52
Goldie
- Przepraszam, że muszę myć cię w jego wannie.
Pokręciłam głową. Uśmiechnęłam się do Theo.
- Nie ma sprawy. Wolę być tu z tobą, niż patrzeć na śmierć Dasha.
Theo przyszedł do mnie niezwłocznie po tym, jak poprosił go o to Abel. Nie brzydził się myć mojego zakrwawionego krwią ciała. Nie chciałam mówić chłopakom, że ta krew wcale nie należała do Dasha. Była to krew Lilith, którą Dash zebrał do probówki po tym, jak pewnego dnia wychłostał jej pośladki do krwi. Zrobił jej na tyłku kilka nacięć i zebrał krew, którą czasami wąchał, gdy się masturbował.
Kiedy Theo umył moje ciało i włosy, pomógł mi wyjść z wanny. Nogi się pode mną uginały, dlatego musiał przytrzymać mnie za biodra, pomagając mi usiąść na zamkniętej klapie sedesu. Mężczyzna uklęknął przede mną i zaczął powoli oraz dokładnie wycierać moje ciało.
Skończywszy, Theo zdjął bluzę, którą miał na sobie i mi ją założył. Była dosyć długa, aby zakryć moją nagość. Posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech i usiadłam na krzesełku, które Theo skądś przytargał. Postawił je na przeciwko lustra. Nie byłam pewna, co chciał zrobić, ale w pełni mu ufałam.
Theo wziął do ręki szczotkę do włosów, która wyglądała na nieużywaną. Zaczął rozczesywać moje mokre włosy, patrząc co chwila na moje lustrzane odbicie.
- Wiem, że to pytanie jest nie na miejscu, ale jak się czujesz, księżniczko?
Odwróciłam się ostrożnie do Theo. Pośladki bolały mnie po tym, jak Dash uderzał w nie swoimi biodrami, pieprząc mnie dziko od tyłu. Chciałam wymazać to wspomnienie z pamięci. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale musiałam to zrobić dla Abla.
Nie tylko dla niego, ale również dla siebie.
- Jesteście ze mną, więc jest w porządku.
- Och, maleństwo.
Theo odłożył szczotkę na blat umywalki. Uklęknął przede mną na obu kolanach. Było to dla mnie dziwne obserwować go w tak uległej pozycji. Pamiętałam, jak kilka dni temu podczas mojej nieudanej próby ucieczki Theo złapał mnie na gałęzi drzewa i się o mnie ocierał. Bałam się wówczas niemiłosiernie. Myślałam, że tamtego dnia umrę zabita przez wiecznie napalonego mężczyznę, jednak dzięki Ablowi udało mi się przeżyć. Nie było to przyjemne doświadczenie, ale przynajmniej wiedziałam, że nie byłam dłużej niewolnicą Wysłanników Śmierci. Abel zapewniał mnie, że jeżeli będę tego chciała, pozwoli mi wrócić do domu do Crest Hill i zapomnieć o Extremum opus, Auctoritatem Populi i całej wyspie, ale nie chciałam tego.
To by mnie zraniło. Nigdy bym się po tym nie pozbierała.
Wplotłam palce we włosy Theo. Były miękkie i głaskanie ich mnie uspokajało. Starałam się nie myśleć o tym, że kilka pokojów dalej, Abel wraz z pozostałymi mordował Dasha. To było dla mnie okrutne, że mój mąż był mordercą, lecz rozumiałam, dlaczego stał się takim człowiekiem. Gdyby nie został skrzywdzony jako dziecko, gdyby miał godne naśladowania wzorce, byłby zwyczajnym facetem. Nie miałby na twarzy blizn, jego ciało nie wyglądałoby jak dzieło diabła i jego umysł byłby czysty. Mało który człowiek przeszedł tak wiele, jak Abel, dlatego zrozumiałbym było, że jego uczucia nie były podobne do uczuć osób, które nie zostały nigdy skrzywdzone.
Objęłam dłonią policzek Theo, napawając się tym, że miałam nad nim kontrolę. W życiu wolałam ulegać i mieć świadomość, że ktoś się mną opiekuje, ale przy Ablu zrozumiałam, że w łóżku lubiłam czasami zaszaleć. Nie było mi po drodze do stania się dominującą kobietą, która wiązałaby swojego kochanka do łóżka i przesuwała po jego struchlałym ciele pejczem, lecz co jakiś czas mogłam w ten sposób bawić się z moim mężem.
