60

Abel

Zabrałem moją żonę statkiem na ląd. Tam Quincy załatwił nam samolot, który miał przewieźć nas na małe prywatne lotnisko pod Las Vegas. W Nevadzie bowiem mieszkali rodzice Goldie. Dokładnie w miasteczku Spring Creek. 

Siedziałem obok Goldie, przez cały czas zaciskając palce na jej dłoni. Moja żona wpatrywała się w okno i przebierała nogami, nie mogąc doczekać się lądowania w Stanach. Była podekscytowana i cieszyła się na spotkanie z rodziną, ale ja byłem przerażony.

Poczułem się jak ofiara, a nie jak kat, którym dotychczas byłem za każdym razem. Wiedziałem, że zabranie Goldie do Spring Creek było właściwym posunięciem. Szanowałem moją żonę i chciałem, aby była ze mną szczęśliwa. Niestety jej szczęście mogło być równoznaczne z tym, że mnie czekają przykre konsekwencje. 

- Abel? Coś nie tak?

Goldie zacisnęła palce wolnej dłoni na moim udzie. Spojrzała na mnie pytająco. Posłałem jej uśmiech, jednak nie wyglądał chyba na prawdziwy. Goldie zmarszczyła brwi, jakby już wiedziała, że coś naprawdę było nie tak, jak trzeba. 

- Możemy wrócić na wyspę. Jeśli nie jesteś gotowy...

- Nie o to chodzi, złotko - wyszeptałem, przyciągając jej dłoń do ust, aby złożyć na jej wierzchu pocałunek. - Jestem gotowy poznać twoich rodziców. Stresuję się, ale to normalne przed poznaniem rodziców swojej ukochanej. Choć powinienem był ich poznać przed ślubem, a nie po nim. 

Goldie zaśmiała się. Cieszyłem się, że była taka radosna od samego rana. 

- Abel, co się dzieje?

- Nie czuję się pewnie na lądzie, kochanie - wyznałem, wzruszając lekko ramionami. - Mam złe wspomnienia związane z mieszkaniem na lądzie. Nie przeprowadziłem się na wyspę bez powodu. Chciałem zostawić nienawiść ludzką za plecami i zacząć nowe życie w miejscu, w którym nikt nie będzie mnie oceniał. Stałem się potworem, chcąc odegrać się na niewinnych ludziach za krzywdę, którą wyrządzili mi moi rodzice. Nie wiem, jak poradzę sobie podczas spotkania z twoją rodziną, skarbie. Spójrz na mnie. Wyglądam jak Frankenstein. 

Myślałem, że stałem się odważniejszy i już nie będę samobiczował się w taki sposób, nazywając siebie potworem, Frankensteinem i monstrum, ale nigdy nie będę w stanie na zawsze pozbyć się tych demonów. Byłem z nimi oswojony i rozumiałem, że nigdy w pełni nie pozbędę się dziecka, którym byłem, a które zostało okropnie skrzywdzone. Przy Goldie czułem się pewniej we własnej skórze. Miałem pewność, że ani Goldie, ani moja rodzina składająca się z Phoenixa, Claude'a, Theo, Tahoe i pozostałych nie będzie patrzyła na mnie jak dzieło ostateczne, które chcieli uczynić ze mnie moi rodzice. 

- Boże, Abel.

Goldie rozpięła pas bezpieczeństwa. Za pół godziny mieliśmy lądować na lotnisku pod Las Vegas. Niebawem miała się włączyć sygnalizacja "zapiąć pasy", więc nie rozumiałem, po co Goldie wstawała z siedzenia. 

Zaniemówiłem, gdy moja piękna żona padła przede mną na kolana. Ustawiła się między moimi rozchylonymi nogami i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym miłości i zaufania. 

Nie zasłużyłem sobie na nią i miałem wmawiać to sobie do dnia mojej śmierci. Mimo, że czułem się niegodny mojej kobiety, obiecałem sobie, że będę robił wszystko, co w mojej mocy, aby o nią dbać, chronić ją i kochać ją całym połamanym sercem. 

