1. Dzień wolny w wykonaniu ninja (korekta)
Nastał kolejny dzień w Ninjago City. Z rana miasto wyglądało spokojnie. O ile rzecz jasna przyjmujemy, że w tym miejscu w ogóle można mówić o czymś takim jak spokój. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że ani wężonowie, ani duchy, ani piraci nie atakowali miasta, to chyba właśnie panował niedługi czas względnego odpoczynku od ciągle grożącego mieszkańcom niebezpieczeństwa.
Ale nie przedłużając przejdźmy do ciekawszej kwestii. Miasto stoi? Stoi. Czyli wszystko co musieliście wiedzieć, już wiecie. A teraz zobaczmy co u naszych dzielnych ninja.
- Nie ma mowy. Nie mam zamiaru powtarzać sytuacji z wczoraj.- stwierdził oburzony Jay, krzyżując ręce na piersi i przybierając minę jasno mówiącą, że swojego zdania nie zamierza zmieniać.
- No weź. Wczoraj to był wypadek.- bronił się Cole, próbując mimo wszystko ułagodzić przyjaciela. Jednak w obecnej sytuacji stał na przegranej pozycji, na co wskazywały słowa kolejnego z członków zespołu.
- Tak jak ostatnie kilka razy.- Kai energicznie poparł Jay'a, również stając w opozycji do pomysłu bruneta.
- Ja zamiast „kilka" śmiało mogę powiedzieć „wszystkie".- dorzucił nieco zgryźliwie ninja błyskawic, choć każdy kto go znał, wiedział, że ma on tendencję do wyolbrymiania problemów, a jego słowa nie zawsze należało brać do siebie.
- Hej. Chyba trochę przesadzacie.- Cole niezrażony wciąż nie zamierzał dać za wygraną, choć teraz przybrał nieco inną strategię. Zamierzał zagrać na emocjach przyjaciół. Jednak jego plan upadł równie szybko, jak zrodził się w jego głowie.
- Zdecydowanie nie. Za każdym razem gdy wchodzisz do kuchni, kończy się to katastrofą!- tym razem Jay nie zamierzał się hamować i walnął prosto z mostu. Zaś po jego słowach nastała krótka cisza, którą zdecydował się przerwać milczący dotychczas ninja.
- Moim zdaniem nie było tak źle. Ważne, że się starał.- dodał Zane, chcąc trochę pocieszyć kolegę, na co otrzymał wdzięczny uśmiech ze strony przyjaciela.
- Mówisz tak, bo nie musiałeś tego jeść.- mruknął pod nosem Jay, ale brunet zdawał się go nie usłyszeć, albo zwyczajnie zignorować.
- Przynajmniej na jednego z was można liczyć.- powiedział Cole udając oburzonego, jednak w rzeczywistości przywykł, że jego (wątpliwy) talent kulinarny był niedoceniany.- To może spróbuję... jeszcze raz?
- Nie ma takiej potrzeby bo...- zaciął się Jay, próbując na szybko wymyślić wiarygodną wymówkę dzięki czemu tym razem ich żołądki pozostaną nienaruszone a cała piątka nie spędzi kolejnego wieczoru na zmianę biegając do najbliższej łazienki.
- Bo dziś idziemy coś zjeść na mieście. Może skoczymy do restauracji.- Kai w porę przyszedł koledze z pomocą, z argumentem brzmiącym tylko trochę jak kiepska wymówka.
- Może, całkowitym przypadkiem, do tej, w której pracuje Skaylor?- zażartował nieoczekiwanie Cole, nie zamierzając przepuścić nadarzającej się okazji, puszczając przy okazji oko w kierunku ognistego ninja. W zasadzie to zdążył się już pogodzić z odmową, ale to nie oznaczało, że zamierzał poddać się bez walki. W końcu ninja nigdy się nie poddają, prawda?
- Nie...nie mam pojęcia do czego zmierzasz.- odparł wyraźnie zmieszany Kai, dobitnie unikając przy tym rozbawionego wzroku kolegi. Nie musiał jednak widzieć, żeby wiedzieć, że ten w tej chwili szeroko się uśmiecha i już zdążył złapać z chichoczącym Jay'em wspólny front.
- To co, idziemy? W końcu nie damy Kai'owi czekać, aby ujrzał swój obiekt westchnień.- szybko podchwycił i Jay, przybijając z Colem żółwika, widząc naburmuszoną minę szatyna.
Po tych słowach mistrz ognia spojrzał groźnie na Jay'a.
- Odczep się. Idę po Lloyda. – nie czekając na reakcję towarzyszy, pospiesznie wyszedł z pokoju i skierował się w stronę toru ćwiczeniowego. Tak jak się spodziewał zastał tam zielonego ninję w samym środku treningu.
