tsukishima kei {tsukkiyama}
Tadashi Yamaguchi był zakochany po raz pierwszy w życiu, tak mocno, że zdawało się to również ostatnim możliwym razem w życiu - tak intensywnie się palącym, że nie zostałaby poń podpałka na następne ognisko.
Dla pewnego młodego jeszcze chłopca był Tsukishima Kei - albo nic. I choć nawet jemu samemu wydawało się to grobowo poważne, dzień za dniem przekonywał się, że słuszne. Przestał wierzyć w szczęście znalezione gdzie indziej aniżeli u boku przyjaciela.
A życie trwało.
Tsukishima zaś przyglądał się niekiedy przyjacielowi i wydawał się rozumieć. Momentami jego spojrzenie było ciepłe, gdy Yamaguchi wpatrywał się w niego długo z uwielbieniem. Potem jednak zawsze stawał się mrukliwy, by w jakiś czas potem wrócić do obojętnej a beznamiętnej normy. A Tadashi znów patrzył na niego z uwielbieniem.
Czas płynął. Yamaguchi chwiał się emocjonalnie. Bywały wieczory, że łkał przez długi czas, kiedy indziej łapał coś z półki i ciskał tym o ziemię, a zdarzało mu po prostu leżeć nieruchomo w łóżku i wpatrywać w sufit. Zależnie od tego, jak zimny był wobec niego Tsukishima danego dnia.
Nie patrząc nań, gdy mówił do Yamaguchiego. W ogóle się nie odzywając. Wymijając go na korytarzu.
A piegus patrzył z żałosnym oddaniem.
Przestał.
Tadashi Yamaguchi się mylił. Mógł, na szczęście, tak się odkochać, jak zakochać się jeszcze raz. I być tak cholernie szczęśliwy.
Lata mijały i Yamaguchi był szczęśliwy, daleko od minionych nieszczęść w osobie Tsukishimy Keia.
x
Tsukishima kaszlał.
Yamaguchi zaś czuł się dziwnie - przez swój spokój. Nie zostało w nim nic z negatywnego nastawienia wobec dawnego przyjaciela.
Choć właściwie nie czuł już po prostu nic, złego czy dobrego. Przyglądał się teraz blondynowi, skoro już wpadli na siebie na ulicy, jakby się sprawdzając: w rezultacie nie odnajdywał ani skrawka emocji, po prostu obojętność.
Dawny przyjaciel blado wyglądał i zakrywał usta chusteczką jak gdyby z wyrobionym długą chorobą przyzwyczajeniem.
- Kochałem cię, Tadashi - rzucił cicho Kei, w chwili słabości, nie podnosząc oczu znad trzymanego w dłoni materiału. - Nadal kocham.
Yamaguchi poczuł wzbierającą w nim falę złości. Kochał? Oczywiście, tym traktowaniem bardzo to pokazał. Oczywiście.
I jakby ożyły w nim zagrzebane żale, jednak nie tak martwe, poczuł się niczym naczynie pełne żrącego kwasu, którym chciał oblać kiedyś mu bliską osobę. Miał dla niego wiele słów. Dla tego drania, który nawet teraz nie patrzył mu w oczy. Miał mu tak wiele do powiedzenia. Nie mniej pytań: co jest z tobą nie tak? Jesteś chory? Nie masz serca?
Wreszcie jednak wszystko skondensowało się w śmiertelnie spokojne:
- Nic już do ciebie nie czuję.
Tsukishima upuścił chusteczkę i nie zdążył jej podnieść przed kolejnym atakiem kaszlu, więc w zamian desperacko przycisnął dłoń do ust.
Krew jednak przeciekła przez jego palce, a gdy wreszcie opuścił dłoń, na bruk u ich stóp posypały się lepkie od czerwieni płatki róż.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top