Może nie byłem jej ideałem. Nie byłem piękny ani z zewnątrz, ani w środku. Byłem zniszczonym chłopcem, ale byłem również pełen miłości, czego nie byłem świadom, dopóki nie uprowadziłem Goldie Luciano.

Mojej żony. 

- Kocham cię, Abel. Nie ważne, czy masz blizny, czy nie. Pokochałam cię i za każdym razem, gdy nazywasz siebie potworem, to boli. Pomyśl o tym, że za każdym razem, kiedy mówisz tak o sobie, mnie ranisz. Może wtedy zaczniesz postrzegać siebie inaczej?

Objąłem dłońmi jej twarz.

Nie ochroniłem Lilith, ale mogłem ochronić Goldie. I to właśnie zamierzałem uczynić.

Chwyciłem moją żonę w biodrach i uniosłem ją, aby posadzić ją na sobie okrakiem. Goldie zaśmiała się, gdy straciła równowagę i runęła do przodu na moją pierś. Oparła ręce na mojej klatce piersiowej i zamruczała z rozkoszy, gdy poczuła pod sobą wymowną twardość. 

- Abel Luciano, jesteś podniecony. 

- Nie sposób tego nie zauważyć, złotko.

- Może mogłabym ci jakoś pomóc? 

- Kochanie, niebawem lądujemy...

Goldie jednak mnie nie słuchała. Była moją niegrzeczną dziewczynką i korciło mnie, aby przerzucić ją sobie przez kolano i ukarać, dając jej klapsy. Goldie na pewno nie miałaby nic przeciwko temu. Ostatnimi czasy odkrywaliśmy naszą perwersyjną naturę i byliśmy ze sobą coraz bardziej zżyci. Goldie uwielbiała nade mną dominować w sypialni, lecz lubiła też, gdy to ja przejmowałem inicjatywę. Czułem, że nasze życie łóżkowe z każdym dniem będzie na coraz wyższym poziomie, jednak nie sądziłem, że moja żoneczka zechce zabawić się ze mną w prywatnym samolocie.

Poczułem, jak jej palce wsuwają się pod moje spodnie. Miałem na sobie czarne, ściśle przylegające do nóg dżinsy. Rzadko ubierałem się w ten sposób, ale chciałem zrobić dobre wrażenie na rodzicach Goldie. Ubrałem nawet skórzaną kurtkę, aby jej rodzice nie zobaczyli moich tatuaży i blizn. Wiedziałem, że będzie mi cholernie gorąco w tym stroju, jako że w Nevadzie niemal zawsze było ciepło. Czasami nadchodziły tam gwałtowne burze, ale nawet wtedy było cholernie gorąco.

Moja kobieta była zdenerwowana, że nie potrafiła wsunąć ręki w moje bokserki, dlatego wróciła do pozycji klęczącej na podłodze i jednym ruchem zdjęła mi spodnie wraz z bokserkami. Zsunęła je do moich kostek i uśmiechnęła się prowokująco na widok mojego naprężonego penisa pokrytego żyłkami. 

- Zawstydzasz mnie, żono.

- Ja zawstydzam ciebie? Mój władco, ależ to zaskakujące. 

- Mój władco? Goldie, co...

-  Odegraj ze mną scenkę, dobrze? Będziesz moim panem, a ja twoją niewolnicą?

To nie mieściło mi się w głowie. Nie myślałem jednak mózgiem, a kutasem, dlatego pokiwałem głową jak zabaweczka i tym samym oddałem się w ręce mojej królowej. 

- Ssij mojego fiuta, niewolnico.

- Panie, ależ on jest duży! Nie wiem, czy uda mi się wziąć go do ust!

Zwalczyłem cisnący mi się na usta uśmiech. Przygryzłem dolną wargę, aby nie wyjść z roli złego króla i kontynuowałem to, co zapoczątkowała moja żoneczka.