- A ty nadal tutaj?- zagaił przyjaźnie, opierając się o burtę statku, patrząc jak jego przyjaciel pobija ich wyniki osiągnięte dotychczas na torze.
- Musimy być gotowi na wypadek gdyby ktoś zaatakował miasto.- odparł blondyn poważnie, nawet na moment nie przerywając treningu, czy choćby nie zaszczycając Kai'a spojrzeniem.
- Hej. Odpuść trochę. Nie dawno wszystkich pokonaliśmy.- czerwony ninja spróbował przekonać przyjaciela, aby ten choć na chwilę odpoczął i po prostu miło spędził czas razem z drużyną. Czy było w tym coś naprawdę aż tak złego?
- Tak nam się zdawało już kilka razy.- mmo starań ninja ognia, Lloyd pozostawał nieugięty.
- No tak, ale nie można wiecznie trenować. Trzeba czasem się trochę rozerwać.- z trudem powstrzymał się by nie przewrócić oczami na tę starą śpiewkę. Przecież ćwiczą wystarczająco ciężko. No i nie było jeszcze wroga, którego nie umieliby pokonać. Więc po co było się tak spinać?
- A czy przypadkiem, jak byłem młodszy, to właśnie wy nie kazaliście mi całego czasu poświęcać na trening?- mimo, że blondyn nie patrzył bezpośrednio na przyjaciela, musiał wyczuć, co właśnie chodziło mu po głowie. Uderzył też dość celnie, na co wskazywała zaprezentowana, ale i zmieszana mina rozmówcy.
- No tak, ale wtedy jeszcze w ogóle nic nie umiałeś.- odparł Czerwony, nerwowo drapiąc się nerwowo po głowie. Niestety zbyt późno zrozumiał, że mogło nie zabrzmieć to zbyt uprzejmie.
- No dzięki.- prychnął pod nosem Lloyd, a jego kolejny cios zadany skonstruowanemu przez Nyę robotowi treningowemu, był wyraźnie silniejszy niż było to konieczne.
- Ohh wiesz, że nie do tego zmierzałem. Po prostu uznaj, że nawet tu może trafić się jakiś spokojny okres. A kiedy będzie trzeba znowu ratować miasto, wtedy będziemy gotowi.
Na krótką chwilę między dwojgiem ninja zapanowała cisza, w trakcie której Lloyd widocznie musiał stoczyć wewnętrzną walkę z własnym poczuciem obowiązku. W końcu jednak przerwał trening i po raz pierwszy odwrócił się w kierunku rozmówcy, posyłając mu przy tym przyjacielski uśmiech. Znał Kai'a wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że często potrafi być on boleśnie bezpośredni i mówić wprost co myśli. Nie zawsze, a raczej rzadko kiedy, miał on na celu urazić któregoś z towarzyszy. Taki już po prostu był.
- No dobra, wygrałeś.- odpuścił wreszcie, odkładając broń na pobliski stojak i zmierzając w kierunku brązowowłosego.- To gdzie idziemy?
Kai z kolei widząc jego decyzję, sam uśmiechnął się zadowolony z siebie, a następnie odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Doszliśmy do wniosku, że drugi dzień z rzędu nie będziemy próbować przetrwać kuchni Cole'a i zwyczajnie pójdziemy coś zjeść na mieście.
Lloyd musiał szczerze, choć nieco niechętnie, że to brzmiało rozsądnie. Może nie przyznał by tego na głos, w przeciwieństwie do części zespołu, ale tym razem naprawdę nie był pewien czy jego żołądek to wytrzyma. Zbyt dobrze pamiętał jeszcze wczorajszą kolację. Na samą myśl aż przeszły go ciarki.
- Niezły pomysł.- skwitował nad wyraz delikatnie, co Kai przyjął z widocznym entuzjazmem.
- No to chodź. Tamci już pewnie na nas czekają.- stwierdził, po czym daj znać ręką, by wreszcie dołączyli do reszty.
Po tych słowach obaj przeszli na sam przód statku, gdzie też zgodnie z przewidywaniami Czerwonego Ninja, znajdowała się już pozostała część drużyny.
- No ile można było?- tymi oto słowami przywitał ich widocznie znudzony już, a przez to lekko poirytowany rudzielec.
Jednak chłopaki nie byliby sobą, gdyby przepuścili taką nadarzającą się okazję do podroczenia się kosztem przyjaciela. Jako pierwszy rzecz jasna zaczął Kai, chcąc się niejako odegrać na Niebieskim za jego "zdradę" i nagłą zmianę frontu podczas ich poprzedniej rozmowy.
