4.0 §
Nie dałeś się nabrać na podstęp tajemniczych straszydeł. Ludzkie głosy nie zdołały cię zmylić i pozbawić czujności. Błędnie określiły cię mianem lelka. Tak naprawdę dzierżony przez ciebie talizman pozwalał na przemianę w innego ptaka.
Przed siedemdziesięcioma laty, twój pradziad uratował przed wichurą gniazdo skowronka, ratując jeszcze niewyklute pisklęta przed pewną śmiercią. Niestety, jednego z jaj nie udało się ocalić. Dorosła ptaszyna pochyliła wtedy głowę nad stłuczoną skorupką i na oczach dzielnego obrońcy przemieniła ją w bladobłękitny kamień. Był tak przejrzysty, że odbijał w sobie wszystkie gwiazdy i łunę księżyca. Od tamtego pamiętnego zdarzenia, kryształ umieszczony w talizmanie, przekazywany był z pokolenia na pokolenie. Każdy potomek jego rodziny mógł łączyć się z duszą nienarodzonego pisklęcia i przybierać formę skowronka.
Przebiłeś się przez gęstą barierę lasu, wzlatując wysoko ponad drzewa. Objąłeś wzrokiem cały horyzont, porośnięty nieskończoną knieją. Nad tobą znajdował się już tylko atramentowy firmament usłany gwiazdami. Wychodzący zza chmur, krągły księżyc rzucał na świat kojącą, bladą poświatę. Już się nie bałeś. Konstelacje zdobiące nieboskłon tworzyły twojej głowie mapę, wskazującą drogę do domu. Chłodny podmuch zmierzwił twe lotki, zachęcając cię do dalszego lotu. Miałeś ochotę wzlecieć jeszcze wyżej, zobaczyć jeszcze więcej, poczuć jeszcze mocniej. To był magiczny taniec wolności, euforia rozpierała twoje małe, skowronie serce. Wciąż jednak przy ziemi trzymały cię twoje ludzkie zobowiązania. Przyrzekłeś swojej wiosce, że nie wrócisz, dopóki nie uda ci się znaleźć pomocy. Z ciężkim sercem zniżyłeś lot i wylądowałeś na miękkiej trawie. Poczułeś ciepły dreszcz na piórach i nim się obejrzałeś, znów byłeś człowiekiem. Ostatni raz z tęsknotą popatrzyłeś w stronę rozgwieżdżonego nieba i ruszyłeś dalej. Ponownie czułeś się jak dziecko: głuche, ślepe, zagubione, błądzące po omacku. Nie miałeś już swojej pochodni, którą straciłeś podczas ucieczki. Wiedziałeś, że nie skończy się to dla ciebie dobrze, jeśli szybko nie znajdziesz schronienia na przeczekanie reszty nocy.
W ciemnościach dostrzegłeś ogromną jaskinię, która mogłaby służyć za azyl, gdyby nie była już przez kogoś zamieszkana. Z jej wnętrza wystawał grzbiet włochatej chrapiącej bestii, głęboko pogrążonej w błogim śnie. Potężne łapy biesa kurczowo ściskały błyszczące monety, którymi bogato usłane było jego leże.
4.1 § Walczysz z potworem.
4.2 § Rozglądasz się po jaskini w poszukiwaniu skarbów.
4.3 § Omijasz legowisko biesa. (Przechodzisz do 5.0 §)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top