- Epilog -

Władca Ciem chciał zapamiętać ten dzień jako chwilę swojego ostatecznego triumfu. Pieczołowicie planował go od kilku tygodni. Rzadko wychodził ze swojej pracowni, udając, że całkowicie oddawał się pracy projektanta mody. Tym razem nie zdradzał szczegółów nawet Nathalie, ponieważ musiała zajmować się bieżącymi sprawami i problemami w firmie. Gdy wszystko zostało dopracowane, pozostało jedynie czekać na idealnego złoczyńcę.

Został nim jakiś romantyczny głupiec, którego odrzuciła dziewczyna po oświadczynach. Jego moc nie wydawała się być zbyt potężna, lecz nie o to chodziło w planie złoczyńcy. Władca Ciem chciał zwabić bohaterów w miejsce, gdzie odkrył, że stacjonował Mistrz Fu.

Jakież wielkie okazało się zdziwienie posiadacza miraculum motyla, gdy po dotarciu do kamienicy okazało się, że stała całkowicie pusta, włącznie z mieszkaniami na niższych piętrach. Ogarnął go gniew, którego się sam po sobie nie spodziewał.

Walka z bohaterami była nieznośna, zwłaszcza że Czarny Kot poświęcał zbyt dużo energii na kretyńską paplaninę, co jednak wpływało na niekorzyść bohaterów. Władca Ciem rozkazał Kamieniarzowi zająć się Biedronką, podczas gdy on rozprawi się z sierściuchem. Musiał przyznać, że młody delikwent walczył lepiej, niż przypuszczał. W pewnym momencie bohater zdołał go skutecznie ogłuszyć.

Kiedy Władca Ciem doszedł do siebie, zdał sobie sprawę, że w budynku nie rozlegały się już żadne odgłosy walki. Zdziwiło go to tak samo jak fakt, że Kamieniarz znajdował się tuż obok niego, całkowicie nieruchomego, jakby stał się robotem, któremu padła bateria. Władca Ciem wściekł się, kiedy pomyślał o tym, że ci przebrzydli bohaterowie musieli uciec. Jego plan zawiódł...

Tylko w takim razie dlaczego Biedronka nie odmieniła Kamieniarza? Czy to miał być jakiś podstęp? Władca Ciem niechętnie wstał, by rozeznać się w sytuacji.

Pierwszym, co straszliwie rzucało mu się w oczy, było to, że budynek został bardzo mocno uszkodzony. Wszędzie leżały odłamki gruzu, a w ścianach ziały dziury i wgniecenia. Zmysł perfekcjonisty i zwolennika porządku sprawił, że zmarszczył z niesmakiem nos na ten widok. Jak dobrze, że nie musiał być tym, który to wszystko posprząta.

Mężczyzna wszedł do następnego pomieszczenia, w napięciu oczekując zasadzki lub wręcz przeciwnie – pustki. Okazało się jednak całkowicie inaczej. Zamarł, nie wierząc własnym oczom, chłonąc rozciągający się przed nim widok z szeroko otwartymi oczami.

Władca Ciem nie spodziewał się, że jego złoczyńca mógł zrobić coś takiego. Zawsze wydawał polecenie, by przyniesiono mu miracula Biedronki i Czarnego Kota, które już dawno powinny znaleźć się w jego rękach. Nigdy, przenigdy nie podejrzewał, że w wyniku tych pragnień może stać im się prawdziwa krzywda.

Mylił się.

Zobaczył dwoje bohaterów leżących nieruchomo na ziemi w rogu pokoju. Podszedłszy bliżej, jego wzrokowi nie umknęła podejrzanie duża kałuża krwi, która znajdowała się pod chłopakiem, który znajdował się bliżej. Z kolei dziewczyna ledwo pozostawała widoczna, ponieważ od pasa w dół jej ciało znikało pod ogromną stertą gruzu, która musiała pochodzić ze znaczącej dziury w suficie. Przebijały się przez nią skrawki szarego, listopadowego nieba.

