- Część 4 -

Nie spodziewałam się, że tak szybko coś tu wrzucę, a tu proszę! Życzę miłego czytania :D

Adrien i Marinette długo siedzieli w swoich objęciach pod płaczącym listopadowym niebem. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, jak nierozsądnie postępowali, lecz nie potrafili tak po prostu się od siebie oderwać. Za bardzo brakowało im siebie nawzajem. Może był to tylko miesiąc, ale wcześniej jeszcze nigdy nie musieli się rozdzielać na tak długi czas. Potrzebowali swojej drugiej połówki serca, by móc poczuć się bezpiecznie i po raz pierwszy od dawna... spokojnie.

Jednak po jakimś czasie pytania kumulujące się w ich głowach stały się zbyt natrętne, by mogli dłużej milczeć.

– Jak to w ogóle możliwe? – zapytała cicho nastolatka, odwracając twarz w objęciach swojego partnera, by mógł ją lepiej słyszeć.

– Co?

– Że byliśmy tak ślepi... znaliśmy się tak dobrze, widzieliśmy niemal codziennie, a i tak nie potrafiliśmy rozpoznać w sobie naszych ukrytych twarzy. Tyle czasu byłam przekonana, że nigdy nie skrzyżowaliśmy ścieżek w prawdziwym życiu... a okazało się zupełnie odwrotnie. – Dziewczyna zamilkła na chwilę, gdy usłyszała cichy chichot Adriena. Uderzyła go delikatnie w pierś, po czym kontynuowała: – Tak, pamiętam, ty głupi Kocurze. Powtarzałeś mi, że możemy się znać. Miałeś rację, przyznaję. Zadowolony?

Marinette popatrzyła w górę, żeby móc kątem oka obserwować blondyna, któremu rozpromieniony uśmiech nie schodził z twarzy.

– Zawsze jestem zadowolony, gdy jesteś w moim ramionach, Moja Pani... – mruknął tęsknie, pochylając się nad jej uchem. Odpowiedziało mu prychnięcie, a potem westchnienie.

– Wiesz co, dziwnie jest słyszeć te słowa z ust Adriena – przyznała wolno po kilku chwilach. – Zwłaszcza że... to miłość do niego musiałam w sobie zwalczyć, by być z Kotem...

– Czekaj, co? – W głosie blondyna słychać było niedowierzanie i dezorientację. – Mam rozumieć, że przez cały ten czas walczyłem o twoje względy z... samym sobą?

– Yhm. – Marinette nie potrafiła zdobyć się na nic więcej. Ją też to wszystko przerastało, ale przynajmniej nie była jedyną osobą postawioną w tak dziwnej i zaskakującej sytuacji.

– W takim razie – ciągnął swoje rozważania blondyn – nie dziwię się, że tak ciężko było ci wybrać. W końcu jestem niesamowity pod każdą postacią...

Na te słowa Marinette jęknęła pod nosem i postukała czołem o jego klatkę piersiową, żeby dać upust swojemu zażenowaniu.

– Nie wierzę, że usłyszałam tak egoistyczne zdanie w ustach Adriena. On nigdy by tak nie powiedział. Chyba zmienię sobie opinię na jego temat...

– Zdajesz sobie sprawę, że właśnie do niego mówisz?

Myślisz, że jesteś zabawny, Kotku?

– Tak. Nie. Nie wiem. Mówię?

Pewnie, że jest...

Serce Marinette przeszyła fala ciepła i ponownie ogarnęło ją wzruszenie. Tak tęskniła za tym wszystkim. Za nim. Za ich takim głupim przekomarzaniem...

– Zanim kompletnie stracisz dla mnie rozum... aua! – Adrien przerwał, gdy dziewczyna ponownie uderzyła go w ramię. – Już zapomniałem, jaka potrafisz być agresywna... albo raczej agrestywna....

– Do rzeczy, Kotku, bo przez twoje marne poczucie humoru będziemy tu tkwić do jutra.

– No dobrze. Muszę ciebie o coś spytać. – Chłopak przymknął oczy i położył brodę na czubku głowy swojej ukochanej. Nadal nie wierzył, że to się działo. Że tak po prostu mógł ją mieć przy sobie, rozmawiać z nią... czyli robić to, o czym marzył przez wiele ostatnich dni i nocy. – Naprawdę kochałaś Adriena?

– Tak – odpowiedziała bez wahania dziewczyna. – Od dnia, gdy mnie przekonał do siebie i przekupił swoją parasolką, bym mu wybaczyła za głupie nieporozumienie z nim w roli głównej. No i żebym nie zmokła na deszczu...

– Mówisz o tej parasolce?

