Człowiek nie może walczyć ze swym przeznaczeniem.


Działo się to w zamierzchłych czasach, w krainie która już nie istnieje. Na górzystym krańcu Flammy roztaczała się swego rodzaju osobliwa dolina. W różnych jej zakątkach powstawały niesamowite anomalie. Gdzieś z piasku wyrosła soczysta trawa, w innym miejscu niespodziewanie z nieba zaczynały spadać morskie zwierzęta, niczym deszczowe krople. Ci co ją znali nazywali ją Oreasil. Z biegiem lat wokół niej narosło wiele legend i bajek. Każdy chciał na własne oczy zobaczyć ten cud natury i wychodził na wprost kaprysom pustyni, aby tylko zanieść niewielką ofiarę składającą się z młodego cielęcia i oblać żyzną ziemię tego miejsca swoimi łzami. Pewnego razu do tej tajemniczej krainy zawędrowała niczego nieświadoma dziewczynka. Jej dzieje zapisano w księdze, której strzegą Harpie, skazane na wieczne pragnienie krwi. Ich głód nigdy nie zostanie zaspokojony, ale to już inna historia. Księgę ukryto na szczycie jedynej ośnieżonej góry Ognistej Krainy. Jest to dar Bogini Pruinei za szlachetne czyny mieszkańca Flammy. Jeśli kiedyś będzie Wam dane dostąpić zaszczytu i ją spotkacie to koniecznie poproście, aby opowiedziała Wam jego historię.

W chacie niedaleko granicy Flamme z Silvą, gdzie doświadczysz piekielnych zmian atmosferycznych jakie w tym miejscu zachodzą, mieszkał ubogi mężczyzna z dwójką dzieci. Matka zmarła przy porodzie, wydając na świat chłopca. On i jego siostra, byli największymi skarbami nieszczęśliwego człeka. Skradli jego serce swoją radością życia i mrzonkami, które roiły się w ich maleńkich głowach. Raz opowiadali mu, jak byli pośrodku Pruinei i rozgramiali zaspy gołymi rękoma. Natomiast innym razem mówili, że spotkali chochliki pośród drzew Silvy i prowadzili z nimi nadzwyczaj ożywioną rozmowę. Jednak przez to co się wydarzyło później, zaczynał mieć wątpliwości co do wymysłów tych sennych mar.

Pewnego razu jego córka jak zwykle bawiła się z bratem w chowanego. Tak zatraciła się w zabawie, że nie zauważyła gdy oddaliła się zbyt daleko od domu. Zaczął zapadać zmrok. Dziewczynka miała nadzieję, że zdąży wrócić zanim nastaną całkowite ciemności. Każdy mieszkaniec krainy ognia wiedział, że wtedy budzą się demony. Niewielu udało się przeżyć w nocy na pustyni Flammy bez przygotowania i ochrony jakie dawały talizmany. Szła już bardzo długo, ale nadal nie dostrzegała świateł swojego domostwa. Zaczęła się obawiać, że zgubiła drogę i jest stracona. Te niewesołe myśli przerwał dziwny dźwięk, który zaczął szybko zbliżać się do niej. Z sekundy na sekundę było coraz bliżej. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Teraz to już nie szła, lecz rzuciła się pędem przed siebie. Pomimo że nic nie widziała, nadal parła do przodu, jak najdalej od tego czegoś co kryło się w mroku. Nagle się potknęła o jakiś zabłąkany kamień i upadła na twardy piasek. Przerażający odgłos był tuż nad nią. Ona, nadal leżąc z twarzą w piasku, wstrzymała oddech - czekając na śmierć. Nieświadomie z jej oczu zaczęły lecieć łzy, a jej głosik wypowiadał modły do Bogini tej krainy. Każdy krok tego potwora napawał ją szaleństwa, a odgłosy lasu, który...

Zaczekajcie, lasu? Jednak nie zwracała na to uwagi, bo najważniejszą rzeczą stały się tajemnicze kroki, z coraz większą szybkością zbliżające się do niej. Nagle usłyszała ciche nawoływanie w oddali, wciąż powtarzające "zaczekaj!" Ale głos był tak niewyraźny, że mogły być to zupełnie inne słowa. Nagle zapadła cisza, tak niespodziewana co przerażająca. Nierozsądne dziewczę pomyślało, że potwór dał jej spokój. Jakże się ona myliła. Istota czająca się w ciemnościach nawet nie miała takiego zamiaru i już po krótkiej chwili jednym skokiem rzuciła się na nią. Rozsiadając się okrakiem na jej drobnych plecach i ... roześmiał się? Niemożliwe, ale głos potwora był tak podobny do jej brata, że to musiał być on. A gdy otworzyła oczy, ujrzała w świetle księżyca jego zielone jak żmije tęczówki. Zrzuciła go wściekle z pleców i otrzepała się z piasku. Nie była pewna czy jest wkurzona bardziej na niego czy na siebie. Przez swą nierozwagę właśnie wylądowała z 7-letnim chłopcem na środku pustyni otoczona demonami. W tej chwili pragnęła jedynie, żeby jak najszybciej powrócić bezpiecznie do domu i zamartwiającego się zapewne ojca.

