56
Claude
Odchrząknąłem. Moje dłonie niemiłosiernie się pociły. Nie było już jednak odwrotu.
Uniosłem dłoń i dwukrotnie zapukałem w drzwi z numerem dwa. Splotłem ręce za plecami i spuściłem wzrok.
Nigdy tak się nie bałem. W porządku, obawiałem się o życie Abla, gdy leżał w szpitalu po postrzale. Bałem się, gdy gwałciłem Goldie. Jednak strach, który czułem w tej chwili był nie do porównania z czymkolwiek, co czułem wcześniej w swoim życiu.
Usłyszałem kroki za drzwiami. Zbliżały się do mnie. Zacząłem drżeć. Miałem chęć, aby odwrócić się na pięcie i uciec spod drzwi domu, ale nie mogłem tego zrobić. Nie chodziło tylko o Goldie, której złożyłem obietnicę, że się tu pojawię. Przede wszystkim chodziło tu o mnie. Faceta, który bał się miłości. Oprócz tego, potwornie bał się również odrzucenia.
Drzwi otworzył mi Misha. Uniosłem na niego powoli wzrok, skanując go z dołu do góry. Miał bose stopy. Jego nogi otulały czarne dresowe spodnie, które ściśle przylegały do jego ciała. Miał narzuconą na siebie białą koszulkę, która wyglądała na rozmiar większą niż powinna być. Nie ubranie Mishy było jednak najbardziej pociągające, a jego enigmatyczna, zniszczona, ale przepiękna twarz.
Blond włosy Mishy sterczały na boki. Jego oko było zmęczone i podkrążone. Drugie oko nie istniało. Powieka opadała więc na pusty oczodół. Na policzku Mishy znajdowała się niewielka, ale mocno poszarpana blizna, która na tle jego anielskiej urody wyglądała koszmarnie. Niemniej zawsze lubiłem chłopców, którzy byli trochę zniszczeni przez życie.
Patrzyliśmy się na siebie przez mogłoby się zdawać kilka godzin. Błękitne oko Mishy spoglądało na mnie z uczuciem, którego nie potrafiłem zaszufladkować. Misha przełknął ślinę i wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłem ją i pozwoliłem, aby chłopak wprowadził mnie do swojego domu.
Nigdy wcześniej tu nie byłem. Spotkaliśmy się tylko w hotelu Fredericka. Kiedy jednak wszedłem do środka i rozejrzałem się po wnętrzach, zrozumiałem, że właśnie tak wyobrażałbym sobie przestrzeń mojego rosyjskiego obiektu westchnień.
Miałem na końcu języka, aby powiedzieć, że Misha miał piękny dom, jednak powstrzymałem się przed tym.
Usiadłem na kanapie Mishy. Myślałem, że chłopak usiądzie w fotelu na przeciwko mnie. Zdziwiłem się więc, gdy Misha rozszerzył nieznacznie moje nogi i wpełzł między nie na kolanach. Uklęknąwszy przede mną, uniósł głowę. Posłał mi smutny uśmiech, a po moim policzku spłynęła łza.
- Przepraszam, że trwało to tak długo - wychrypiałem, powoli tracąc głos z wzruszenia.
- Cieszę się, że tu jesteś. Bałem się, że nie przyjdziesz.
Pokręciłem przecząco głową. Objąłem dłonią policzek Mishy, a chłopak momentalnie wtulił się w moją rękę. Przymknął zdrowe oko, a ja pogładziłem go po zapadniętym oczodole.
Nie wierzyłem w to, jakimi diabłami byli jego rodzice. Nie powinni mieć prawa wychowywania takiego anioła, jakim był Misha. Miałem ochotę znaleźć jego ojca i zrobić mu to samo, co zrobił Mishy, a nawet więcej. Nie rozumiałem, jakim trzeba było być człowiekiem, aby wypalić, a potem wydłubać własnemu dziecku oko. To wszystko dlatego, że dziecko, które kochało się przez lata, wyznało rodzicom, że było gejem.
- Potrzebowałem czasu.
- Wiem. Ostatnio w mieście wiele się działo - wyznał Misha, a ja skinąłem głową.
Miał rację. W ostatnim czasie w Auctoritatem Populi wydarzyło się wiele bardzo złych rzeczy. Chciałem zapomnieć o wszystkim, czego byłem świadkiem i uczestnikiem. Najbardziej jednak chciałem zapomnieć o gwałcie na Goldie, którego nie chciałem dokonywać. To było okrutne i nie czułem się dłużej jak istota ludzka. Wziąłem udział w zniszczeniu takiego pięknego kwiatu, jakim była Goldie. Wybaczyła mi jednak, co uważałem za nieporozumienie, bo nie zasłużyłem na łaskę.
- Martwiłem się o ciebie, Claude. Bałem się, że coś ci się stało.
