4. Co dalej? (korekta)

Godzinę później.

Kai powoli otworzył oczy i choć przy pierwszym podejściu światło było na tyle jaskrawe, że od razu musiał je zamknąć, tak po chwili było już nieco lepiej. Szybko zorientował się też, że jest w ich wspólnym pokoju na łóżku. Obok siebie z kolei zobaczył przyjaciół, a najbliżej stał wyraźnie zmartwiony Lloyd. Zaś trochę dalej zobaczył siedzącego na łóżku Jay'a, który najwyraźniej także przed chwilą musiał się obudzić, co było widoczne po jeszcze nie do końca obecnym spojrzeniu..

-Kai! Cieszę się, że nic ci nie jest.- przywitał go entuzjastycznie Lloyd, na co szatyn uśmiechnął się niemrawo.

-Taa. Ja też.- odpowiedział siadając na łóżku. Zazwyczaj bycie w centrum uwagi w ogóle mu nie przeszkadzało. Ale nie tym razem. Teraz czuł się fatalnie, tak jakby wszystkich zawiódł. Mógł powstrzymać zagrożenie, ale zamiast tego dał się łatwo pokonać.

Im bardziej też chłopak dochodził do siebie, tym bardziej czuł, że coś jest nie w porządku. Nie potrafił jednak sprecyzować, czym było to dziwne uczucie. Poprostu podświadomie wiedział, że coś było inaczej. Ale w końcu uznał, że jest to tylko skutek uboczny po walce oraz, że z czasem sam minie.

Tymczasem Lloyd korzystając z okazji, że wszyscy członkowie zespołu doszli do siebie i byli w tej chwili obecni, postanowił urządzić krótką naradę. Najchętniej pozwoliłby przyjaciołom na dłuższy odpoczynek, by mogli w pełni wrócić do sił, ale niestety nie mogli sobie na niego pozwolić. Podczas ostatniej godziny wydarzyło się zbyt wiele i musieli jak najszybciej omówić choć kilka z najważniejszych spraw.

- Chłopaki, czujecie się w miarę na siłach?- spytał Lloyd, chociaż odpowiedź była raczej z góry narzucona i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.

-Jasne.- odparł krótko Jay, co w jego przypadku nie zdarzało się zbyt często. Było więc to jasnym sygnałem dla osób, które go znały, że nie wszystko było tak jak powinno.

Jednak, choć zabrzmi to nieco bezwzględnie, mieli oni w tej chwili ważniejsze sprawy do uzgodnienia.

-Świetnie, bo musimy omówić parę spraw.- odpowiedział mu Cole.

Nagle Kai jakby odzyskując zwyczajowy dla niego wigor, zerwał się z łóżka jak oparzony, choć może akurat w jego przypadku nie było to najlepsze porównanie.

-Gdzie jest moja siostra?! Proszę, powiedzcie, że wiecie.- spojrzał błagalnie na przyjaciół, którzy jednak jedyne co mogli zrobić, to popatrzeć po sobie z zakłopotaniem i niemym pytaniem "kto mu o tym powie?".

-Więc... to była jedna z tych spraw, którą mieliśmy poruszyć.- zaczął niepewnie Zane, wiedząc, że to co zaraz usłyszy czerwony ninja, z pewnością się mu nie spodoba.

-Niestety nie.- odpowiedział otwarcie Lloyd, przyjmując tym samym na siebie rolę tego, który ma do przekazania nie najlepsze wieści.

Kai słysząc to wyraźnie zmarkotniał, ale nagle  jakby sobie o czymś przypominając, z powrotem zapłonął w nim ogień walki.

-Morro! Niech ja go tylko dorwę! Był tutaj...- chciał zrelacjonować przyjaciołom swoje odkrycie, ale kolejne słowa bruneta mu to uniemożliwiły.

-Wiemy o tym. Lloyd go pokonał.- odpowiedział spokojnie Cole, a następnie w skrócie opowiedział całe zajście.

-No i co z nim?- dołączył się do rozmowy Jay, kiedy już ninja ziemi skończył swoją opowieść.

W pomieszczeniu po raz kolejny zapanowała cisza, którą niepewnie przerwał blondyn, domyślając się z jaką reakcją ze strony przyjaciół przyjdzie mu się zaraz zmierzyć.

-Więc... jest tutaj...- Lloyd nie zdążył nawet dokończyć, ponieważ Kai już miał zamiar iść do ich nieproszonego gościa tylko po to, aby wydusić z niego odpowiedzi na dręczące go teraz pytania. Tylko że w jego obecnym stanie i jego bojowym mastawieniu nie skończyłoby się to dobrze. Dlatego przytrzymał przyjaciela, po czym powiedział- Zaczekaj. Nie możesz tam narazie iść.

