22. Czym jest ukryta natura żywiołu?

Lloyd

Po swobodnej, radosnej atmosferze nie pozostał nawet ślad. Wszyscy milczeli, nie wiedząc jak, a przede wszystkim czy w ogóle wypada się teraz odezwać. Z jednej strony wolałbym, aby któryś z nich stanął po mojej stronie i odciążył z roli "tego złego". Jednak w głębi wiedziałem, że to musiałem być ja. To była rozmowa między nami dwoma. Tylo nami. I reszta chyba również zdawała sobie z tego sprawę.

Najgorsze było to, że mimo tej okropnej sytuacji, wciąż musiałem poprowadzić tę naradę. Nie mogłem pozwolić by moje samopoczucie wpływało na obowiązki jako kapitana. Taka już moja rola.

Mimo wszystko nie miałem pojęcia, jak powinienem ponownie zacząć tę naradę.

Przetoczyłem wzrokiem po każdym z kolei, jednak prawie wszyscy odwracali spojrzenia w bok, widocznie nie wiedząc jak pomóc. Wszyscy poza Morro. On nawet na moment nie spuszczał ze mnie swojego badawczego wzroku. Albo nie odczuwał ogólnie panującego skrępowania, albo po prostu świetnie to ukrywał.

Ten jeden raz nawet mu tego zazdrościłm.

Wziąłem głębszy wdech w nadziei, że dzięki temu łatwiej będzie mi ponownie zabrać głos. Ale pech chciał, że się myliłem. To wcale nie pomogło.

Jednak na szczęście, ktoś inny przejął inicjatywę i odezwał się, odwracając przez to uwagę ode mnie.

- Do ostatecznego starcia dojdzie już za trzy dni, więc nie ma powodu do obaw. Gdy to wszystko się skończy, nie będziesz musiał się dłużej martwić. Więcej mnie już nie zobaczysz.- mistrz wiatru mówił spokojnie i patrzył wprost na osobę, która jawnie darzyła go nienawiścią.

Musiałem przyznać, że jego postawa była imponująca. Nie miałem pojęcia jakim sposobem znajduje w sobie siły by nie dać ujścia emocjom, które pewnie się w nim gotowały.

Tymczasem on mówił dalej. Teraz jednak zwracał się już do wszystkich zebranych. Widocznie sprawę z Kaiem uznał za skończoną. Przynajmniej na tę chwilę.

- Powracając do sprawy. Na zwoju, który przyniósł Lloyd, znalazłem coś ciekawego.- mówiąc to sięgnął po leżący na stole przedmiot, który widocznie musiał za wczasu przygotować, po czym rozwinął go. Następnie wskazał na niewielki napis w prawym rogu kartki.- Być może to nic nie znaczy, ale po przeczytaniu go na myśl od razu nasówa się pewna rzecz.

Czworo z nas podeszło bliżej Mistrza Wiatru, aby lepiej przyjżeć się temu o czym akurat mówił. Ja co prawda trzymałem się nieco z tyłu, wciąż przybity z powodu niedawnej kłótni, ale... To zabrzmi nieco dziwnie. Musiałem wziąć przykład z Morro i również odłożyć emocje na bok, a w zamian skupić się na grożącym nam niebezpieczeństwie.

- Zauważyłem ten napis już wcześniej, ale niestety nie potrafiłem go odczytać. Ale jak się domyślam, dla ciebie to żaden problem.- odezwał się Zane. No tak, jemu mało co umyka.

Brązowowłosy skinął głową na potwierdzenie słów nindroida.

- Pisze tu :"Ukryta moc wskarze drogę do zwycięstwa. Nie ufaj rozumowi lecz sercu."

- Jaka znowu ukryta moc?- wtrącił się Jay, patrząc to na Morro, to znów na mnie zapewne mając nadzieję, że któryś z nas będzie wiedział więcej.

Cóż, to miłe iż tak we mnie wierzył, ale niestety tym razem wiedziałem tyle co i on. Widocznie Morro to zauważył, ale na jego twarzy zauważyłem szczere zaskoczenie.

- Każdy z żywiołów ma tak zwaną ukrytą naturę, a władająca nim osoba zyska jeszczewiększą moc, gdy ją zrozumie. Naprawdę o tym nie wiecie?- mówił tonem, jakby było to coś oczywistego, a następnie spojrzał po wszystkich pokolei, ale chyba żaden z nas nie wiedział o czym właśnie mowa.

W ten sposób początkowe zaskoczenie Mistrza Wiatru przerodziło się w rozbawienie, gdyż uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową z pewnym politowaniem. Wcześniej pewnie by mnie to ruszyło, ale chyba zaczynałem przywykać do jego kpiącego sposobu bycia.

- W takim razie chodźcie na zewnątrz. Lepiej będzie jak po prostu wam pokażę, o czym mówię.

Bez sprzeciwu ruszyliśmy za nim. Jay i Cole wydawali się tym wszystkim podekscytowani, gdyż szeptali coś między sobą, dosadnie przy tym gestykulując.

