14

Dzień, w którym miałam wyruszyć do mojego ukochanego, rozpoczął się duszym, bo wilgotnym porankiem. Gęsta mgła spowiła Mroczną Puszczę, nad którą od kilku dni bezustannie wisiały szare, deszczowe chmury prawie nie przepuszczające blasku jesiennego słońca. Chmury, mgła i gęste korony drzew oraz swego rodzaju pnącza, czy liany doprowadziły do tego, że cały dzień zapowiadał się tutaj naprawdę ciemnym i ponurym dniem. Zmiany w pogodzie się nie spodziewałam.

Wstałam z myślą o spotkaniu z Legolasem i wstąpiła we mnie nowa, pozytywna energia. Szykowałam się krótko. Postanowiłam ubrać przylegające do ciała ciemne spodnie i bluzkę trzy czwarte oraz zielony mundur, pas i zdobione brązowe buty przed kolana. Fryzurą były trzy warkoczyki kończące się razem z tyłu - standard. Na koniec przed lustrem przetestowałem swój łuk. Nie wypuściłam strzały, ale tylko go napięłam.

Jest dobrze.

Tuż po śniadaniu dopakowałam do mojej torby niezbędne w podróży rzeczy, w tym list od Legolasa, który odkąd go dostałam zawsze nosiłam przy sobie, a także prowiant, dostarczony mi w kuchni. Kucharze zostali powiadomieni o mojej wyprawie, niezbędnie mnie wyposażając. Przemierzywszy ciemne, a zarazem kręte korytarze Pałacu dotarłam wreszcie na zewnątrz przed bramę.

Chłodna wilgoć uderzyła w moje nozdrza.

Zastałam tam pluton, przełożonego, jakiś dwóch elfich doradców i Zarela. Wymieniłam z nimi skinienia głową. Zarel mrugnął do mnie po przyjacielsku.

Z boku stał szereg elfów trzymających za lejce konie, na których grzbietach mieliśmy dotrzeć do Miasta Na Jeziorze i z powrotem. Wierzchowce były wyposażone w dwie juki, gdzie jedna była pusta i tam należało umieścić moja torbę, druga zaś dodatkowo jeszcze została wypełniona jedzeniem i niezbędnikami, które dostaliśmy z góry: zapasowa broń (przeważnie sztylety), dokumenty potrzebne do przeprawy i wstępu do miasta (no i gdyby ktoś nie uwierzył nam, że jesteśmy elfami) oraz tamtejsza waluta i inne mniej lub bardziej przydatne drobiazgi. Za siodłem przyłączono nam dodatkowy koc.

Kazano nam trzymać się rzeki, na której końcu znajdziemy przeprawę do miasta.

Potem przełożony wraz z doradcami opuścili nas, a Zarel i ja stanęliśmy przed plutonem młodzików.

Ciemnowłosy uśmiechnął się do nich przyjaźnie, ale po chwili najwyraźniej przypomniawszy sobie swoje postanowienie stał się poważny i silnym głosem zaczął:

-'Quel amrun!- młodziki odpowiedziały mu, zabrzmiało to jak cichy szmer.- Jestem Kapitan Zarel. Cieszę się, że przypadło mi w udziale, wraz z Kapitan Tauriel,  poprowadzić was do Miasta Na Jeziorze w celu ochrony Księcia Legolasa Zielonego Liścia. Na tak dalekiej wyprawie i w tak ważnych okolicznościach, jak sądzę, jeszcze nie braliście udziału.-wśród nieruchomego plutonu tylko Nuiniel delikatnie się poruszyła.- Zatem oczekuję od was bezwzględnego posłuszeństwa i abyście godnie reprezentowali nasza rasę zamieszkałą w Mrocznej Puszczy. Na wyprawę wyruszycie i z niej wracacie, w połowie nie można zrezygnować.- powiedział spojrzywszy na nich przenikliwe.- A zatem ruszamy!- i tak zakończył.

Dosiedliśmy koni. Wraz z Zarelem jechaliśmy przodem obok siebie. Dalej za nami jechały młodziki parami.

Galopowaliśmy przez mroki Mrocznej Puszczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top