3. Konfrontacja z dawnym wrogiem (korekta)

Tymczasem u reszty drużyny

-Co oni sobie myślą?! Powiedziałem wyraźnie, że lecimy razem. A oni co? Zignorowali to. A jeżeli to pułapka?-mówił bardziej sam do siebie niż do reszty zespołu zdenerwowany zielony ninja.

- Lloyd wyluzuj trochę. Powoli zamieniasz się w Jay'a. A jeden Jay w zupełności nam wystarczy.- próbował uspokoić przyjaciela Cole. Choć musiał przyznać, że i jemu ta cała sytuacja się nie podobała. Zazwyczaj jednak w takich chwilach starał się być ostoją dla przyjaciół i próbował choćby dodać im otuchy.

Nim jednak zielonooki zdążył cokolwiek odpowiedzieć, do ich rozmowy wtrącił się ktoś inny, nieco zmieniając dotychczasowy temat i tym samym przykuwając uwagę pozostałych.

-Mam dobrą i złą wiadomość.- oznajmił Zane i co nie trudne do przewidzenia, wszystkie oczy skierowały się właśnie na niego.

-Dawaj.- zachęcił go Cole, ciesząc się w duchu, że czeka ich przynajmniej jedna dobra wiadomość. A ta zła, no cóż... Może nie okaże się taka znowu tragiczna?

-Dobra to ta, że będziemy na miejscu za 1,5 min. A zła to taka, że właśnie próbowałem połączyć się z Kai'em i Jay'em i obaj nie odbierają.

No dobra, to rzeczywiście była zła wiadomość i to wszyscy musieli przyznać. W ciągu zaledwie kilku minut stracili kontakt z czterema bliskimi im osobami. A ta zależność rosła w zastraszającym tempie.

-No widzicie. Mówiłem, że to pułapka.- powiedział Lloyd, po czym wyprzedził przyjaciół. Poczuł się bowiem winny tej sytuacji. Jako przywódca powinien był przewidzieć, że coś takiego mogło mieć miejsce. Powinien był powstrzymać przyjaciół, którzy wyrywanie wysunęli się na prowadzenie i tym samym byli narażeni na większe niebezpieczeństwo. Aż wreszcie powinien był wziąć je na siebie, chroniąc resztę przyjaciół. I to właśnie zamierzał teraz zrobić.

-Lloyd zaczekaj na nas!- krzyknął za nim Cole, ale nie odniosło to większego skutku. Czarny ninja nie zdążył już powiedzieć tego na głos, ale zauważył, że Lloyd robi w tej chwili dokładnie to samo, za co przed chwilą denerwował się na Kai'a i Jay'a. Stawanie do walki w pojedynkę było głupotą. W końcu nie na darmo tworzyli drużynę.

Zielony ninja nie miał jednak zamiaru czekać, ani wysłuchiwać logicznych argumentów. Chciał działać i obronić przyjaciół. Przyspieszył więc jeszcze bardziej i po chwili był już na miejscu. Po szybkich oględzinach niczego intrygującego nie dostrzegł. Ani zagrożenia, ani przyjaciół. Nie pozostało mu więc nic innego jak rozejrzeć się osobiście. Ruszył więc ostrożnym krokiem, gotowy na odparcie ataku z zaskoczenia. Nie minęło jednak wiele czasu, kiedy w jednym z pomieszczeń zobaczył nieprzytomnego Kai'a. Instynktownie chciał do niego podbiec i zobaczyć czy wszystko z nim w porządku, ale coś go przed tym zatrzymało.

-No proszę. Patrzcie kto wreszcie raczył się pojawić. Może chociaż ty będziesz stanowił jakieś wyzwanie.- w głosie tym pobrzmiewała jawna kpina jak i pewność siebie.

Lloyd odrazu rozpoznał ten głos i bez odwracania się, wiedział z kim ma właśnie do czynienia. Nie wiedział tylko jak to było możliwe. Przecież ostatnio go pokonali. A przynajmniej tak im się wtedy wydawało. A potem była jeszcze ta sytuacja...