-A to niby dlaczego?- spytał zdziwiony i poirytowany tym Kai. Martwił się o siostrę i jako starszy brat miał obowiązek ją chronić. A jeśli ktoś tylko miał czelność ją skrzywdzić, to musiał się liczyć z konfrontacją z mistrzem ognia.

-A dlatego, że jak na jeden dzień dostatecznie oberwał.- wyjaśnił Lloyd, choć na brązowowłosym najwidoczniej oświadczenie to, nie zrobiło najmniejszego wrażenia.

-A niby od kogo?- spytał buńczucznie, choć przecież nie miało to w tej chwili dla niego znaczenia. Żałował jedynie, że to on nie był za to odpowiedzialny.

-Tak się składa, że ode mnie.- po tym oświadczeniu Lloyda, Kai zdawał się odrobinę odpuścić, co i tak było niemałym osiągnięciem. Zaś pod spokojnym, ale jednocześnie poważnym spojrzeniem przyjaciela odetchnął wreszcie głęboko i skinął głową na znak, że jak na tę chwilę odpuści plan ucięcia sobie "pogadanki" z mistrzem wiatru.

-No, ale jak inaczej znajdziemy Nyę i senseia?- spytał tym razem Jay, chcąc z powrotem skierować rozmowę na najbardziej interesujące go obecnie tory.

-Spokojnie. Coś wymyślimy, tak jak zawsze. Nya jest niezależna i wytrwała. Z pewnością doskonale sobie poradzi. Poza tym ma jeszcze Mistrza Wu. Nie dadzą się tak łatwo. Tego możemy być pewni.- Cole chciał pocieszyć nie tylko obu przyjaciół, się również całą drużynę, łącznie z samym sobą. Bo choć słowa bez wątpienia były prawdą, nie oznaczało to, że przestaną się oni martwić o bliskie im osoby.

Mimo wszystko to co mówił Cole, miało sporo sensu. Z zamartwiania się nic dobrego im nie przyjdzie. Zamiast tego powinni jak najszybciej ustalić plan działania oraz zaplanować następne posunięcie. Wiedząc to, ninja ognia zgodził się na razie odpuścić.

-No dobra. Jeżeli tak uważacie.- odparł Kai, choć było jasne, że robi to niechętnie.

Podniósł jednak zaskoczony wzrok, gdy poczuł na swoim ramieniu pokrzepiający w tym momencie uścisk dłoni i napotkał zaniepokojone spojrzenie Lloyda, który mimo wszystko uśmiechnął się do niego ciepło. Na razie takie pokrzepienie musiało wystarczyć, bowiem ich narada jeszcze nie dobiegła końca.

-Dobrze, to na tę chwilę sprawę mamy załatwioną. Proponuję zobaczyć też, czy może sam Morro nam coś na ten temat powie.- podsunął Zane, który jak zawsze na chłodno podchodził do zaistniałego problemu i starał się znaleźć najrozsądniejsze wyjście z możliwych.

Reszta drużyny skwapliwie pokiwała głowami, zgadzając się z rozwiązaniem podsuniętym przez białego ninja. Wciąż jednak pozostawał do rozważenia jeden z dość istotnych problemów, a mianowicie:

-A tak właściwie to co my z nim zrobimy?- spytał Jay, bezpośrednio ujmując to, co obecnie rozważała większość z tu obecnych.

-Póki nie dojdzie do siebie, chyba będzie musiał zostać u nas.- podsunął niemal od razu Cole, który wciąż miał pewne wyrzuty sumienia względem tego, co spotkało mistrza wiatru. Jasne, zaatakował ich, ale... Coś w tym wszystkim mu nie pasowało. Dlaczego ponownie stanął przeciwko nim, skoro ostatnio niejako uratował mu życie? Jaki był w tym sens? No i przede wszystkim, skąd on właściwie się tu wziął? Mieli mnóstwo pytań, a prawie żadnych odpowiedzi.

-No dobrze, a co potem?- nie odpuszczał mistrz piorunów, który może i nie był tak wojowniczo nastawiony jak Kai, ale to nie oznaczało, że darzył Morro jakimikolwiek ciepłymi uczuciami.

-Tego... jeszcze nie wiem.- przyznał nieco niepewnie brunet, a następnie spojrzał w kierunku ich przywódcy. Ten jednak zdawał się być całkowicie pogrążony we własnych rozmyślaniach.- Hej Lloyd!.- Cole postanowił zwrócić na siebie uwagę zamyślonego przyjaciela.- O czym tak myślisz?