- Co ty wyprawiasz! - Mimo że starała się wypowiedzieć słowa stanowczo, brat wyczuł wahanie i strach.

- Czego się boisz Eonoi?

- Demonów. Nie pamiętasz opowieści ojca?

- To tylko bajki. Nie masz się czego bać. - Spojrzał na nią niewinnie i wyciągnął dłoń.

Dziewczyna łypnęła na nią tylko pogardliwie i samodzielnie wstała. Energicznie otrzepała się z czerwonego pyłu i skierowała się w stronę, gdzie wydawało jej się, że trafią do rodzinnej chaty.

- To nie tam. Powinniśmy iść tędy - powiedział stanowczo chłopak i ruszył przed siebie.

Eonoi nie mając wyboru dogoniła brata. Szli bardzo powoli starając się omijać wszystkie nierówności. Dziewczyna przez cały czas rozglądała się nerwowo, choć wiedziała, że w ciemnościach nic nie zobaczy. Natomiast jej brat wędrował spokojnie, jakby to była zwyczajna przechadzka. W końcu po jakimś czasie, który wydawał jej się wiecznością, zauważyła nikłe światełko w oddali. Chciała pobiec ku niemu, gdy niespodziewanie jej młodszy brat złapał ją za rękę i tajemniczo się uśmiechnął. Bardziej to wyczuła niż zobaczyła. Ale nagle jak grom z ciemnego nieba wdarła się do jej głowy myśl, że dzieje się coś bardzo dziwnego. Iż jej brat nie jest nim. A ona właśnie stała się częścią zabawy Ognistej Pani, która władała tą krainą. Zaczęłą się szarpać, ale uścisk brata był silny. Gdyby mogła na pewno by wrzeszczała, przeklinała to coś. Ale jakaś tajemna moc odebrała jej nawet to.

- Nie bój się. Tam czeka na ciebie wielki dar, lub przekleństwo. To ty decydujesz czym będzie - wysyczał to głosem nie należącym do żywych, po czym rozpłynął się w nicości.

Przerażona dziewczyna odskoczyła i dla upewnienia rzuciła w to miejsce kamieniem, a gdy nie rozległ się żaden odgłos rozejrzała się dookoła siebie. Piasek, piasek i jeszcze więcej piasku, nawet nie dostrzegła ani jednego wierzchołka gór, w których spędziła swoje dzieciństwo. Jeśli to rzeczywiście sprawiła pani Ognia to musiała mieć naprawdę okropny dzień. Chyba, że dla niej jest codziennością wysyłanie dzieci na bezkresną pustynię. Jednak zamierzała wygrać tę grę. Tata nauczył ją odnaleźć się w trudnych przypadkach. Zawsze powtarzał, aby zmierzała drogą gwiazd, bo one doprowadzą ją tam gdzie pragnie. Eonoi zadarła głowę i przyjrzała się im dokładnie. Po chwili znalazła upragniony punkt w tej stercie migoczących światełek i zaczęłą iść kierując się jutrzenką, po cichu licząc, że ta naprowadzi ją na upragnioną ścieżkę. Z minuty na minutę robiło się coraz cieplej, a wyblakły księżyc już dawno opuścił niebo dając miejsce swojemu lśniącemu następcy, który znacznie szybciej przemierzał przez nocne niebo. W pewnej chwili schował się za horyzontem, a na jego miejsce wypłynęła rozświetlona gwiazda. "Helionis" powtarzała w myślach i posłużyła się po raz kolejny rozeznaniem w terenie. Słońca zawsze zmierzają z wschodu na zachód. Ale w którą stronę się powinna udać? Nie wiedziała gdzie jest. Nie miała przy sobie ani kropli wody. Niestety nie zapowiadało się, aby przed kolejnym zmierzchem dotarła w porę do jakiejś osady. Może to najwyższy czas, aby ułożyć się w piasku i poddać się piekielnemu skwarowi? Jednak szybko rozgoniła te myśli i parła dalej na północ licząc, że jednak pani ma poczucie humoru i podaruje jej butelkę morskiej wody, aby naśmiewać się jak pije zupełnie słony napitek. Temperatura nagle osiągnęła zenitu, jednak Eonoi szła nadal w pełnym słońcu pocąc się przy tym jak bałwan, by po chwili opaść bezwiednie na kolana. Ostatkiem sił stanęła na nogi i szła nadal przed siebie, gotowa paść szybciej trupem niż się poddać. Ku jej zdziwieniu zauważyła drewniany wiatrak, a tuż przy nim zabitą osmalonymi deskami farmę i już zaczęła biec w tamtym kierunku, gdy nagle upadła, wychrypiała krótkie "Pomocy", po czym zemdlała na rozżarzonym piasku.