-Morro.- stwierdził tylko krótko, a w jego głosie zabrzmiała ostrzegawcza nuta. Jeśli to on stał za tym całym zamieszaniem i choćby podniósł rękę na jego przyjaciół, to mu tego nie daruje.

Jednak kiedy się odwrócił, czekała go jeszcze większe zaskoczenie. Nie zobaczył bowiem, tak jak się spodziewał, ducha. Niedaleko stał Morro i wyglądał tak jak normalny człowiek. A to ciężko było mu logicznie wyjaśnić

-Co ty tu robisz? I skąd się tu właściwie wziąłeś?- spytał Lloyd, chcąc zrozumieć zaistniałą sytuację. Na razie miał bowiem więcej pytań niż odpowiedzi.

-Co robię? Udowadniam raz na zawsze, który z nas zasługuje na miano zielonego ninjy.- po tych słowach wypchnął Lloyda silnym podmuchem wiatru, z powrotem na środkowy pokład.

Ten zaś szybko się podniósł i przygotował na odparcie kolejnego ataku. Najpierw jednak postanowił spróbować załatwić to w inny sposób. Bo choć słowa mistrza wiatru brzmiały jawnie wrogo, to wciąż przecież nie tak dawno przyczynił się on do uratowania Cole'a. I choćby z tego względu należało dać mu szansę na wyjaśnienie całej sytuacji.

-Zaczekaj. Wcale nie musimy walczyć.

Słowa te jednak nie zdawały się odnieść zamierzonego skutku, ponieważ na twarzy szatyna pojawił się jedynie cyniczny uśmiech, a jego słowa, nawet przy najszczerszych chęciach, trudno było uznać za skruchę.

-A co, boisz się, że przegrasz?- mówiąc to rzucił w Lloyda jedną ze skrzyń, leżących na pokładzie. Ten jednak zwinnie i bez problemu ją ominął i mówił dalej, chcąc spróbować raz jeszcze.

-A co z ostatnim razem? Przecież nam pomogłeś. Pomogłeś uratować Cole'a.- perswadował, wciąż licząc, że uda się tę sytuację jakoś wyjaśnić. Bo choć sam nie darzył mistrza wiatru szczególną sympatią, z dość oczywistych przyczyn, to nie mógł zaprzeczać faktom.

Jego pokojowe podejście zdawało się jednak nie odnosić żadnego skutku.

-Uratować to za dużo powiedziane. Poza tym co z tego? Czy to od razu stawia mnie po tej samej stronie co was?- odparł, a w jego głosie nazbyt słyszalna była nietajona wrogość. Następnie znów ponowił próbę, lecz tym razem Lloyd za sprawą mocy zwyczajnie rozwalił skrzynię.

-Nie wiem do czego zmierzasz, ale nie pozwolę ci znowu skrzywdzić moich przyjaciół.- ostrzegł go, powoli tracąc już cierpliwość do ciągłych zmiennych nastrojów Morro. Jednak jego prawdziwą złość wzbudził kolejny kpiący komentarz brązowowłosego.

-Na to już chyba trochę za późno.

Tego było już za wiele. Przyszedł więc czas na poważną walkę, a nie tylko słowne przepychanki. Morro wypchnął Lloyda ze statku, lecz ten szybko stworzył smoka i wzleciał w górę. Jego przeciwnik bezzwłocznie zrobił więc to samo. Przez jakiś czas obaj wyprowadzali najróżniejsze ataki lub też starali się zaskoczyć przeciwnika na różne sposoby. Jednak żaden nie mógł objąć prowadzenia na dłużej. Nagle uruchomił się jednak komunikator zielonego ninja, w którym dało się usłyszeć głos nindroida.

"Może przyda ci się mała pomoc?"- głos Zane'a jak zwykle emanował spokojem, tak więc Lloyds nawet nie powinno dziwić, że przyjaciel całą sytuację przyjął zaskakująco spokojnie.

