próbując ominąć temat. — Uwierz mi, ona stała się naprawdę silna... Parę dni temu zwolniła mnie z twojej przysięgi. — I ty się na to zgodziłeś?! — zapytał rozgniewany.
Zawsze miał taki lekceważący stosunek do wszystkiego. On naprawdę sądzi, że można odpuścić tylko, dlatego że ktoś coś powiedział! To tylko puste słowa!
Tymczasem Kakashi, choć wcale nie czuł się zwolniony z obowiązku opieki nad przyjaciółką, nie zamierzał się do tego przyznawać. I on również widział w Rin, słodką, niewinną istotę niezdolną do obronienia samej siebie. I choćby nawet aktywowała rinnegana—co było wedle ich wiedzy niemożliwe - oni i tak czuliby się w obowiązku, by ją bronić.
— Awansowała na jonina — odpowiedział Kakashi. — Może i nabyłeś nowe, niezwykłe techniki, ale teraz to ty jesteś z nas wszystkich najniższy rangą.
Obito rozszerzył oczy ze zdziwienia i zagniewany zacisnął pięści. Nie próżnował, lecz jak zwykle starał się za mało, by być najlepszym. Spojrzał w niebo. Dlaczego? Dlaczego zawsze tak to się kończy? Czy nie mógłbym choć raz być najlepszy?
— Muszę się z nią jak najszybciej spotkać! Gdzie ona jest? — zapytał.
Od tego trzeba było zacząć! Rozmowa z Bakakshim tylko wpędza mnie w ponury nastrój! Ale przebywanie z Rin zawsze wprawiało go w beztroski nastrój. Dziewczyna była miła, pomocna i sama jej obecność działała na niego kojąco. Świadomość, że go przytuliła — wprawiała go w tak radosny nastrój, że obawiał się, że zaraz umrze ze szczęścia.
— Obawiam się, że dziś nie da rady... Spotyka się ze swoją przyjaciółką...— odparł Hatake lekceważącym tonem. — Wiesz, jakiejś tam ich typowe babskie spotkanie.
Obito spojrzał na niego podejrzliwie. Kłamie. Zagryzł nerwowo wargę i spojrzał w niebo, zastanawiając się, dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe. Pewnie woleliby spotkać się we dwójkę... Beze mnie. Obito, głupcze, kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że ona cię nigdy nie pokocha?
— A jak ta przyjaciółka ma na imię? — zapytał, choć wiedział, że nie powinien. Bo, przecież wcale mnie to nie interesuje!
— Kurenai — odparł Kakashi natychmiastowo. To było pierwsze imię, jakie przyszło mu do głowy. Nigdy nie był zbyt dobry w relacjach z dziewczynami, toteż poza Rin i Kushiną, znał tylko ją. Ale nawet nie umiałbym opisać, jak dokładnie wygląda. Znam ją tylko z opowieści Rin. Oby tylko nie dopytywał o żadne szczegóły.
Kakashi, był zestresowany i czuł, że za wszelką cenę musi go przekonać, że dziewczyna jest całkowicie bezpieczna. Tego właśnie zażądała od niego Kushina, gdy pojawiła się u niego w domu o trzeciej nad ranem. Wyglądała wtedy jeszcze groźniej niż zazwyczaj. Nigdy nie spotkałem bardziej przerażającej kunoichi.
— To nie jest ta sama bezbronna dziewczynka, którą zapamiętałeś... — powiedział zamyślony.
Obito odniósł wrażenie, że słowa te Kakashi kierował w równym stopniu do niego co do samego siebie. Najwyraźniej im obu trudno było przyjąć do wiadomości fakt, że ta wrażliwa istota, może być silna.
Kakashi doskonale pamiętał, co się z nią działo, po tym, gdy...
Nie krzyczała. Nawet nie płakała. Tępym wzrokiem patrzyła przed siebie. Nie, wtedy jeszcze nie wierzyła w to co się stało. Była niczym szmaciana kukła pozbawiona jakiegokolwiek wpływu na własne losy. Stała jak posąg i nawet nie drgnęła.
— Gdzie jest Obito? — zapytał Minato.
Kakashi pustym głosem, pozbawionych emocji opowiedział o wszystkich zdarzeniach.
— Więc on nie żyje — powiedział mistrz, sam nie wierząc w słowa, które wypowiedział.
Jego oczy nawet się nie zaszkliły, ale jego cierpienie można było wyczytać z ruchu warg, które lekko drżały. Nie mógł się uśmiechnąć.
Rin otworzyła szerzej oczy i spojrzała w prawo. Zawsze tam stał. Zawsze obok niej. Zawsze gotowy do pomocy. Zawsze uśmiechnięty. Zawsze dążący do spełnienia swojego marzenia.
Ale to już nigdy nie wróci. Obito nigdy nie zostanie Hokage. Już nigdy się nie spóźni na żadne spotkanie.
Nigdy...
To było takie bolesne.
