18. Rozmyślania w środku nocy.
Jay
Po wszystkim co się wydarzyło byłem wykończony! Najpierw ta cała nieszczęsna walka. Potem kłótnia z Kai'em. Rany, co go takiego ugryzło? Znaczy wiem, że może nie lubić Morro, w końcu ja sam na początku też symparią go nie darzyłem, ale jednak pokazał już, że tym razem jest po naszej stronie. W końcu uratował Kai'owi życie! I nie doczekał się z jego strony nawet głupiego "dziękuję". Czasami Kai bywa naprawdę irytujący.
Ale w tej chwili nie chciało mi się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić. Marzyłem tylko o jednym. Żeby choć na chwilę pójść spać i wreszcie zapomnieć o wszystkich problemach. O Cieniach, o tajemniczej przeciwniczce i ogólnie o wszystkim co teraz zaprzątało moje myśli.
Jednak kiedy już leżałem w łóżku, to sen wcale nie miał zamiaru przychodzić. Wręcz przeciwnie. Leżałem tak, a co za tym idzie, przez cały ten czas myślałem wyłącznie o Nyi. Tak strasznie się o nią bałem. A co jeśli ktoś zrobił jej krzywdę? Nawet byśmy o tym nie wiedzieli. Chociaż może wtedy byłoby tylko gorzej? I tak nic nie moglibyśmy na to poradzić. Zaraz, co ja wygaduję?! Oczywiście, że byśmy ją ratowali! Zrobiłbym wszystko byle tylko ją ochronić.
Przewróciłem się na drugi bok z nadzieją, że może to mi pomoże zasnąć. Jednak znów się pomyliłem. Bez przerwy nachodziły mi same ponure scenariusze. A co jeśli to? A co jeśli tamto? Ja tu zaraz oszaleję! Powstrzymałem się od krzyku tylko i wyłącznie dlatego, żeby nie obudzić śpiących już Zane'a i Kai'a. Chociaż może oni też nie śpią i też martwią się o resztę?
A. Może wreszcie sam przestałbym się tak zamartwiać? Czasami naprawdę nie znosiłem tej części siebie.
Ale nagle wpadłem na pewien pomysł. Zamiast myśleć o niezbyt optymistycznych scenariuszach, skupiłem się na wszystkich miłych wspomnieniach o Nyi, jakie tylko mogłem sobie teraz przypomnieć. Nasze pierwsze spotkanie, pierwsza randka w wesołym miasteczku, to niezadowolenie Kai'a kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić, a na koniec cała historia z Nadakhanem, której nawet nikt nie pamięta. W sumie to trochę szkoda. Niektóre rzeczy układały się tam całkiem ładnie...
Nim się obejrzałem, mój plan poskutkował i wreszcie udało mi się zasnąć, nadal nie przerywając miłego wspominania o dziewczynie.
Morro
Po dość nietypowej wymianie zdań z Lloydem ruszyłem w kierunku głównego centrum dowodzenia, gdzie ninja nadal przetrzymywali książkę i zwój. W zasadzie to dobrze wiedziałem, że nie wyczytam tam niczego dla mnie nowego, ale czymś musiałem się zająć. Chciałem to wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć.
Muszę przyznać, że nadal czuję się nieswojo, swobodnie poruszając się po kwaterze ninja. W końcu łączą nas dość napięte relacje... ale nie na tym chciałem się teraz skupić.
Wszedlem do sporego pomieszczenia i bez zastanowienia chwyciłem za książkę i zwój. Następnie usiadłem przed ekranem, na którym wyświetlona była cała mapa Ninjago. Może to pomoże mi coś wymyślić lub chociaż ustalić cokolwiek co mogłoby nam w tej chwili pomóc. Wróć, od kiedy ja mówię w formie "my"? Coś złego zaczyna się ze mną dziać.
Ale zacznijmy od początku. Najpierw trzeba ustalić fakty. Bez dwóch zdań to Darkness stoi za moim atakiem na ninja. Chociaż byłoby łatwiej gdybym cokolwiek z tego pamiętał. To jest myśl! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Zacząłem szukać tego co mnie w tej chwili interesowało, a mianowicie nagrań z tamtej walki. Na szczęście nikt ich od tamtej pory nie usunął, więc po chwili już mogłem je spokojnie obejrzeć. I przyznaję, że to było naprawdę dziwaczne uczucie, oglądać własną walkę, z której kompletnie nic nie pamiętałem.
Jednak z tych nagrań niczego więcej nie wyciągnąłem. Nic ciekawego się nie zarejestrowało. Chociaż... przez pewien urywek filmu, zdało mi się, że zauważyłem coś ciemnego na ekranie. Już dobrze wiedziałem co to takiego. Żałuję tylko, że żadna z kamer nie zarejestrowała chociaż kierunku odlotu Cieni.
No trudno. Przynajmniej coś z tego wszystkiego wyniosłem. Jedno muszę zapamiętać. Przy najbliższej okazji trzeba będzie przeprosić Jay'a.
W takim razie lecimy dalej. Ninja piorunów wspominał jeszcze o walce w wesołym miasteczku. To tam stracili moce. I tutaj może wreszcie dowiem się czegoś ciekawego. Znalazłem inne, interesujące mnie w tej chwili nagranie i włączyłem je. Po obejrzeniu całego, przyajmniej wreszcie miałem jakiś punkt zaczepienia. I to nie byle jaki. Chociaż pierwotnie myślałem, że utrata mocy obu mistrzów jest długotrwała, to okazało się, że najprawdopodobniej się myliłem. A to w pewnym sensie całkiem dobra wiadomość.