-No jasne, zawołaj przyjaciół, niech wykonają robotę za ciebie. Tylko żeby nie skoňczyli jak dwaj poprzedni.- celowo sprowokował Lloyda Morro, najwidoczniej słysząc poprzednią wypowiedź. I dobrze wiedział gdzie powinien uderzyć, bo odniósł zamierzony skutek.

-Nie! Poradzę sobie.- odpowiedział ninja trochę ostrzej niż to zamierzał, ale zaraz dodał już spokojniej.- Możecie sprawdzić co u Kai'a i Jay'a? 

"Już to zrobiliśmy. Nic im nie jest. I pamiętaj Lloyd, jesteśmy drużyną. Prośba o pomoc to nie jest oznaka słabości."- po tych słowach Zane się rozłączył, nie zamierzając namawiać przyjaciela do zmiany zdania, ani podważać jego decyzji jako kapitana. Wierzył w niego i w jego umiejętności.

Podczas tej wymiany zdań walka wciąż trwała i wystarczyła tylko ta chwila nieuwagi, by Lloyd o mało nie spadł ze swojego smoka. Zaś Morro widząc to, nie był na tyle miły by tego nie wykorzystać i podwoił intensywność wyprowadzanych ataków. A tak się składało, że walka w powietrzu działała wyłącznie na jego korzyść. I teraz to zielony ninja powoli zaczął przegrywać. Jednak nagle w pamięci stanął mu obraz przyjaciół. Całej drużyny, a zwłaszcza Kai'a. Kiedy po stracie ojca, stał się dla niego jak starszy brat, na którego zawsze mógł liczyć. A potem przypomniał sobie jak zobaczył go na statku. Zane mówił, że nic mu nie jest, ale jednak i tak się o niego martwił. Nie byłby sobą, gdyby było inaczej. Nie pozwoli mu skrzywdzić swoich przyjaciół. Swojej rodziny. Tak, teraz już wiedział, o co walczy i jaka była stawka.

Zaczął więc odpierać ataki wroga i coraz częściej sam je wyprowadzał. W ten sposób zaczął stopniowo wysuwać się na prowadzenie. W pewnym momencie wykorzystał sytuację i przeskoczył ze swojego smoka, na tego należącego do Morro. On jednak nie zamierzał dać się pokonać tak łatwo i prawie natychmiast zatoczył pętlę do góry nogami, przez co nie mający się czego złapać Lloyd, spadł w dół. Jednak w ostatniej chwili wykorzystując Airjitsu z powrotem podleciał do góry i zanim Morro zdążył powtórzyć manewr, używając pełnej mocy ogłuszył go. Jednak jak sobie szybko uświadomił zrobił to trochę zbyt mocno. Chyba prowokacja Morro odniosła skutek silniejszy niż ten zamierzał.

Wietrzny smok automatycznie zniknął i obaj zaczęli spadać w dół. Zielony ninja szybko stworzył swojego smoka i poleciał, aby złapać Morro, ale Cole go w tym uprzedził. 

-Niezły refleks Cole.- odezwał się lider, będąc jednocześnie ciekaw od kiedy reszta oglądała jego zmagania z mistrzem wiatru.

-Dzięki. Dobrze ci poszło.- mimo komplementu, w tonie bruneta pobrzmiewało jednak coś jeszcze. A Lloyd znał go już wystarczająco dobrze, by domyślać się, co może to oznaczać.

-Ale...- dopytał Lloyd, choć przypuszczał już, co zaraz usłyszy.

-Ale nie uważasz, że trochę przegiąłeś? 

-Wiem. Nie chciałem. Trochę mnie poniosło.- przyznał zawstydzony Lloyd. Wiedział, że jego przyjaciel ma rację. Sam też tak uważał. Nieważne jak bardzo wróg starał się go sprowokować, jego obowiązkiem było zachowanie spokoju i panowanie nad własnymi emocjami, a co za tym idzie, własną mocą. Dużo łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić.

W tym momencie obydwaj dolecieli na Perłę. Zane świadomie o nic nie pytał. Teraz pozostało im tylko zająć się poszkodowanymi.

1 wersja- 09.07.2017 r.- 745 słów
2 wersja- 20.06.2023 r.- 1472 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top