Nadzieja w Śródziemiu 2
POV Legolas
Słońce zaczęło zachodzić. Uznaliśmy, że lepiej będzie, nie spędzać nocy w lesie. Fangorn był potężny i niebezpieczny w dzień, a co dopiero po ciemku.
-Rozpalmy ognisko- powiedział Gimli.
-Jeśli ci biedni hobbici błąkają się po lesie, ogień mógłby ich do nas ściągnąć- poparłem przyjaciela.
-Noc będzie zimna, ogień naszą jedyną nadzieją- odparł Aragorn- obawiam się jednak, iż może ściągnąć na nas orków.
-Poradzimy sobie z nimi- rzekł z uśmiechem krasnolud. Wziąłem nasze konie do pobliskiego strumienia i poczekałem, aż się napiją. W tym czasie reszta mego towarzystwa zbierała chrust. Gdy wróciłem, było już ciemno. Na szczęście Aragorn zdążył rozpalić ognisko. Postanowiliśmy trzymać wachty, pierwsza przypadła Gimliemu. Położyłem się na trawie i wsłuchując, w szum drzew zasnąłem. Obudził mnie gwałtowny ruch krasnoluda. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, lecz on patrzył na coś za nami. Obejrzałem się i w jednej chwili wyciągnąłem sztylet. Jednak po chwili opamiętałem się, niedaleko nas stał starzec ubrany w szary płaszcz.
-Czego chcesz dziadku?- zapytał Aragorn. Postać nie odpowiedziała, a po chwili zniknęła. Obawialiśmy się, czy przypadkiem nie był to Saruman w przebraniu, lecz czarodziej prawdopodobnie spróbowałby nas od razu zabić. Nagle usłyszałem hałas.
-Konie!- krzyknąłem. Było jednak za późno, zdążyły uciec. Chwilę siedzieliśmy w ciszy.
-Stało się- powiedział wreszcie strażnik- jeśli same nie wrócą, pozostanie nam iść pieszo. Na szczęście nogi nam zostały.
-Nogi?- zapytał Gimli- może i nas poniosą, ale czy nakarmią?
-Zaledwie kilka godzin temu, nie chciałeś nawet dotknąć któregokolwiek z tych zwierząt, a teraz rozpaczasz- powiedziałem z uśmiechem- jeszcze zrobimy z ciebie jeźdźca.
-Mam nadzieję, że nie- zaśmiał się krasnolud, po czym ziewnął.
-Kładzcie się przyjaciele- rzekł Aragorn- teraz moja kolej na czuwanie.
Po nim przyszła kolej na moją wartę. Jednak do rana nic się nie stało. Staruszek nie pokazał się więcej, a konie zaś nie wróciły. Weszliśmy do lasu, wokół szalała martwa cisza, przerywana szumem wiatru i rozmowami drzew, zrozumiałymi tylko dla mnie. Leśnego księcia. Usłyszałem splunięcie Gimliego.
-Krew orków- powiedział z obrzydzeniem.
-A ty oczywiście musiałeś jej spróbować- przygadał mu strażnik, krasnolud pokazał mu język. Uśmiechnęliśmy się. Powoli szliśmy dalej. Nagle następca tronu Gondoru kucnął.
-Dziwne ślady- rzekł.
-Jak tu duszno- odparł ciężko syn Gloina.
-To stary las- powiedziałem- bardzo stary, pełen wspomnień i gniewu.
Gałęzie zaczęły się ruszać, czułem, iż enty są niedaleko. Wystraszony krasnolud podniósł swą broń.
-Drzewa rozmawiają o nas- dodałem- obawiają się, że je zaatakujemy.
-Gimli, opuść topór- nakazał potomek Isildura, gdy tylko to wykonał, las się uspokoił.
-One czują przyjacielu- rzekłem- to zasługa leśnych elfów. Budzili drzewa, uczyli je mówić.
-Gadające drzewa?- zapytał krasnolud- a o czym drzewa mogą rozmawiać? Chyba o konsystencji wiewiórczych odchodów- spojrzałem na niego gniewnie.
-Aragorn, nad no ennas (Aragornie, tam coś jest)- powiedziałem do przyjaciela.
-Man cenich? (Co widzisz?)- odpowiedział.
-Zbliża się biały czarodziej- odparłem.
-Nie daj mu przemówić, rzuci na nas zaklęcie- rzekł strażnik- musimy być szybcy.
Podniósł miecz, Gimli również był gotowy do walki. Wyciągnąłem strzałę, czekałem... Nagle pojawiło się oślepiające światło. W jednej sekundzie wystrzeliłem, lecz ma broń się odbiła. Krasnolud rzucił toporem, który przy użyciu magii wbił się w drzewo za nim, a miecz potomka Isildura wypadł mu z ręki, spojrzałem na ziemie. Broń była, aż czerwona z gorąca.
-Dążycie śladem dwóch młodych hobbitów- usłyszeliśmy głos.
-Gdzie oni są?- krzyknął Aragorn.
-Przechodzili tędy przedwczoraj. Spotkali kogoś, kogo się nie spodziewali.
-Ktoś ty?- dalej krzyczał mój przyjaciel- Pokaż się!
Oślepiające światło zniknęło. W moje ciało wstąpiła fala ulgi i szczęścia. To był... Gandalf.
