46

Abel

Płakałem przez całą drogę do portu.

Odtwarzałem wideo raz po raz, patrząc na to, jak Goldie dosiada twarzy Dasha i ujeżdża ją tak, jak ujeżdżała moją twarz kilka dni temu. W czasie, gdy mój były brat pieprzył Goldie językiem, ona zajęła się jego penisem. Nie miała swobody ruchy, mając ręce skute za plecami, ale Dashowi to odpowiadało. Bawił się jej pośladkami, nie przerywając dopóki oboje nie doszli. 

Zobaczyłem nawet spermę Dasha w kąciku ust mojej żony i wówczas przepadłem. Nie mogłem dojść do siebie, obserwując ją bezbronną i zdaną na łaskę tego pieprzonego mordercy. Jakby tego było mało, oprócz pozycji sześćdziesiąt dziewięć, Dash kazał mojej księżniczce masturbować się wibratorem i jęczeć przy tym jego imię. 

Claude nachylił się nade mną i zabrał mi telefon z rąk. Schował go w swoje bokserki, patrząc na mnie porozumiewawczo. Wiedział, że nie wsadzę mu ręki w majtki, dlatego postanowił w ten sposób odciąć mnie od oglądania na nowo filmiku poniżającego moją dziewczynkę. 

- Nie oglądaj tego tyle razy. To ci nie pomoże.

Phoenix siedział z przodu samochodu i wiózł nas do portu. Druga ekipa przeczesywała wciąż Auctoritatem Populi, jednak gdy dzwoniłem do Theo, aby zapytać, jak im szło, odpowiadali, że nie znaleźli śladu Dasha.

To było zrozumiałe. Wątpiłem w to, żeby miał ukryć się na terenie mojej wyspy. Musiał wywieźć stąd Goldie i zapewne ukrywał się w swoim domku na wybrzeżu. Czułem, że Dash chciał, abyśmy sami go znaleźli i pojawili się w jego domostwie. Gry w kotka i myszkę były jego ulubionym zajęciem. Kiedyś śmiałem się z tego, uważając go za rozrywkowego i zabawnego, lecz gdy wyrzuciłem Dasha z Extremum opus, dotarło do mnie, że naraziłem siebie i swoją rodzinę na jego gniew. Pech chciał, że Dash zaatakował właśnie teraz. Kilka dni po ślubie z moją Goldie.

- On chciał mnie zniszczyć i to mu się udało.

- Nie mów o sobie jak o ofierze losu, Abel - warknął Claude, który zazwyczaj wypowiadał się spokojnie i elokwentnie. Dlatego ton jego głosu, który był do niego niepodobny, kazał mi podnieść głowę i spojrzeć w jego oczy. Dostrzegłem w nich ogień. 

- Nie jestem ofiarą losu, ale...

- Właśnie, że za takiego się uważasz - kontynuował, gestykulując gniewnie rękoma. - Rozumiem, że cierpisz. Nie znam nikogo, kto przecierpiał więcej, niż ty. Moja tragedia nie jest równa twojej w żadnym stopniu. Zostałem odrzucony przez rodzinę dlatego, że wolę mężczyzn. Wyrzucono mnie na bruk, bezbronnego i wystraszonego, ale to ty przeszedłeś przez piekło. Musisz być silny dla Goldie. Zobacz, jak wiele ona dla ciebie zrobiła.

- Claude...

- Ona się w tobie zakochuje - ciągnął, gniewnie marszcząc brwi. - Nie znam jej, bo wciąż mam opory przed powiedzeniem jej prawdy o sobie, ale zaakceptowałem ją w naszej rodzinie. Ochroniłbym ją swoim ciałem, gdyby zaszła taka potrzeba. Ta dziewczyna nie widzi świata poza tobą, Abel. Gdy byłeś nieprzytomny w szpitalu, byłem z nią na korytarzu, kiedy się obudziła. Leżała na kolanach Phoenixa i zaraz po odzyskaniu przytomności zaczęła wypytywać o ciebie. Widziałem strach w jej oczach. Goldie cię potrzebuje, a ty musisz wziąć się w garść i nie rozpaczać. 

- Kurwa, Claude.

On jednak nie skończył. Claude był zwykle cichym chłopcem, ale gdy zaczynał mówić, nie było temu końca.