- Kurczę Lloyd, właśnie sobie przypomniałem, że coś zostawiłem. Dajcie mi jeszcze z 5 min.
- A ja w zasadzie powinienem jeszcze załatwić jedną czy dwie sprawy.- szybko podchwycił żart Lloyd, a widząc coraz bardziej dobitą minę Jay'a, trzeci z obecnych przejął pałeczkę.
- Właściwie to, Kai czy nie powinieneś jeszcze poprawić sobie fryzury czy coś?- dorzucił swoje trzy grosze Cole.
- No właśnie. W końcu musisz jakoś wyglądać wśród ludzi.- nieoczekiwanie nawet Zane dołączył do droczenia się z towarzysza, czym chyba zaskoczył wszystkich obecnych.
- Ha ha. Bardzo śmieszne chłopaki.- odparł zgaszony tymi żartami chłopak, po czym dając za wygraną po prostu stworzył smoka i poleciał przodem w stronę Ninjago City.
Reszta przyjęła ten fakt krótkim wybuchem śmiechu, po czym poszła w jego ślady. Wyruszyli więc w męskim gronie, ponieważ jak już wcześniej zdążyli ustalić, Nya miała na dziś inne plany, a mianowicie dokończenie rutynowego przeglądu Perły, aby jak to określiła "Następnym razem była w pełnej gotowości, a nie przypominała raczej zwykłej kupy złomu".
Po kilku minutach drużyna była już na miejscu, którym okazała się ich ulubiona restauracja, którą mieli w zwyczaju odwiedzać po udanych misjach. Oczywiście każdy z nich zamówił sobie coś do jedzenia. W końcu to był główny cel ich przybycia tutaj. Główny, się nie jedyny rzecz jasna.
Kai bowiem zaczął luźną rozmowę ze Skylor, nie zważając na śmiechy i przekomarzania kolegów. Następnie jeszcze przez jakiś czas rozmawiali już wspólnie na najróżniejsze tematy. Od zwyczajowych żartów, poprzez wspomnienia niedawnych przygód, aż po plany na przyszłość. Czyli ogólnie wszystkiego po trochu.
Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy i oczywiście tak musiało być i tym razem. Coś musiało im mianowicie przerwać. Nagle bowiem ich komunikatory zaczęły migać na jaskrawoczerwony kolor, co oznaczało tylko jedno.
- Kłopoty.- stwierdził od razu poważniejąc Cole, po czym spojrzał po reszcie zaniepokojony.
- Jak myślicie, co tym razem?- zapytał trochę zawiedziony Jay, odstawiając na stół jeszcze na wpół pełen talerz deseru.
- Dziwne. W mieście nic się nie dzieje, więc skąd dochodzi alarm?- zastanawiał się na głos Lloyd, kiedy już wyszli na zewnątrz budynku.
A jego rozważania nie były bezpodstawne, ponieważ ulice rzeczywiście wyglądały wyjątkowo spokojnie. Nikt nie krzyczał, ani nie uciekał w panice. Żaden z budynków nie wyglądał też jakby miał się zaraz zawalić czy choćby stanąć w płomieniach. Mogło to wyglądać na dobry znak. W przeciwieństwie do następnych słów nindroida.
- Właśnie przestałem odbierać sygnał z Perły Przeznaczenia. Myślę, że to może mieć z tym jakiś związek.- odpowiedział Zane, na co reszta spojrzała na niego teraz już poważnie zaniepokojona. Wszyscy bowiem pomyśleli o jednym.
- O nie. Sensei i...- zaczął Zielony Ninja, niedane mu jednak było skończyć, bo w słowo weszli mu przyjaciele.
- Nya!- krzyknęli w jednym momencie Kai i Jay.
To by było na tyle jeśli chodzi o ich dzień wolny.
No witam! Oto poprawiona wersja pierwszego rozdziału. Nie wiem na ile starczy mi weny do tego przedsięwzięcia, ale postaram się coś zaradzić na kilka pierwszych rozdziałów, żeby czytanie ich nie było takim cringem. W końcu powstały one 5 lat temu, a przez ten czas sporo się zmieniło. I gdyby nie czytelnicy, byłabym gotowa usunąć tę książkę, bo jej początki były po prostu straszne. Na szczęście potem było już lepiej.
Jeśli też ktoś byłby zainteresowany, jak przebiegła korekta, to choć sens jest ogólnie taki sam, to dialogi jak i sama treść zostały porządnie rozbudowane. W jaki sposób?
Wersja 1 z 06.07.2017 r.- 697 słów.
Wersja 2 z 18.06.2023r.- 1686 słów.
No, to tyle ode mnie. Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top