Eonoi rozchyliła powoli powieki i zauważyła, że jest w ramionach obcego mężczyzny. Ale zanim cokolwiek zrobiła, znów popadła w niechciany sen i odleciała w objęcia Morfeusza...

Gdy ponownie otworzyła źrenice, leżała na wielkim łożu otoczona niesamowicie miękkimi, śnieżnymi poduszkami. Rozciągnęła się, rozkoszując się delikatnym dotykiem kaszmirowego materiału. Po chwili doszło do niej, że nie jest w swoim domu i jak oparzona wyskoczyła ze wspaniałego posłania. Jednak przeceniła swoje siły i upadła, jak liść pozbawiony oparcia swojego drzewa, na podłogę. Po strojnej komnacie, która by pewnie zawstydziła dziewczynę gdyby miała czas się po niej rozejrzeć, rozniósł się głuchy hałas. Nim dziewczyna podniosła się z twardej posadzki, przez złote drzwi wbiegł młody mężczyzna. Momentalnie wziął ją w ramiona i z powrotem ułożył wśród cudownych poduszeczek.

- Po co panienka wstawała? - Eonoi wyczuwała w jego głosie reprymendę, ale i zatroskanie. - Nie wolno tak bezmyślnie postępować. Straciła panienka wiele wody. Teraz trzeba odpocząć. Zaraz przyślę służącą, aby przyniosła posiłek.

- Nie trzeba. - Poczuła się nieswojo. Nigdy nikt jej nie usługiwał. Szybciej ona swojemu ojcu i bratu.

- Trzeba, trzeba. - Młodzieniec spojrzał na nią zmartwiony. - Musi panienka szybciutko wydobrzeć.

- A czemu? - Zaniepokoiła się nagle.

Chłopak tylko na nią spojrzał niepewnie i skierował się ku drzwiom. Dziewczyna wystraszona, że jest to ostatnia chwila żeby się czegoś dowiedzieć, zapytała głośniej niż zamierzała.

- To przynajmniej powiedz mi, gdzie jestem?

- Oreasil, panienko. - Zamknął za sobą drzwi.

- To niemożliwe, ona przecież nie istnieje - wyszeptała bardziej do siebie niż do nieobecnego towarzysza.

Mimo okropnego bólu głowy popatrzyła się w okno i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Za nim była piękna łąka, która iskrzyła się w słońcu milionem kolorów, obok kwitły kwiaty i leżały ... Koniki morskie? No dobra, to akurat było mało wspaniałe. Tatuś opowiadał jej, że gdy był młody poszukiwał Oreasil i jego wiecznego źródełka, aby zakosztować jego mocy. Ale nigdy jej nie odnalazł. Wkrótce wziął za żonę ich matkę i narodziła się ona, a kilka lat później Tallea. Po zobaczeniu tego ślicznego widoku uruchomił się jej ośli upór i za pomocą łokci wspięła się do siadu. Gdy próbowała wstać, tuż obok odezwał się głos.

- Nie radziłbym.

