34
Goldie
Nie miałam pojęcia, w jaki sposób odezwać się do wiecznie milczącego Claude'a. Uśmiechnęłam się więc tylko do niego i pozwoliłam, aby zaprowadził mnie na górę.
Zerkałam ukradkiem na jego profil. Claude był naprawdę przystojnym chłopakiem. Był najmłodszy z całej grupy, co oznaczało, że był do mnie najbliższy wiekowo. Czuć było, że Claude nie przepada za ludźmi, ale kochał tych, na których mu zależało. Abel bez wątpienia był człowiekiem, który w dużej mierze pokazał Claude'owi, że życie niekoniecznie musi być złe. Dlatego Claude miał wobec Abla dług wdzięczności. Nie chciałam nawet wiedzieć, co rodzice zrobiliby Claude'owi, gdyby Abel nie zainterweniował. Biedak musiał przeraźliwie się bać, gdy został wyrzucony z domu na zbity pysk i wylądował na ulicy.
Pewnego dnia chciałam poznać historię Claude'a opowiedzianą z jego perspektywy, jednak wpierw musiałam zająć się kimś innym.
Kimś, kto w tej chwili o wiele bardziej potrzebował pomocy.
Przed drzwiami pokoju, z którego dobiegał cichy szloch, stał Theo. Spojrzał na mnie z uczuciem, którego nie potrafiłam określić. Chwycił mnie łagodnie za rękę. Chciał mi ulżyć po tym, czego świadkiem był kilka godzin temu, gdy zostałam żoną Abla. Mój świat się jednak nie skończył. Za to dla kogoś innego skończyło się całe życie.
- Mogę wejść tam sama?
Theo spojrzał na Claude'a, który skinął głową. Podziękowałam chłopakom skinieniem głowy i zapukałam dwukrotnie w drzwi.
Zielonowłosy Tahoe podniósł na mnie wzrok. Nie kłopotał się ocieraniem z policzków łez. Wiedział, że przyłapałam go na płaczu. Nie musiał się tego krępować. Tahoe potwornie cierpiał. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić, co musiał czuć. Nigdy nie miałam tej wątpliwej przyjemności, aby pochować kogoś, kogo kochałam. Moja rodzina była mała, ale wszyscy trzymali się zdrowo. Na samą myśl o tym, że któreś z moich rodziców mogłoby umrzeć, dostawałam dreszczy. Pewnego dnia na pewno przyjdzie mi ich pożegnać, ale ten ból nie będzie ani trochę porównywalny do cierpienia Tahoe.
On nie stracił rodziców. Pochował ukochaną kobietę.
- Cześć, Tahoe. Mogę do ciebie wejść?
Skinął głową. Wstał i zaczął zbierać mokre od łez chusteczki z podłogi. Pomogłam mu w tym, wyrzucając je do kosza. Było ich sporo.
Usiadłam w fotelu przysuniętym do łóżka Tahoe. Spojrzałam niepewnie na pogrążonego w żałobie mężczyzną. Tahoe, którego teraz widziałam, ani trochę nie przypominał aroganckiego dupka, którego poznałam w restauracji.
Położyłam dłoń na wytatuowanej ręce Tahoe, ale szybko zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Chciałam mu pomóc, ale Tahoe mnie nie znał i mógł pomyśleć o mnie coś, czego nie chciałam. Dlatego cofnęłam dłoń, ale gdy to zrobiłam, mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek i sam chwycił moją rękę, splatając ze mną swoje palce. Posłał mi zimny uśmiech, a ja go odwzajemniłam.
- Jesteś żoną Abla. Gratulacje, ślicznotko.
Podziękowałam mu skinieniem głowy. Dla mnie takie gratulacje nie były warte odebrania, ale doceniałam gest Tahoe.
- Nie bardzo wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Kim jest ten Carlisle? Phoenix znalazł dokumenty tego faceta, co zainteresowało Abla, ale nie mam pojęcia, czemu ten człowiek zawinił.
Tahoe się spiął. Najwyraźniej powiedziałam coś, co go rozzłościło. Było już za późno, abym mogła cofnąć swoje słowa, dlatego pochyliłam głowę w przepraszającym geście. Przygryzłam dolną wargę, aby skupić się na bólu, żeby znowu nie palnąć czegoś głupiego. Tahoe cierpiał, a ja, choć chciałam zmienić temat, chyba nie wstrzeliłam się w interesujące go zagadnienia.
- Dziękuję, że do mnie przyszłaś, Goldie. Powiedz mi, czy Abel nie mówił ci o Carlisle'u?
Pokręciłam przecząco głową, mrużąc oczy. Tahoe wziął głęboki oddech.