-To niemożliwe- szepnął strażnik.
-Wybacz mi- powiedziałem, po czym ukląkłem- wziąłem cię za Sarumana.
-Jestem Sarumanem- odpowiedział Gandalf- a raczej kimś, kim Saruman być powinien.
-Poległeś- rzekł Aragorn, dalej nie mogąc uwierzyć, w to, co widzi.
-W ogniu i w wodzie- odparł czarodziej- w otchłani, na szczycie góry walczyłem z Balrogiem. Aż w końcu strąciłem wroga i rozbiłem o skały. Zawładnęła mną ciemność i znalazłem się, poza myślą i czasem. Gwiazdy toczyły się nade mną, a czas się nie liczył. Jednak to nie był koniec, znów poczułem w sobie życie. Przysłano mnie z powrotem, bym wypełnił misję.
-Gandalf- mój przyjaciel, w końcu uwierzył.
-Gandalf?- dziwnie zapytał czarodziej- tak... tak mnie kiedyś nazywano. Gandalf Szary. Takie nosiłem imie. Jestem Gandalf Biały- uśmiechnąłem się- znów jestem z wami.
Poszliśmy, w stronę wyjścia z lasu.
-Rozpoczyna się nowy etap, w naszej podróży. Musimy uwolnić Theodena, spod władzy Sarumana- mówił, nasz ocalony przyjaciel. Nagle poczułem się dziwnie, zaczęło kręcić mi się w głowie. Upadłem. Ostatnią świadomą rzeczą był krzyk Gimliego.
-Legolas!- a potem ciemność.
********************
-Otwórz oczy książę, bo czas ucieka- usłyszałem głos Galadrieli, spełniłem jej prośbę.
-Po co mnie wezwałaś pani?- zapytałem. Staliśmy, przy jej zwierciadle.
-Miriel...- powiedziała- ona...żyję.
-Co?- krzyknąłem i podbiegłem do elfki- gdzie jest?
-Saruman więzi ją w Isengardzie- odpowiedziała smutno.
-Skąd wiesz?
-Czuję- odparła, zaczęła chodzić dookoła- on stracił swoją moc. Wcześniej blokował mnie, dlatego nie wyczuwałam Miriel. Mojej córeczki...- z jej twarzy, zaczęły spływać łzy- oni ją torturują.
-Dlaczego?- zapytałem- dlaczego właśnie ją?
-Jest moją córką- odpowiedziała- zrozumiała, co znalazł Bilbo. Sauron chciał wyciągnąć od niej informację, co do położenia pierścienia.
-Odeślij mnie z powrotem, muszę ją uratować!- Galadriela zaczęła się rozmywać.
-Nie pozwól jej umrzeć- usłyszałem jeszcze jej głos, potem wróciłem do swojego ciała w lesie. Ujrzałem nad sobą trzy zmartwione twarze, jednak nie zwracałem na to uwagi. Szybko wstałem.
-Idę do Isengardu- powiedziałem wściekły i ruszyłem w odpowiednią stronę.
-Legolas!- krzyknął za mną Aragorn.
-Co?- odwarknąłem. Próbowałem się uspokoić, jednak targające mą emocje były zbyt silne.
-Możesz nam wytłumaczyć, o co chodzi?- powiedział strażnik.
-O nic.
-Jak to, o nic?- rzekł mój przyjaciel- nagle mdlejesz, próbujemy cię ocucić, ale nie ma żadnej reakcji. Potem wstajesz i wściekły oznajmiasz, że idziesz do Isengardu. Legolasie, co się stało?
-On ją więzi- odparłem- Saruman ma Miriel...
-O boże- wyszeptał Gandalf- czemu ja wcześniej o tym nie pomyślałem.
-Czemu ja o tym nie pomyślałem?- krzyknąłem- torturują ją od sześćdziesięciu lat, a ja nic nie zrobiłem.
-Nie rozumiem- powiedział cicho Gimli do strażnika.
-Thorin opowiedział ci niezbyt dokładną historie o niej- odpowiedziałem mu- w swojej opowieści pominął mnie. Idę ją uwolnić, nie pozwolę, by stało się jej coś jeszcze.
-Legolasie!- rzekł cicho Aragorn- nie pokonasz sam wszystkich orków i goblinów w Isengardzie.
-Nie będę sam- powiedziałem, po czym podniosłem ręce do góry i krzyknąłem- Jestem Legolas syn Thranduila, władcy Leśnego Królestwa. Wzywam was enty, drzewa, przyjaciele moi, ponieważ wasza pomoc jest mi niezbędna. Stańcie ze mną do walki!- moje ręce zaświeciły, a prośba przepłynęła, przez nawet najdalsze zakątki lasu.
-Co on zrobił?- zapytał Gimli.
-Użył mocy leśnego księcia- odpowiedział mu Gandalf, jednak nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż ziemia się zatrzęsła. Przed nami stanął zastęp entów.
-Stawiamy się na wezwanie- powiedział jeden- czego od nas żądasz?
-Nie żądam- odpowiedziałem cicho- ja proszę. Pomóżcie mi pokonać Sarumana.
-Władca Isengardu i nam dał się we znaki. Jesteśmy na twoje rozkazy...
No to będzie się działo (będzie, będzie zabawa, będzie się działo xD) :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top