23. Prośba o radę dla zielonego ninjy
Morro
Byłem szczerze zaskoczony tym, że nigdy wcześniej o tym nie słyszeli. Co prawda ja sam nie otrzymałem tej wiedzy od mistrza Wu, a zdobyłem ją dopiero z czasem. Choć jestem pewien, że mój były nauczyciel wiedział nie tylko o niej, ale i wiele więcej. Do tego w znacznie większej mierze niż ja. Poza tym... nie nadaję się na nauczyciela. Nie potrafię im tego wyjaśnić. Skoro ja doszedłem do tego sam, im też z pewnością się to uda. Tylko pytanie czy zdążą przed nadchodzącym starciem? No i czy w ogóle zechcą słuchać kogoś takiego jak ja?
Spojrzałem po wszystkich po kolei by sprawdzić czy zrozumieli to, co przed chwilą im przekazałem. Po minach niektórych widziałem, że rozważają sens tych słów. Natomiast część z nich patrzyła po sobie nawzajem z niezrozumieniem.
Westchnąłem cicho i postanowiłem spróbować im to objaśnić raz jeszcze.
- Rzecz w tym, żeby każdy z was z osobna zrozumiał dlaczego to właśnie on został wybrany na mistrza tego konkretnego, a nie innego żywiołu.
- A...- oczywiście to Jay przerwał mi jako pierwszy, ale jakby sam nie był pewien czy powinien był dokończyć swoją myśl. Ale chyba zaczynałem przyzwyczajać się do jego gadatliwości i niecierpliwości, więc tylko skinąłem głową na znak by mówił dalej. Ten uśmiechnął się z lekka i podjął swoje pytanie tym razem już śmielej.- A to przypadkiem nie jest tak, że odziedziczyliśmy nasze moce po rodzicach?
Tym razem to ja byłem zaskoczony i chyba było to po mnie widać. Szybko jednak na nowo przybrałem typowy dla siebie wyraz twarzy i odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Naprawdę tak jest? Nie wiedziałem o tym. Ja... nigdy nie miałem okazji poznać swoich rodziców, więc nie wiem też czy rzeczywiście któryś z nich miał moc żywiołu.
Odwróciłem wzrok skupiając go na pobliskich czubkach drzew. Wziąłem głębszy wdech i postarałem się zapanować nad nadciągającą już falą emocji. To nie tak, że wspominanie o rodzicach było dla mnie szczególnie bolesne. Trochę owszem, ale przez lata zdążyłem się już z tym pogodzić. Jednak teraz tyle wystarczyło by zrodzić we mnie pewną dozę złości, a na to nie mogłem pozwolić. Zwłaszcza teraz, gdy ona może...
Na całe szczęście moją uwagę przykuł głos Lloyda, na którym mogłem się skupić i dzięki któremu powróciłem do chwili obecnej. Jednak co dziwne, dobiegał on z naprawdę bliska.
W tej chwili poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, a gdy z powrotem się odwróciłem, zauważyłem, że blondyn stał tuż przede mną i uśmiecha się tak jakoś pokrzepiająco. Muszę przyznać, że tego właśnie teraz potrzebowałem i on zdawał się to świetnie wyczuwać.
- Nie jesteś już sam. Pamiętaj o tym.- odezwał się przyciszonym głosem, bym tylko ja mógł to usłuszeć.
No może ja i Cole, który nadal stał blisko mnie. Mimo to byłem wdzięczny, że nie ogłosił on tego wszem i wobec. Nie wszyscy musieli wiedzieć, co mnie aktualnie gnębiło. Za to on wiedział doskonale. Chyba rzeczywiście mamy ze sobą sporo wspólnego. Co byłoby nawet zabawne, gdyby nie to w jakich okolicznościach się poznaliśmy i co tak nas z początku poróżniło.
Jednak on naprawdę zdawał się puścić to w niepamięć. Tak. Zdecydowanie to właśnie on zasługiwał na miano zielonego ninja. Chyba po raz pierwszy przyznałem to tak otwarcie. Co prawda tylko przed samym sobą, ale to zawsze jakiś początek.
Po chwili skinąłem głową i uśmiechnąłem nieco blado na znak, że już jest dobrze. Wtedy też Lloyd cofnął rękę i odwrócił się w stronę reszty, po czym zwrócił się tym razem do nich.