Spojrzała w tamtą stronę i ujrzała znów tego samego chłopaka, u którego na ustach zagościł kpiący uśmiech. Po chwili walki o dominację wzrokową podszedł do niej i wziął w ramiona. Zdziwiona złapała się mocno jego szyi. Dopiero teraz zauważyła, że jest jedynie odziana w jedwabną koszulę. Mimowolnie się zarumieniła i mocniej przylgnęła do jego klatki piersiowej. Chłopak zarzucił na nią koc i wyszedł z komnaty. Przechodzili przez różne korytarze, aż w końcu zatrzymali się przed drzwiami, które ewidentnie różniły się od pozostałych. Drzwi zaskrzypiały niemiłosiernie i uchyliły się nieznacznie, jakby jakaś niewidzialna dłoń specjalnie je otworzyła przed nimi. Młodzieniec nadal dzielnie niosąc ją w swych ramionach wyszedł na zewnątrz. Eonoi wiele bajek słyszała o dziwach Oreasil, lecz nie były nawet w połowie tak piękne, jak to co zobaczyła. Tego co tam się działo, nie dało się opisać w jednym, ba - nawet milion słów, by nie wystarczyło. Całość porastała bujna roślinność, a z drzew wychylały swoje dzióbki wielobarwne papugi. Pod nimi chodziły różne zwierzęta, o których istnieniu nawet nie miała pojęcia. Wszystko wyglądało jakby wyciągnięte z jakiejś baśni o naprawdę zakręconej fabule. Ale dlaczego ona tutaj się znalazła? Jaki ma to związek z Boginią?

Jak tylko pojawili się, zaczęli gromadzić się wokół nich mieszkańcy tej przedziwnej krainy.

- Widzisz piękna. - Chłopak postawił ją ostrożnie na ziemię, ale nadal nie wypuścił ze swoich objęć. Obawiając się zapewne, że może upaść. - Ten świat umiera. I jedynym ratunkiem dla nas jesteś Ty.

- Ja? - Spojrzała w jego szkarłatne oczy, niczym piaski pustyni Flammy. - A co ja mogę? Jestem tylko zwykłą biedaczką. Nic nie mam.

- Zwykłą...na pewno nie. Jesteś dziewczyną z przepowiedni. Przysłała ciebie do nas Boginii, abyś nas wyzwoliła.

- Przepowiednia? Bogini? Ja nią nie mogę być.

- O pomyłce nie ma mowy. Zanim przybyłaś, zapowiedziały ciebie znaki.

- Słabo mi! - Zsunęła się omdlała w ramiona jej towarzysza.

Zdziwiony chłopak złapał ją i ułożył na trawie. Wśród mieszkańców zapanowało wielkie poruszenie. Zaczęli zbierać się wokół niej, aż w końcu stworzyli okrąg. Chłopak odsłonił jej twarz spod czarnej grzywki i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Za uchem zobaczył dwa krwawiące punkciki. Przeklął w myślach i zaczął wydawać rozkazy zgromadzonym. Po chwili z gąszczu roślin przyniesiono wodę, igłę sosnową i jakąś odkażającą roślinę. Chłopak przemył ranki. Przetarł igłę rośliną, po czym spojrzał w zapadnięte oczy dziewczyny i wbił ją wprost w ranę, z której zaczęła obficie sączyć się krew z jadem żmiji. Ale on się tym nie przejął i włożył pomiędzy krew zwinięty w rulon liść. Uniósł do niego wodę zmieszaną z zaparzonym rumiankiem i polał obszernie. Krew odpuściła ukazując duże zranienie. Wypuścił ciężko powietrze. Rana choć nie wyglądała ciekawie, nie była zakażona i udało mu się usunąć cały niewchłonięty jad. Poprosił o cienką linkę i nawlókł ją na igłę. Zaczął zszywać powoli ranę, po czym przykleił na nią kawałek tej samej rośliny co wcześniej i uniósł w ramionach. Zaniósł ją z powrotem do chatki i ułożył w wielkim łożu. Wyszedł cicho z komnaty, pozostawiając ją w samotności. Zrobił to co mógł, teraz wszystko zależało od woli walki dziewczyny i stanu jej odporności. Jednak wolał nie wyobrażać sobie co wydarzyłoby się, jeśli ją przegra. Szybko odgonił te niewesołe myśli i udał się wytłumaczyć incydent stworzeniom, które widziały akcję ratunkową.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za młodzieńcem, powietrze zrobiło się niespodziewanie ciężkie i parne. Przy posłaniu dziewczyny pojawiła się postać odziana w czerwoną suknię. Jej skórę i włosy lizały wesoło płomienie żywego ognia. Usiadła na posłaniu. Po chwili pochyliła się ku twarzy dziewczyny i złożyła na bladych ustach gorący pocałunek. Ciało dziewczyny zaczęło iskrzyć unosząc się nieznacznie w powietrzu, by zaraz ponownie upaść na miękkie poduszki. Eonoi otworzyła oczy i ze zdziwieniem stwierdziła, że znowu znajduje się w chacie.

- Jak tutaj się znalazłam?

- Ukąsiła ciebie Lamia. Ale już nic ci nie grozi. - Kobieta patrzyła na nią, tak że dziewczynie zrobiło się ciepło. - Jak już dobrze się czujesz, musimy porozmawiać. Jestem Ognistą Panią, opiekuję się tym światem.

