VIII

Dwa dni po kłótni Legolasa z Lynordem siedziałam w mojej komnacie, zastanawiając się czy słusznie zrobiliśmy, stwierdzając, iż lepiej będzie jak Thranduil i Kili nie dowiedzą się o całym zajściu. Legolas popierał moje zdanie, lecz nadal kipiał złością, gdy tylko usłyszał imię mojego brata lub gdy go zobaczył. Po części go rozumiem, choć nie wiem jakbym się zachowała gdyby w mojej rodzinie wydarzyło się coś takiego. Od momentu kłótni widziałam się z Lynordem tylko raz, aby przekazać mu informację o tym co postanowiliśmy. Nadal byłam na niego zła. Z resztą tak jak i na Legolasa. Ich zachowanie powoli zaczynało mnie nudzić.

- Co powiesz na Laurean? - zapytał mój mąż siadając obok mnie na łożu i dotknął delikatnie mojego brzucha. 

- Skąd wiesz, że to będzie dziewczynka? - zaśmiałam się.

- Tak czuję. Będzie moją malutką księżniczką - rzekł i pocałował mnie w usta. - Podoba Ci się?

- Ładne, ale wolałabym krótsze - przyznałam, chociaż imię bardzo mi się podobało.

- Masz coś konkretnego na myśli? - zapytał, gładząc mój brzuch.

- Myślałam nad Kalią, co ty na to?

- Kalia? - zastanawiał się moment. - Śliczne - odparł  i ponownie przywarł swoimi ustami do moich.

- A jeśli to będzie chłopiec? - zapytałam jeszcze.

- Nie będzie - zaśmiał się. - A jak już jesteśmy przy tym temacie, Arwena mówiła ci jakie imię wybrali dla dziecka?

- Tak - odparłam od razu. - Dziewczynkę chciała nazwać Rianave, a chłopca Asiimir, ale na tym się chyba nie skończy. Z tego co wiem to Aragorn ma jeszcze dużo pomysłów.

- Podobają mi się. Zwłaszcza Asiimir - przyznał Legolas. - Chyba muszę z nim porozmawiać.

- Może nie jest zwolennikiem elfickich imion - odparłam, na co król się uśmiechnął.

- Ja za to jestem - zaśmiał się ponownie. - Widzisz, Kalia? - nachylił się nad naszym nienarodzonym dzieckiem. - Masz najpiękniejsze imię w Śródziemiu.

Zdecydowanie wolałam Legolasa, gdy zachowywał się jak kochany ojciec i mąż, niż surowy władca. To niesamowite, że w momencie potrafił zmienić zachowanie, jeśli chodziło o mnie i nasze dziecko. Muszę przyznać, że ukochany, dotykający z miłością mojego brzucha to bardzo uroczy widok.

- Kocham was - szepnął do mojego ucha i przygryzł jego płatek, po czym przeniósł usta na mój policzek.

- A my ciebie, skarbie.

Kilka godzin później siedzieliśmy w sali tronowej. Obydwoje woleliśmy inaczej spędzać czas, lecz obowiązki wzywają. Legolas wydawał się znudzony kolejnymi potwierdzeniami o bezpieczeństwie w Mrocznej Puszczy. Od kilku godzin nie słyszeliśmy nic innego.

- Tauriel! - rzekłam widząc elfkę w progu wejścia do sali tronowej.

- Miło was widzieć - odparła. Z nią podobnie jak z Lynordem nie widziałam się od dwóch dni. - Królu Legolasie, znaleźliśmy z dala od ścieżki nowe gniazdo pająków. Jest tam przynajmniej dwadzieścia osobników.

- Rozumiem. Zbierz swój oddział i bądźcie za pół godziny na dziedzińcu. Zniszczymy je - odparł pewnie mój mąż, na co Tauriel skinęła głową.

- Tak jest - odpowiedziała i wyszła z sali, kierując się zapewne do zbrojowni.

- Kolejne gniazdo? - zapytałam zdziwiona. W ostatnim czasie zbyt dużo się ich tutaj zbiera.

- Nie wiem co się dzieje. Zaledwie tydzień temu wyeliminowaliśmy dwa inne - wyjaśnił.

- Może porozmawiam o tym z Thranduilem? Wiedziałby coś na ten temat?

- Mój ojciec nie zajmował się pająkami leżącymi poza granicami Leśnego Królestwa, a tam się gromadzą, więc nie sądzę, aby coś o tym wiedział - rzekł i wstał, aby zacząć szykować się do wyjścia. - Możesz spróbować, ale nic nie obiecuje.

- Dobrze - również wstałam i przytuliłam go mocno. - Uważaj na siebie, proszę - szepnęłam, na co mój mąż mocniej mnie do siebie przyciągnął.

- Będę, obiecuję - rzekł i pocałował mnie w czoło, po czym wyszedł z sali, jeszcze raz na mnie spoglądając.

Polowanie z pewnością zajmie im kilka godzin, zapewne Legolas wróci do Królestwa wieczorem, więc póki co zostałam z raportami sama. Wysłuchiwał ich kolejne dwie godziny, kilka razy musiałam interweniować. Całe szczęście zbliżała się pora kolacji. Z jednej strony dzisiejsza praca wykończyła mnie tak, że miałam ochotę w siebie wepchnąć wszytko co leżało na stole, jednak z drugiej bałam się o męża, co odbierało mi apetyt.

- Witaj moje dziecko - usłyszałam głos Thranduila. - Tak wcześnie?

- Zgłodniałam - odparłam. - Dobrze, że już jesteś. Muszę z Tobą o czymś porozmawiać.

- Zatem słucham - rzekł i zajął swoje miejsce.

- W ostatnim czasie w Mrocznej Puszczy strażnicy znajdują coraz więcej pajęczych gniazd. Trochę nas to niepokoi. Teraz są w trakcie niszczenia już trzeciego w tym tygodniu. Nie wiesz, co jest powodem takiego rozmnażania się ich?

- Szczerze mówiąc, zastanawiałem się nad tym całkiem niedawno, lecz miałem nadzieję, że ma to związek z pogodą lub temperaturą, ale skoro to nie ustępuje myślę, że trzeba się bardziej w to zagłębić. Nie radzę Wam zabijać ich gniazda w ruinach Dol Guldur, to zbyt niebezpieczne. Pilnujcie, aby nie weszły na ten teren. Kiedyś mieliśmy podobny problem.

- Tak, Legolas mi o tym opowiadał - odparłam. - I teraz też goszczą u nas krasnoludy - zaśmiałam się.

- Rzeczywiście - zawtórował mi. - A powiedz mi - dodał. - Jak się czujesz?

- Dobrze, nie miewam już mdłości i zawrotów głowy, z reszta Legolas obchodzi się ze mną jak z jajkiem - uśmiechnęłam się. - Przy nim na pewno nic mi się nie stanie.

- Bardzo dobrze mi to słyszeć, moja droga. Cieszę się, że wszystko już jest w porządku.

Tak, to o czym wiesz jest w porządku.

Poczekaliśmy jeszcze na resztę elfów i zabraliśmy się do jedzenia. Rozmawiałam jeszcze chwilę z byłym władcą i udałam się w końcu do swojej komnaty. Starałam się omijać myślami nieprzyjemne tematy i nie układać czarnych scenariuszy, jednak Legolas nie pojawił się w konacie tego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top