- Część 6 -

Gdy pierwszy szok minął, oboje zaczęli się śmiać tak bardzo, że rozbolały im brzuchy, a w kącikach oczu zgromadziły się łzy rozbawienia. Uspokoili się wiele minut później, zmęczeni doszczętnie, lecz uśmiechający się pod nosem. Żadne z nich nie ruszyło się, by powrócić na swój materac.

– Podłoga jest całkiem wygodna – przyznała Marinette.

– Muszę się z tobą zgodzić. Dziwię się tylko, że jeszcze żadne z twoich rodziców nie przyszło zobaczyć, co tu się wyprawia.

– Pewnie już śpią. Zmęczyli się upominaniem nas.

– Wyobrażasz to sobie? Upominać bohaterów Paryża! – prychnął blondyn, a po jego słowach atmosfera momentalnie zgęstniała. – Chociaż w sumie to teraz żadni z nas bohaterowie...

Marinette niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej z poważną miną. Po chwili Adrien do niej dołączył. Wpatrywali się w siebie niepewnie, świadomi rozmowy, którą powinni odbyć.

– Czy udało ci się ustalić, jak do tego wszystkiego doszło? – zapytał powoli blondyn.

– Nie – odpowiedziała niechętnie dziewczyna. – A tobie?

– Też nie. Liczyłem, że ty na coś wpadniesz.

– Zawsze musisz zwalać ciężką robotę na mnie, zgadza się? – próbowała rozluźnić atmosferę Marinette, lecz nie udało jej się. – Naprawdę chciałabym wiedzieć, ale nie mam pojęcia.

Przez kilka chwil żadne z nich się nie odzywało. Dopiero po jakimś czasie Adrien postanowił przerwać panującą w pomieszczeniu ciszę.

– A co pamiętasz z tamtego dnia? Może gdybyśmy ustalili jakąś wspólną wersję wydarzeń, łatwiej byłoby nam zrozumieć, co poszło wtedy nie tak.

Marinette zastanowiła się, po czym skinęła głową.

– Wcale nie głupie. Czasem mój Kiciuś potrafi ruszyć główką – zaśmiała się, decydując się poklepać go po włosach zamiast drapać za uchem, ponieważ teraz nie miał kostiumu super bohatera. Mogłoby to być nieco niezręczne. – Ale najpierw usiądźmy jak ludzie.

– Mówiłaś, że podłoga jest wygodna – zauważył Adrien.

– Ale teraz już nie. Chodźmy na szezlong, tam będzie najwygodniej.

– Zmieścimy się oboje?

– Pewnie.

Jakiś czas później przenosiny się udały. Dwoje nastolatków ułożyło się wygodnie na szezlongu stojącym pod okrągłym oknem, owinięci w swoje kołdry, mocno do siebie przytuleni. Głowa Marinette spoczywała na klatce piersiowej Adriena, podczas gdy on mimowolnie bawił się jej włosami.

– To był poniedziałek, więc poszłam do szkoły, o dziwo nie spóźniając się jak zawsze. Gdy pojawiła się akuma, akurat zmierzałam do łazienki, więc nie miałam trudności z przemianą. Szybko dołączyłam do ciebie na dachu, a po naszej krótkiej rozmowie i ustaleniu, że masz szlaban na randki, ruszyliśmy do walki ze złoczyńcą.

– Miałaś rację z tym szlabanem – próbował zażartować Adrien, choć w jego głosie można było usłyszeć tłumione emocje. – Faktycznie przez około miesiąc nie mieliśmy żadnej randki.

– Gdybym wiedziała, że moje słowa mają tak sprawczą moc, lepiej bym je dobierała.

– Więc będziesz musiała odkupić swoje winy.

Marinette odsunęła się od blondyna, patrząc na niego karcąco.

– Możemy wrócić do tematu, czy nie?

Chłopak westchnął, po czym skinął głową, uprzednio trącając nosem czoło nastolatki. Nie mogła nie uśmiechnąć się na ten gest, lecz po chwili ponownie spoważniała.