- Wydaje mi się, że rozumiem co Morro ma na myśli i ma to sporo sensu. Jeżeli w jego przypadku się to udało, postaramy się zrobić to samo. Spróbujcie na tę chwilę zapomnieć o tym co wiemy. Skupcie się na tym jaki jest wasz żywioł. Jakie ma cechy? Do czego służy? Jakie ma mocne strony, a które są z kolei nieco słabsze. A potem odnieście to do siebie samych. Nie mamy zbyt wiele czasu, więc musimy wziąć się ostro do pracy. Tak?
Cóż, ulżyło mi, gdy to on przejął obowiązek wyjaśnienia im tego. Zrobił to całkiem dobrze. A przynajmniej lepiej niż zrobiłbym to ja. Dalej w niczym nie będę mógł im pomóc. Każdy z nich musi dojść do tego samodzielnie.
Po krótkiej przemowie Lloyda jego drużyna zaczęła potakiwać i chyba wszyscy lepiej zrozumieli co mają teraz zrobić. Jedynie Kai miał nieprzenikniony wyraz twarzy, przez co trudno było cokolwiek wywnioskować.
- No dobrze. W takim razie spotkajmy się tu za trzy godziny i wtedy spróbujemy porównać rezultaty.
Po zarządzeniu blondyna grupa zaczęła rozchodzić się i każdy ruszył w swoją stronę. Na pokładzie zostaliśmy jedynie ja z Lloydem. Wyglądało na to, że każdy miał sprawę do tego drugiego.
- Mam nadzieję, że okażemy się w miarę pojętnymi uczniami.- zaśmiał się nerwowo zielonooki, a następnie dodał jeszcze.- Dziękuję, że no wiesz... zgodziłeś się nauczyć nas czegoś nowego. Wcale nie musiałeś tego robić, więc tym bardziej to doceniam.
Oceniłem go krótkim spojrzeniem. Zdawał się mówić szczerze. Jednak ja nie widziałem w tym co robiłem nic niezwykłego. To chyba jasne, że jeśli chcemy pokonać Darkness, to im będziemy silniejsi tym lepiej.
- Tak naprawdę nic nie zrobiłem. Tylko wyjaśniłem o co w tym chodzi i tyle.- wzruszyłem ramionami, na znak iż nie uznaję tego za coś wielkiego.
- Być może, ale to wiedza, którą odkryłeś samodzielnie i wcale nie musiałeś nam jej zdradzać. A to z twojej strony miły gest.- nadal nie odpuszczał, więc postanowiłem dać za wygraną.
- Jeżeli tak uważasz. Samo wiedza jednak jeszcze niczego nie daje. To od was zależy czy zrobicie z niej teraz użytek.- stwierdziłem rzeczowo i zauważyłem nagle, że blondyn przestępuje nerwowo z nogi na nogę. Czyżby coś było nie tak?
Spojrzałem na niego jednocześnie pytająco jak i wyczekująco. Oznaczało to, że nie zamierzałem mu teraz odpuścić i chyba zrozumiał to przesłanie. Przez chwilę jeszcze zwlekał z wypowiedzeniem swoich obaw na głos, jakby w myślach układał jak najlepiej powinien to zrobić. Wreszcie jednak zebrał się w sobie i zaczął jeszcze nieco niepewnie.
- No właśnie jeśli o to chodzi. Widzisz... to trochę głupie, ale... nie jestem czegoś pewien. Chodzi o to, że każdy z chłopaków ma jeden konkretny żywioł i w ich przypadku to wydaje się jakby łatwiejsze.
Chwila, mnie się zdaje czy on właśnie próbuje mnie zapytać czy w jego przypadku obowiązuje ta sama zasada? Czyżby zielony ninja nie wiedział co konkretnie ma zrobić?
- Cóż, nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo.- rzuciłem nieco ironicznie, ale chyba nie była to najlepsza strategia, ponieważ po tych słowach blondyn speszył się jeszcze mocniej. Wciąż się jednak nie poddał i spróbował raz jeszcze.
- Jasne, wiem o tym, ale może masz...
"Jakąś radę"
Nie musiał kończyć, bym zrozumiał jego prośbę. Jako, że był właśnie nikim innym jak zielonym ninja, spoczywała na nim ogromna odpowiedzialność. Musiał dawać przykład reszcie pod niejednym względem. I dlatego właśnie wyznanie, że czegoś nie wie, czy nie potrafi musialo być dla niego tym bardziej krępujące. A mimo to poprosił o radę. I to nie jednego ze swoich przyjaciół, a mnie.
