rozdział pierwszy

Wrzesień jest jak cisza przed burzą, jeszcze ciepły, pełen barw i nostalgii, ale już z podmuchem zimniejszego wiatru, zapowiadającego nadchodzącą jesień. Szczególnie jego koniec, gdy dni stają się coraz bardziej nie przyjemne.

Bartek nienawidził jesieni, przyprawiała go o dreszcz gdy tylko wspominał poprzednie tala.

Jesień kojarzyła mu się z gorszym okresem w życiu. Chociaż gorsze to nie jest idealne porównanie, skoro jego całe życie wydawało mu się złe, a jesień była męką wśród innych pór roku.

Czuł straszną abominację do jesiennej depresji, która dotykała go bardziej niż w inne miesiące.

Powoli, niespiesznie zmierzał do szkolnych murów. Wyrzucił resztkę papierosa nie mając ochoty na podwyższenie nikotyny w swoim organizmie. Pozatym nie był pełnoletni, a nie raz dostawał upomnienie o to, że palił o nauczycieli, a był stosunkowo blisko szkoły, by jakiś nauczyciel mógł go zobaczyć.

Udał się pod klasę, a widząc swoją, można by to nazwać, grupę znajomych, bo przecież każda klasa dzieli się na grupki od pierwszych dni szkoły, wolnym krokiem szedł w ich stronę i bez słowa usiadł na ławce.

- Nie przywitasz się nawet? - Odezwała się Hanna.

- Nie mam humoru. - Rzucił krótko wyjmując z kieszeni telefon.

- No nie Bartuś tak nie może być. - Odezwała się Julita. Ona zawsze była pełna optymizmu, gdyby żyli w bajkowym świecie to na bank byłby widoczne wokół niej latające kolorowe motylki i migotające gwiazdki.

W przeciwieństwie do jego defetyzmu.

- Nie mam humoru. - Odpowiedział ponownie tym samym.

Chciał szybko skończyć te lekcje, mimo, że nawet się nie zaczęły.

Zadzwonił dzwonek i w tym samym momencie przybiegł Bartek. Chłopak Hani. Przywitał się ze wszystkimi, a gdy wyciągnął rękę, by przybić piątkę zrobiłem to samo.

- Co to ma być za nie równe traktowanie. - Zaśmiała się blond włosa.

- O co chodzi? - Dopytał gdy widział, że obie się śmieją.

- Z nami się nie przywitał mówiąc że nie ma humoru, a z tobą tak. - Udawała urażona.

- Specjalnie zaproszenie? - Odwrócili się słysząc głos nauczycielki.

Lekcja dobiegała końca. Bartek znudzony położył głowę na ławce, a Julita rysowała kwiatki na marginesie zeszytu.

- Macie zadanie po lekcjach, które istotnie wpłynie na wasza ocenę. - Mówiła nauczycielka. - Po kolei napiszecie na swoich kartkach numerki, które zbiorę i będę losować kto z kim jest. Zrozumiano? - Skończyła swoją wypowiedź czekając aż każdy ułatwi jej zadanie, gdy ta grała w pasjansa na komputerze.

Gdy po kolei wymieniała numerki a Bartek miał to w sumie gdzieś.

- 10 i 21! - Krzyknęła czekają na nazwiska by zapisać kto z kim jest w projekcie.

- Patryk Baran. - Powiedziala głośno widząc jego rękę w górze. - I kto? - Rozglądała się po klasie.

- Twoje debilu. - Powiedziała do niego Julita, a ten nie podnosząc nadal głowy z ławki podniósł rękę.

- Kubicki i Baran. - Notowała na kartce.

- O japierdzele współczuję. - Odezwała się Hania dźgając do długopisem, bo razem z Bartkiem siedzieli przed nimi.

- Nie mam ochoty się tym nawet przejmować. - Rzucił krótko zamykając oczy. Był strasznie zmęczony.

- Stary musisz iść po szkole zrobić z nim projekt z polaka, rozumiesz? - Odezwała się Julita, a ten momentalnie podniósł się.

- Co? - Przetarł oczy, które wolał by były zamknięte, ale w sumie nawet nie słuchał nauczycielki.

- Słuchaj czasem na tych lekcjach. - Zaśmiała się.

- O japierdole. - Powiedział zbyt głośno zwracając uwagę połowy klasy.

- Co to za słownictwo Kubicki! - Wydarła się nauczycielka.

Nie to, że nie lubił Patryka, ale to była totalnie inna liga.

Byli jak ogrod i pustynia. Patryk był jak ogród, pełen roślin i kolorów, miejsce wzrostu, życia i obfitości. Symbolizujący pielęgnowanie relacji i dbałość o to, co ważne. Miejsce gdzie dba się o cudowne roślinki dając im tego co potrzebują.

On był jak pustynia z jałowym krajobrazem, odzwierciedlajacym surowość, samotność i trudności, które wymagają przetrwania i przystosowania się do ekstremalnych warunków. Nikt tu nie dbał o to, żeby rosła tu cudowna zieleń, pozostawiając na pastwę losu.

Co jeśli będzie nalegał by iść do jego domu? Przecież nie powie mu prawdy.

Westchnął ciężko.

Każdy wiedział, że rodzice Patryka byli obrzydliwe bogaci. On miał co chciał! Był kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej. Popularny, utalentowany chłopak.

A on? On codziennie marzył o wyprowadzce.

Jego historia była trudna i ciężka.

Mieszkał na parterze starej trywialnej kamienicy, w środku nie było ładnie, na ścianach przez wilgoć miejscami odchodziła farba. Meble stare, nie było estetycznie jak w współcześnie projektowanym mieszkaniu.
W mieszkaniu na samej górze somsiad żalił się na cieknący dach, ale przecież nikt z tym nic nie zrobi, skoro to rodziny byłych pracowników niedalekiej kiedyś fabryki dostali mieszania, a po zamknięciu jej i uciecze właściciela za granicę kamienica stała się własnością byłych pracowników.

Teraz stara fabryka stała się miejscem do zwiedzania jako urbex pozostawiając po sobie ruiny.

Każdy mieszkający tu nie był bogaty, więc klatka schodowa była w opłakanym stanie, a drewniane schody do wspólnej piwnicy mimo remontów waliły się pod nogami, bo nikogo nie było stać by złożyć się od każdego mieszkającego tu na budowę betonowych.

Mimo wszystko to nie był największy problem.

Problemem był tu ojciec Bartka. Zwykły alkoholik używający przemocy na nim i jego mamie.

Gdyby zobaczył, że sprowadził kogoś do mieszkania, kogo nie zna to mogłoby dojść do katastrofy.

Kiedyś jego mama przyszła z koleżanką z pracy to zaczął atakować ją nożem, a szklane butelki po piwach latały tłucząc się o ściany czy podłogę.

Wiedząc, że był nieobliczalny po prostu wymknął się z domu przechadzając się w samej bluzie w środku zimy z słuchawkami na uszach.

Gdyby przyprowadził go do siebie, to mógłby nie mieć życia w szkole, gdyby rozpowiedział komuś o tym.

Musiał go przekonać w sposób taki, by się nie domyślił, że nie chce żeby było to u niego.

________________

Rozdział pierwszy.

Czytając swoją starą książkę zobaczyłam jak stylistycznie umiałam ładnie pisać więc chciałam to powtórzyć dodając dużo porównań czy trudnych słów.

Osoby wrażliwe na cierpienie innych nie powinny tego czytać więc to idealny czas na opuszczenie książki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top