– Akuma znajdowała się w Galerii Lafayette – kontynuowała. – Złoczyńca nazywał się Kamieniarz i wyglądał, jak...

– Wielka kupa kamieni – wtrącił się z rozbawieniem Adrien. – Jego celem było zniszczenie najdroższych sklepów jubilerskich, ponieważ nie mógł sobie pozwolić na kupno dostatecznie drogiego pierścionka zaręczynowego dla ukochanej. Odtrąciła go i dlatego jego negatywne emocje przyciągnęły uwagę Władcy Ciem.

– Od samego początku czułam, że ten złoczyńca był jakiś inny. Początkowo w ogóle nie zwracał na nas uwagi. Dopiero gdy bardzo subtelnie rzuciłeś w niego poluzowaną częścią barierki, zwrócił się w naszym kierunku z krzykiem.

– To było niechcący – bronił się chłopak. – Jednak Kamieniarz się wkurzył i zaczął w nas rzucać tym, czym popadło.

Adrien podniósł się na łokciach, żeby dokładnie przyjrzeć się leżącej tuż obok dziewczynie. W jego wzroku pojawił się czysty smutek, dlatego Marinette uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, dotykając czule jego policzka wierzchem dłoni. Wyraźnie rozluźnił się na ten gest, gdyż przymknął oczy i to nastolatka musiała kontynuować.

– Zacząłeś odwracać jego uwagę, podczas gdy ja chciałam wymyślić sposób na to, jak go uspokoić. Niestety nie zauważyłam, że Kamieniarz nie wyglądał na zainteresowanego tobą. Nie zdążyłam się odwrócić na czas, kiedy popchnął mnie na rozbity szklany ekran wyświetlający reklamy. Jego odłamki wbiły mi się w dolną część twarzy i... od tamtego momentu zacząłeś świrować.

– Też byś zaczęła „świrować", gdybyś się wtedy zobaczyła – prychnął zdenerwowany Adrien, gwałtownie siadając. – Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności szkło zdołało rozciąć ci kostium wraz ze skórą na ramieniu i połowie pleców, co nigdy wcześniej się nie wydarzyło.

– Co sprowadza się do dwóch możliwości. – Marinette nie zwracała uwagi na zjadliwy ton swojego chłopaka. Wiedziała, że nie znosił widzieć jej rannej, dlatego zachowywał się w taki sposób. – Albo wcześniej zawsze mieliśmy niesamowite szczęście w walkach, ponieważ wychodziliśmy z nich bez większego szwanku, albo Władca Ciem odkrył sposób na wzmocnienie swoich mocy... Adrien, spójrz na mnie.

Chłopak mimo słów nastolatki uparcie wpatrywał się w jej dłoń, którą trzymał tak mocno, jakby nie zamierzał jej nigdy puścić, bojąc się, że zniknie.

– Nie mogłeś tego przewidzieć – powiedziała mu tylko, przeczuwając, że prawdopodobnie zamierzał rozpocząć pełne wyrzutów do samego siebie wyznanie. Łamało jej to serce. – Poza tym to i tak było nic w porównaniu do tego, co się działo potem.

– Musisz mówić o tym w tak dramatyczny sposób? – zapytał blondyn, gładząc ukochaną po policzku. – I bez tego to wszystko jest wystarczająco trudne.

– A jak inaczej mam to robić?

– Nie wiem. Przepraszam, po prostu gdy mówisz o tym tak otwarcie, przypominasz mi, że to nie był jedynie koszmarny sen.

– Niestety to wspomnienie, Kiciusiu – wyszeptała z rezygnacją Marinette, również siadając, by przytulić się do chłopaka. – Ale należy ono już wyłącznie do przeszłości. A jej nie zmienimy bez względu na to, jak bardzo nas boli. Lecz jak tylko zrozumiemy, w jaki sposób doszło do tej całej katastrofy, zapomnimy o niej i odłożymy te bolesne fakty na bok.

Wiedziała, że zamierzał coś dodać w związku z tym tematem, lecz jej surowe spojrzenie sprawiło, że musiał zrezygnować.

