rozdział dwunasty

Obudził się z strasznym bólem głowy przez co nie chciało mu się nawet ruszać z łóżka. Niby wstał, ale chwilę później znowu usnął.

Ostatecznie poszedł dopiero na trzecią lekcję. Gdy spokojnie zmierzał pod swoją klasę zaczepiły go dwie dziewczyny.

- Hej nie chcesz mnie zabrać na domówkę? - Mówiła blondynka, która już kojarzył z zapraszania go na randki.

- Na co? - Spytał nie wiedząc o co chodzi.

- No domówkę u Patryka. - Poinformowała go ta druga. - Wiesz, zawsze możesz iść ze mną. - Dopowiedziała.

- Prędzej wybierze mnie niż ciebie. - Spojrzała na nią od góry do dołu z krzywą miną.

- Chyba żarty. - Kłóciły się.

- Przepraszam was, ale już wiem kogo zabrać. - Uśmiechał się do nich nie chcąc wyjść na nie miłego.

- Gdybyś zmienił plany zawsze jestem chętna. - Zatrzepotała swoimi doklejonymi rzęsami.

- Będę miał to na uwadze. - Odszedł od nich idąc pod swoją klasę.

Gdy przywitał się z Julita odrazu podszedł do niego Patryk.

- Hej, czytałeś grupę? - Po przywitaniu się spytał go.

- Nie. - Rzucił krótko zgodnie z prawdą. Wyciszył grupę przez zbyt dużą ilość powiadomień irytujących go.

- W piątek po treningu jest domówka u mnie na którą każdy może zaprosić osobę towarzyszącą. - Mówił.

- Okej. - Rzucił krótką odpowiedź.

- Jeśli nie chcesz możesz przyjść sam. - Dodał.

- Chcesz przyjść ze mną Julita? - Spytał ją.

- No raczej mogę. - Odpowiedziała, co go ucieszyło, bo bez tego tamte laski nie dałby mu spokoju.

Lekcje mijały mu nudno, ignorował wszystko mając już dość.

- Klasa to nie miejsce do spania Bartek. - Zwrócił mu uwagę nauczyciel podchodząc do niego. - Pachnie od ciebie papierosami. - Skomentował.

- Niesamowite. - Odpowiedział ironicznie podnosząc głowę z ławki.

- Proszę o większą uprzejmość Bartku. - Powiedział do niego.

- Super. - Rzucił mu krótko.

- Chyba nie chcesz dostać uwagi? - Spytał go.

- Bez różnicy. - Rzucił obojętnie i ponownie położył głowę na ławce.

- Nie mam do ciebie siły. - Westchnął i kontynuował lekcje.

Reszta minęła mu powolnie, ale bez większych uwag nauczyciela.

- Coś jest z tobą nie tak. - Zauważyła Julita gdy wracali razem ze szkoły.

- Wydaje ci się. - Rzucił obojętnie.

- Bartek mów mi o wszystkim proszę. - Powiedziała.

- O czym niby? - Udawał, że nie wie, mimo, że wiedział, że czytała z niego jak z otwartej książki.

- O twoim stanie psychicznym. - Westchnęła mając jakby dość.

- Mam ochotę wreszcie się zajebać, to chciałaś usłyszeć? - Zatrzymał się i spojrzał na nią, a ta milczała chwilę i przytuliła go.

- Obiecaj mi, że dasz radę. - Mówiła nadal go przytulając.

- Zaraz znowu jakiś szon cię pobije, bo zobaczy, że się przytulamy. - Zażartował na rozluźnienie atmosfery.

- Chciałabym wiedzieć jak ci pomóc. - Mówiła z smutnym wyrazem twarzy.

- Ja też. - Rzucił cicho i poszedł dalej.

Gdy wrócił do domu napisał do niego Patryk czy nie chciałby pograć w siatkówkę, a i tak nie mając co robić dziś zgodził się.

Jak zawsze leżał i oglądał coś na youtubie gdy usłyszał tłuczone szkło. Znowu się zaczęło. Rzucił słuchawki na łóżko i wyszedł z pokoju.