A ja? Skłamałbym gdybym powiedział, że nie byłem ciekawy o czym mowa. Choć z drugiej strony nie chciałem, aby nasza drużyna wyszła teraz na takich niedoświadczonych. A niestety tak to właśnie zaczynało wyglądać.

Choć to może nie było dobre myślenie. Powinienem raczej cieszyć się, że mamy po swojej stronie kogoś, kto będzie w stanie nam co nieco wyjaśnić i nauczyć czegoś nowego. Gdyby był to mistrz Wu z pewnością to na niego spadłaby ta rola, ale teraz...

Kiedy już wyszliśmy na zewnątrz, Morro kazał nam się zatrzymać a sam z kolei stanął pośrodku pokładu. W pierwszej kolejności zatrzymał wzrok na mnie, ale szybko jakby się rozmyślił i skierował go na kogoś innego.

- Cole, mam do ciebie prośbę.

Wymieniony przed chwila uśmiechnął się przyjaźnie i odparł.

- Jasne. Co tylko chcesz.

- Zaatakuj mnie.- odparł bez ogródek i założył ręce na piersi, czekając na ruch Mistrza Ziemi.

Ten z kolei stał zbity z tropu, nie będąc pewny czy, aby na pewno jego nowy przyjaciel mówi poważnie.

Teraz zrozumiałem czemu Morro nie wybrał do tego celu mnie. Co prawda zawarliśmy już rozejm, ale chyba czułby się nieswojo ponownie stając przeciwko mnie. Nawet w jednynie pozorowanej walce.

- W czym problem? Przecież tak właśnie trenujecie.- zauważył brązowowłosy i chcąc uspokoić Cole'a uśmiechnął się w typowy dla siebie, nieco kpiący sposób.

Ten argument chyba przeważył szalę, gdyż chłopak wzruszył tylko ramionami, tym samym zgadzając się z rozmówcą i stanął na przeciw niego przybierając pozycję gotową do ataku.

- Życzysz sobie jakiś konkretny sposób czy może zdajesz się na mnie?- zapytał żartobliwie, a na odpowiedź nie musiał długo czekać.

- Mam jedną prośbę jeśli już pytasz. Postaraj się.

Kiedyś być może uznałbym jego słowa za złośliwe. Teraz jednak wiedziałem już o nim więcej. Tak samo jak Cole, który cicho się zaśmiał, po czym nie chcąc marnować dłużej czasu, zamachnął się zadając pierwsze uderzenie.

Cole

Byłem pod wrażeniem opanowania Morro podczas dzisiejszej narady. Poznałem go już na tyle dobrze, że wiedziałem jedną rzecz. Spokój zdecydowanie nie był jego domeną. Wręcz przeciwnie. Czasami miał spore problemy z panowaniem nad gniewem. A tu proszę. Ani razu dziś nie wybuchnął z powodu Kai'a. Nawet krzywo na niego nie spojrzał.

Oczywiście pamiętam to co ostatnio mi pokazał. I ukrywanie przed przyjaciółmi wiedzy, że dwoje z tutaj obecnych w każdej chwili mogą obrócić się przeciwko reszcie nie jest fair. Ale obiecałem mu milczenie. A danego słowa nie powinno się łamać.

Być może właśnie z tego powodu próbuje on być cały czas spokojny. Może w ten sposób łatwiej mu zachować jasność umysłu i nie dopuścić do zrobienia czy powiedzenia czegoś czego będzie później żałować. A może chce w ten sposób dać mi sygnał, że nad wszystkim panuje?

Tego nie wiem, ale jedno trzeba mu przyznać. Gość się tak łatwo nie poddaje.

Teraz jednak stałem na przeciwko niego. Czy pochlebia mi to, że wybrał akurat mnie? Jak dla mnie nic w tym szczególnego. Po prostu nie będzie czuł się nieswojo stając ze mną do walki, bo wie, że nie mam do niego żadnych ukrytych żalów czy niedopowiedzeń. A przynajmniej mam nadzieję, że o tym wie.

Ciekawiło mnie, co takiego chce nam pokazać i o jakich ukrytych naturach mowa? Mysłałem, że nasza piątka radzi sobie z żywiołami całkiem dobrze. W końcu co może być silniejszego po odkryciu prawdziwego potencjału? A to zrobiliśmy już dawno temu.

Chcąc wreszcie dowiedzieć się o czym konkretnie mowa, postanowiłem przejść do działania. Uderzyłem nie wkładając jednak w cios całej swojej siły. Niby zachęcił mnie, żebym się nie ograniczał, ale wolałem jednak dać mu chwilę nim zacznę walczyć na poważnie.

Lecz on nawet nie drgnął i gdy już myślałem, że nie zdąży zablokować uderzenia, on po prostu... zniknął. Zupełnie tak jakby rozpłynął się w powietrzu. Rozejrzałem się dookoła, ale po minach przyjaciół wywmioskowałem, że są równie zaskoczeni i zdezorientowani co i ja.

Nagle zza pleców ekipy rozległ się głos nikogo innego jak samego Mistrza Wiatru.