Blondyn wskazał na porzucony wcześniej czarny parasol, który leżał obok czerwonego, z którym przyszedł on sam.

– Tak.

– A ja się zastanawiałem, gdzie ja go posiałem... – Nie mógł się powstrzymać przed kolejną zaczepką. W jej obecności przychodziło mu to naturalnie.

– Czy zawsze musisz psuć romantyczną atmosferę? – jęknęła załamana nastolatka. – Ja ci tu się przyznaję do moich najgłębiej skrywanych uczuć, a ty masz czelność...

Marinette nie zdołała kontynuować swojej tyrady, gdyż została zdekoncentrowana przez palec, który niespodziewanie dotknął jej ust w geście uciszenia.

– Przepraszam, Kropeczko – wyznał z prawdziwą skruchą blondyn. – Po prostu nadal nie mogę nacieszyć się twoją obecnością. Bez ciebie czułem się tak bardzo zagubiony... i przestraszony. Bałem się, że kompletnie stracę zmysły. Myślałem, że... miną wieki, zanim znowu się zobaczymy.

Ton chłopaka zmienił się na bardziej poważny i... podłamany. Marinette pękało serce, gdy go słyszała w takim stanie.

– Hej, jestem tutaj, widzisz? – Dziewczyna zarzuciła swoje ramiona dookoła szyi chłopaka, żeby dodać mu otuchy i go uspokoić. Poza tym... po prostu uwielbiała to robić, gdyż mogła wtedy poczuć woń jego perfum. Nawet jeśli w obecnej sytuacji mieszały się one z zapachem deszczu. – Kotku, nie smuć się. Twoja Pani tu jest i cię nie zostawi.

– Wiem – odparł krótko.

Znowu zapadła między nimi cisza, lecz teraz nie była ona przeznaczona na pogodzenie się z szokiem wywołanym ujawnieniem tożsamości... tym razem miała przynieść komfort dwóm stęsknionym duszom, które zostały brutalnie i niespodziewanie oddzielone od siebie, by wreszcie połączyć się po okresie burz i sztormów wewnątrz ich serc.

– Marinette, ja... chciałbym cię przeprosić – wyszeptał po jakimś czasie chłopak.

– Ale za co? Przecież nie zrobiłeś nic złego.

– Nieprawda. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że cię skrzywdziłem... krzywdziłem ciebie raz za razem, bezdusznie i ignorancko nazywając tylko przyjaciółką, podczas gdy ty tak naprawdę przez cały ten czas miałaś moje serce. Nie dostrzegałem tego, jak bardzo jesteś niesamowita i wyjątkowa... nie jedynie w kostiumie nieustraszonej Biedronki, ale także jako dobra koleżanka z tylnej ławki, która wszystkim niesie bezinteresowną pomoc. Ratowałaś mnie nie tylko dzięki mocom miraculum, a ja... nie potrafiłem tego zauważyć. Nie zasługuję na ciebie...

Marinette nie chciała odrywać się od chłopaka – zwłaszcza że przez deszcz oboje drżeli z zimna i nadmiaru emocji – lecz w końcu udało jej się zdobyć na ten wielki wysiłek i to zrobić. Położyła ręce na ramionach Adriena i delikatnie nim potrząsnęła, by spojrzał na jej twarz.

Jego oczy wyrażały taki żal, że jej własne znowu zaszły łzami.

– Kotku, nie masz mnie za co przepraszać. A jeśli czujesz taką potrzebę, to wiedz, że już dawno wszystko zostało ci przeze mnie wybaczone. Słyszysz mnie? Byłeś mi lojalny. Okazywałeś wierność Biedronce, a to niepodważalny dowód tego, jak bardzo jesteś mi oddany mimo mojego wcześniejszego odrzucania twoich uczuć przez tak długi czas. To ja powinnam cię przeprosić za to, że pozwalałam nam cierpieć tak długo. Gdybyśmy poznali nasze tożsamości, wir naszych uczuć nie zwiódłby nas... i żadna historia z Białym Kotem nigdy by nie miała miejsca.

– Tego nie możesz być pewna w stu procentach – rzekł smutno Adrien, lecz widocznie słowa Marinette zdziałały swoje i poprawiły mu nastrój. – Poza tym to Mistrz Fu zabronił ci ujawniania tożsamości. Ty po prostu nie złamałaś danego mu słowa. To nie czyni ciebie w żadnym stopniu winną czegokolwiek.

Zakochani patrzyli sobie w oczy z intensywnością dorównującą najjaśniejszym gwiazdom płonącym na niebie gdzieś po drugiej stronie globu, gdzie trwała mroczna noc. Nie potrafili odwrócić wzroku, jakby starali się wykuć w pamięci to, co czuli, widząc siebie nawzajem... oraz zapamiętać te doznania i przechować je w sercach na zawsze. 