Mężczyźnie zwyczajnie zabrakło słów. Powoli dochodziła do niego ponura prawda, że doszło do tego, czego nigdy się nie spodziewał, walcząc z tą dwójką od tylu miesięcy.

Byli martwi.

Nie chciał w to wierzyć, lecz jego oczy nie mogły kłamać. Kiedy zbliżył się jeszcze bardziej do nastolatków, dostrzegł coraz więcej przerażających szczegółów. Wolałby na to nie patrzeć, ale teraz już nie potrafił po prostu się odwrócić i udawać, że to wszystko się nie wydarzyło.

Zginęli. Z jego winy.

Dziewczyna leżała na plecach, a jej oczy były półprzymknięte i ziała w nich pustka. Władca Ciem wzdrygnął się, kiedy je ujrzał. Zawsze biła z nich niesamowita pasja i determinacja, których nie potrafił dziewczynie nie przyznać. A jednak teraz to już nie miało większego znaczenia.

Chłopak spoczywał na brzuchu, spod którego wypływała kałuża jasnej krwi. Musiał próbować zatamować krwotok jedną z rąk, podczas gdy druga leżała wyciągnięta w stronę dłoni Biedronki. Jego włosy były sklejone od potu i brudu, a oczy zamknięte.

Władca Ciem zwrócił uwagę na to, że ręce nastolatków znajdowały się ledwie milimetry od siebie. Nie był głupcem; wiedział, że młodzi stali się parą kilka tygodni wcześniej. Okazywali sobie uczucia na każdym kroku, zapewne myśląc, że on tego nie dostrzegł. A może po prostu nie przejmowali się tym, wierząc w siłę swoich uczuć, że zdołają dzięki nim stawić czoła każdej przeciwności losu?

Ich szczęście właśnie dzisiaj się skończyło.

Władca Ciem dopiero po jakimś czasie usłyszał natarczywe pikanie. Początkowo spiął się, nie znając jego źródła. Może jednak to wszystko było tylko projekcją mającą zmylić jego czujność? Z jednej strony byłby wściekły, gdyby to okazało się prawdą, lecz z drugiej odczułby dziwną ulgę, iż to tylko iluzja.

Po chwili stało się jednak jasne, że to nie była żadna projekcja, a pikanie dochodziło z miraculów martwych właścicieli. Niedługo po tym dość niespodziewanie rozczarowującym odkryciu błysnęło różowe oraz zielone światło, a obok nastolatków znalazły się ich maleńkie kwami, które od razu podleciały do siebie, by się przytulić. Usłyszał ich cichy płacz, lecz chwilę później już nie zwracał na nich uwagi, ponieważ skupił całą swoją uwagę na tożsamości bohaterów.

Dziewczyną okazała się Marinette Dupain–Cheng, młody talent i obiecująca przyszła projektantka mody. Zawsze silnie broniąca swoich wartości, gotowa pomagać każdemu, kto będzie tego potrzebował. Odważna, z niezbitą wolą, niekwestionowana liderka. Na bycie Biedronką nadawała się idealnie, a Władca Ciem pluł sobie w twarz, że wcześniej tego nie podejrzewał.

Już nigdy nic nie zaprojektuje, pomyślał z dziwnym żalem w sercu.

Jednak kiedy złoczyńca skierował swój wzrok w stronę prawdziwego oblicza drugiego bohatera, coś w nim zwyczajnie pękło. Padł na kolana, wypowiadając szeptem słowa przemiany zwrotnej, nie zwracając uwagi na Nooroo, który zawisł tuż obok niego ze spuszczoną głową i smutkiem na maleńkiej twarzyczce. Projektant przygarnął do siebie bezwładne i zimne ciało swojego dziedzictwa, które pozostało mu po jego ukochanej Emilie.

Jedynego syna, Adriena.

