2.2.2 §
Instynkt podpowiadał ci, aby jak najszybciej stąd czmychać. Ruszyłeś w przeciwną stronę, ile sił w nogach. Z dala dochodziły głośne skrzeki, przywodzące na myśl odgłosy puchaczy. Słyszałeś je tuż za sobą, zbliżały się w zastraszającym tempie. Twe przeczucia zaczęły się sprawdzać. Uciekałeś przed czymś znacznie większym i groźniejszym, niż gromada sów. Spojrzałeś za siebie i natychmiast pożałowałeś tej decyzji. Przerażony, kątem oka dostrzegłeś nad sobą bladą, trupią twarz. Zapadnięte kości policzkowe i oczodoły złudnie próbowały przypominać ludzkie oblicze. Z czoła wielkiej, łysej czaszki wyrastała para zwierzęcych rogów. Serce podeszło ci do gardła. Goniła cię banda strzyg.
Wiedziałeś, że nie masz szans uciec im w tej postaci. Jeśli chciałeś przeżyć, musiałeś teraz wykorzystać swój dar. To przekonanie całkowicie ogarnęło twój umysł. Rzeczywistość zeszła na drugi plan, hałasy nikły w oddali, jakby oddzielone niewidzialnym murem. Słyszałeś już tylko głuche brzęczenie amuletu ciążącego ci na szyi, które nasilało się coraz bardziej. Zacisnąłeś zęby i przyłożyłeś naszyjnik do piersi.
Twoje ciało natychmiast przeszedł paraliżujący ból, mimo to nie wydałeś z siebie żadnego dźwięku. Nie byłeś w stanie. Poczułeś, jak prędko obrastasz piórami. Robiłeś się coraz lżejszy i już po krótkiej chwili pomyślałeś, że mógłbyś oderwać nogi od ziemi i odlecieć. Kiedy silny podmuch wiatru uderzył w twoje plecy, doznałeś wrażenia, że to nareszcie możliwe. Wyprostowałeś swoje smukłe, bure skrzydła i wzbiłeś się w powietrze.
(Przechodzisz do 3.0 §)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top