– Kocham cię, mój blondasku – powiedziała nagle nastolatka, śmiejąc się przez łzy szczęścia i ulgi. – Jak się okazuje, zawsze kochałam.

– A ja kocham ciebie, Kropeczko, księżniczko... moja Marinette. I obiecuję, że nigdy więcej nie usłyszysz ode mnie słów, jak dobrą przyjaciółką jesteś...

– Właśnie to powiedziałeś.

– Liczymy od teraz, zgoda? – Mrugnął do niej łobuzersko.

– Zgoda.

– Zimno ci? – spytał Adrien, kiedy przypomniał sobie, że oboje przebywali pod gołym niebem i nic nie chroniło ich przed deszczem od wielu minut. Dodatkowo poczuł, że dziewczyna zaczęła drżeć coraz mocniej.

– A jak myślisz? – Marinette zaśmiała się głupkowato. Nie obchodziła jej wilgoć ani chłód, dopóki mogła być ze swoim partnerem.

– Podejrzewam, że tak, skoro trzęsiesz się jak osika.

– Cóż za wspaniały zmysł dedukcji, Kotku. I dziękuję ci za tak wdzięczne porównanie.

Po chwili Adrien westchnął i zaczął się podnosić. Jemu również było przeraźliwie zimno. Przemókł do suchej nitki, a koty przecież nie znosiły wody. Jednak zanim zdążył się wyprostować, silne pociągnięcie posłało go ponownie na lodowaty, twardy chodnik.

– Co ty robisz? – zapytał zmieszany, kiedy zrozumiał, że to Marinette była odpowiedzialna za to, co się wydarzyło chwilę wcześniej.

– Nie uciekaj ode mnie. Pozwól mi być w twoich ramionach jeszcze przez chwilę. – Po tych słowach wtuliła się w niego jak w ulubioną poduszkę czy maskotkę.

– Wiesz, że to bardzo dziecinne i nierozsądne? – Próbował przemówić jej do rozumu.

– Yhm.

– I że prawie na sto procent będziemy potem chorzy przez co najmniej tydzień?

– Yhm.

– I że gdybyś łaskawie pozwoliła mi się ruszyć, zaniósłbym ciebie w suche miejsce i później mógłbym cię przytulać tak długo, że miałabyś mnie dość, ale już bez ryzyka dostania zapalenia płuc?

– Tak. Ale to będzie potem. A ja chcę teraz.

Adrien prychnął.

– Uparta jak zawsze.

– A ty za dużo gadasz – odcięła się Marinette przekornie, ale z wciąż obecną nutką rozbawienia.

– Lubisz mój głos.

– Nie.

– Tak.

– Ja go kocham.

Po tych słowach nastolatka przekręciła się i zanim blondyn zdołał zareagować, już czuł sine z zimna, a jednocześnie tak dziwnie ciepłe wargi Marinette na swoich. Natychmiast oddał pocałunek i pogłębił go, kładąc jedną rękę na policzku dziewczyny, a drugą w dole jej pleców, by znajdowała się możliwie jak najbliżej niego.

Po kilku chwilach, które dla Adriena mogły trwać wiecznie, nastolatka odsunęła się od niego, łapczywie łapiąc oddech i ponownie kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

– No dobra, teraz faktycznie jest mi zimno. 

– A nie mówiłem wcześniej, żebyśmy już poszli? – spytał blondyn sarkastycznie.

– To czemu mnie nie przekonałeś, że to taki świetny pomysł? Miałeś się o mnie troszczyć.

– Dziewczyny są dziwne.

– I vice versa, Adrien. Vice versa...


Witajcie, moje drogie croissanciki!

Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną częścią tego krótkiego opowiadanka, które jest coraz dłuższe i zajmuje mi już ponad pięćdziesiąt stron na Wordzie... a If our love is wrong miało mniej niż trzydzieści... ale to tylko drobny szczegół. 

Generalnie ciekawe jest to, że nie planowałam takiej rozmowy między głównymi bohaterami albo przynajmniej nie liczyłam, że tak dużo mi ona zajmie. Stąd też postanowiłam wstawić tę część oddzielnie, a poważne sprawy przerzucić do nieplanowanej z mojej strony części piątej! 

Cieszycie się? Ja bardzo, bo wyjątkowo przyjemnie mi się to pisze :D

Zostawcie komentarz, gwiazdkę, pozytywną energię, żebym mogła poprawić w tym tygodniu rozdział Ceny szczęścia... bo na razie idzie mi słabo :<

Dzięki za przeczytanie i mam nadzieję, że do szybkiego następnego razu!

Bywajcie, moi mili <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top