15

- Manenna?- zagadnął Zarel gdy trochę zwolniliśmy.- Pytam, bo widzę, że jesteś dzisiaj w dobrym chumorze.

-Tak, dzięki, czuję się dobrze, naprawdę świetnie. A ty?

-Też w porządku. Lubię jeździć konno, to dlatego. Zresztą pewnie podobnie jak ty.

-Owszem!

-Heh! To dlatego wydajesz się taka szczęśliwa?

-Powiedzmy...- odpowiedziałam tajemniczo.

Uniósł brew.

-Powiedzmy?- upewnił się.

-Tak! Powiedzmy.

Zaśmialiśmy się sarkastycznie chórem, a ponieważ to też uznaliśmy za śmieszne śmialiśmy się potem szczerze (niestety wbrew postanowieniom co do zachowania przy młodzikach).

***

Wiatr rozwiewał mi włosy. Od długiej jazdy na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Spojrzałam na młodzik. Były niezwykle wytrwałe, ale dużo im jeszcze brakowało do wytrwałości mojej, albo Zarela.

-Zarel, zróbmy postój.- poprosiłam go.

Skinął głową.

Decydowaliśmy o plutonie razem. Czasem jedno na prośbę drugiego mogło przejąć dowodzenie. Jednak zawsze wszystko konsultowaliśmy ze sobą. O każdej decyzji podjętej w kwestii młodzików mówiłam Zarelowi, a on mówił mi. Mieliśmy przecież za zadanie opiekować się nimi wspólnie, aż do powrotu do Pałacu.

Zarel dał znak elfom za nami i tym sposobem zatrzymał wszystkich.

Stanęliśmy na ciemniej, leśnej polanie. Wokół gęsto stały drzewa, tak jakby w kręgu. Docierało tu nieco więcej światła niż w pozostałych częściach Lasu.

Konie przywiązaliśmy do drzew i wyjeliśmy z juk prowiant. Każdy mógł wyjąć to na co miał ochotę, ale skromnie. Na postojach nie ucztowaliśmy. Ktoś zaproponował, że rozłoży swój koc, żeby jego towarzysze mogli na nim rozłożyć jedzenie. Pluton przyjął to z aprobatą, więc młodzik odpiął koc od siodła i rozprostował na ściółce. Reszta, czyli wszyscy oprócz Zarela i mnie, porozkładała lembasy, owoce i wino na prowizorycznym stole i zasiedli na ziemi wokół koca. Odrazu rozpoczęli posiłek.

Jako tymczasowi dowódcy usiedliśmy w oddaleniu od młodzików. Zarel rozłożył swój koc i zaprosił mnie, abym z nim usiadła. Pomiędzy nami położyliśmy nasz prowiant i podobnie jak nasi podopieczni zaczęliśmy jeść, jedynie w odróżnieniu od nich, przeplatając to cichą rozmową.

Tajemnicza cisza Mrocznej Puszczy towarzyszyła nam podczas posiłku. Zarel zlitował się nad plutonem.

-Czy ktoś zabronił rozmawiać podczas posiłku? Śmiało, mówicie coś do siebie, rozmawiajcie!- zachęcił spokojnym i przepełnionym radością głosem.- Chyba- przemówił ciszej do mnie- odwołuje to co ustaliłem z Tobą. Nie potrafię być dla nich taki surowy. To naprawdę spokojnie młodziki, nie trzeba być dla nich surowym, okropnym opiekunem.-uśmiechnął się.

Kiedy nasza elfia kompania skończyła jeść, posprzataliśmy po sobie i odwiązaliśmy konie od drzew. Mgła zaczęła gęstnieć. Wsiadam na konia i dołączyłam do Zarela. Młodziki gotowe do drogi ustawiły się za nami.

-Mamy dobry czas Tauriel. Jak tak dalej pójdzie to dołączymy do księcia przed zmierzchem.- popatrzył na mnie.- Gotowa?

Uśmiechnęłam się i skinęłam w odpowiedzi.

-No to w drogę!- rzekł i dźgnął konia w boki.

Wystrzeliłam na przód.

Mgła smagała mi policzki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top