35
No więc, doszłam do momentu, w którym upity, strażnik elfów miał mnie umówić na spotkanie z Królem Mrocznej Puszczy, jak na kieliszek wina z moim przyjacielem.
Nie poprosiłam go w prawdzie, o wodę, albo jedzenie, bo jeszcze by od tego myślenia i spełniania moich zachcianek wytrzeźwiał.
Oby ten strażnik, rzeczywiście, poszedł do Thranduila.
Czekałam tak długo i wydawało mi się, że na pewno strażnik nie dotarł z moją prośbą, albo zwyczajnie został zignorowany.
Później przyszedł pilnować mnie nowy strażnik.
- Ważne, że chociaż próbowałam. - pocieszałam się w myślach.
Czekanie dłużyło mi się niemiłosiernie, a nowy strażnik okazał się małomówny. W sumie to nic nie mówił.
Potem znów zmieniła się warta.
Byłam spragniona i walczyłam z głodem.
Zasnęłam.
***
Obudziło mnie zgrzytnięcie klucza w zamku od drzwi mojej celi.
Zerwałam się na nogi i patrzyłam jak para strażników stoi przy wejściu do celi, a jeden z nich właśnie je otworzył.
Musiałam wstać zbyt szybko, bo momentalnie zakręciło mi się w głowie, więc wsparłam się dłonią o ścianę, żeby nie upaść.
- Król Thranduil chce się z Tobą widzieć. - powiedział jeden z elfów.
- A, więc udało się! - pomyślałam.
Znowu zamroczyło mnie na moment, ale zanim się zorientowałam strażnicy wyciągnęli mnie z wnętrza celi i zaczęli prowadzić korytarzami.
Szłam jak w transie.
Chyba nie docierało do mnie, że właśnie wyszłam z celi i idę się spotkać z królem.
Ale oprócz szczęścia czułam, także strach. Nie wiedziałam, dlaczego tak naprawdę mnie wzywa.
Może to, że chce się ze mną widzieć, niekoniecznie jest odpowiedzią na moją prośbę...
W końcu zorientowałam się w jakim tunelu się znajduję.
Nagle zatrzymaliśmy się i jeden ze strażników otworzył drzwi do niewielkiego pokoiku.
Na pierwszy rzut oka, wydawał się być całkiem podobny do mojego starego pokoju, ale to na pewno nie był mój pokój, bo nie miał okna na całą ścianę.
Właśnie. Mój stary pokój... Czy teraz ma go Nuniel?
- Zanim zobaczysz się z królem musisz się umyć i porządnie ubrać. - powiedział jeden ze strażników, ten który otworzył drzwi do celi. - Takie jest polecenie od władcy. Został też dla ciebie przygotowany posiłek. Kiedy skończysz odprowadzimy cię do króla. I pamiętaj, masz czas, ale skoro Pan tego Pałacu dał ci możliwość spotkania się z nim, to nie każ mu czekać. - zakończył.
Nie odpowiedziałam.
Weszłam do środka pomieszczenia i od razu zamknęły się za mną drzwi.
W tym małym pomieczeniu znajdowało się krzesło, na którym ktoś przygotował dla mnie ubranie.
Było też drugie krzesło, stojące przy stole... zastawionym jedzeniem!
Podeszłam do stołu i usiadłam na krześle.
Przede mną w misce dymiła gorąca zupa, a obok stał puchar rozgrzewającego napoju elfów. Oprócz tego, w półmisku leżały owoce i zawinięte w liście lembasy.
Nie było tego dużo, ani tym bardziej nie było to wykwintne jedzenie, ale wystarczyło, żebym się najadła.
Starałam się jeść pomału, już dawno nie miałam w ustach ciepłego posiłku.
Nie wiedziałam kiedy nadarzy się następna okazja, więc postanowiłam zmieścić jak najwięcej.
Oddzwyczajony, w ostatnim czasie, od przyjmowania dużej ilości pokarmów, żołądek skurczył się, co wiązało się z tym, że będę musiała zawalczyć o to, żeby utrzymać posiłek w brzuchu.
Zjadłam aromatyczną zupę, kilka owoców i popiłam to napojem elfów.
Zrezygnowałam z lembasów, chociaż jednego odrobinę skubnęłam.
Przez moment zastanawiałam się, czy by ich nie zabrać ze sobą, ale nie chciałam, żeby zarzucono mi kradzież, gdybym to stąd wyniosła pod ubraniem, a nie w brzuchu.
Rozejrzałam się po pokoju i dopiero teraz dostrzegłam wąskie przejście w ścianie, prowadzące do łazienki, zupełnie jak w moim starym pokoju.
