5.0 §
Ostrożnie wycofałeś się z terytorium potwora, zostawiając go w spokoju. Znowu zwróciłeś błagalnie wzrok ku niebu, szukając wskazówek, jednak gwiazdy milczały. Cały czas patrzyłeś w górę, przez co o mało nie wpadłeś na stojący przed tobą głaz. Rzeźbiony monolit wpatrywał się w ciebie groźnym wzrokiem. Rozpoznałeś w nim oblicze Welesa – boga magii, przysiąg i zaświatów. Rozejrzałeś się dookoła i spostrzegłeś więcej znajomych bóstw. Musiałeś trafić do świętego zagajnika, który znajdował się w samym sercu lasu. Wstąpiłeś do środka kamiennego kręgu i wycieńczony usiadłeś pod drzewem znajdującym się w samym jego środku. Modliłeś się, żeby moc tego miejsca i bogowie, którzy go strzegą, uchronili cię od czyhającego w lesie zła. Skuliłeś się w grubych konarach dębu i powoli zmrużyłeś powieki. Zmęczenie tak mocno dawało ci się we znaki, że kiedy złożyłeś dłonie pod głowę, byłeś przekonany, że w życiu nie było ci wygodniej, niż teraz. Od razu zapadłeś w głęboki sen.
Powolnie zatapiałeś się w otchłań własnego umysłu, na nowo poszukując ukojenia. Nie było ci jednak dane zaznać spokoju, nawet we śnie. Tak samo jak wcześniej, w ciele skowronka, tak i teraz wylądowałeś na ziemi, na miękkiej trawie. Z otaczającego cię zewsząd mroku, wyłoniła się wysoka postać, cała porośnięta korą i mchem. Wysunęła w twoją stronę długie palce z gałęzi i złożyła je w oskarżycielskim geście.
- Jak śmiesz spać w świętym gaju, śmiertelniku! - przemówił do ciebie Leszy srogim tonem, a dudnienie jego głosu zahuczało ci w głowie.
Próbowałeś wydusić choć słowo, ale nie mogłeś wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Zupełnie, jakby ktoś pozbawił cię strun głosowych.
- Wy, ludzie odwróciliście się od lasu, więc i on odwrócił się od was. Zapomnieliście o swoich korzeniach i zatraciliście zdolność odczytywania znaków, składanych wam na niebie i ziemi.
Nie byłeś w stanie się poruszyć, czułeś jakby jakieś niewidzialne pędy unieruchomiły twoje ciało. Twój wzrok uwięziony był w pustym spojrzeniu Leszego. Z każdą chwilą tonąłeś w nim coraz bardziej.
- Jeśli nie chcesz własnej zguby, człowiecza istoto, lepiej przebłagaj pradawne duchy, które tak rozgniewałeś albo oszczędź siebie i wynoś się z lasu!
Borowy chwycił cię za zesztywniały kark i uniósł wysoko nad ziemię jak wilcze szczenię. Nadal, nie mogąc się ruszyć, z przerażeniem czekałeś już tylko, aż to wszystko się skończy. Nagle obraz przed twoimi oczami zaczął się rozmazywać, a na skórze poczułeś gęsią skórkę. Zaczęło brakować ci tlenu i zdałeś sobie sprawę, że pogrążasz się coraz głębiej w nieznanej toni. Próbowałeś wypłynąć na powierzchnię, jednak straciłeś rachubę, gdzie znajduje się góra, a gdzie dół. Zewsząd dobiegał szyderczy śmiech, który dzwonił głośno w uszach. Coś chwytało cię za nogi, ręce, barki, zmuszając do zabójczego tańca.
Cały zdyszany zbudziłeś się gwałtownie, wyrwany z upiornego koszmaru. Zacząłeś oddychać głęboko, usiłując uspokoić swoje drżące, zlane potem ciało. Dopiero po dłuższym czasie stanąłeś na nogi.
5.1 § Wracasz do wioski.
5.2 § Próbujesz znaleźć sposób na ułaskawienie leśnych duchów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top