rozdział jedynasty
Kolejnego dnia Bartek psychicznie czuł się gorzej niż wczoraj. Coraz częściej zastanawiał się, czy może zostawić jego mamę samą bez jakiejkolwiek obrony przed jego ojcem.
Myśli te przylgnęły do jego jak pnącza cierni, które wżynają się w najdelikatniejsze zakamarki umysłu, pozostawiając bolesne rany.
Bolesne rany, których już nigdy nie mógł wyleczyć. Było to jak narkomania, bo nawet gdy ktoś przestanie brać do końca życia będzie ćpunem, któremu w zwykłym życiu będzie się nawet po latach przypominać to tak, że i tak ostatecznie ponownie w to wpadnie.
Blizny zawsze będą mu o tym przypominać.
Gdy stał z Julita i Hanią podeszły do niego dwie dziewczyny.
- Hej, ty jesteś Bartek i dołączyłeś do drużyny siatkarskiej? - Zapytała jedną z nich.
- No. - Rzucił krótko.
- Nie chciałbyś wyjść gdzieś po szkole? - Zapytała blondynka, która miała długie włosy i mocny makijaż.
- Chyba żartujesz ja miałam z nim iść. - Mówiła ta druga.
- Ty żartujesz, byłam pierwsza. - Kłóciły się między sobą.
- Bartek ma dziś trening więc nie pójdzie z żadną z was nigdzie. - Podszedł do nich Patryk ratując go z tej sytuacji. - Hej. - Powiedział tym razem do niego i przytulił go na powitanie.
- No to po treningu. - Drążyła nadal temat.
- Nie widzicie, że nie jest wami zainteresowany? - Założył ręce i patrzył na nie jakby oceniąjąco.
- To, że ty dałeś nam kosza dużo razy nie znaczy, że on jest tak niedostępny jak ty. - Kłóciła się z nim ta blondynka.
- Przepraszam was, ale nie dam rady niestety. - Odmówił im.
- Jaki uroczy! - Wręcz piszczała.
- Prawda, przeprosił nas, a nie jak Patryk za każdym razem kazał nam wypierdalać. - Mówiła ta druga.
- Super, idźcie się podniecać gdzie indziej. - Mówił do nich Patryk, a te wreszcie odeszły.
- Dzięki. - Powiedział do niego, a ten jedynie się uśmiechnął.
- Boże święty, Julita mi pisała o tym, ale to już przesada. - Skomentowała Hanna.
- Już widzę Bartka z jakąś laską. - Zaczęła się śmiać, a gdy spojrzał na nią poważnym wzrokiem spojrzała na Patryka i dodała. - Znaczy z takimi laskami. - Wcale nie poprawiła sytuacji i bał się, że Patryk mógł o nim źle pomyśleć.
Bo tak. Zdawało mu się, że nie czuł pociągu seksualnego do kobiet. Jakieś trzy lata temu miał dziewczynę, ale chyba tylko pod pryzmatem tego, że była w nim zakochana po uszy, więc chciał spróbować.
Od zerwania z nią wiedział, że bardziej podobają mu się mężczyźni.
Jednak nie było żadnego, który by mu się jakkolwiek spodobał.
Chociaż? Może jednak tak?
Chociaż nawet nie chciał przyjmować sobie tego do myśli, bo i tak by nie wyszło i zraniło go strasznie.
- Słuchasz mnie? - Poczuł reke Patryka na swoim ramieniu, która wyrwała go z transu.
- Przepraszam, zająłem się własnymi myślami. - Powiedział.
- Mówiłem, żebyś się nie przejmował tym, chyba, że chciałbyś, żeby jakiś szon do ciebie zarywał. - Zaśmiał się.
Zadzwonił dzwonek, siedział nie słuchając nauczycielki do momentu gdy nie usłyszał swojego nazwiska.
- Kubicki i Baran wasza kolej na omówienie projektu. - Spojrzał na Patryka, który siedział w rzędzie pod ścianą. Wstał, więc ten zrobił to samo.
- Ma Pani na mailu prezentację. - Powiedział gdy stali obok jej biurka.
- Proszę bardzo. - Włączyła na komputerze slajdy i stanęła na końcu klasy.
- Więc naszym tematem było Cierpienie Młodego Wertera. - Mówił i kliknął kolejny slajd.
- Skoro to epoka romantyzmu, to ważnym było opisanie głównego bohatera jako bohatera romantycznego, ale na początek najlepiej jest najpierw zacząć od tego kim w ogóle był... - Bartek opisywał pierwszy slajd, a Patryk mając większą wiedzę czasem coś dopowiadał. Później na zmianę, aż doszło do ostatniego slajdu, o którym nie miał pojęcia, bo nie robili go razem. Patryk widząc jego dezorientację samemu dokładnie opisał wszystko.