- Goldie jest silna. Została twoją żoną. Płakała, ale wyszła z tego cało. Otwiera się na ciebie i chce pomóc ci pokonać twoje pieprzone demony, które zżerają cię od środka. Nie znam silniejszej kobiety, niż ona. W ciągu tygodnia jej życie zmieniło się nieodwracalnie, ale ona się nie poddała. Wiem, że ten filmik cholernie cię boli, bo upokarza twoją kobietę, ale to nie koniec. Goldie się nie poddała, i my również się nie poddamy. Znajdziemy ją, zajebiemy Dasha i twoja księżniczka do nas wróci. Tak się musi stać, Abel. My ci w tym pomożemy, rozumiesz?

Claude położył dłoń na moim karku. Ten uległy chłopak zdawał się przejmować nade mną kontrolę, a ja z radością obserwowałem przemianę Claude'a i poddawałem mu się. 

Przyciągnąwszy swoje czoło do mojego, Claude zacisnął zęby i poklepał mnie po plecach. Odsunąwszy się od niego, miałem w oczach łzy wzruszenia, ale to nie był czas na emocje. Wpierw musiałem kogoś zabić, aby potem móc wyrzucić z siebie kolejnego demona.

Od czasu, kiedy w moim życiu pojawiła się Goldie, pozbyłem się już kilku demonów i wierzyłem, że śmierć Dasha Maddena wyzwoli mnie z panowania pozostałych kreatur. Istot, które żyły we mnie od lat i zatruwały nie tylko moje ciało, ale przede wszystkim moje myśli.

***
W porcie spotkaliśmy się z Theo, Quincy'm i Tahoe. Wsiedliśmy na nasz największy statek i ruszyliśmy w kierunku wybrzeża. 

Jako, że Phoenix zajął się sterowaniem statku, mogłem odpocząć. Usiadłem więc na deskach przy burcie i przyciągnąłem nogi do swojej piersi. Objąłem kolana rękami, a czoło oparłem o nogi. 

Miałem dość. Po raz pierwszy od dawna pragnąłem, aby ktoś przejął nade mną kontrolę. Z natury byłem dominujący i lubiłem mieć nad wszystkim kontrolę, ale coś we mnie pękło w chwili, w której zdałem się na łaskę Goldie. Kiedy przykuła mnie do łóżka i mi obciągnęła, aby potem usiąść na mojej twarzy i bezwstydnie ją ujeżdżać, dotarło do mnie, że byłem gotów jej ulec. 

Kiedy jej zabrakło, poczułem się zagubiony.

Cierpiałem na syndrom limski. Zakochałem się w porwanej ofierze i zacząłem skakać wokół niej, aby jej dogodzić. Pragnąłem wspólnej przyszłości z Goldie.

Przygryzłem dolną wargę, aby się nie rozpłakać. Mój telefon wciąż był w kieszeni Claude'a. Jako król wyspy, mogłem kazać mu oddać mi telefon, ale rozumiałem, że Claude zabrał mi urządzenie dla mojego dobra. Gdybym miał przy sobie ten pieprzony telefon, oglądałbym nagranie z Goldie i Dashem raz po raz, samobiczując się w myślach za to, że jej nie przypilnowałem. Byłem na siebie kurewsko wściekły i gdybym mógł, sam zlałbym sobie dupę pejczem, aby poczuć cierpienie, ale nie mogłem tego zrobić samodzielnie, a nikt inny by mi nie pomógł. Phoenix ani reszta chłopaków nie podzielali mojego zamiłowania do sadomasochizmu, jednak Goldie zaczęła pojmować, że potrzebowałem bólu, aby żyć. 

- Mogę się dosiąść? 

Spojrzałem w górę. Zmrużyłem oczy, gdyż promienie słońca padały prosto na moją twarz. Nie sposób jednak było nie dojrzeć zielonych kosmyków Tahoe. Dlatego skinąłem głową, a Tahoe zajął miejsce obok mnie.

Patrzyłem na jego profil, widząc na jego przystojnej twarzy ogromne zmęczenie. 

- Ten napis - zauważyłem, wskazując na tatuaż z napisem "Daddy". - Zrobiłeś go dla Lilith, prawda?

Uśmiechnął się lekko, ale uśmiech zniknął z jego twarzy tak szybko, jak się na niej pojawił.