Przeszłam do pomieszczenia obok i przestraszyłam się w pierwszej chwili, że w łazience stoi ktoś inny.
Problem w tym, że znalazłam tam tylko prysznic, umywalkę i... lustro.
To nie była inna postać.
To byłam ja.
Smukła, chociaż bardziej by pasowało wychudzona, elfka.
Miałam zapadnięte policzki i odstające żebra i bardzo widoczne obojczyki. Włosy były zmierzwione, a twarz blada, pokryta brudem.
Ubranie było poplamione zakrzepniętą krwią, podobnie jak miejsca na moim ciele, których nie udało się umyć Zarelowi.
- Co zrobiły ze mną lochy? - myślałam - Co zrobił mi król?
Oderwałam wzrok od mojego lustrzanego odbicia i postanowiłam się umyć.
Zrzuciłam na ziemię ubranie, albo raczej zerwałam je z siebie, bo lepka krew przykleiła, w niektórych miejscach, materiał do mojej skóry i zdawało mi się, że moje ubranie we mnie wzrosło, poczym weszłam pod prysznic.
Woda spływała po mojej głowie, ramionach, dłoniach, nogach i stopach.
Czułam się jak od dawna nie podlewany kwiat.
Westchnęłam.
Pod prysznicem znalazłam mydło, po które sięgnęłam.
Woda u moich stóp mieszała się z brudem, mydłem i krwią.
Kiedy skończyłam się myć i wytrałam się znalezionym obok ręcznikiem, natrafiłam dłonią na bliznę na ramieniu.
Szrama, choć już zagojona, pozostawiła znamię na znaczną część mojego życia.
Czułam jak cała moja skóra, teraz dokładnie czysta i pachnąca, szczypała mnie wystawiona na zewnątrz, z pod skorupy brudu i lepkiej krwi.
Otulona ręcznikiem, rozczesałam chudymi palcami włosy i przeszłam do pokoju ze stolikiem z jedzeniem.
Na krześle leżały przylegające do ciała, grube spodnie, zielono - szara tunika z długimi, wąskimi rękawami i bielizna. W końcu mamy zimę.
Przebrałam się w przygotowane dla mnie ubrania i rozłożyłam ręcznik na krześle.
Nie miałam czym związać włosów, które wytarte ręcznikiem już trochę przeschły, więc postanowiłam, żeby spływały mi po plecach. Może nadawały mojemu wyglądowi odrobinę dzikości, ale cóż poradzę.
Podeszłam do drzwi, złapałam za klamkę, poczym nabrawszy powietrza, otworzyłam je na oścież.
Para strażników prowadziła mnie do komnaty z tonem.
Zanim jednak tam dotarłam, przyłączyła się do nas Nuniel i zaczęła prowadzić do króla.
Kiedyś jej tak ufałam...
Litowałam się nad nią, bo widziałam jak słabo radziła sobie w plutonie.
Współczułam jej, że jest jedyną dziewczyną, bo wydawała się cicha i bezbronna.
Teraz wiem jak bardzo się myliłam, bo ona świetnie to wszystko udawała, bezbłędnie odegrała powierzoną jej rolę.
Byłam wściekła.
Zacisnęłam pięści.
W końcu to ona po części była winna temu, że zostałam wrzucona do lochów.
Chociaż, tak naprawdę, tylko wykonywała rozkazy.
Ale widziałam przecież jak się cieszyła, jak patrzyła na mnie z wyższością i dumą...
Rozluźniłam pięści, bo niespodziewanie zwolniła i zrównanała się ze mną.
- Tylko pamiętaj, Tauriel. - zaczęła szeptać, a głos jej brzmiał tak, jakby ze mnie szydziła. - Zachowuj się przy królu jak należy. Nie odpowiadaj nie pytana. Zdajesz sobie z tego sprawę, że on robi ci na rękę. Jesteś nikim, masz to zapamiętać. - cedziła przez zęby.
Nie wytrzymałam.
- Wiem jak mam się zachowywać i dobrze wiem kim jestem! O co tobie chodzi? - wyrwało mi się.
- Kto pozwolił ci mówić!? - krzyknęła mi do ucha. - Teraz to ja jestem kapitanem, nie ty! Zrozumiano? Nie masz prawa zadawać takich pytań.
Chyba powstrzymała się, żeby mnie spoliczkować.
Jej głos dzwonił mi w uszach.
Opuściłam głowę i resztę drogi szłam w milczeniu.
Przybrałam postawę poniżonej, ale to o mnie walczył książę.
Nie o nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top