- Byłam pewna, że Kubicki nic nie zrobisz i Patryk będzie musiał za ciebie, bo jemu chociaż zależy na ocenach. - Mówiła patrząc jakby dziwnie na Bartka. - Wszystko było pięknie, więc macie po piątce. - Powiedziała, a to była chyba jego najwyższa ocena z tego przedmiotu.
Wrócił do ławki i znowu miał wszystko gdzieś. Ktoś też coś tam omawiał, ale niezbyt go to obchodziło.
Jego myśli błądziły między Patrykiem, a chęcią śmierci.
Wydawało mu się, że to wszystko nie miało sensu, albo on nigdy go nie znajdzie.
Sens życia nie istniał, a mu nie zależało na życiu, więc po co robić coś co nie miało sensu?
Każdy i tak kiedyś odejdzie w gnijąc jak opadłe liście i na świecie nikt nie będzie już pamiętał go.
- Julita? - Zwrócił się do niej. Była zajęta rysowaniem czegoś w zeszycie.
- No? - Rzuciła przestając i spojrzała na niego.
- Co byś zrobiła jakbym się poddał? - Spytał ja niepewnie.
- Ożywiłabym cię i chyba bym cię sama zajebala za to drugi raz. - Mówiła.
- To dobrze, że nie da się zabić kogoś dwa razy. - Powiedział.
- Nie wkurwiaj mnie. - Była jakby podirytowana jego lekceważeniem życia.
- Ja ci tylko mówię o tym co mam w myślach. - Oparł ręką głowę.
- Jeszcze jedno słowo o tym i się chyba popłacze. - Ona patrzyła na niego, a on przed siebie nie chcąc nawet patrzeć jej w oczy. - Bartek dasz radę błagam cię. - Mówiła smutnym głosem.
- Taaa. - Jej słowa i tak by nie zmieniły jego zdania chociaż były ważne i brał je pod uwagę.
Jeśli być pragniemy smutni i dążymy wciąż do zguby, z samotności swojej bądźmy dumni.
Ze wszystkich w końcu, jak z opadłych liści, pozostanie jedynie pył. Jednak mimo tego, życia ciągle chwytamy się, dając z siebie wszystko, bierzemy kolejny wdech.
Jednak wreszcie nadchodzi taki czas, że pośród ogromnego ocenu deska odpływa za daleko i nie jesteśmy w stanie dopłynąć do niej mino starań z całych sił by nie zejść na dno bez oddechu.
Ale to nie jest możliwe, bo nikt nie ma tyle siły, by bez żadnego ratunku dopłynąć o własnych siłach do brzegu który jest kilka kilometrów dalej.
Nawet jeśli ponownie złapiemy się deski to nie będzie wystarczać.
Po prostu poddajemy się z własnej woli biorąc oddechy pełne wody, która rozpływa się po pluchach prowadząc do zguby.
Tą deska były rzeczy, które jakkolwiek go uszczęśliwiały, ale przecież to nie może trwać wiecznie, bo głębokim oceanem było jego życie, jego świat realny, w którym jakby topił się.
Musiałby się zdążyć cud i jakiś tylko helikopter mógłby go uratować, tylko problem był w tym, że stracił nadzieję, że ktoś wyciągnąłby go stąd.
Stracił nadzieję, że magicznie nad jego głową pojawi się drabinka do lepiej przyszłości.
- Co masz zamiar robić przez tą godzinę do treningu? - Spytał go Patryk po lekcjach.
- A ty co robisz jak musisz czekać? - Spytał sam nie wiedząc co mógłby zrobić.
- Jak sala wolna idę pograć, lub przejść się na cmentarz niedaleko. - Cmentarz? Pewnie odwiedza tam kogo, ale nie chciał dopytywać mimo ciekawości.
- Pewnie pójdę pochodzić gdzieś bez celu. - Stwierdził, bo co lepszego mógłby zrobić.
- Mogę iść z tobą. - Zaproponował, a ten się zgodził.
Wyszli ze szkoły i zaczepiły ich jakieś dziewczyny.
- Bartuuś. - Przedłużyła jego imię co brzmiało dziwnie. - Skoro i tak masz trening na 16, to nie chcesz może wyjść gdzieś ze mną? - Była ich czwórka, dwie te co ostatnio i dwie inne.
- Mam już plany. - Powiedział patrząc na ich twarze. Niezbyt kojarzył te dwie inne.
- Moglibyśmy iść na jakąś kawę czy coś, będzie super. - Nadal nalegała.
- Powiedział ci nie Elizka, więc wypierdalaj. - Powiedział wkurzony Patryk.