Ale pokolei. Na nagraniu zauważyłem, że jeden z cieni nie ingeruje w walkę, tylko siedział na uboczu. Różnił się też nieco w wyglądzie. Najbardziej widoczną różnicą były jego oczy... a dokładniej mówiąc JEJ oczy. To spojrzenie rozpoznam wszędzie. Obserwowała ich wtedy i to za jej sprawką dwóch z ninja straciło swoje żywioły. To by w sumie miało sens...
Nagle zauważyłem coś na co wcześniej najwidoczniej nie zwróciłem uwagi. I tym razem nie było to nic pozytywnego. Stwór, którego obserwowałem, zwrócił spojrzenie wprost na kamerę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zauważyłem też coś na kształt kpiącego uśmiechu. To nie mógł być przypadek. Ona dobrze wiedziała... chciała, żebym to zauważył.
Tylko pytanie brzmi- po co? Co takiego ona znowu kombinuje? Poraz kolejny wpadłem w jej chorą grę. W takim razie muszę ją podjąć. I tym razem nie przegram.
Wstałem gwałtownie od komputera i już miałem zamiar wyjść, kiedy w oczy rzucił mi się niewielki napis na zwoju, który wcześniej wwziąłem ze sobą. To oczywise, że ninja nie byli w stanie wszystkiego rozszyfrować. To język, którym posługiwano się jedynie w Przeklętej Krainie. Może i zauważony przeze mnie fragment nie był długi, ale za to całkiem interesujący. "Ukryta moc wskarze drogę do zwycięstwa. Nie ufaj rozumowi lecz sercu."
Jeszcze nie wiem co to wszystko znaczy, ale zdecydowanie za dużo tropów jak na pierwszy raz. Muszę iść chwilę odetchnąć. Może na zewnątrz coś przyjdzie mi do głowy.
Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Ruszyłem w stronę wyjścia. W zasadzie to było ono niedaleko. Wystarczyło tylko przejść korytarz i...
Nagle coś zatrzymało mnie w miejscu. Tym czymś okazały się być głosy rozmowy prowadzonej w kuchni przez dwie osoby. Akurat te dwa głosy rozpoznałbym wszędzie. To bez wątpienia byli Cole i Lloyd. Z czystej ciekawości stanąłem pod ścianą i nasłuchiwałem o czym rozmawiają. Jak się szybko przekonałem, to ja byłem tematem ich rozmowy. Widocznie ta wymiana zdań trwała już od jakiegoś czasu, na co wskazywały słowa zielonego ninjy.
- Nie był w takiej sytuacji. Boi się nam zaufać, bo zbyt dużo już w życiu stracił. Kiedy wychowujesz się samotnie, to zawarcie pierwszych przyjaźni nie jest łatwe. Skąd ma wiedzieć, że go nie wykorzystamy, lub po prostu nie zostawimy, kiedy nie byłby już potrzebny? Bo tak właśnie funkcjonuje świat tych, którzy byli zmuszeni zawsze radzić sobie sami. I właśnie dlatego nie chce nam zaufać. To dla niego najbezpieczniejsze wyjście.
Drgnąłem lekko po usłyszeniu tych słów i przymknąłem oczy, aby się nieco uspokoić. To co powiedział Lloyd... było prawdą. Pytanie tylko skąd on o tym wiedział? Aż tak to po mnie widać? Nie sądzę. Wyjaśnienie jest inne.
Nagle z nieznanych powodów bardzo zaciekawiła mnie jego historia.
Teraz zacząłem się zastanawiać czy obrałem dobrą taktykę. Czy odrzucenie ich oraz ich starań naprawdę jest słuszną decyzją? Czy tak rzeczywiście będzie lepiej? A może jednak dać im szansę i nie odcinać się od nich? W końcu... Cole'owi już zaufałem i jeszcze tego nie pożałowałem.
To wszystko było skomplikowane.
W tej chwili dotarła do mnie jeszcze jedna wypowiedź, tym razem należąca do mistrza ziemi.
- W takim razie musimy mu pokazać, że nie jesteśmy tacy źli. W końcu z tobą nam wyszło, no nie?
Po tych słowach usłyszałem jeszcze ich śmiech- szczery i radosny. Taki, którego sam jeszcze nigdy nie zaznałem.
Ci dwaj byli sobie naprawdę bliscy. Nie... nie tylko oni. Wszyscy tutaj są dla siebie wsparciem. Nie tylko przyjaciółmi, ale też... bliscy niczym rodzina. Rodzina, której ja nigdy nie miałem...
Z powrotem skierowałem się w stronę wyjścia, tym razem z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż miałem poprzednio. Byłem tym wszystkim na tyle przejęty, że nawet nie zwróciłem uwagi ma jedną ze skrzypiących desek, na której stanąłem i która mogła wydać moją obecność. Jednak w tej chwili nie miało to dla mnie znaczenia.
Na myśl ciągle nasówało się tylko jedno pytanie. Kim oni tak właściwie teraz dla mnie są?
No i znów cześć!
Ogólnie to nie mam nic ważnego do powiedzenia, poza tym, że ten rozdział mi nie wyszedł i mi osobiście się nie podoba. Ale Może ujdzie, co? W sumie to będzie musiał. Chociaż jeszcze raz przeoraszam za niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top