Jego ubrania nie były aż tak bardzo zabrudzone, jednak w czarnej koszulce na środku brzucha nastolatka tkwiło rozdarcie, a pod nim mieściła się przerażająca ciemna dziura, z której nadal powoli wypływały ostatki krwi.

Gabriel nie miał pojęcia, że był zdolny do odczuwania aż tak wielkiej rozpaczy.

Zawsze myślał, że widok żony pogrążonej z magicznej śpiączce było jedynym, co zmiękczy jego stwardniałe serce. Teraz jednak czuł się potwornie zagubiony. Przytulił mocniej Adriena, jakby wierzył, że dzięki temu się obudzi. Niestety jego oczy pozostawały zamknięte, a klatka piersiowa nieruchoma. Ręce i głowa bezwładne, gdy mężczyzna zaczął nim delikatnie potrząsać, marząc o cudzie, który nawet w głębi jego świadomości miał się nie zdarzyć.

– Nie! – powiedział dziwnie płaczliwym tonem, jakiego nigdy u siebie nie słyszał. – Co ja najlepszego narobiłem...?

– Ostrzegałem cię nie raz, panie – odezwał się smutno Nooroo. – Twoja rządza zdobycia miraculów drastycznie wzrosła w ostatnim czasie. Przerodziła się w tak ogromną frustrację, że gdy dzisiaj zaakumizowałeś tamtego człowieka w Kamieniarza, przekazałeś mu ją wraz z mocami. Przerodziły się one w broń, którą wykorzystał w walce. Tych dwoje... nie miało szans z tak niszczycielską siłą negatywnych emocji.

Te słowa sprawiły, że z oka Gabriela wypłynęła jedna, pojedyncza łza, która spadła na blady policzek Adriena, sprawiając, że wyglądał, jakby to sam chłopak płakał. Sprawiło to, że projektant zawył jeszcze mocniej.

Agonia, którą czuł, rozrywała mu serce i duszę. To on do tego wszystkiego doprowadził. On sam, co prawda nie do końca świadomie, lecz to go nie usprawiedliwiało. Wiedział, że korzystanie z magii miraculów było bardzo ryzykowne od samego początku. Nie przypuszczał jednak, że przyjdzie mu za to wszystko zapłacić tak wysoką cenę.

Po chwili uspokoił się na tyle, by usłyszeć rozmowę, która przerodziła się w kłótnię tuż obok niego.

– Zabiję go, przysięgam!

– Nie możesz tego zrobić! To wbrew zasadom, my nie zabijamy ludzi...

– Skotaklizmuję ten jego parszywy ryj, że własny syn go nie pozna... a nie, przepraszam, przecież on sam zabił swojego jedynego syna...

– Dość, Plagg! Nie dość już na dzisiaj śmierci? Nie rób tego, proszę, nie widzisz, że on żałuje?

– Przez miesiące nie odzywał się do swojego dzieciaka, Tikki! Jest kanalią, bez względu na to, jak teraz się zachowuje! Założę się, że najbardziej mu szkoda jego pobrudzonych rurek, które...

– Przestańcie – powiedział z miną przegranego Gabriel. – On ma rację. Byłem potworem i nic tego nie zmieni. Nie cofnę czasu. Nic nie wymaże tego, co uczyniłem... do czego doprowadziłem...

– Chociaż raz w życiu powiedziałeś coś z sensem – wysyczał Plagg z najeżoną sierścią. Mimo złości widać było po nim także smutek, ponieważ jego zielone oczy zwilgotniały od powstrzymywanych łez.

– Dlaczego to wszystko robiłeś, panie Agreste? – zapytała równie poruszona Tikki, która co chwilę mimowolnie zerkała na nieruchomą twarz Marinette. – Co było tego warte? Tak ogromnej ceny?