- To, że ty każdej odmawiasz, nie znaczy, że Bartek jest tak nie miły. - Odpowiedziała mu.
- Zajmijcie się tym machaniem pomponami, a nie każdym ładnym chłopakiem, który chodzi na siatkówkę. - Inne szeptały między sobą, ale wyłapał "mówiłam, że musimy podejść gdy nie ma Patryka".
- Przepraszam, cię, ale niezbyt jestem zainteresowany randkami. - Uśmiechnął się miło do nich.
- Miałyście rację! Słodziak z niego! - Mówiła ta, która proponowała mu teraz wyjście gdzieś.
- Super, teraz dajcie mu spokój. - Z niechęcią odeszły.
- Dzięki. - Rzucił do niego.
- Nie ma za co, musisz umieć się postawić jak nie chcesz się z żadną z nich spotkać. - Powiedział i poszli do parku obok szkoły. - Jesteś jakiś smutny i jakby nieobecny. - Zauważył.
- Nie wiem. - Powiedział.
- Możesz mi powiedzieć o wszystkimi. - Powiedział, ale ten milczał. - Nie ważne jak ciężki problem masz, ja postaram ci pomóc jak tylko mogę. - Mówił probojac go zachęcić.
- Nie miałoby to sensu. - Stwierdził bojąc mówić mu się, że poważnie myśli o tym, żeby się zabić.
- Jak uważasz, ale zawsze możesz zawsze powiedzieć mi o wszystkim. - Nie odpowiedział nic, ale uważał to za miły gest.
Siedzieli na ławce, wiał zimny jesienny wiatr, a Bartek zaczął lekko się trzęsąc z zimna.
- Jeśli ci zimno? - Spytał patrząc na niego.
- Trochę. - Odpowiedział zgodnie z prawdą, a Patryk wstał, zdjął plecak i bluzę, która mu odrazu podał.
- Załóż będzie ci cieplej. - Powiedział z wystawioną w jego stronę beżową bluza.
- Mam już swoją na sobie, a tobie będzie zimno. - Stwierdził nie biorąc jej od niego.
- Jest oversize więc wejdzie na twoją bluzę, a mi jest ciepło. - Skłamał nie przejmując się tym, że teraz mu będzie zimno.
- Nie trzeba, ale dzięki za chęci. - Uśmiechnął się do niego.
- Jesteś zbyt skromny i nie przyjmujesz nigdy kogoś pomocy. - Skomentował kładąc bluzę na jego kolanach. - Nie założę jej spowrotem więc masz ją wziasc. - Usiadł na ławce, więc nie miał zamiaru się z nim kłócić i założył dużą miękką bluzę na tą, którą miał już na sobie.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się lekko w jego stronę.
- Nie ma problemu. - Odwzajemnił uśmiech.
Później był trening, na którym był jakby nieobecny psychicznie. Niby odbijał piłkę, ale tak jakby byle jak.
- Bartek co jest! Ostatnio grałeś z taką pasją i skupieniem a dziś jakbyś był tu z przymusu! - Krzyczał trener.
- Przepraszam, będę się starał lepiej. - Rzucił automatycznie smutniejąc. Było mu przykro, że nie dawał z siebie wszystkiego, bo pochłaniały go myśli.
- Mogę pogadać z trenerem na minutę? - Spytał Patryk spoglądając na niego.
Widział, że jak gadali trener patrzył na niego, po czym go zawołał.
- Bartek narazie niech będzie jak jest, ale na kolejnym mam nadzieję, że będziesz się bardziej skupiał. - Powiedział po czym odszedł krzyczeć na innych.
- Co mu powiedziałeś? - Spytał Bartek z podniesioną brwią.
- Że masz gorszy dzień i żeby nie krzyczał na ciebie, bo to nic nie polepszy, także dziś da ci spokój i poszedł drzeć się na innych. - Słyszeli jego krzyk jak mówił "do kogo ty odbijasz tą piłkę? schizy masz, że widzisz jakieś postacie koło siebie?". - O tym właśnie mówię. - Zaśmiał się.
- Dzięki. - Rzucił chyba po raz setny dzisiaj do niego. Ciągle go ratował z różnych sytuacji z którymi on sobie nie radził.
Szczerze nienawidził gdy ktoś na niego krzyczał, bo krzyk kojarzył mu się z jego ojcem. Gdyby trener wypominałby mu każdy błąd krzykiem chyba by się popłakał.
Dlaczego Patryk robił dla niego tak wiele?
Nie wiedział tego narazie.
_____________________
Czyżby fabuła zaczęła fabułować w tą romantyczną stronę?
Coś za dużo słów wam pisze bo ponad 1.7k xd
Dzięki za dotrwanie do tego rozdziału! Jest mi miło jeśli komuś się podoba moja twórczość <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top