- Jesteś moją niewolnicą. Chyba nie chcesz, żebym wymienił cię na inną, prawda?

- Nie, panie.

- Właśnie. Więc ssij penisa swojego pana i pokaż mu, jak go kochasz.

Ta gadka mnie nakręcała i Goldie na pewno to widziała. Mimo tego, że Abel Luciano, którym byłem jeszcze kilka miesięcy temu, napawałby się poczuciem władczości i uległością Goldie, to mężczyzna, którym stałem się dzięki mojej żonie, czuł do siebie wstręt za wszystkie akcje, jakich dopuścił się w przeszłości.

Kiedy Goldie zaczęła ssać mojego penisa, trzymając ręce za plecami, dotarło do mnie, że nie traktowałem jej należycie. Skrzywdziłem ją i zniszczyłem niewinność, którą się odznaczała. Nawet teraz, w samolocie, kiedy odgrywaliśmy scenkę, czułem się niegodzien mojej żony. Miałem jednak nadzieję, że moje obawy odejdą w zapomnienie, gdy poznam rodziców Goldie.

Goldie 

Stojąc pod drzwiami mojego rodzinnego domu, poczułam ukłucie nostalgii.

Gdy byłam tutaj po raz ostatni, byłam kimś zupełnie innym. Byłam nieśmiała, starałam się nie rzucać nikomu w oczy i żyć w samotności. Nie miałam przyjaciół, skupiałam się na studiach i pracy i robiłam wszystko, aby nie pozwolić rodzicom odczuć, że byłam dla nich finansowym ciężarem. 

Miałam nadzieję, że pewnego dnia stanę tutaj z moim chłopakiem. Sądziłam, że będę przestraszona, ale i podekscytowana, przedstawiając go swoim rodzicom. Nie miałam jednak pojęcia, że to nie swojego chłopaka przedstawię mamie i tacie, a swojego męża. 

Spojrzałam na profil Abla. Mój mąż oddychał ciężko. Męczył się w skórzanej kurtce tylko po to, aby moi rodzice nie zobaczyli jego blizn. Abel wpadł na idiotyczny pomysł, aby pod kurtkę założyć golf, który zakryłby jego poparzoną szyję. Nakazałam mu jednak wyrzucić ten pomysł z głowy pod groźbą, że jeśli założy golf, przełożę go przez kolano i dam mu klapsa. Ablowi ten pomysł oczywiście się spodobał i droczył się ze mną, że chyba założy ten golf, ale wtedy ścisnęłam jego penisa, nakazując mu się ze mną nie spierać. 

Abel lubił moją dominację, a ja lubiłam jego władczość. Uzupełnialiśmy się, drocząc się ze sobą i doskonale przy tym bawiąc. Czułam się z nim swobodnie i wiedziałam, że moi rodzice go pokochają. Nie miałam zamiaru opowiedzieć mamie i tacie prawdziwej historii naszego spotkania. Nie chciałam kłamać, jako że byłam wychowywana na grzeczną dziewczynkę, ale dla dobra Abla nie mogłam pod żadnym pozorem zdradzić im prawdy. Abel miałby problemy, a ja byłam mu lojalna i obiecałam chronić go swoim ciałem w razie potrzeby. 

Zapukałam do drzwi, czekając na ich otwarcie. Nie miałam klucza do domu jako, że został on w Crest Hill. Wiedziałam, że już nigdy nie wrócę na studia do tego miasteczka i nie żałowałam tego.

Wtuliłam się w bok Abla czekając na otwarcie drzwi. Gdy usłyszałam zbliżające się do nas kroki, zamarłam. 

Drzwi otworzył mój ojciec. Na nasz widok znieruchomiał. Patrzył to na mnie, to na Abla. W końcu rzuciłam mu się w ramiona.

- Goldie! Córeczko, ty żyjesz!

- Goldie?!