To, że Theo przede mną klęczał, było dla mnie w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób upajające. Podobało mi się to, jak na mnie patrzył. Było mu mnie żal i wiedziałam, że on również ochroniłby mnie własnym ciałem, gdyby mógł, ale niestety było na to za późno. Dash już zdążył mnie zranić i dziś miała na niego spaść za to kara.
- Goldie, przepraszam cię, skarbie.
Zmrużyłam oczy, nie rozumiejąc, co miał na myśli.
- Theo, ale...
Chwycił mnie za nadgarstek. Pocałował mnie w wewnętrzną stronę dłoni. Nie czułam do Theo nic silnego, ale w tej chwili, gdy przede mną klęczał i patrzył na mnie z taką pokorą, dotarło do mnie, że ja coś dla niego na pewno znaczyłam.
- Nie byłem dla ciebie dobry. Moja rodzina byłaby zawstydzona widząc, co ci zrobiłem.
- Nie musisz mnie przepraszać. Idźmy dalej.
Pokręcił przecząco głową, zaciskając usta. Wolną ręką, gdyż jedną wciąż trzymał w swoim uścisku, pogładziłam go po głowie.
- Twoje zniknięcie z Extremum opus uświadomiło mi, że życie ludzkie jest kruche. Widziałem filmik, na którym Dash zmusza cię do upokarzających czynności seksualnych. Wcale nie byłem dla ciebie lepszy, księżniczko. Nie wybaczę sobie tego, że byłem dla ciebie potworem. Abel również nie wybaczy sobie, że ciebie nie ochronił. Nie jestem dobry w mówieniu o emocjach, bo zostałem wychowany dość surowo, jednak chcę cię z całego serca przeprosić, kotku. Byłem częścią procesu zniszczenia ciebie.
- Theo, nie mów tak.
Zsunęłam się z krzesełka. Uklękłam przed Theo, chwytając obiema dłońmi jego twarz. Starłam kciukami łzy z jego policzków.
- Jestem okropnym człowiekiem, Goldie. Nienawidzę siebie. Nie mam odwagi, aby się zabić, ale...
- Nie mów tak! - krzyknęłam, co sprawiło, że Theo otworzył szeroko oczy. Zacisnął usta w wąską linię i pokornie spuścił wzrok. Nie mogłam jednak znieść jego uległej postawy, dlatego uniosłam jego wzrok i zmusiłam go, aby na mnie spojrzał. Poczułam się jak pani tej sytuacji i choć dla Goldie, którą byłam dwa tygodnie temu, byłoby to niepokojące, dzisiejsza Goldie czuła się dobrze w tej roli.
- Nie mogę na siebie patrzeć, księżniczko. Nie chcę się nad tobą użalać, bo to ty z naszej dwójki cierpisz bardziej, ale taki już jestem. Każdy z Wysłanników Śmierci jest niepewny siebie. Tylko ja jednak byłem gotów posunąć się do samobójstwa, aby uwolnić się od poczucia beznadziei. Abel uratował mnie trzy miesiące temu, gdy zobaczył, że szykuję sobie sznur, podwieszając go pod sufitem.
- Chciałeś się zabić? Theo, dlaczego? Dobry Boże...
Wtuliłam twarz w przestrzeń między jego szyją a ramieniem. Objęłam go mocno rękami, chcąc poczuć jego bliskość. Theo drżał na całym ciele. Byłam zszokowana, że tak postawny mężczyzna, który krył się za maską dupka, był tak wrażliwy emocjonalnie. Nie spodziewałam się tego po nim, ale przecież doskonale wiedziałam, że nie miałam prawa oceniać ludzi po pozorach. Nie zmieniało to jednak faktu, że Theo był jednym z moich gwałcicieli i nienawidziłam go za to. Dostrzegłam w nim jednak człowieka i zrozumiałam, że wcale nie udawał. On naprawdę potrzebował pomocy.
Theo objął mnie drżącymi rękami. Wtulił zapłakaną twarz w moje ramię i wziął głęboki oddech.