Zamiast z niego kpić, powinienem mu pomóc. Jak to się, mówi? Ah tak. Wyciągnąć pomocną dłoń.
- Posłuchaj Lloyd. Nie mam pojęcia czy w twoim przypadku jest tak samo. Przykro mi.- odezwałem się ponownie, ale tym razem poważnie i szczerze. Widocznie jednak blondyn nie takiej oczekiwał odpowiedzi, bo spuścił wzrok i już miał coś powiedzieć, lecz nie dopuściłem go do słowa.- Ale jeżeli miałbym być szczery, nie widzę powodów by miało być inaczej. Może i nie masz konkretnego żywiołu, to prawda, ale panujesz nad energią. A energia jest dosłownie we wszystkim co nas otacza. Co najwyżej w różnych formach. To ona spaja wszystko co istnieje. Rozumiesz?
Zielonooki potrzebował chwili aby przertawić moje słowa, ale chyba w jakimś stopniu do niego dotarły, ponieważ wkrótce uśmiechnął się i pokiwał głową przyznając mi rację.
- Chyba masz rację. Dziękuję, naprawdę.- odezwał się nie kryjąc przy tym swojej wdzięczności.
Czułem się nieco dziwnie udzielając rad akurat komuś tak doświadczonemu jak on. Jednak z drugiej strony poniekąd cieszyłem się, że mogłem mu jakoś pomóc i... no cóż, odwdzięczyć się za to wszystko co dla mnie zrobił.
- Przynajmniej tyle mogłem, po tym jak się za mną dziś wstawiłeś. Nie chciałem żeby...
Tym razem to on mi przerwał i pokręcił przecząco głową.
- Daj spokój. Powiedziałem ci wczoraj, że nie chcę żebyś po prostu przyzwyczaił się do takiego traktowania. Jesteś jednym z nas... przynajmniej tak długo jak sam będziesz tego chciał. Do tego czasu powinieneś czuć się tu tak, jakby był to twój nowy dom.
Zaskoczyły mnie jego słowa i co gorsza zrodziły we mnie mieszane uczucia. Nie wiem czemu, ale postanowiłem się z nim nimi podzielić. Być może dlatego, że miałem pewność, że mnie zrozumie.
- Chciałbym, naprawdę. Ty jeden wiesz jak mi tego brakuje. Ale to niemożliwe. Nigdy nie będzie.- po tych słowach posłałem mu krótkie spojrzenie i wymuszony uśmiech. Pogodziłem się z tym i nie miało dla mnie sensu by się nad tym rozwodzić. Tak właśnie sprawy się miały.
Jednak następne słowa Lloyda zupełnie mnie zaskoczyły. Spodziewałem się zapewnień, że to wcale nie tak, lub porad bym dał Kai"owi nieco więcej czasu. Ale to co usłyszałem, nie było ani jednym, ani drugim.
- Wiesz, nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo.- rzucił z nikłym rozbawieniem, a następnie usłyszałem już tylko oddalające się kroki.
Używa moich własnych słów przeciwko mnie? Co za gość...
Mimowolnie jednak na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
No hej. Normalnie byłabym z siebie dumna, że dałam radę w dwa dni pod rząd napisać dwa rozdziały. Jednak to wcale nie jest moja zasługa, a wasza. Daliście mi świetną motywację do pisania i wiele miłych słów, za co bardzo, ale to bardzo wam dziękuję.
Było mi przykro zostawić tak tę książkę, ale myślałam, że po takim czasie wszyscy już dawno o niej zapomnieli. A tu proszę jaka miła niespodzianka!
Jednak muszę was uprzedzić, że jak to genialna ja, nie zrobiłam sobie nigdy planu wydarzeń do tej książki i zupełnie zapomniałam jak ona miała się skończyć. Znaczy pamiętam ogólny zarys, ale niektóre elementy mogą nie łączyć się w tak spójną całość jak ym tego chciała, więc z góry was za to bardzo przepraszam i nie gniewajcie się za to. A przynajmniej nie aż tak bardzo.
Mam nadzieję, że do usłyszenia za niedługo, a jest taka duża szansa, bo mam zaplanowaną ciekawą akcję na następne rozdziały i póki co wena wciąż mi dopisuje.
To pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top