Usłyszałam głos mamy. Wbiegła na korytarz i gdy tylko tata postawił mnie na podłodze, mama wzięła mnie w objęcia i przytulała, piszcząc z radości. Moje serce biło ze szczęścia, kiedy byłam blisko nich, ale wiedziałam, że nie mogłam zostawić Abla przed drzwiami jak jakiegoś niechcianego szczeniaczka.

- Mamo, tato. Chciałabym wam kogoś przedstawić. 

Zobaczyłam, jak mojej mamie krew odpływa z twarzy na widok Abla. Posłałam jej zabójcze spojrzenie. Nie chciałam, aby oceniała go po wyglądzie. Abel przyciągał uwagę, co do tego nie było wątpliwości, ale to, że wyglądał jak kryminalista, nie znaczyło, że nie miał dobrego serca. Zagubił się w życiu i potrzebował kogoś, kto pomoże mu odnaleźć jego sens. 

Pocałowałam Abla w policzek. Zrobiłam to nie tylko dla niego, aby się rozluźnił, ale również dla moich rodziców, aby zobaczyli, że człowiek, którego przyprowadziłam pod dach ich domu, był dla mnie ważny. 

- Może usiądziemy w salonie? - zaproponowałam.

- Córeczko, może powiesz nam, kim jest ten mężczyzna? 

Nie dało się nie usłyszeć zawodu w głosie taty. Było mi przykro, że patrzyli na Abla jak na jakiegoś potwora. Mój mąż wyczuł to i skulił ramiona. 

- Usiądźmy.

Rodzice niechętnie się na to zgodzili. Mama poszła do salonu jako pierwsza. Usiadła na kanapie wraz z ojcem. Ja zajęłam miejsce w fotelu, a Abel stanął obok mnie, niepewny, co zrobić. 

- Gdzie się podziewałaś, Goldie? Baliśmy się o ciebie. Nie odbierałaś telefonów.

Mama może i była przejęta moim zniknięciem, ale nie widać było na jej twarzy ulgi, którą powinien okazywać rodzic, którego zaginione dziecko się odnalazło. Oczywiście nie byłam na żadnej liście osób zaginionych i raczej nie byłam poszukiwana przez policję. Rodzice zapewne myśleli, że miałam ciężki czas na studiach i potrzebowałam spokoju do nauki. Musieli przeczuwać, że coś było nie tak, ale po prostu było mi przykro, że na mój widok nie okazali takiej radości, jakiej się po nich spodziewałam. 

Chwyciłam Abla za rękę. Pogładziłam kciukiem wierzch jego dłoni. Czułam, jak drżał. Bał się oceny moich rodziców. 

- Mamo, tato. To jest Abel. Jest moim mężem. 

Widziałam szok na twarzy rodziców. Mimo, że moim początkowym planem było kłamstwo, nie mogłam ukryć przed nimi, że miałam męża. Cieszyłam się tym, że byłam żoną Abla i byłam z tego po prostu dumna. Nie spodziewałam się, że rodzice się ucieszą, że ich córka wyszła za mąż potajemnie, ale nie spodziewałam się również tego, co miało nadejść.

- Co? Córeczko, ale...

- To coś jest twoim mężem? 

- Tato! - krzyknęłam, wstając z fotela. Abel chwycił mnie za ramię, jakby niemo prosząc mnie o to, abym zachowała spokój. 

Mój ojciec zbliżył się do nas. Zasłoniłam Abla swoim ciałem, nie wiedząc, czego spodziewać się po tacie. 

- Ten skurwysyn wygląda jak morderca - warknął tata. Mama stanęła obok niego i posłała mi spojrzenie pełne gniewu i niedowierzania. Gdybym była tutaj sama, zapewne rozpłakałabym się ze stresu, ale nie mogłam okazać słabości, czując potrzebę, aby stanąć w obronie mojego ukochanego. - Jakim prawem nie zapytałaś nas o zdanie, córko? Jak mogłaś poślubić takie ludzkie gówno?!

- Tato, dość!

- Wyjdź z mojego domu. 

- Tato, ale...

- Wynoś się, kurwa! Mam się dwa razy powtarzać?!