Pogrzeb był cichy i spokojny. Nie było czasu na długie i patetyczne ceremonie. Zresztą w obliczu ogromu ofiar wojennych — ten jeden genin był nikim. Przekonali się o tym, gdy nie zobaczyli Hokage pośród zebranych żałobników, z których większość stanowili ludzie z klanu Uchiha, a i tych była zaledwie garstka.
Kakashi i Rin byli tylko dziećmi. Jako że byli shinobi oczekiwano od nich zupełnego braku okazywania emocji. Tego uczono ich już od pierwszych dni w Akademii — ninja nie może okazywać uczuć. Ale oni tak nie potrafili. Tęsknili za nim i nie umieli zaakceptować tej straty. Rin początkowo próbowała powstrzymać się od płakania. Słone łzy ciekły po jej policzkach. Nie dbała o to kto na nią patrzy i co o niej będą mówić — myślała tylko o tym, który już nigdy na nią nie popatrzy i nigdy nie będzie z nią rozmawiał. Kakashi do końca tłumił w sobie łzy, próbując wyładować swoje emocje w inny sposób. Wbijał paznokcie w skórę przedramienia tak długo i mocno aż w końcu zaczęła lecieć mu krew. Nie myśl, że będę za tobą płakał durniu! Nie, absolutnie nie mógł dać mu tej satysfakcji. Nie może ci być aż tak dobrze w tych zaświatach!
Minato jako jedyny z nich zachowywał pozorny spokój. Przygotował się przed wyjściem i spożył ziołowy napar na uspokojenie. Ale czuł, że to mogło być za mało. Muszę być silny, straciłem już jednego ucznia, nie mogę stracić również pozostałej dwójki!
— I choć nie ma go tu z nami, na zawsze pozostanie w naszych sercach.— powiedział, gdy ceremonia dobiegła wreszcie końca, a oni zostali sami na cmentarzu. — Tylko nie płaczcie za nim za dużo, bo potem będzie musiał męczyć się z waszymi łzami.
Rin otarła łzę, zaciekawiona jego koncepcją świata. Kakashi patrzył na niego jak na wariata, dla niego ci, co byli martwi, byli niezdolni do jakichkolwiek działań.
— Nie znacie tej legendy? — zapytał Minato zdziwiony. — Był sobie pewien ojciec, który bardzo opłakiwał śmierć swojego syna. Bardzo pragnął go znów zobaczyć, lecz gdy wreszcie ten przyszedł do niego, był bardzo zmęczony. W rękach niósł dwa wiadra pełne wody. „Co ci jest synu? — zapytał jeszcze bardziej zasmucony, widząc jego mękę. Na to syn mu odpowiedział: Muszę nosić twoje łzy. Tak, więc kiedy za kimś bardzo płaczesz, to dusza cierpi, bo musi nosić łzy tych, którzy go opłakują.*
Kakashi milczał — nie ruszały go takie historyjki, przestał wierzyć w bajki, odkąd wiara w dobroć zaprowadziła jego ojca na samo dno. Od tego czasu starał się być podręcznikowym shinobi. A to, co spotkało Obito, utwierdziło go tylko w gorzkim przekonaniu, że nie warto wierzyć w wielkie idee, bo na końcu czeka tylko okrutna śmierć.
Dziewczyna, słysząc tę historię, wykrzywiła usta w uśmiechu, wyobrażając sobie, jak bardzo narzekałby Obito, gdyby to jemu przyszło nosić wiadra z jej łzami.
Tamtej nocy Rin nie mogła przestać płakać. Ale mając w pamięci słowa swojego mistrza — nie zamierzała spędzić wszystkich dni w żałobie. Jednakże wcielenie tych słów w życie nie było takie proste. Jeszcze wiele dni i nocy spędziła, opłakując stratę przyjaciela. Lecz w końcu nadeszła ta chwila, gdy ocknęła się z tego „snu rozpaczy". Jej świadomość z wielkim bólem zaakceptowała fakt, że odejście Obito jest nieodwracalne, a teraz nie pozostało jej jak nic innego tylko zacząć działać.
Najlepiej natychmiast.
— Rin, jest druga w nocy — stwierdził Kakashi otwierając jej drzwi. — Normalni ludzie o tej porze śpią.
Wzruszyła ramionami.
— Ale ty nie jesteś normalnym człowiekiem — stwierdziła.
Nie mógł zaprzeczyć. Zaprosił ją do środka, mając nadzieję, że jeśli zaoferuje jej kubek meliski to dziewczyna od razu zaśnie. Na próżno. Mimo że zrobił jej potrójną dawkę, a ona wypiła całość, wciąż była ożywiona.
— Nie pozwolę, by ktokolwiek znowu musiał mnie bronić/ochraniać — oznajmiła. — A ty mi w tym pomożesz!
— A mogę się najpierw wyspać? — zapytał, ziewając nad pustym kubkiem po kawie.
Widząc determinację na jej twarzy, westchnął.
— Mam rozumieć, że to znaczy nie?
Gorzkie łzy zamieniła na słone krople potu. Każdego kolejnego dnia stawała się coraz silniejsza.
Przychodziła do tego wielkiego głazu, na którym wyryto jego imię pośród setek innych zasłużonych shinobi.