- Jestem tutaj - wyszeptałem, obejmując dłonią jego pobliźniony policzek. Dotykałem jego twarzy jak najpiękniejszego dzieła. Czegoś niesamowicie delikatnego i skrzywdzonego. Czegoś, co mogło być moje, jeśli odpowiednio bym się tym zaopiekował.
- Claude, powiedz mi prawdę. Chcesz ze mną być czy nie? Ta nieświadomość mnie zabija.
Misha otworzył swoje zdrowe oko. Uznałem, że górowanie nad nim w tej chwili było niewłaściwe, dlatego zsunąłem się z kanapy. Uklęknąłem przed Mishą i objąłem obiema dłońmi jego cudowną twarz.
- Chcę ciebie, ale boję się, że nie będę dla ciebie dobry.
- Claude, nie gadaj bzdur. Myślisz, że ja mam doświadczenie w związkach? Byłem synem Ivanowa. Wszyscy mnie znali. Dziewczyny nie chciały się ze mną spotykać, bo słyszały plotki o moim ojcu, jakoby miał zabijać młode dziewczynki. Chłopcy nie chcieli się ze mną kolegować, bo byłem bogaty. Miałem wszystko, ale tak naprawdę nie miałem absolutnie nic.
Nie umknęło mojej uwadze, że Misha użył czasownika w czasie przeszłym.
"Byłem".
Nie uważał już swoich rodziców za rodzinę. Ojciec go wydziedziczył. Przez dwa tygodnie po wyrzuceniu z domu Misha tułał się po rosyjskich mieścinach, szukając pomocy. Był synem jednego z wysoko postawionych urzędników, dlatego wiele osób go rozpoznawało. Nie udzielili mu jednak pomocy, gdyż ojciec Mishy zrobił coś okrutnego.
Siergiej Ivanow rozkazał mediom krajowym upublicznić wizerunek swojego syna. Przesłał stacjom telewizyjnym zdjęcie Mishy, który został pobity przez ojca. Na fotografii, którą zresztą sam widziałem w komputerze, Misha był związany. Ojciec kopał go i bił. Misha miał na ciele mnóstwo siniaków, które zniknęły, zanim przybył do Auctoritatem Populi.
Do głównego zdjęcia załączone było jednak jeszcze jedno. Tym razem bardziej wstrząsające.
Na tym zdjęciu Siergiej Ivanow trzymał pobitego i zapłakanego syna za szczękę. Zrobił zbliżenie na jego świeżo wydłubane z oczodołu oko. Poprosiłem Abla, aby wykasował oba zdjęcia z Internetu. Nie było to trudne, gdyż Abel miał odpowiednie znajomości. Wiedziałem, że fotografie Mishy zostały wydrukowane w gazetach rosyjskich i z pewnością wiele osób zdążyło zapisać jego zdjęcia, ale nie chciałem, aby Misha miał do nich dostęp, kiedy wszedłby do Internetu. Chciałem zrobić dla niego coś dobrego.
Pocałowałem Mishę w policzek. Złożyłem pocałunek również na jego oczodole. Żal ścisnął moje gardło, gdy chciałem wyszeptać, jak bardzo jest mi przykro z powodu tragedii, jaka go spotkała. Nie potrafiłem nic jednak powiedzieć, dlatego pozwoliłem, aby Misha mnie przytulił. Był ode mnie trochę bardziej umięśniony, dlatego gdy mnie tulił, czułem bezpieczeństwo.
- Proszę, daj nam szansę, Claude. Chcę być twoim mężczyzną. Chcę cię kochać. Nie mam ci wiele do zaoferowania, bo wyglądam jak czarny charakter z bajek dla dzieci, ale...
- Spójrz na mnie - wychrypiałem, odsuwając się od niego tylko po to, aby podciągnąć materiał bluzy. Pokazałem Mishy moją pierś, która wyglądała jak szkielet obleczony skórą. - Chcę przytyć, ale nie potrafię. Nie jestem idealny. Boże, ja nawet nie jestem wystarczający. Do ideału mi daleko.
- Kochaj mnie, Claude. Kochajmy swoje niedoskonałości. Przecież to, że nie wyglądamy jak modele, nie musi skazywać nas na samotność. Prawda?
Nie mogłem wytrzymać tego, że nie potrafiłem wyrazić słowami swoich uczuć. Chciałem powiedzieć Mishy tak wiele. Pragnąłem wyznać mu, że od dwóch tygodni nie myślałem o nikim innym, tylko o nim. Chciałem pokazać mu, że ja również miałem swoje demony, które wyżerały mnie po kawałeczku każdego dnia. Obaj potrzebowaliśmy akceptacji i jeśli sami nie mogliśmy jej sobie zapewnić, kto miał to zrobić za nas?