Kiedy tata podniósł rękę na Abla i uderzył go w twarz, moje emocje puściły. 

Patrzyłam z niedowierzaniem na moich rodziców. Obserwowali mnie z nienawiścią połączoną ze wstydem. Wstydzili się mnie. Swojej jedynej córki, która ogromnie cieszyła się na przybycie do domu rodzinnego po okresie niewoli na tajemniczej wyspie owianej legendami. Byłam pewna, że rodzice będą uprzedzeni w stosunku do Abla, ale nie spodziewałam się po nich aż tak gwałtownej reakcji.

Odwróciłam się do Abla i zobaczyłam, że trzymał się za policzek. Na szczęście nie polała się krew, ale to nie zmieniało faktu, że tata uderzył mojego męża.

- Mamo? Powiesz coś? 

Moja mama pokręciła głową. Spojrzała na Abla jak na kogoś, kto był potworem. Stanęła w obronie taty, a ja poczułam się całkowicie bezbronna i bezradna. 

- Córeczko, jak to się stało? Czy ten człowiek cię skrzywdził?

- Dość - warknął tata, patrząc na mamę tak, że ta aż skuliła się ze strachu. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. To był koszmar. - Wynoście się z mojego domu. Oboje. Nie chcę cię tu widzieć, córko. Zawiodłaś mnie nie tylko dlatego, że nie zapytałaś mnie o pozwolenie na ślub. Spójrz na człowieka, którego nazywasz swoim mężem. To coś wygląda jak gówno. Nie pozwolę ci wejść do tego domu, dopóki nie pozbędziesz się tego śmiecia ze swojego życia.

Tata zadał mi ostateczny cios. Wiedziałam, że to przesądziło o naszej relacji.

- Dobrze, tato. Zabiorę stąd mojego męża i obiecuję, że nigdy więcej tu nie wrócę. Jeśli będziecie chcieli się ze mną skontaktować i przeprosić nas za to, czego się dzisiaj dopuściliście, napiszcie list do uniwersytetu Crest Hill. Możecie mieć jednak pewność, że jeśli nas nie przeprosicie, nigdy więcej się tu nie pojawię. 

Łzy spłynęły po moich policzkach. Abel pocałował mnie w kark. Ojciec prychnął z niedowierzaniem na ten widok.

- Jest mi za ciebie wstyd. Nie wychowałem cię na sukę. 

- Proszę zważać na język - warknął Abel, odzywając się po raz pierwszy, odkąd weszliśmy do domu.

- Nie waż się odzywać w moim domu, skurwielu. Wypierdalajcie stąd, ale już!

Chwyciłam Abla za rękę i posyłając rozżalone spojrzenie mojej matce, wyszłam z domu.

Nie oglądałam się za siebie. Razem z Ablem szliśmy przed siebie. Płakałam okropnie, ale nie chciałam stanąć w miejscu. Musiałam wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje i pogodzić się z tym, że rodzice nie chcieli mnie znać. Nie mieli prawa rozkazywać mi, abym porzuciła Abla na rzecz powrotu do domu. Nigdy bym tego nie zrobiła. Mama i tata nie mieli pojęcia, przez co przeszłam. Patrzyli na Abla jak na potwora. Miarka się przebrała, gdy ojciec podniósł rękę na mojego męża. 

- Goldie...

Pokręciłam przecząco głową, mając nadzieję, że Abel będzie cicho jeszcze przez jakiś czas. Chciałam gdzieś go zaprowadzić wiedząc, że nigdy więcej nie pojawię się w tym miasteczku.

Zaprowadziłam Abla nad jezioro, wokół którego było cicho jak makiem zasiał. Usiadłam na pomoście, poklepując miejsce obok siebie. Mój mąż usiadł obok mnie i spuścił wzrok. Objęłam dłonią jego zaróżowiony od uderzenia policzek.

- Tak mi przykro, kochanie - wyszeptałam, czując się winną. 

- To mi powinno być przykro. Ja...