- Rzucę tym razem w ciebie jak się nie odsuniesz! - Krzyczała jego mama z talerzem w ręku.

- Nie zrobisz tego szmato. - Mówił do niej i sekundę później wypił kieliszek wódki.

- Zostaw ją! - Wtrącił się Bartek.

- Idź stąd gówniarzu albo oberwiesz. - Mówił do niego, a ten stanął między nim a mama.

- Sam tego chciałeś. - Podszedł do niego i chciał go walnąć, ale ten skutecznie trzymając gardę odebrał cios na ręce, a nie na twarz. - W boksera się bawisz? Tak? - Kopnął go w brzuch przez co lekko się cofnął, a potem uderzył go w twarz. Ten mimo wszystko utrzymał się na nogach i uderzył go w miękkie miejsce pod mostkiem gdzie kończą się żebra przez tym razem on cofnął się i złapał za bolące miejsce. - Przesadziłeś! - Podszedł do niego i zaczął go bić gdzie popadnie, niektóre ciosy blokował, a niektóre uderzały go mocno.

- Zostaw go! - Płakała jego mama.

- Nigdy nie powinieneś się urodzić zjebie! - Krzyczał w jego stronę.

Bartek czuł sie na wyczerpaniu sił, czuł okropny ból brzucha. Uderzył go ponownie z pięści w ramię aż do momentu gdy nie usłyszeli płukania do drzwi.

- Pały wezwałaś dziwko? - Spytał w stronę jego mamy idąc do drzwi. - Stasiu co tam? - Słyszał jak mówi do kogoś. - A no faktycznie, chwila. - Zamknął drzwi i wyjął wódkę z zamrażalki. - Idę do Staśka, a ty idź i nie wracaj najlepiej gówniarzu. - Powiedział i gdy założył buty wyszedł.

Bartek podszedł do jego płaczącej mamy i ją przytulił.

- Będzie dobrze mamo. - Był o krok od rozpłakania się, ale nie chciał pokazać słabości bo złamałoby ją to.

Trzęsącymi się dłońmi zebrał resztki szkła z ziemi wyręczając w tym mamę.

Zabrał słuchawki i papierosy i wyszedł na dwór ochłonąć. O tej porze roku koło 18 czy 19 robiło się już ciemno, chociaż nadal wszystko wokół było widoczne bez latarni. Szedł roztrzęsiony swoim ulubionym parkiem, w którym zazwyczaj nie było dużo osób.

Uśmiechnął się jakby z zazdrością widząc parę z dwójką dzieci, gdzie tata szedł za rękę opowiadając co zrobią gdy wrócą do domu.

Zawsze marzył o tym, by mieć normalną rodzinę. Już nie chodziło mu o idealne życie jakie miał Patryk, a o zwykłe wsparcie od ojca. Takie jakie powinien mieć każdy w zdrowej relacji z rodzicami.

Patrząc na ich śmiechy, czuł się jak widz na przedstawieniu, na które nigdy nie został zaproszony. Ich relacja przypominała mu nieosiągalny cel, zawsze o krok za daleko, choćby biegł najszybciej, jak potrafił.

A wiedział, że nigdy nie dobiegnie, a nadal miał jakąś nadzieję, że może kiedyś się uda, bo przecież nadzieja umiera ostatnia.

Chociaż za każdym okrutnym słowem w jego stronę czy uderzeniem jedna z setek lampek jakby gasła. Jakby cudowna choinka bożonarodzeniowa niszczyła po kolei każdą lampkę prowadząc ostateczne do całkowitego zgaśnięcia.

Chciał umrzeć, jakby pragnął opuścić scenę, na której odegrał swoją rolę, a kurtyna miała wreszcie opaść. Chciał przestać czuć się jakby nie był zaproszony tam zaproszony i mile widziany.