Pocałowałem Mishę w usta, jęcząc w jego rozchylone wargi. Przypomniały mi się chwile, kiedy bawiliśmy się ze sobą w hotelu. Nigdy nie przeżyłem tak cudownej nocy.
- Weź mnie, Claude. Błagam...
- Misha, ja...
Blondyn przycisnął kciuk do moich ust. Objąłem wargami jego palec, ssąc go i liżąc. Zachowywałem się perwersyjnie, lecz tego właśnie potrzebowałem.
- Pozwól, że coś ci powiem.
Znieruchomiałem. Nie zostawiłem jednak w spokoju palca Mishy pozwalając, aby penetrował on moje usta. Ssałem go ciągle, czując napierającego na materiał moich spodni penisa. Byłem podniecony, co nie zdarzało mi się często. Jako jedyny z Wysłanników Śmierci, praktycznie wcale się nie masturbowałem. Niegdyś myślałem, że coś było ze mną nie tak, ale dopiero gdy poznałem Mishę zrozumiałem, że moje ciało potrzebowało odpowiedniego bodźca, aby zadziałać, jak należy.
- Nie znam cię długo, Claude - wyszeptał Misha, wsuwając rękę w moje spodnie. Zaczął masować przez materiał bokserek mojego fiuta. Zacisnąłem usta na jego palcu. - Nie znam cię praktycznie wcale. Nigdy nie czułem jednak z nikim takiej więzi, jaką czuję z tobą. Tamtej nocy w hotelu pozwoliłeś mi poczuć się jak książę. Nie patrzyłeś na mnie krzywo, dlatego że nie mam oka. Nie widziałeś we mnie potwora, którym byłem dla swojego ojca. Wziąłeś ode mnie to, co ci dałem, a ja ci się odwzajemniłem. Za to ci dziękuję, Claude.
- Boże, Misha...
Chłopak zaśmiał się, gdy wypowiedziałem te słowa z jego palcem w moich ustach. Nic nie było piękniejsze od jego uśmiechu.
- Dlatego chciałbym stworzyć z tobą wspólną historię, Claude. Jeśli ty chcesz tego samego, pocałuj mnie.
- Nie trzeba mi tego dwa razy powtarzać, skarbie.
Pocałowałem go zachłannie. Popchnąłem Mishę na podłogę. Przycisnąłem jego plecy do dywanu i zacząłem schodzić pocałunkami coraz niżej. Zdjąłem mu koszulkę przez głowę, a następnie zsunąłem spodnie wraz z bokserkami. Kiedy Misha był już nagi, sam ściągnąłem przez głowę bluzę.
Spojrzałem na jego piękne ciało rozłożone przede mną niczym w ofierze. Misha uniósł ręce nad głowę, eksponując mi siebie jeszcze bardziej.
Zsunąłem się między jego nogi i wziąłem do ust jego penisa. Ssałem go zachłannie, mocno i długo. Czułem palce Mishy w moich włosach. Ciągnął mnie za głowę, a ja z rozkoszą mu się poddawałem. To było wspaniałe uczucie.
Zanim Misha doszedł, odwróciłem go jednym ruchem na brzuch. Ustawiłem go na czworakach na podłodze. Splunąłem na jego tylną dziurkę, nie siląc się na szukanie lubrykantu, który gdzieś na pewno musiał tu być. Martwiłem się, że moje natarcie będzie dla niego bolesne, ale starałem się nawilżyć go najlepiej, jak umiałem.
- Oprzyj głowę o podłogę. Wystaw dla mnie swoją dupę, Misha.
- Uwielbiam, gdy tak do mnie mówisz - wychrypiał, posłusznie spełniając moje polecenie.
Mając go przed sobą takiego roznegliżowanego i chętnego do jazdy, chwyciłem go za biodra i powoli zacząłem okrążać jego tylną dziurkę czubkiem penisa. Objąłem ręką jego fiuta i zaciskając na nim palce, zacząłem wsuwać się w dupkę Mishy.
Mój rosyjski książę odchylił głowę w tył. Mruknął rozkosznie, co kazało mi zacząć ruszać się szybciej. Pieprzyłem więc Mishę regularnymi, jednostajnymi ruchami. Orgazm nadszedł szybciej, niż się go spodziewałem, lecz żaden z nas nie starał się na siłę go opóźnić. Misha wytrysnął spermę na dywan, a ja załadowałem wszystko w jego tyłeczek.
Oparłem pierś o jego plecy, starając się wrócić do rzeczywistości. Nie była ona jednak już dłużej brutalna ani bolesna. Miałem przed sobą wspaniałą przyszłość z rodziną, którą kochałem i której na mnie zależało.
- Nie poddam się, Misha. Mogę ci to obiecać.
Złożyłem czuły pocałunek w dole jego pleców i opadłem na bok. Przyciągnąłem do siebie mojego mężczyznę, przytulając go niczym mój najcenniejszy skarb.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top