- Skrzywdziłem wiele osób, Goldie. Zniszczyłem siebie samego. Niektórym ludziom się wydaje, że faceci nie czują emocji i nie potrzebują terapii pod okiem specjalistów, ale to tylko jedno z wielu kłamstw, którymi karmią się ludzie. Potrzebowałem pomocy i Abel mi jej udzielił. Z pomocą Quincy'ego zorganizował dla mnie spotkanie z psychologiem i regularnie co tydzień rozmawiam z doktor Lewis przez kamerę internetową.
- Doktor Lewis?
Usłyszałam ciepło w jego głosie.
- Tak. Uwielbiam ją. Ma trzydzieści cztery lata i choć lubię kobiety w moim wieku, to ona jest idealną mamuśką.
Zaśmiałam się, gładząc go jednostajnym ruchem po szerokich plecach.
- Theo, ale dlaczego?
- Dlaczego posunąłem się do próby samobójczej?
Skinęłam ledwo zauważalnie głową. Rozmawianie o śmierci było ostatnio naszym tematem numer jeden, jednak ja już nie chciałam o tym mówić. Potrzebowałam spokoju i odpoczynku od stresu, jednak nie mogłam pozwolić na to, aby Theo nie wyżalił mi się do końca. Potrzebował tego, a ja zamierzałam go wysłuchać.
- Miałem dość swojego ciała. Na pewno zauważyłaś, że nie jestem tak wysportowany, jak pozostali chłopcy. Abel jest pokryty bliznami, ale ma wyćwiczone ciało. Phoenix wygląda jak model, a Claude jest chudy, ale ma większe predyspozycje niż ja do wytrenowania ładnego ciała. Mam kilkanaście zbędnych kilogramów. Żadna kobieta mnie nie zechce.
- Nawet doktor Lewis?
Theo zaśmiał się, podobnie jak ja. Rozmawiało nam się swobodnie mimo, że nie tak daleko od nas mordowano właśnie człowieka.
- Daj spokój, kotku. Pani Lewis mogłaby mieć każdego faceta. Kiedy każe mi wykonać jakieś ćwiczenie, zawsze to robię bez zająknięcia.
- Lubisz dominację kobiet?
Rozluźnił się nieco w moich ramionach.
- Tak. Podoba mi się służenie im. W przeszłości miałem nawet swoją panią.
- Naprawdę? Theo, zaskoczyłeś mnie.
Uśmiechnął się lekko. Odsunął się ode mnie na długość ramion. Pogładził mnie kciukiem po policzku, patrząc na mnie z ogromnym zaufaniem, czego bym się po nim nie spodziewała.
- Nie uważasz mnie za słabego?
- Ależ skąd! To wymaga wiele siły, aby oddać się pod panowanie drugiego człowieka. Wiem, że na świecie jest wiele osób praktykujących na co dzień dominację i uległość, więc nie dziwi mnie to. Może mi też uda się porozmawiać z doktor Lewis? Namówię ją na randkę z tobą?
Posłał mi pytające spojrzenie.
- Chcę ci pomóc, Theo.
- Dziękuję ci, Goldie - wyszeptał, nachylając się nade mną, aby pocałować mnie w czoło. - Nie sądziłem, że tak się z tobą porozumiem. Zacząłem naszą rozmowę od przeprosin i jeszcze raz chciałbym podkreślić swój wstyd za to, co ci zrobiłem. Nie zmienię przeszłości, ale mam wpływ na naszą przyszłość i wiedz proszę, że się tobą zaopiekuję. Odarłem się przed tobą z moich sekretów i dziękuję ci, że mnie nie wyśmiałaś. Wiem, że niektóre kobiety patrzą krzywo na mężczyzn, którzy wyznają, że lubią dominację kobiet, ale ty mnie nie oceniłaś. Za to ci dziękuję.
Zarzuciłam ręce na szyję Theo. Przytuliłam go mocno i gdy już chciałam poprosić, aby wyczesał mi do końca włosy, drzwi do łazienki się otworzyły. Theo zasłonił mnie swoim ciałem, jednak jak się szybko okazało, nie było potrzeby, aby mnie przed kimkolwiek bronić.
W drzwiach bowiem pojawił się Claude. Spojrzał na nas z zaskoczeniem, jednak już po chwili się uśmiechnął.
- Już po wszystkim. Możecie wyjść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top