– Emilie – odparł zduszonym głosem Gabriel. – Chciałem tylko ją odzyskać. Zbudzić ją ze snu, w który zapadła po korzystaniu z uszkodzonego miraculum pawia. Pragnąłem tylko jej powrotu, żeby... po prostu móc ją widzieć, ten uśmiech i blask w oczach, które Adrien po niej odziedziczył. Bez niej nasza rodzina nie miała sensu, bo ja...

– Bo byłeś tchórzem, gnido! – wtrącił się ponownie Plagg, podfruwając do blond włosów swojego martwego właściela. – Ten dzieciak nigdy nie zasługiwał na to, co mu robiłeś. Byłeś okropnym rodzicem, nie spędzałeś z nim czasu, nie wiedziałeś, co czuje, co lubi, jakie ma marzenia... że się dusił w tym więzieniu, który usilnie starał się nazywać domem!

– Tym razem muszę przyznać ci rację, Plagg – powiedziała zdławionym głosem Tikki, która spoczęła delikatnie na czole Marinette, odgarniając z niego zbłąkane kosmyki ciemnych włosów. – Gdybyś potrafił pogodzić się z odejściem żony, to dostrzegłbyś, że Adrien mimo swojego bólu już to zrobił. Był niemal całkowicie sam, a ty go w dodatku izolowałeś od jedynych ludzi, którzy go akceptowali i wspierali, czyli kolegów i koleżanek ze szkoły. Nawet twoja asystentka czy jego ochroniarz... oni musieli się stać jego rodziną, gdy ty nie potrafiłeś nią być.

– Więc uczynię wszystko, aby to naprawić – wyszeptał Gabriel, czule całując czoło swojego syna, wiedząc, że to jego pożegnanie. – Skoro nigdy nie byłem odpowiednim ojcem, to zniknę z jego życia na zawsze. Beze mnie będzie mu lepiej...

– O czym ty mówisz, panie? – zapytał zaniepokojony Nooroo, gdy Gabriel odpinał miraculum motyla, by po chwili odrzucić je w kąt. – Panie, co robisz?

– Nie mogę sprowadzić Emilie do życia. Choć bardzo bym chciał, wolę pozwolić jej odejść w spokoju i spotkać się z nią... o ile to możliwe... po drugiej stronie. Natomiast ta dwójka... powinna żyć. I będzie żyła, gdy połączę miracula biedronki i czarnego...

– Nie! – krzyknęła momentalnie Tikki, gdy mężczyzna delikatnie zdjął pierścień z mocą destrukcji z palca Adriena. – Nie można tego zrobić! Ktoś będzie musiał stracić życie!

– Nie mam zamiaru tego przeżyć – odparł gorzko Gabriel, tym razem odpinając kolczyki tworzenia z uszu nieruchomej dziewczyny. Już podjął decyzję i wrócił do swojej natury pełnej chłodnego opanowania. – A jeśli istnieje choć cień szansy na to, że mogę dać im życie, które najpierw zabrałem, to zaryzykuję.

– A niech ginie – odparł Plagg z założonymi rękami. – Jeśli naprawdę żałuje swoich czynów, magia absolutna zadziała.

– I tak uważam, że to zły pomysł! – Nie dawała za wygraną Tikki, latając nerwowo przed twarzą projektanta, który podniósł się na nogi. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na jej błagania.

– Tikki, Plagg, połączcie się!

Oba kwami zostały momentalnie wciągnięte do swojej magicznej biżuterii, dając Gabrielowi moc, której od tak dawna pragnął. On jednak nie zwrócił na to uwagi. Śmierć syna sprawiła, że nie miał już nic do stracenia. Nie obchodziło go jego własne życie.

Świat nie będzie po nim płakać.

– Jesteś tego pewny... Gabrielu? – zapytał cicho Nooroo, podlatując bliżej ze swoim miraculum w maleńkich łapkach. – Już dość zamętu wprowadziłeś do tego miasta.