- Mówiłem żebyś się postarał. W ten sposób nigdy mnie nawet nie trafisz.- mówiąc to oderwał się od ściany, o którą się opierał i wymijając zdumionuch ninja, ponownie stanął niedaleko mnie.

Nie potraktowałem tego jako krytyki. Bardziej w tej chwili zastanawiało mnie to, w jaki sposób on się tam znalazł? Niemożliwe żeby był aż tak szybki. Przecież któryś z nas by go zauważył. Choćby Zane.

- Ale jak...?- wyrwało się z ust Jay'a, ale nim zdążył dokończyć, Morro już wszedł mu w słowo.

- Spróbuj jeszcze raz.- zwrócił się do mnie, widocznie nie mając jeszcze ochoty wyjaśniać tego czego przed chwilą byliśmy świadkami.

Nic nie mówiąc skinąłem głową i tym razem nie zamierzałem dawać mu forów. Wystarczyło kilka kroków bym znalazł się obok niego i tym razem spróbowałem go najpierw podciąć. Jednak sytuacja znowu się powtórzyła. Gdy dzieliły mnie od niego już jedynie milimetry, ten zniknął. Zaś dosłownie sekundę póżniej poczułem niezbyt mocne, ale jednak znaczące pchnięcie w tył pleców. Widząc, że jakomś cudem znalazł się za mną, uderzyłem na oślep odwracając się przy okazji w tamtym kierunku. Lecz i tym razem pięść trafiła w próżnie.

No nie! To chyba jakieś żarty!

Kątem oka dostrzegłem go tym razem po swojej lewej stronie. Tym razem zamierzałem pokazać na co mnie stać. Wziąłem głębszy wdech aby się uspokoić i w chwili kiedy się odwróciłem celując wprost w tymczasowego przeciwnika poczułem ten charakterystyczny przypływ siły, a moje dłonie zaczęły świecić pomarańczowym blaskiem.

Byłem pewien, że tym razem nie spudłuję. Po prostu stał zbyt blisko by było to możliwe. Ale pomyliłem się. On znowu zniknął w ostatniej chwili. Ale teraz na tym nie poprzestał. Poczułem, że w ciągu kilku sekund moja ręka wytraca początkową prędkość, a następnie jakaś siła pociągnęła ją w górę.

Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że to nie jakaś tam siła. To przez wiatr. Gdy tylko to do mnie dotarło i spróbowałem się wyrwać, wokół nadgarstka poczułem wyraźny uścisk, a za sobą usłyszałem przytłumiony śmiech. To Morro stał tam i trzymał mnie, by uniemożliwić mi kolejny atak.

Jednak gdy tylko było jasne, że wszyscy zrozumieli to co właśnie miało miejsce, brązowowłosy puścił mnie i rzucił w moją stronę krótkie spojrzenie by upewnić się, że wszystko w porządku. Ja zaś skinąłem głową by dać mu znać, że nie trzymam do niego żadnej urazy.

- Ale jak? W jednej chwili byłeś tutaj, a potem zniknąłeś i zaraz byłeś gdzieś indziej.- jako pierwszy jak zwykle nie wytrzymał Jay.

Nie powiem żebym ja w stu procentach rozumiał to co się właśnie stało. Choć powoli zaczynał mi się już kształtować pewien pomyśł. Jednak nie byłem jeszcze w stanie połączyć tego wszystkiego w spójná całość.

Dopiero następne słowa Zane'a mi w tym pomogły. Oczywistym było, że jeśli ktoś z nas miał jako pierwszy rozgryźć tę zagadkę, był to nikt inny jak właśnie biały ninja.

- Rzecz w tym, że wcale nigdzie nie zniknąłeś. Cały czas tu byłeś. Tylko w nieco innej formie. Zgadza się?

Słysząc wysunięty przez niego wniosek, Morro skinął głową z uznaniem.

- Właśnie. Wiatr jest niestały, zmienny. Większość osób nie zwraca na niego uwagi dopóki nie jest za późno. Jednak gdy pokaże swoją prawdziwą moc, jest trudny do powstrzymania.- po tym oświadczeniu po raz kolejny "zniknął", zaś my mogliśmy poczuć lekki ale wyrazisty wiatr rozwiewający włosy czy nawet szarpiący na ubranie. Ta demonstracja nie trwała jednak długo, gdyż po chwili ponownie stanął przed nami i dokończył poprzednią myśl.- Zupełnie tak jak ja. I to właśnie jest ukryta natura. Dopóki nie zrozumiecie w pełni własnego żywiołu oraz tego w jaki sposób uosabia on was samych, nie zapanujecie nad nią.

No więc...cześć. Prawdę mówiąc nie widziałam już większej przyszłości dla tej książki, ale jak to zwykle bywa, dzięki pewnej osobie zmogłam się do napisania kolejnej części.

Wiem, że takie wstawianie rozdziałów przeze mnie jest uciążliwe i pewnie zniechęciło już większość czytających tę książkę. Bardzo was za to przepraszam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

Jednak jeśli ktokolwiek tu został to bardzo, ale to bardzo się z tego cieszę i dziękuję. 💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top