Spojrzała na nią wyczekująco, lecz nie doczekawszy się odpowiedzi zaczęła kontynuować. Eonoi nawet nie śmiałaby jej przerywać. Od zawsze jej wpajano, że Igrająca z ogniem jest sprawiedliwa, lecz potrafi być również okrutna. Więc siedziała milcząc i czekając co może chcieć od niej, zwykłej śmiertelniczki Pani Ognia.

- Pewnie chcesz wiedzieć czemu ciebie tutaj sprowadziłam? Ta kraina umiera. Zabijają ją mieszkańcy Spero, przychodząc tutaj i zatruwając ją swoim światem. Musisz ją uratować, bo tylko ty to możesz zrobić. Nie jesteś zwykłym człowiek, jak ci się zdaje. Zrodziłaś się z ognia i burzy. Drzemie w tobie moc, która zbudzona ukryje na zawsze przed wzrokiem obcych to czego zażyczysz.

- Ja, o Pani musiałaś się pomylić.

- Milcz głupie dziecko. - Nagle zaczęła cała płonąć, lecz po chwili znów wróciła do pierwotnej postaci. - Wiedz, że ja ją w tobie umieściłam i teraz przyszła kolej wypełnienia zadania. Czyń swoją powinność córko.

- Ale ja nie wiem jak - powiedziała bezradnie.

- Dlaczego ci śmiertelnicy niczego nie umieją? - Pokiwała zrezygnowana. - No dobrze, więc zacznijmy. Pomyśl o tym, że bardzo chcesz otoczyć te krainę niewidzialnym murem. - Spojrzała na nią wyczekująco. - Właśnie tak, a teraz spróbuj wybudować go gołymi rękoma. Staraj się nie przegapić żadnej luki, bo może to się skończyć katastrofą. Teraz otul całą krainę tym murem i przemień go w kopułę. Poczujesz znużenie, ale spróbuj je pominąć. - Na jej ustach zagościł ciepły uśmiech. - Bardzo dobrze, a teraz otwórz oczy. Właśnie stworzyłaś magiczną tarczę wokół Oreasil.

Niespodziewanie do komnaty wpadł młodzieniec, na jego twarzy malował się strach i niedowierzanie. Gdy tłumaczył swoim poddanym, niebo poczerniało i wokół nich zaczął się tworzyć krąg z piasków pustyni. Od razu domyślił się, że to spełnia się właśnie przepowiednia. Ruszył zaniepokojony do swojego gościa. Gdy tylko wkroczył do komnaty, zauważył Ognistą Panią. Zmieszany nie wiedzą co ma czynić, ukląkł i spuścił wzrok. Lecz wtem usłyszał przerażający okrzyk, który wydobył się z gardła młodej dziewczyny. Momentalnie się przy niej znalazł i zaczął ją cucić.

- Przykro mi dziecko, ona nie żyje. - Kobieta patrzyła smutno na mężczyznę, który tulił do swojego serca martwe ciało Eonoi. - Wypełniła swoje zadanie. Uwierz mi, gdybym mogła uratowałabym ją. Ale moc to ona i bez niej nie mogła żyć.

- Dlaczego? Nie było innego wyjścia? - załkał cicho.

- Nie. Magia wymaga ofiar, życie za życie. Taka jest jej cena. - Podeszła do nich i delikatnie wyjęła ciało dziewczyny z uścisku młodzieńca. - Rządź mądrze i sprawiedliwie, aby pamięć o jej czynie nigdy nie poszła na marne. A żebyście zawsze pamiętali o niej, spójrzcie w niebo przed zmrokiem. Gwiazda która pierwsza się pojawi będzie nią i jako ostatnia zejdzie z posterunku. Już na wieki strzec was będzie na nieboskłonie. Żegnaj Królu Battisto.

Rozpłynęła się, a jedyny ślad jaki po niej został to kupka krwistego piasku w miejscu gdzie ostatnio stała. Mężczyzna podniósł się i wyszedł do swoich poddanych, aby obwieścić im o bohaterskim czynie Eonoi. W tym czasie zapadł zmrok i na jeszcze ciemnym niebie zaświeciła jasno gwiazda. A gdy na nią spojrzeli, każdy przysiągłby, że do nich zamrugała.

I od tamtej pory każdej nocy Eonoi wstaje wraz z mrokiem i kładzie się spać z nastaniem dnia, by strzec mieszkańców Oreasil. I tak do zarania dziejów. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top