– A więc jeszcze trochę nie zrobi różnicy – odparł pewnie mężczyzna, próbując zebrać myśli. – Gdy już mnie nie będzie, Adrien wreszcie zazna wolności, na którą od dawna zasługiwał, i dziewczynę, którą kocha. Nie potrafiłbym mu po tym wszystkim spojrzeć w oczy i choć wiem, że zasługuje na przeprosiny, nie mogę mu ich dać. Ale wiem też, że to bardzo wrażliwy chłopak i całe życie na niego czeka. Nie chcę, by osądzano go o czyny, które ciążą na moim sumieniu. Dlatego nikt się nigdy nie dowie, że to ja byłem Władcą Ciem. Ten sekret będzie znała tylko Nathalie, ale wątpię, by go kiedykolwiek zdradziła.

– Panie...

– A co do Biedronki i Czarnego Kota – kontynuował Gabriel, nie zwracając uwagi na kwami motyla. – Nie powrócą już do miasta. Ludzie, którzy mają do czynienia z miraculami, zazwyczaj źle kończą, dlatego nie chcę, by mój syn kiedykolwiek je spotkał na swojej drodze. Niech po prostu wrócą bezpiecznie do strażnika, gdziekolwiek on jest.

Gabriel wstał. Westchnął, po czym jeszcze raz spojrzał na zniszczenia, których dokonał. Po raz pierwszy czuł z ich powodu tak palący wstyd.

– Ludzie nie poznają pełnej prawdy, ale tak będzie lepiej. Poza tym nic nie stwarza tak dobrej reklamy, jak nowa legenda miasta. A legendy, mój drogi Nooroo... one nigdy nie umierają.

Po tych słowach Gabriel wypowiedział życzenie.


Nie wiem do końca, co czuję, kończąc to opowiadanie. Z jednej strony ulgę, że to koniec, bo przeciągnęłam to na o wiele więcej miesięcy, niż planowałam. Z drugiej dumę, bo jednak je skończyłam, nawet mimo tak długich przerw. Z trzeciej zażenowanie, bo w sumie to pierwsze opowiadanie, które potoczyło się zupełnie inaczej, niż jego pierwotna teoria. Ale może to i lepiej, bo pierwszego pomysłu pewnie nie potrafiłabym zrealizować, ponieważ główni bohaterowie mieli tam naprawdę umrzeć, nie poznając swojej tożsamości. Ale potem odkryłam, że nie byłabym w stanie tego napisać. 

Dlatego wyszło coś takiego. 

Pierwotnie to opowiadanie miało być też zdecydowanie krótsze. Myślałam, że zajmie mi ono maksymalnie 30 stron w Wordzie, a ma dokładnie 70. Ciekawe.

 Ale to chyba dobrze, co nie?

...

..

.

Co nie?

Bardzo Wam dziękuję, że byliście cierpliwi i to czytaliście mimo tego, że robiłam ogromne przerwy między poszczególnymi częściami. Naprawdę Was za to potwornie przepraszam. Ale dzięki temu też wiem, że przy następnych opowiadaniach nie popełnię tego błędu i zacznę je publikować dopiero wtedy, kiedy będę miała całość. 

Okej.

A teraz pytanie: czy WY macie jakieś pytania? Co Wam się podobało? Czy jest coś, co wypadałoby wyjaśnić? Macie jakieś zastrzeżenia? A może coś zwaliłam fabularnie, co trzeba poprawić?

Dajcie znać, moje Croissanciki <3

A teraz Was żegnam, żeby zabić mojego brata, który się na mnie gapi i czyta to, co piszę. Nie polecam (╯°□°)╯︵ ┻━┻

Zapraszam Was także do moich innych prac i dziękuję serdecznie za ponad 250 obserwujących ('▽'ʃ♡ƪ).

Bywajcie i pamiętajcie, że croissanty rządzą światem. A kaczki są piękne (★ ω ★).

( ゚д゚)つ Bye

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top