- Nie zrobiłeś nic złego - zapewniłam, obejmując obiema dłońmi jego piękną twarz naznaczoną historią jego dzieciństwa. - Nie miałam pojęcia, że ojciec się na ciebie rzuci. Gdybym wiedziała, nie zabrałabym cię tu, Abel. Przepraszam, że naraziłam cię na szykanowanie. Nie chcę tam wracać. Może kiedyś wybaczę rodzicom, ale teraz chcę tylko wrócić na wyspę. Do chłopaków. Do Extremum opus. Tam, gdzie jest moja rodzina.

W oczach Abla zobaczyłam miłość i tylko miłość. Mój cudowny mąż pocałował mnie w usta, a gdy się od nich oderwał, wyszeptał obietnicę, która była dla mnie najpiękniejszą melodią. 

Abel podniósł się na klęczki. Uklęknął obok mnie na obu kolanach. Zamierzał oświadczyć mi się w miejscu, które tak kochałam w dzieciństwie. 

- Kocham cię, Goldie Luciano. Pójdę za tobą na koniec świata i zniosę dla ciebie każde piekło. Jesteś moim światłem. Moją nadzieją. Nie jestem dobry w takich romantycznych wyznaniach, ale wiedz proszę, że kocham cię nad życie. Jeśli zechcesz wrócić do rodziny, pozwolę ci odejść. Jeśli będziesz chciała zostać ze mną, będę najszczęśliwszym dupkiem na świecie. Jesteś moja, Goldie, a ja jestem twój. Chciałem dać ci ten pierścionek wcześniej, ale wolałem podarować ci go przy twoich rodzicach. Nie wyszło, jednak mam nadzieję, że i tak go przyjmiesz. 

Mężczyzna otworzył granatowe pudełeczko. Moim oczom ukazał się piękny pierścionek zrobiony ze srebra. Na jego wierzchu znajdowało się małe czerwone serduszko otoczone diamencikami. Zauważyłam, że pod spodem pierścionka zostało coś wyryte.

- Abel Luciano kocha Goldie Luciano - wyszeptałam, czytając napis, kiedy Abel wyjął pierścionek z pudełeczka.

- Kochanie? Wyjdziesz za mnie tak, jak powinniśmy to zrobić na początku?

- Tak! - krzyknęłam radośnie, sama podnosząc się na klęczki. - Tak, Abel! Kocham cię!

Założył mi pierścionek i pocałował mnie zachłannie. Uśmiechał się przez łzy. 

To była nasza historia. Nie była idealna, ale była nasza i to się dla nas liczyło. Nie każdy miał nas zrozumieć, lecz najważniejsze było to, że my sami siebie rozumieliśmy. 

- Na zawsze - wyszeptałam, całując jego knykcie. 

- Na zawsze - powtórzył, przytulając mnie do swojej piersi. 

****

To ostatni rozdział "Legatus Mortis"!

Chciałabym Wam bardzo podziękować za przeczytanie tej książki i danie szansy postaci Abla Luciano. 

Wczoraj i dziś na moim profilu pojawiły się bardzo krzywdzące komentarze pod adresem mojej osoby. Zostały przeze mnie usunięte. Osoba, która je napisała, powinna powstrzymać się pod rzucaniem tak raniących słów pod adresem osoby, której nie zna. Komentarze były bezpodstawne i charakteryzowały się mową nienawiści.

Nie róbcie drugiemu człowiekowi czegoś, czego sami nie chcielibyście przeczytać. Słowa ranią bardziej niż czyny, tym bardziej tak nieuzasadnione. Osoba, która je napisała, odezwała się na moim profilu po raz pierwszy i mam nadzieję, że wyciągnęła wnioski i nigdy więcej nie zrobi czegoś tak raniącego.

Jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie, głosy i komentarze. Znaczy to dla mnie więcej, niż możecie przypuszczać. 

Już we wtorek na moim profilu pojawią się dwie nowe powieści, także bądźcie na bieżąco! Znów będzie się działo! :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top