rozdział ósmy

Była niedziela. Stosunkowo spokojny dzień, ale do momentu.

- Młody pijesz piwo? - Zapytał jakiś kolega taty. Nie raz go widział i wiedział, że był w porządku osoba, ale miał problem z alkoholem.

- Właśnie, jedno piwo to nie piwo, a dwa piwa jak pół piwa. - Odpowiedział jego tata.

- Mam plany, nie będę pić. - On pił tak rzadko, że jedno piwo wchodziło mu jak pięć u jego ojca.

A brzydził się alkoholizmu. Pił tylko żeby poczuć się lepiej psychicznie, żeby zapomnieć o smutkach.

Starał się nie pić bez powodu, bo nie chciał skończyć tak samo jak oni.

- No dawaj, co będziesz siedział sam w tej swojej noże. - Zachęcał go.

- Dzisiaj nie. - Rzucił krótko i wrócił do siebie.

Spojrzał na powiadomienia telefonu.

"Siema, co robisz?"

"W sumie to nic"

"Chciałbyś pograć w siatkówkę?"

"Raczej tak"

Ostatecznie umówili się u niego praktycznie zaraz.

- Gdzie już idziesz? - Spytał go ojciec, gdy zaczął ubierać buty.

- Wychodzę. - Rzucił krótko.

- Nie tak szybko, wypijesz z nami kolejkę to wyjdziesz. - Powiedział.

- N.. - Zaczął, ale odrazu w myślach pojawiła mu się afera jaka byłaby z powodu odmowy. - Spoko. - Rzucił krótko i podszedł do nich.

- No to, co zdrowie. - Podniósł kieliszek i stuknął się z nimi. Wypił na raz odrazu sięgając po sok, bo myślał, że zwymiotuje. Nienawidził czystej.

- To na drugą nóżkę? - Zaczął lać kolejne kieliszki do pełna.

- Chory jesteś, że dałeś mu pięćdziesiątkę? - Mówiła mama widząc, że nie pili z klasycznych kieliszków, tylko tych, do których na raz wchodziło 50 ml a nie 25.

- Nie pierdol głupot, a ty pij. - Podniósł swój kieliszek, Bartek strasznie nie chciał pić, ale chciał szybko wyjść z tego domu i mieć spokoju. Przecież wypicie setki wódki było lepszym rozwiązaniem niż afera na cały dom, w której na bank doszłoby do rękoczynów.

Na początku napił się trochę soku i wypił kieliszek do dna odrazu popijając go większą ilością. Za dzieciaka podłapywał sposoby na picie i zmieszanie alkoholu z sokiem w ustach niwelowało odruch wymiotny.

Wiedział, że setka wódki to było nie lada wyzwanie dla niego. Może wiedział, że nie będzie najebany, ale podpity na pewno.

Wyszedł z domu i gdy był pod domem Patryka czuł pierwsze skutki. Wchodząc na krawężnik prawie się wywrócił.

- A tobie co? - Spytał widząc go.

- Nie ważne. - Mruknął cicho jakby do siebie.

Gdy poszli na halę byli sami, rozgrzewali się do momentu, gdy Bartek się nie wywrócił tracąc równowagę.

- Coś jest nie tak. - Rzucił jakby sam do siebie Patryk i podszedł do niego. - Jebiesz wódka. - Stwierdził wąchając go, ich twarze były blisko siebie, ale nikt z nich nie uważał tego za coś nie komfortowego.

- Może. - Powiedział. - Ale nie z własnej woli. - Dodał.

- Jak to nie z własnej woli? - Zapytał go będąc zdziwiony.

- Stary powiedział, że jak nie napiję się z nimi to nie wyjdę z tego jebanego domu. - Powiedział krzywiąc się na to wspomnienie.

- Poważnie? Co za cwel. - Powiedział podirytowany. - Co sądzisz o tym, żebyśmy olali dziś tą siatkówkę i może obejrzeli jakiś film u mnie? - Zaproponował.

- Jeśli chcesz. - Odpowiedział jakby obojętnie, ale w głębi duszy cieszył się, że nie musi grać w stanie podpicia.

- Napiłbyś się czegoś jeszcze? - Zaproponował podnosząc telefon z parapetu okna. - Tak patrząc jak nie umiesz ustać prosto trochę zatęskniłem za piciem. - Zaśmiał się.

W sumie zgodził się, bo skoro i tak już się napił to lekko go ciągnęło do tego stanu błogości.

- Może być malina cytryna? - Spytał głośno, wyciągając butelkę z lodówki.

- Jaka malina cytryna? Co to ma być? - Zaśmiał się jego ojciec przychodząc do kuchni.

- Opijamy dołączanie do klubu Bartka. - Powiedział jak gdyby nigdy nic zamykając lodówkę.