- Zgadłeś. Lubiliśmy odgrywać role w sypialni. Lilith nazywała mnie tatuśkiem. 

Uśmiechnąłem się. Dla wielu ludzi może byłoby to obrzydliwe, ale uznawałem, że każda para miała swój fetysz, o którym po prostu nie mówiła głośno. 

- Kochaliśmy ją. 

- Tak - przyznał, przeczesując swoje zielone włosy. - Była jedyna w swoim rodzaju. Dla Lilith uratuję Goldie. Jestem jej to winien.

- Tahoe, niczego nie jesteś nam winien. Nie powinieneś się tym przejmować. Wiem, że wplątałem cię w bagno, przywożąc cię do Extremum opus. Nie miałem prawa wyrywać cię z miasteczka i kazać ci zamieszkać ze mną, ale...

- Abel - przerwał mi, odwracając głowę w moją stronę. Spojrzał mi w oczy, uśmiechając się wymuszenie. - Uczyniłeś moje życie lepszym, stary. Gdyby nie ty, gdyby nie wyspa, gdyby nie ta cała inicjatywa, nie poznałbym Lilith. Tkwiłbym na lądzie, gdzie byłbym popychadłem. Tam nigdy nie czułem się kochany. Moi bliscy mnie zdradzili, ale ty dałeś mi szansę. Przywiozłeś na wyspę Lilith, przedstawiając mi tym samym moją królową. Kochałem ją, ale to, że już jej z nami nie ma, nie znaczy, że mam przestać żyć. Ty uratowałeś mnie, gdy tego potrzebowałem, więc teraz przyszła pora, abym ci się odwdzięczył i uratował z tobą Goldie. 

Miałem łzy w oczach. Kurwa, dawno tak często nie płakałem. Zachowywałem się żałośnie, ale miałem to w dupie. Byłem w końcu w towarzystwie moich najbliższych, więc nie miałem prawa wstydzić się tego, że po prostu po ludzku tęskniłem za moją żoną. 

- Dziękuję ci, że cię mam.

- Rodzina jest po to, aby sobie pomagać. 

Nasz sielankowy moment przerwał Theo. Przybiegł do mnie z wyciągniętym w ręku telefonem. Spojrzałem na niego pytająco, mając nadzieję, że nie potwierdzi moich obaw, lecz gdy wymamrotał cicho imię mojego największego wroga, krew się we mnie zagotowała.

- Słucham?

- Zadzwoniłem do ciebie wcześniej, niż planowałem. Zobacz, jaki dobry ze mnie człowiek, Abel.

- Nie skrzywdź mojej żony, Dash - wybłagałem, słysząc swój załamujący się głos. - Ona jest jedynym, co mam. Przygarnąłem ciebie pod swój dach, gdy potrzebowałeś pomocy, więc odwdzięcz mi się tym samym, gdy to ja potrzebuję wsparcia.

Po drugiej stronie usłyszałem pełen rozbawienia śmiech. Miałem ochotę zabić Dasha. Tak bardzo chciałem wbić mu palce w oczodoły, a potem objąć rękami jego szyję i udusić go.

- To urocze, ale dzwonię do ciebie z informacją. 

Pobladłem. Moje serce przestało bić, a przynajmniej tak mi się zdawało.

- Jaką informacją? Co zrobiłeś mojej kobiecie?!

- Spokojnie, bracie. Kazałbym Goldie powiedzieć ci do słuchawki radosną nowinę, ale tak się składa, że klęczy słodko przede mną i ssie z zapamiętaniem mojego kutasa. Tak więc musisz jej wybaczyć niedyspozycję. 

- Gadaj, skurwielu!

- Po co te nerwy? Abel, Goldie zgodziła się ciebie ocalić. 

- Ocalić? O czym ty, do kurwy nędzy, pieprzysz?

Zaśmiał się krótko. Wypowiedział zdanie, które sprawiło, że moment później zwymiotowałem wszystko, co do tej pory miałem w żołądku.

- Zgodziła się zostać moją seks-zabawką, Abel. Goldie jest moja, więc możesz się pieprzyć, jeśli oczywiście masz z kim. 

Przerwał połączenie, a ja zacząłem rzygać jak kot i płakać jednocześnie. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top