– Nigdy nie wymażę tego widoku z pamięci. Ale masz rację – westchnął. – Potem, kiedy wymusiłem na tobie ostrożność, ruszyliśmy w ślad za Kamieniarzem, który zaczął podążać w stronę domu, który, jak się potem okazało, należał wcześniej do Mistrza Fu, lecz od incydentu z Żarłokiem stał pusty.

– I potem wszystko się skomplikowało...

Marinette nie zdawała sobie sprawy z tego, iż ze zdenerwowania zaczęła ściskać koszulkę Adriena w taki sposób, że wbijała mu też swoje paznokcie w skórę, lecz on się tym nie przejmował.

– Powiedziałbym, że doszło do kotastrofy...

– Nawet nie mam ochoty cię za to uderzyć, więc się ciesz.

– Dopóki nie skończymy tej rozmowy, na pewno nie będę potrafił się ucieszyć. Jednak zapamiętam, by zapisać ten dzień w kalendarzu jako ten, w którym moja własna dziewczyna przestała się znęcać nad swoim biednym kotkiem.

– Naprawdę jestem aż taka okropna?

– Nawet jeśli, to i tak zbyt mocno cię kocham, żeby wnieść pozew o zakaz zbliżania się.

Te słowa wywołały szczery uśmiech na twarzy Marinette. Po chwili Adrien do niej dołączył.

– Nie spodziewałam się, że to będzie dzień, gdy do walki wkroczy Władca Ciem, ale tak się stało. Zażądał naszych miraculów pod groźbą zniszczenia miasta. Oczywiście ty musiałeś wyśmiać go w twarz i zacząłeś rzucać kocimi żartami na prawo i lewo, przez co jedynie go rozwścieczyłeś. Nie wspomnę o Kamieniarzu i o mnie...

– Nie przesadzaj, widziałem, że kilka razy się zaśmiałaś.

– Z zażenowania, Kotku – droczyła się dziewczyna. – W każdym razie ty wziąłeś na siebie walkę z Władcą Ciem, podczas gdy ja usiłowałam... znaleźć przedmiot z akumą Kamieniarza. Niestety przez to głupie rozcięcie na ramieniu nie byłam do końca sprawna, przez co zapędził mnie w kozi róg i nie pozostało mi nic innego, jak wezwanie Szczęśliwego Trafu. Zanim jednak do tego doszło, to... ja...

Urwała, zdając sobie sprawę z tego, iż jej chłopak nie znał fragmentu tej historii i na pewno nie będzie zachwycony po jej usłyszeniu.

– Jeśli nie chcesz, to nie musisz mi mówić – powiedział łagodnie Adrien. – Ale jeśli tego właśnie potrzebujesz, to się nie krępuj. Ten, który za to odpowiada i tak już prawdopodobnie nie żyje, więc nie mógłbym go ponownie zabić, nawet gdybym chciał.

– I bardzo dobrze, bo nie zniosłabym, gdybyś postanowił pozbawić kogokolwiek życia z mojego powodu – odparła ostro Marinette. – Kamieniarz uderzył mnie w brzuch i gdy upadłam, użył jakichś dziwnych ostrzy, dzięki którym... przyszpilił moje nogi do posadzki. Dosłownie. Jak jakiegoś robala...

Marinette pamiętała tamten ból aż nazbyt wyraźnie. Zaczęła wtedy wrzeszczeć jak opętana, ponieważ metalowe szpikulce przebiły na wylot jej skórę i kości, po czym unieruchomiły ją boleśnie przy podłodze. Nie pomagał przy tym fakt, że było ich kilka i każde miało około pięciu centymetrów średnicy...

– To dlatego tak krzyczałaś – zrozumiał Adrien z bólem w głosie. – A ja zastanawiałem się... czemu mnie nie zawołałaś?

– Bo byłeś zajęty, a ja nie do końca potrafiłam już jasno myśleć. Wiem tylko, że potem na dokładkę złoczyńca postanowił rozwalić nade mną sufit, przez co gruz dodatkowo zasypał mi nogi, w których całkowicie straciłam czucie. Nie wiedziałam, co mam robić.

