Początek drogi bez końca - XIV
Usiadłaś na miejscu i podparłaś twarz dłonią. Przez moment zastanawiałaś się co się dzieje z Legolasem. Jego zachowanie zmieniło się diametralnie od pewnego czasu. Wiedziałaś, że nie możesz go teraz zostawić z tym samego, lecz zaistniała sytuacja utrudniała ci realizację dobrych chęci.
- Tutaj jesteś. - Usłyszałaś głos twojej przyjaciółki. - Szukałam cię wszędzie.
- Dzień dobry, Arweno. Coś się stało?
Nie, chciałam z Tobą porozmawiać. Ostatnio sporo się wydarzyło - odparła i podeszła do Ciebie.
- Chyba aż za dużo.
- Jak się czujesz? - zapytała.
- Dobrze. Na pewno lepiej niż wczoraj, ale nadal się nie otrząsnęłam - odpowiedziałaś, wstałaś i, prowadząc przyjaciółkę za dłoń zeszłaś do ogrodów.
- Domyślam się. A rozmawiałaś z nim dzisiaj?
- Tak... Powiedziałam mu, że powinniśmy zrobić sobie od siebie przerwę. Przynajmniej narazie.
- Jak to przyjął?
- Tak jak myślałam. Ale wiesz, że inaczej nie mogłam postąpić.
- Tak, rozumiem Cię. Tylko ciężko mi to przyjąć.
Czułaś się dokładnie tak samo jak twoja przyjaciółka. Rozdarcie między miłością i strachem pochłaniało Cię coraz bardziej. W twoich oczach zebrały się łzy i zaczęły powoli spływać po bladych policzkach. Arwena, widząc to, mocno Cię przytuliła.
- Arweno, to jest straszne... Nigdy nie sądziłam, że dojdzie do czegoś takiego, że bedę się bała własnego męża... - mówiłaś przez łzy.
- Wiem, że to dla Ciebie bardzo trudny czas, ale obiecuję, że ci pomogę. Przejdziemy przez to razem, zgoda?
W ramach odpowiedzi tylko pokiwałaś głową. Przyjaciółka uśmiechnęła się do Ciebie, aby poprawić Ci humor. To jednak tym razem nie pomogło.
- Przepraszam, ale chcę teraz pobyć sama. W porządku? - zapytałaś po chwili.
- Tak, oczywiście. I nie martw się tak - odparła i pożegnała Cię.
Wróciłaś do komnaty, przez całą drogę czy spotkasz tam Legolasa. Czułaś się źle z tym, że tam reagujesz na jego obecność. Weszłaś niepewnie do środka, gdzie zastałaś jego. Od razu do Ciebie pobiegł i złapał za dłonie.
- Elena...
- Przestań - rzekłaś, prawie płacząc i wyrwałaś ręce z jego uścisku. Legolas przez chwilę milczał po twojej reakcji.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- A jak myślisz? - odparłaś twardo. Jeszcze bardziej zasmuciło to króla. Wyminęłaś go i usiadłaś na łożu.
- Chciałem Cię zapytać czy... - przerwał i niepewnie do Ciebie podszedł. - Czy poszłabyś ze mną w jedno miejsce?
- Teraz?
- Tak - odpowiedział stłumionym głosem.
- Nie mam ochoty, wybacz - odmówiłaś, jednak po wyrazie twarzy Legolasa stwierdziłaś, że nie da ci tak łatwo się z tego wywinać.
- Proszę. To nie zajmie długo - nalegał.
- Nie, Legolasie. Pamiętaj co ci mówiłam.
- Nie zgadzam się na to, Eleno...
- Wiesz co ja o tym myślę - nie dawałaś za wygraną.
- Daj mi chociaż chwilę, proszę.
- Właśnie ją dostałeś. Chcę zostać sama.
- Ele...
- Chcę zostać sama!
Legolas spuścił wzrok i niechętnie wyszedł z komnaty, a ty po tym jak wyszedł wtuliłaś twarz w poduszkę i zaczęłaś płakać. Nie miałaś zamiaru pisać się na takie rozmowy. Dotrwałaś samotnie w komnacie do wieczora. Przebrałaś się i ułożyłaś w łożu, jednak przez długi czas nie mogłaś zasnąć.
- Śpisz? - Dobiegł do ciebie głos Legolasa, zamykającego za sobą drzwi do komnaty. Odwróciłaś się lekko w jego stronę, lecz po sekundzie z powrotem położyłaś głowę na poduszce.
- Czego chcesz? - zapytałaś pewnym tonem.
- Nie rozumiem - odparł.
- Masz inne komnaty, idź tam.
- Elena, ja też tu mieszkam...
- W takim razie ja pójdę - odparłaś i wstałaś z łoża.
- Dlaczego? - zapytał zdezorientowany.
- Jakoś nie mam ochoty cię oglądać.
Legolas westchnął ciężko.
- Wiem, że nawaliłem, ale nie zachowuj się tak w stosunku do mnie. W końcu jesteśmy małżeństwem.
- A jak mam się zachowywać!? Jak!? I co do tego ma małżeństwo!? Miłość!? Że wszystko sobie wybaczamy i jest w porządku!? Mylisz się! Gdyby kierowała Tobą miłość nie zrobiłbyś tego i cieszył się z powodu dziecka! A ty masz to wszystko gdzieś! Zrozum wreszcie, że ja też mam uczucia! - wykrzyczałaś, bo nie mogłaś już dłużej słuchać go w spokoju. Legolas dotarł do granic twojej cierpliwości.
- Elena, nie mów tak! Cieszę się, że bedziemy mięli dziecko, naprawdę. Nie wiem czym mam cię jeszcze przekonać, ale przepraszam! Przepraszam po stokroć! Przeraża mnie to co zrobiłem i to jak bardzo się od siebie oddaliśmy. Chcę żeby było tak jak dawniej...
Po twoich policzkach ponownie polały się słone łzy.
- Tak już nie będzie. Tego jestem pewna. Nie wierzę Ci. Nie ujam już żadnemu twojemu słowu. To same kłamstwa!
- Kłamstwem było tylko to, że wątpię w to, że jestem ojcem. Jestem pewny, że to nasze dziecko.
- Nie. To moje dziecko. Ty straciłeś do niego prawo, po tym jak pozwoliłeś mi wyjść z komnaty.
- Byłem zdenerwowany! Nie myślałem wtedy o tym.
- Czyli jak się denerwujesz to zapominasz, że oprócz ciebie jestem jeszcze ja i dziecko!?
- Nie, po prostu... - zaczął, lecz mu przerwałaś.
- Nie chcę dalej ciągnąć tej rozmowy.
Założyłaś na siebie cienki szlafrok i ruszyłaś w kierunku drzwi.
- Elena, zaczekaj - rzekł szybko i złapał cię za nadgarstek, po czym przyciągnął do siebie.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłaś i wyrwałaś się. Wyszłaś z komnaty i pobiegłaś do twojego starego lokum.
- Elena! - usłyszałaś za sobą jego głos, jednak w żadnym stopniu na niego nie reagowałaś. Trzasnęłaś drzwiami i rzuciłaś się na łoże.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top