Usiadł w jednej z nieoświetlonych uliczek parku i słysząc te smutne piosenki w jego słuchawkach zaczął płakać. Niby chłopacy nie płaczą, ale on już nie wytrzymywał. Pragnął nagle zniknąć bez zapomnienia.

Usłyszał dzwonek telefonu, a na ekranie widniał napis "Patryk Baran".

- Siema i kiedy byś przyszedł? - Usłyszał głos w słuchawkach. Zapomniał.

- Ja nie dam rady. - Trząsł mu się głos i nie mógł tego opanować.

- Coś się stało? - Spytał słysząc pociągnięcia nosem i inny jakby drżący ton głosu.

- Ja przepraszam cię, zapomniałem. - Próbował mówić normalnym tonem, ale niezbyt mu to wychodziło.

- To już nie ważne, co się stało? - Dopytywał, a ten nie odpowiedział nic ponownie się rozpłakując.

- Ja nie wiem. - Już nie dał rady powstrzymywać się i płakał rozmawiając z nim.

- Gdzie jesteś? - Spytał go.

- Co to za różnica. - Rzucił.

- Wyślij lokalizację będę tam za chwilę. - Słysząc, że chce coś powiedzieć przerwał mu i odrazu dodał. - Nie każ mi szukać cię po całym mieście, bo i tak to zrobię jak nie wyślesz. - Rozłączył się, więc po prostu nie mając siły nawet nie kłócić wysłał mu pinezkę i odpalił kolejnego papierosa. Minęło nie więcej niż 10 minut i usłyszał jego głos.

- Trujesz się tym. - Powiedział, więc ten wyrzucił resztkę nie chcąc przeszkadzać mu dymem. - Chodź tu. - Powiedział z otwartymi ramionami i przytulił go mocno.

- Przepraszam, że cię wystawiłem. - Powiedział do niego cicho nadal będąc w jego objęciach. Czuł się wyjątkowo bezpiecznie.

- To teraz nie ważne serio, jeśli chcesz możesz się wygadać. - Mówił jakby przejęty i zmartwiony.

- Ojciec. - Rzucił cicho znowu zaczynając płakać jak jakieś dziecko.

- Będzie dobrze Bartek. - Uspokajał go, a gdy go puścił ten poczuł jakby pustkę i ten nieprzyjemny chłód. Nie odpowiedział nic i usiadł na ławce. - Możesz nocować u mnie jeśli chcesz. - Zaproponował.

- Bez sensu, to tylko kłopot dla ciebie. - Uznał.

- Głupoty gadasz, chodź. - Przewrócił oczami.

Ostatecznie Bartek uspokoił się i przez jakieś dwie godziny grali w fife, do momentu gdy Patrykowi nie zadzwonił telefon. Rozmawiał z kimś chwilę i wyłączył grę.

- Chodź na kolację, która mama zrobiła. - Poinformował go i zeszli na dół. Stresował się, bo do tego czasu nigdy nie widział jego mamy. - Mamo to jest Bartek. - Przedstawił go uśmiechając się.

- Dobry wieczór. - Rzucił niepewnie.

- Hej. - Uśmiechnęła się do niego.

- Nawet nie zapytałem, jak było na wyjeździe? - Spytał ją.

- Trochę pracy, ale wreszcie na weekend odpoczynek. - Mówiła nakładając na talerze jedzenie.  - Masz kurczaka na dobicie białka. - Mówiła nie obracając się i kontynuując czynność.

- Dzięki, zjemy u mnie jak coś. - Powiedział Patryk za co Bartek w myślach mu dziękował, bo nie musiał się jeszcze bardziej stresować.

Ostatecznie wieczór minął mu spokojnie, Patryk chwilę się uczył, ale zrezygnował i wrócili do gry na konsoli.

Nie myślał tak dużo o śmierci wygłupiając się z Patrykiem.

Był mu wdzięczny za wsparcie jakie mu daje nie oczekując od niego niczego.

W jego mniemaniu był uroczy.

____________________

Dedykacja dla staresess bo bez motywacji z notatek nie chciałoby mi się pisać xd

z fartem!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top