- Widzisz, cukiereczku. Lilith była moją księżniczką. Kobietą, z którą chciałem spędzić resztę życia. Myślałem, że będziemy szczęśliwą rodzinką. Marzyłem o dwójce bachorów, których mógłbym wychowywać z moją żoną. Chciałem kochać i być kochanym. Dopiero po śmierci Lilith wyszło na jaw, że Carlisle Laho, jeden z mieszkańców miasteczka, również był zakochany w mojej kobiecie. Już od jakiegoś czasu przypuszczałem, że Carlisle może żywić do Lilith jakieś głębsze uczucia, ale zawsze spychałem te myśli na bok. Okazało się, że Carlisle zgwałcił Lilith pod moją nieobecność i to jego dziecko miała urodzić.
Odebrało mi mowę. Mój Boże, to było okropne.
- To ten człowiek, którego Abel zabił w podziemiach hotelu?
Tahoe skinął głową.
- Dokładnie ten, mała. Skurwiel zdechł, ale jest jeszcze jedna osoba, która jest współodpowiedzialna za śmierć Lilith. Tą osobą jest Dash Madden.
Usłyszałam już to nazwisko. Dash był jednym z Wysłanników Śmierci. Tak powiedział mi Phoenix, ale więcej szczegółów nie znałam.
- To Dash czy Carlisle zabił Lilith? Który z nich?
- Dash to zrobił - odwarknął Tahoe, ciągnąc palcami wolnej ręki swoje zielone włosy. - Ten sukinsyn zakochał się w Lilith. Nie sposób było jej nie kochać. Lilith była nie tylko piękna z zewnątrz, ale miała również cudowną osobowość. Była kochająca i współczująca wszystkim. Mimo, że sama doznała krzywdy od życia, chciała pomagać innym. Była bezinteresowna, a takie dupki jak Dash myślały, że Lilith z nimi flirtuje i potem ją wykorzystywali.
- Nie pilnowałeś jej? Wybacz, Tahoe, ale jakim cudem Lilith została zgwałcona?
To ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło. Przypominały mi się bowiem chwile, w których to ja byłam skazana na masowy gwałt. Nawet niczemu niewinny Claude, ten cichy i spokojny chłopak, został zmuszony przez Abla do ukarania mnie za coś, czego nie zrobiłam. To bolało, ale takie były realia tych mężczyzn. Oni uważali takie sprawy za normalność.
- Czasami musiałem wyjeżdżać z miasteczka na ląd. Miałem tam do załatwiania różne sprawy. Kiedy wracałem, Lilith zawsze witała mnie z otwartymi ramionami. Nie miałem pojęcia, że cierpiała. Gdybym wiedział...
Tahoe ścisnął palcami nasadę nosa. Wziął głęboki oddech. Bolało mnie patrzenie na niego w tym opłakanym stanie, dlatego wstałam z fotela i wsunęłam się między rozszerzone nogi mężczyzny. Objęłam jedną dłonią tył jego głowy, a drugą położyłam na karku. Przyciągnęłam głowę Tahoe do swojej piersi, przytulając go mocno, aby poczuł moje ciepło. Chciałam zabrać jego ból na siebie. Szkoda, że to nie było takie proste.
- Chłopcy znajdą Dasha i go ukarzą - wyszeptałam we włosy Tahoe, całując go w czubek głowy.
- Goldie, do kurwy nędzy. Nie poradzę sobie bez Lilith. Nie przeżyję bez niej.
- Bądź silny. Zrób to dla niej. Lilith cię kochała i na pewno nie chciałaby, abyś odebrał sobie życie z powodu jej śmierci. Proszę. Błagam, Tahoe. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Mam cię przykuć do łóżka, żeby mieć pewność, że nic sobie nie zrobisz?
Zielonowłosy zaśmiał się ochryple. Oparł policzek na mojej piersi, obejmując mnie rękami. Głaskałam go jednostajnym ruchem po głowie, pragnąc pokazać mu, że byłam tu dla niego i miałam zamiar się nim zaopiekować. Może Abel nie będzie zadowolony z tego powodu, niemniej nie miałam zamiaru go teraz słuchać. Jego przyjaciel potrzebował pomocy. Chłopcy, owszem, dbali o Tahoe i pilnowali, aby nie targnął się na swoje życie, lecz Tahoe nie miał przy sobie kobiecej ręki, której tak potrzebował.
Nie będę jego Lilith i nawet nie spróbuję nią być, ale dla niej zaopiekuję się Tahoe.
Ta dziewczyna zasłużyła na to, abym przynajmniej w ten sposób odwdzięczyła jej się za tak ciepłe powitanie mnie na wyspie.
Abel
- Kurwa mać! Nie wierzę w to! Ja pierdolę, zabiję skurwiela!
Phoenix był niespokojny i nie było za co go winić, ale musiał przystopować. Nie cierpiałem ludzi, którzy na każdy problem reagowali tak gwałtownie i emocjonalnie. Owszem, to, co zrobił Dash, nie było normalne, ale on tylko wysłał nam nagranie. Nawet go jeszcze nie otworzyliśmy, a Phoenix już zachowywał się tak, jakby chciał przemienić mój gabinet w proch.
- Uspokój się, bo nie odpalę tego wideo. Masz się zamknąć. Chyba, że mam ci przynieść knebel?