– Gdy usłyszałem twój krzyk, natychmiast chciałem zakończyć pojedynek z Władcą Ciem, lecz on mi na to nie pozwolił, zupełnie jakby od samego początku planował nas rozdzielić – mówił z wyraźnym gniewem chłopak. – Głupio daliśmy mu się wrobić, ale kto by się spodziewał, że tak to się potoczy? Gdy tylko zdołałem ogłuszyć i odrzucić na bok to ścierwo będące naszym wrogiem, natychmiast pobiegłem do pomieszczenia, w którym się znajdowałaś. Twój widok kompletnie mnie przeraził. – Jego głos zadrżał. – Leżałaś tam pokryta tynkiem, a z ust leciała ci krew. Ciągle kaszlałaś i dopiero gdy do ciebie podszedłem, przestałaś. Widziałem w twoich oczach taki ból i strach, że adrenalina przejęła całkowitą kontrolę nad moim ciałem. Szybko rzuciłem się na Kamieniarza, który jednak nie miał w planach zabawy ze mną, ponieważ szybko zagrodził mi drogę ucieczki i nim zdążyłem coś zrobić, wysunął długi szpikulec i przebił mnie nim na wylot. Potem niespodziewanie odszedł do drugiego pomieszczenia, zostawiając nas samych, wykrwawiających się na śmierć, nawet uprzednio nie zabrawszy nam miraculów. Doczołgałem się do ciebie resztkami sił, potrafiąc tylko patrzeć na twoje słabe ciało i czuć ogromny żal, że nigdy nie przyjdzie mi nawet dowiedzieć się, jak ma na imię miłość mojego życia.

– Mogłeś mnie wtedy zapytać. Odpowiedziałabym ci. – Marinette miała łzy w oczach.

– Nie chciałem cię o to prosić. Pragnąłem po prostu przy tobie być, bo wiedziałem, że to nasze ostatnie chwile. Wystarczała mi wiedza, iż tych kilka poprzednich tygodni mojego życia mogłem być najszczęśliwszym kotem na świecie, ponieważ miałem panią, która mnie kochała tak bardzo jak ja ją.

Marinette nie chciała pogrążać się w ciszy, która zapadła po tych rozdzierających serce słowach, dlatego szybko ją przerwała.

– Tylko to wszystko nadal nie wyjaśnia tego, co się stało. Pamiętam, że... następnie pożegnaliśmy się, a potem była tylko ciemność. Gdy w niewyjaśniony sposób obudziłam się w szkole, moje miraculum i... Tikki... zniknęły.

– Miałem tak samo. A oprócz tego okazało się, że w tym czasie... mój ojciec...

Marinette przytuliła blondyna jeszcze mocniej. Dla niej samej ta cała sytuacja była ciężka do przełknięcia, ale jej ból nie mógł się równać temu, jaki odczuwał Adrien po stracie drugiego rodzica.

– Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłam? – zapytała łagodnie nastolatka, gładząc plecy swojego chłopaka.

– Mówisz mi wiele rzeczy, Moja Pani. Skąd mam wiedzieć, o którą ci chodzi w tej chwili?

Głos Adrien mimo pozornej wesołości krył w sobie tyle bólu, że Marinette postanowiła go pocałować. Musiała go tym zaskoczyć, bo dopiero po chwili odpowiedział, i to z taką pasją i zaangażowaniem, że jęknęła zaskoczona. Gdy się odsunęli od siebie, policzki jej poczerwieniały, co widocznie spodobało się chłopakowi.

– Nigdy cię nie zostawię, Kocie – wyszeptała, patrząc mu w oczy i starając się włożyć tyle pewności w te słowa, ile potrafiła. – Zaopiekuję się tobą, żebyś nie musiał być sam. Poza tym oprócz mnie są jeszcze inni ludzie, dla których jesteś bardzo ważny.

– Kropeczko?

– Tak?

– Ja też nigdy cię nie zostawię. I obiecuję ci, że będziemy mieć kiedyś chomika o imieniu...