Rozmawiała z nim. Opowiadała o tym co ją spotkało. Opuszkiem palca zawsze dotykając miejsca, gdzie było napisane Obito. Miała świadomość, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział — uznałby ją za wariatkę. Zwłaszcza gdyby był to Kakashi. Jakże zmieniły się przez ten czas jej uczucia do niego. Przyjaźnili się, ale z pewnością się nie rozumieli. Czasem miała wrażenie, że mimo łączącej ich straty, są sobie bardzo dalecy. Ale ufali sobie i wspierali siebie nawzajem.
Minął rok od tamtego dnia. Jej nogi same poprowadziły ją w miejsce pamięci ofiar tej straszliwej wojny. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła swojego mistrza klęczącego przed głazem. Podeszła bliżej. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Sądził, że nikt go nie widzi, toteż pozwolił sobie na chwilę słabości.
— Mistrzu? — wyszeptała niepewnie, obawiając się, że może to jakieś genjutsu.
Uśmiechnął się delikatnie. W ten sposób zawsze dodawał otuchy i odwagi wszystkim wokół. Coś było w tym geście, co krzepiło każdego, kto go ujrzał. Czasem żałował, że nie mógł tego używać na samym sobie.
— Czasem zastanawiam się, czy w ogóle zasłużyłem na to miano, skoro...
Nie potrafiłem go obronić?
Zacisnęła pięści, nie mogąc znieść tego okrutnego prawa, którym rządził los.
Zawsze to samo. Tyle lat treningu, a nawet mistrz, obawia się, że jest zbyt słaby!
Och, gdyby tak tylko mieć wystarczająco siły, by nie musieć polegać na innych! Żeby nie czuć tego żalu, że ktoś zginął, bo ty nie byłaś wystarczająco silna.
***
Znowu stała przy tym samym kamieniu. Ale teraz nawet się do niego nie zbliżała. Nie było takiej potrzeby.
On żyje.
Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Chciała spędzić z nim każdą możliwą chwilę, by choć odrobinę nadrobić stracony czas. Ale nie mogła. Teraz gdy odzyskała go i wreszcie zyskała siłę dostała, jeszcze w gratisie od losu tę nieszczęsną bestię.
Spojrzała w swoje odbicie w tafli kałuży. Pozornie nic się w niej nie zmieniło. A jednak teraz była śmiercionośną bronią. Zagrożeniem dla całej wioski.
Powinnam być martwa... Moje życie tylko wszystko komplikuje. Trzeba było dać się zabić.
Oj, nie przesadzaj, ja cię potrzebuje.
Odruchowo zatkała uszy, chcąc oderwać się od tego irytującego głosu.
Powtarzałem ci to już setki razy... Tylko śmierć jest w stanie nas rozłączyć. A skoro już ładnie mnie w tobie zapieczętowali, to nie ma teraz opcji, bym się od ciebie tak szybko odczepił.
— Tu jesteś — powiedział Minato pojawiając się znienacka obok niej.
Serce podeszło jej do gardła. Mimo tylu lat przebywania z nim wciąż ją to przerażało, gdy pojawiał się znikąd ze swym firmowym uśmiechem na ustach.
— I co postanowiliście? — zapytała. W głębi serca nie była pewna, czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
Uśmiechnął się smutno. A ona pobladła, doskonale wiedząc, że ten gest oznacza tylko jedno — nie miał dla niej dobrych wieści.
*
— Obito... — wyszeptał groźnym tonem Kakashi łapiąc go za ramię. — Nie pamiętasz, co mówił mistrz?! Masz się NIE ujawniać!
— Oj, to tylko nasi przyjaciele! — odparł machając do znajdującego się po drugiej stronie ulicy Guy'a, który siedział wraz z ich rówieśnikami przy stole i jedli.— Spójrz na nich czy oni mogliby zrobić nam krzywdę?
Kakashi westchnął głęboko. Oczywiście, że nie mogli im zrobić krzywdy — wszak byli od nich o wiele słabsi. Chyba że krzywdy umysłowe w wyniku obcowania z ciemnym plebsem też się liczą.
Chcąc nie chcąc musiał się do nich dosiąść. Pozostawienie Obito samego oznaczałoby, że zaraz cały świat wiedziałby o tym co się wydarzyło. A to oznaczałoby wielkie tarapaty dla nas wszystkich.
Jedli dango, opowiadali Obito o tym co go ominęło. Szarowłosy już przyzwyczajał się do towarzystwa tych kretynów i nawet zaczynał czuć się wśród nich w miarę komfortowo (na tyle na ile można czuć się komfortowo w towarzystwie komarów)
Wszystko było pięknie do czasu, gdy przyszła jakaś dziewczyna i zapytała:
— A gdzie jest Rin?
Uchiha spojrzał pytająco na szarowłosego. A więc tak wygląda Kurenai, przeszło przez myśl Kakashiemu i patrząc na Obito, zaczął się zastanawiać, jakie kwiaty chciałby mieć na swoim nagrobku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top