-Zastanawiam się dlaczego on nas zaatakował? Jaki miał w tym cel? W końcu ostatnio pomógł nam... uratować ciebie.- blondyn poruszył dokładnie te same pytania, które męczyły Cole'a. Jednak żaden z nich nie znał na nie odpowiedzi. Jedynym, który mógł ich udzielić był sam Morro.

-W takim razie kiedy się obudzi, o to również go spytamy.- odparł Zane, podsuwając jedyne możliwe rozwiązanie jakie im zostało.

-A co jeżeli on nie zechce nam nic powiedzieć?- spytał ironicznie Kai, krzyżując ręce na piersi i posyłając złowrogie spojrzenie w głąb statku, gdzie znajdował się wspomniany, przymusowy gość.

-Cóż, będziemy się o to martwić, gdy do tego dojdzie. Zazwyczaj dość gadatliwy z niego typ.- odparł mu Lloyd, chcąc nie chcąc przypominając sobie własne przeżycia z mistrzem wiatru, których nie wspominał zbyt dobrze.

Widocznie drużyna wyłapała posępniejący nastrój ich przyjaciela, ponieważ delikatnie zmienili kierunek toczącej się rozmowy.

- W takim razie pozostaje już ostatnia kwestia, a mianowicie, kto się nim zajmie, dopóki u nas będzie?- zapytał Zane, patrząc wyczekująco na lidera, aby to on podjął decyzję w tej kwestii.

-Na pewno nie Kai i Jay, bo może się to raczej nie skończyć najlepiej. Wybaczcie chłopaki. Raczej nie powinienem być to też ja, bo nadal trzyma do mnie urazę i za mną nie przepada. Więc zostają Cole i Zane.- wyliczył wszystkich po kolei Lloyd. Przypuszczał też, że nikt nie będzie specjalnie chętny do objęcia tej roli, ale się pomylił. Nie minęło bowiem wiele czasu, gdy jeden ze wspomnianej dwójki wysunął swoją kandydaturę i nie brzmiał przy tym jak męczennik. Przeciwnie, w jego głosie pobrzmiewała szczera chęć podjęcia się tego zadania.

-To może w takim razie ja? W końcu jestem mu coś niecoś winien.- zaoferował się Cole, na co reszta spojrzała na niego po części zaskoczona, a po części wdzięczna, że to nie na nich spadnie ten obowiązek.

-Chyba nikt nie ma nic przeciwko.- odparł Lloyd, który w duchu zaliczał się do tej drugiej wspomnianej grupy.

-Czyli teraz wszystko zależy od Morro i tego co powie.- podsumował Zane, tym samym kończąc ich naradę.

Nie przyniosła im ona niestety żadnych konkretnych odpowiedzi, ale przynajmniej nie czuli się oni tacy bezradni i mieli choć pobieżny plan działania. A to już wystarczyło, by podnieść ich morale i nieco poprawić im nastroje. Przynajmniej na jakiś czas.

- Na to wychodzi.- odparł Kai, choć myśl, że są w jakikolwiek sposób zależni od tego co powie brązowowłosy nie działała na niego najlepiej.

-To ja pójdę zobaczyć co u niego.- zaproponował Cole, podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca i kierując się w stronę drzwi.

Kiedy już prawie wychodził, Jay krzyknął jeszcze za nim na odchodne, najwidoczniej powoli odzyskując swoje zwyczajowe poczucie humoru.

-Hej Cole! W to zajmowanie nie wliczają się twoje obiady. Na co, jak na co, ale na to go nie będziemy skazywać.

-Ha ha, bardzo śmieszne Jay.- odparł Cole udając obrażonego, choć przecież miał już skoro czasu by przywyknąć do tego typu żartów. Jednak po chwili wszyscy szczerze się roześmiali.

Wtedy też pomyśleli, że może cała ta sytuacja nie jest aż tak beznadziejna, a wszystko się jakoś ułoży. Przecież bywali już w gorszych położeniach i przetrwali je wszystkie. Grunt, aby trzymać się razem. Jako drużyna. Jako przyjaciele. Jako rodzina. To był ich nieodłączny sposób na sukces, który jeszcze nigdy ich nie zawiódł.

Po tej chwili niemego braterstwa Cole wyszedł i skierował się w stronę pokoju, w którym znajdował się Morro. Przyszedł bowiem czas na małą pogawędkę z mistrzem wiatru.

1 wersja- 09.07.2017r.- 571 słów
2 wersja- 22.06.2023r.- 1698 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top