***

Adrien i Marinette rozmawiali ze sobą na różne tematy przez większą część nocy. Przekomarzali się, śmiali, wymieniali czułymi pocałunkami i przytulali się do siebie. Czasem poruszali poważne tematy, ale luki w ich pamięci uniemożliwiały im dokładniejsze ustalenie tego, co się wydarzyło w dzień starcia z Władcą Ciem. Zdawali sobie jedynie sprawę z tego, że dużą rolę musiała odgrywać w tym wszystkim magia miraculów.

Kiedy nastał świt, oboje spali jak zabici. Sabine zaoferowała mężowi, że to ona sprawdzi, czy ich córka i jej chłopak już się obudzili. Może dobrze się stało, że nie zrobił tego Tom, bo prawdopodobnie nie byłby zachwycony widokiem zastanym na górze.

Początkowo kobieta poczuła niepokój, gdy zauważyła, że dwa materace, które wczoraj posłała, były puste. Potem jednak jej wzrok skierował się w stronę dźwięku powolnych oddechów zaginionych nastolatków, którzy beztrosko spali na szezlongu, mocno w siebie wtuleni. Sabine podeszła bliżej, żeby im się dokładnie przyjrzeć. Odetchnęła z ulgą, kiedy zdała sobie sprawę, że mieli na sobie piżamy i leżeli owinięci oddzielnymi kołdrami.

Wyglądali razem bardzo uroczo, więc zrobiła im kilka zdjęć z różnych stron, żeby zachować sobie na pamiątkę. Poza tym musiała mieć materiał do szantażowania córki, gdy ta znowu coś sknoci lub nie będzie chciała jej słuchać.

Sabine jeszcze raz podziękowała w duchu za to, że to ona postanowiła wejść na górę zamiast męża. Bała się, że jego wybuchowy charakter da o sobie znać i zezłości się nie na żarty.

Nie wiedziała jednak tego, że Tom właśnie zaglądał przez lekko uchyloną klapę do pokoju swojej córki z szeroko otwartymi oczami, jakby nie wierzył w to, co widział. Potem jednak uśmiechnął się czule i wrócił do kuchni, uprzednio cicho zamykając klapę. Wiedział, że Adrien to dobry chłopak i nie posunąłby się do niczego niestosownego. Postanowił więc upiec swojemu przyszłemu zięciowi najlepsze croissanty, jakie potrafił.

***

– Zupełnie nie tego się spodziewałem – przyznał Adrien, kiedy zamykał drzwi prowadzące do piekarni.

– Czyli czego?

– Że zamiast bury od twoich rodziców otrzymam ciepłe śniadanie z moimi ukochanymi croissantami w roli głównej. Zwłaszcza że jeszcze im nie powiedzieliśmy oficjalnie, że jesteśmy parą...

– Myślę, że tak czy inaczej sami się domyślili.

Para nastolatków zaczęła iść w kierunku domu Adriena. O dziwo żadne z nich nie przeziębiło się mimo wczorajszego przemoczenia. Gdyby nie fakt, że już przestali być posiadaczami miraculów, pomyśleliby, że to dzięki działaniu cudownej biżuterii, lecz w obecnej sytuacji nie mieli na to wytłumaczenia.

Oprócz tego, że głupi zawsze ma szczęście.

– Słuchaj – zaczął nerwowo Adrien. – A nie wiesz przypadkiem, co się mogło stać z Mistrzem Fu? Jeśli to on zabrał miracula, to powinien... nam je oddać, prawda? Już nic im nie grozi; nie wpadną w niepowołane ręce, odkąd Władcy Ciem nie ma.

– Tego nie możemy być pewni – stwierdziła Marinette z westchnięciem. – Poza tym jeśli faktycznie zniknął na dobre, to jaki jest sens w tym, by ponownie dawać nam miracula? Nikt nie powiedział, że zostaną z nami na zawsze.

Po słowach dziewczyny blondyn się zasępił. Nigdy o tym nie myślał w taki sposób.

– Chciałbym chociaż się pożegnać z Plaggiem – wyznał, kiedy rozglądali się, by przejść przez jezdnię.

