22
Truchtając, bo nie można było tego nazwać szybkim marszem, przemieszczaliśmy się po brzegu jeziora w kierunku barki, która miała nas zabrać do Miasta Na Jeziorze. Na przodzie konno jechał Legolas, za nim dwóch strażników, później ja i młodziki.
Pogoda podobnie zresztą jak wczoraj była posępna. Gęste, ciemne chmury zasaniały niebo i zdawały się zaraz wypuścić z siebie potoki deszczu, co jednak, w rzeczywistości, nie nastąpiło.
Ale nie obchodziła mnie posępna pogoda, natura, która mnie otaczała, czy też truchtające za mną młodziki. Nie! To co w tym dniu czyniło go takim wyjątkowym i wzbudziło we mnie radość, był fakt, że tuż przede mną jechał Legolas i bez przeszkód mogłam na niego patrzeć i przebywać w jego obecności, aż do południa. Może i przesadzam, ale czy właśnie takie nie są osoby zakochane?
Dotarliśmy do miejsca, w którym od nabrzeża odchodził długi pomost. Weszliśmy na niego, a drewniane deski zaskrzypiały pod kopytami trzech koni. Mniej więcej w połowie pomostu czekała zacumowana, pusta barka. Obok niej dostrzegłam stojących dwóch mężczyzn.
- To na pewno przewoźnicy. - pomyślałam.
Zatrzymaliśmy się.
Jednym ruchem Legolas i dwoje pozostałych jeźców zasiadło z wierzchowców. Książę podał elfowi po prawej jego stronie lejce i podszedł do mężczyzn.
Ludzie skłonili się, na co i elf odpowiedział.
- Hîr nín, Legolas. - powiedział jeden z przewoźników i zaprosił gestem dłoni na barkę.
Po wyrazie jego twarzy i akcencie z jakim to wypowiedział wnioskowałam, że umiał posługiwać się tym językiem.
Książę wszedł na pokład łodzi i zatrzymał się przed dziobem.
Dwaj strażnicy wprowadzili konie za Zielonym Liściem, a na koniec weszłam ja z moimi podopiecznymi. Pluton ustawił się wzdłuż burt po prawej i po lewej stronie. Ja stanęłam po środku z tyłu barki, za sobą mając jedynie sterujących ludzi.
Jeden z mężczyzn odcumował barkę i za pomocą długiego, wąskiego drąga odepchnął ją delikatnie od pomostu. Łódź się zakołysała i zaczęła wolno sunąć po ciemnej tafli jeziora.
Płynęliśmy otuleni w podnoszącą się z ponad jeziora mgłę. Widoczność była bardzo ograniczona, ale ludzie płynący łodzią znali te wody bardzo dobrze i na pewno musieli mieć też dobry wzrok.
Przyglądałam się zmarszczkom na wodzie, powstałym w wyniku przemieszczania się barki. Od czasu do czasu słyszałam tylko ciche szmery rozmowy ludzi oraz ryby pluskające ogonami pond powierzchnią wody.
Nagle pomiędzy gęstą mgłą zaczęły pojawiać się widoczne pale wystające z ponad wody, drewniane pomosty i dachy chat rybaków. Poczułam unoszacą się wokół woń specyficzną jedynie dla ryb.
Nasza barka wpłynęła pomiędzy swego rodzaju bramę i zatrzymała się.
Z chaty tuż przy bramie wyszedł mężczyzna i chwilę rozmawiał przyciszonym głosem z przewoźnikami, poczym skłonił się Legolasowi na co i on mu odpowiedział i barka popłynęła naprzód.
Wpłynęliśmy w wąskie kanały pomiędzy pomostami i chatami. Gdzie nigdzie znajdowały się zacumowane łodzie. Na domach porozwieszane były sieci. Na pomostach bawiły się dzieci, siedzieli ludzie i obrabiali ryby, albo też stali i rozmawiali. Jednak gdy tylko ktokolwiek zauważył naszą barkę kłaniał się i przyglądał dopóki nie skręciliśmy w inny kanał. Przykuwaliśmy uwagę na tyle, że niektórzy ludzie wyglądali nawet z okien i wychodzili z domów żeby nas zobaczyć.
W końcu dotarliśmy do miejsca gdzie kanał się poszerzał, a obok znajdował się duży plac. Na placu stał gmach ze zdobionymi drewnianymi elementami.
Łódź, na której się znajdowaliśmy, zatrzymała się przy jednym z pomostów. Ludzie wysiedli i skłonili się. Książę podszedł do nich i też się skłonił w odpowiedzi, poczym wręczył przewoźnikom mieszek.
Jeden z elfów podprowadził konia do Legolasa i podał mu lejce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top