- Jeszcze czego, kuźwa! Może mam sam sobie go wsadzić w jadaczkę, co?
- Jeśli tego nie zrobisz, ja cię zaknebluję. Wiesz przecież, że lubię krępować ludzi na różne sposoby.
Phoenix się zatkał. Usiadł naburmuszony w fotelu, a ja zawiesiłem palec nad przyciskiem, który miał puścić nagranie Dasha Maddena.
Kiedy otrzymałem od niego niespodziewaną wiadomość, Phoenix wpadł w szał. Krzyczał na mnie, rwał sobie włosy z głowy i przeklinał Dasha na wszystkie możliwe sposoby. Jasnym było, że Dash był nienawidzony przez Wysłanników Śmierci, jednak poczułem pewną nostalgię, gdy zobaczyłem jego wizerunek na miniaturce.
Nie widziałam go od kilku lat. Dash się zmienił. Zafarbował włosy na czarno, wytatuował sobie krzyż egipski na policzku, a pod okiem miał wytatuowane imię Lilith. Ten chłopak oszalał na jej punkcie. Sam również miałem pewną obsesję na punkcie Lilith, która odznaczała się jednak tym, że dbałem o nią jak o młodszą siostrę, a nie byłem w niej zakochany, w przeciwieństwie do tak wielu facetów z mojego otoczenia.
Spojrzałem jeszcze raz na Phoenixa, który zaciskał ręce na podłokietnikach fotela. W końcu odpaliłem kilkuminutowe wideo.
- Abel, tak się cieszę, że znów mnie słyszysz.
Phoenix wciągnął powietrze, a ja zgromiłem go wzrokiem, nakazując mu zachowywać spokój. Może trochę go tresowałem, ale musiałem wpoić mu, że chłód w takich sytuacjach, jak ta, był niezwykle ważny.
- Myślałem, że już nigdy więcej nie będę musiał do ciebie przemawiać, ale okazało się, że moje serce wybrało inaczej. Chciałbym, żebyś miał świadomość, że cholernie za tobą tęsknię, przyjacielu. Gdybym mógł cofnąć czas, nie popełniłbym tych błędów, które sprawiły, że przestałem być częścią twojej niesamowitej drużyny. Skoro jednak oglądasz ten filmik, oznacza to, że Lilith umarła.
Tak, skurwielu. Jakbym jeszcze tego nie zauważył.
- Kochałem Lilith od dnia, w którym ją ujrzałem. Miała w sobie ikrę. Była śliczna, mądra i beztroska. Ona jednak kochała Tahoe. Początkowo myślałem, aby to jego zabić, ale świat szybko pozbierałby się po jego stracie. To Lilith była tą, której świat pożądał. Którą świat kochał. Pokazała nam, że miłość istnieje na tym brudnym świecie. Zakochałem się w niewłaściwej osobie, ale zanim się w niej odkochałem, było za późno, aby cokolwiek zmienić. Dlatego wraz z Carlisle'm odebraliśmy jej życie.
Nalałem sobie kolejną szklaneczkę whisky, nie będąc pewien, czy przetrwam to nagranie do końca na trzeźwo.
- To nie koniec, Abel - zaśmiał się Dash, przeczesując palcami nienaturalnie ciemne włosy, w których wyglądał jak kretyn. - Niebawem znów zawitam w twoim życiu. Przygotuj się na starcie ze mną. Nie będę z tobą walczył, bo mimo wszystkiego, co nas spotkało, kocham cię jak brata. Ta miłość jest pokręcona i na pewno nie jest zdrowa, ale kto powiedział, że miłość nie rani? Nie krzywdzi? Nie zabija?
- Kurwa, zapierdolę szmatę.
Zmroziłem Phoenixa wzrokiem. Uniósł ręce w górę, pokazując mi, że się poddawał i już będzie cicho.
- Nie znasz miejsca. Nie znasz godziny. Nie znasz mnie, Abel. Zaczekaj na mnie. Nie szukaj mnie, bo i tak do ciebie przyjdę. Może porozmawiać? Może spierdolić ci życie? Zależy, na co będę miał humor. Do zobaczenia wkrótce, Abel. Mój bracie.
Dash pokazał środkowy palec do ekranu, a potem nagranie się urwało. Phoenix schował twarz w dłoniach, a ja zacząłem się głęboko zastanawiać nad tym, jakim cudem uda mi się obronić przed Dashem Maddenem. Znałem jego sztuczki i wiedziałem, czego można się po nim spodziewać, ale Dash od kilku lat mógł ćwiczyć i stać się lepszym zabójcą. Dlatego musiałem mieć się na baczności. Dash pewnie nie zechce nas zranić, gdyż jak wspominał w wideo, kochał nas jak rodzinę, ale ten człowiek był pojebany. Nie znał granic. Skoro zabił miłość swojego życia, której imię wytatuował sobie na twarzy, znaczyło to tylko tyle, że należało się go bać.
Abel Luciano niczego się nie bał. Niczego, oprócz człowieka, którego niegdyś kochał, a którego niebawem miał pozbawić życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top