- Po pierwsze, alkohol wypłukuje mikroelementy, które odgrywają u sportowca kluczową rolę, a odzyskanie prawidłowej równowagi wodno elektrolitowej może potrwać nawet tydzień. - Mówił jakby miał wikipedię w głowie. - A po drugie, gratuluję dobrej decyzji Bartek. - Uśmiechnął się. - Nawet nie wiesz ile wczoraj i dzisiaj Patryk o tym gadał. - Zaśmiał się.

- Tato! - Krzyknął jakby zawstydzony.

- No co? Już wam nie przeszkadzam idźcie. - Znowu lekko się zaśmiał.

Ostatecznie na dużym telewizorze puścił jakąś muzykę.

- Ile wypiłeś? - Zapytał go.

- Setkę czystej. - Odpowiedział. - Ale mam tak słabą głowę, że to dla mnie w chuj. Ten nie odpowiedział nic i przechylił butelkę pijąc na raz więcej niż jedną czwartą całości.

- To mniej więcej jesteśmy na równi. - Nalał tym razem do kieliszków, ale zwykłych, nie tych w których po 10 znika cała zawartość butelki.

Bartek miał lekkie wyrzuty sumienia, ale nie przejmował się tym narazie czując stan w którym nie myślał racjonalnie.

Był jak kartka papieru unoszona przez wiatr, zbyt lekka, by stawić mu opór, i zbyt krucha, by przetrwać starcie z rzeczywistością.

To uczucie po alkoholu przypominało taniec na skraju urwiska, było ekscytujące, nieco niebezpieczne, ale jednocześnie zbyt pociągające, by się zatrzymać.

Trochę jak intoksykacyjna syrena, kusząca swoim działaniem ale prowadzącą do zguby.

- Ej, bo dziś sobota. - Zmrużył oczy.

- A nie niedziela? - Bartek się zaśmiał, a Patryk sekundę później także.

- No o to mi chodziło. - Stał teraz w celu znalezienia pilota do ledow idących na każdej ścianie pod sufitem. - A jutro szkoła. - Zrobił minę jakby próbował myśleć rozsądnie ale czasem gubił się w słowach. - O japierdole. - Powiedział i wreszcie udało mu się zlokalizować przedmiot.

- Co jest? - Bartek spytał widząc jego zakłopotanie.

- Jutro trening. - Stwierdził i nalał alkoholu do kieliszka.

- Serio? - Patryk nie podał mu ani godzin ani dni w których on był.

- Poniedziałek, środa i piątek w szkole, a soboty zawsze u mnie od 16 do zazwyczaj 18, a czasem przed meczami do 20. - Wytłumaczył mu, nie zdążył się nawet odezwać gdy zaczęła lecieć piosenka, którą zaczął nieudolnie przez alkohol myląc momentami słowa śpiewać.

Później śmiali się z każdej głupoty jaką robili, jak to praktycznie każdy po alkoholu.

- Nie wiem jak ja wrócę do domu, tak, żeby ojciec się nie wkurwil, że nie chciałem pić z nim, a wrócę najebany. - Wyznał Bartek.

- Śpij u mnie. - Powiedział.

- Musiałbym zamieszać w to Julitę. - Stwierdził.

- Czemu? - Dopytał rzucając się na koniec łóżka, bo przy poduszkach siedział Bartek.

- Ymm.. - Zastanawiał sie jak to ubrać w słowa. - Nie chciałbym, żeby mama się czepiała. - Skłamał dość dobrze, bo nie mógł powiedzieć, że ojciec by rozjebal jego i Patryka w sumie też gdyby dowiedział się, że chce spać u kogoś innego, kogo nie zna.

- Ej Julitkaaa. - Przedłużył jej imię. - Jakby ktoś odemnie pytał to śpię u ciebie. - Poinformował.

- Po pierwsze, hej, po drugie najebałeś się, a po trzecie gdzie ty chcesz iść spać. - Była na głośno mówiącym, więc Patryk ją słyszał.

- U mnie, nie martw się o niego. - Powiedział do telefonu.

- A no dobra, to pijcie sobie dalej. - Odrazu zmieniła ton głosu z pretensjonalnego na miły.

- Nie stanie mu się tu krzywda, dzięki wielkie. - Odpowiedział jej miłym głosem.

- A my Bartek musimy chyba sobie poważnie porozmawiać. - Znowu mówiła całkowicie innym tonem głosu.

- Dzięki, uwielbiam cię, paaa. - Mimo, że coś zaczęła mówić i tak się rozłączył.

Później napisał mamie, że nocuję u niej, a ta po prostu odpisała krótkie "ok".

Wygłupiali się jakiś czas do momentu gdy Patryk nie zasnął.

Niby wiedział że w tym domu było dużo pokoi, ale nie chciał go budzić, żeby pokazał mu gdzie miałby iść spać. Łóżko było ogromne, więc od siebie mieli jakiś metr odstępu, więc, gdy jakiś czas pooglądał tiktoki też zasnął.

___________________
owo

ps jako zawodowa alkoholiczka musialam tu wtrącić chlanie essa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top