– Mnie też potwornie brakuje Tikki. Zawsze potrafiła mi doradzić, gdy kompletnie traciłam głowę. Wierzyła we mnie i moje umiejętności, gdy ja nie potrafiłam. Ciekawe, jak sobie teraz radzi...

Gdy doszli do rezydencji Agreste'ów, Adrien nie chciał się rozstawać ze swoją dziewczyną. Stanął przed wielką bramą i ścisnął mocniej dłoń ukochanej.

– Nie myślałeś o tym, aby... sprzedać ten dom? – zapytała ostrożnie Marinette, widząc smutek w oczach blondyna przyglądającemu się ogromnej budowli.

– Sprzedać? Dlaczego miałbym to zrobić?

– A nie przypomina ci on za bardzo o... no wiesz, twoich rodzicach...

Adrien zamknął oczy, by ujrzeć już lekko zatarty w jego pamięci obraz uśmiechniętej Emilie Agreste. Potem dołączyła do niej wizja ponurego ojca, który zazwyczaj miał tak poważną minę... a jednak chłopak kochał ich oboje. Nie wiedział, dlaczego los postanowił mu zabrać rodziców w tak młodym wieku, lecz... nic nie mógł na to poradzić. Wiedział, że cząstce jego duszy zawsze będzie ich brakowało. Jednak nie pozostał sam. Miał Nathalie, swojego ochroniarza, który postanowił dalej wykonywać swoją pracę, przyjaciół, państwo Dupain–Cheng... a przede wszystkim swoją Kropeczkę, ukochaną Biedronkę, partnerkę, słodką Marinette. Razem z nią będzie w stanie sprostać wszystkiemu.

– Cóż, nie każda historia może mieć szczęśliwe zakończenie – westchnął, biorąc delikatnie dłoń dziewczyny i całując ją w taki sposób, jaki robił to pod postacią Czarnego Kota. – Zawsze będę o nich pamiętał. Może... ostatecznie dobrze się stało, bo przynajmniej mój ojciec już dłużej nie cierpi. Wiem, że umierał bez mamy każdego dnia. Teraz wreszcie mogą być razem.

– Na pewno są z ciebie bardzo dumni – powiedziała łagodnie nastolatka, przytulając się do boku swojego chłopaka. – Że potrafisz to znosić z taką siłą ducha. Pragną, byś mógł ruszyć dalej i był szczęśliwy.

- Wiem, Moja Pani.

Adrien popatrzył smętnie na ich złączone dłonie. Cieszył się, że nie był z tym wszystkim sam. Inaczej nie dałby sobie rady. Wiedział, że minie jeszcze sporo czasu, nim będzie potrafił spojrzeć na świat i dojrzeć wszystkie jego barwy.

Jednak wiedział także, że ten dzień kiedyś nastanie. A on nie mógł się już go doczekać.


Jestem, jestem,  kto powiedział, że mnie nie ma?

Witam, croissanciki, w ostatniej części tej historii. Czeka nas już tylko epilog, lecz całe szczęście mam już dokładny szkic, więc o ile znowu coś mi nie wypadnie, to w ciągu kilku dni wleci.

Ta część sprawiła mi najwięcej problemów. Miała około sześciu wersji, dlatego nie wyrobiłam się do końca czerwca, jak zakładałam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :D

No i że się chociaż trochę podobało.

Poza tym zdecydowanie nie polecam mieć mojego mózgu, który zapomniał o tym, że na słońcu można się sparzyć. Przez parę dni głupio było mi wychodzić na zewnątrz, bo miałam spaloną całą twarz i ramiona. Dopiero dzisiaj skóra przestała mi tak bardzo piec i zaczęła mi schodzić. Zmieniam się w węża.

Tak, wiem, bardzo ciekawe.

W każdym razie zachęcam do dawania gwiazdek i pisania komentarzy, bo to bardzo cieszy me jestestwo. Za każdy odzew jestem Wam wdzięczna. Jesteście super <3

Przepraszam za wszelkie błędy, ale wiecie, że czytając coś milion razy, już się nie dostrzega wszystkiego. Kiedyś się poprawi. Może...

Bywajcie i do epilogu ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top