32
Goldie
Abel chwycił mnie za rękę, a ja się temu nie opierałam.
Czułam szybko bijące w piersi serce. Bałam się z nim porozmawiać, gdyż nie wiedziałam, jak zareaguje na to, co miałam mu do przekazania. Nie mogłam jednak dłużej dawać sobą manipulować. Musiałam mieć prawo głosu. Może wciąż byłam niewolnicą Abla, ale dzięki niemu stałam się również jego żoną.
Mężczyzna zaprowadził mnie nad jezioro. Nie miałam pojęcia, że tutaj było. Jezioro schowane było między dwoma niskimi domkami. Wokół pełno było zieleni.
Usiedliśmy na trawie, na przeciwko siebie. Usiadłam po turecku, a Abel rozłożył szeroko nogi, opierając się rękami o trawę. Odchylił głowę do tyłu, chwytając ostatnie promienie słońca. To był długi i trudny dzień i mimo, że chciałam, aby jak najszybciej się skończył, to wzięłam się w garść, aby z nim na spokojnie porozmawiać.
Skubałam palcami trawę. Słyszałam śpiew ptaków, które siedziały w koronach drzew. Patrzyłam na jezioro i zastanawiałam się, dlaczego Abel, który wyglądał na nieznoszącego ludzi człowieka, zbudował takie miejsce. Miejsce, w którym doszło do nieporozumienia. Zbrodni, która wstrząsnęła nie tylko mną, ale również Wysłannikami Śmierci i biednym Tahoe.
- Jesteś moim mężem, Abel.
Ból ścisnął moje gardło. Myślałam, że nie dam rady mówić dalej, ale wzięłam się w garść i kontynuowałam.
- Nie chciałam tego. Uczyniłeś ze mnie swoją zabawkę, ale mam dość użalania się nad sobą. Wypłakałam swoje. Przeżyłam gwałt. Zrobiłeś ze mną koszmarne rzeczy, o których nigdy nie zapomnę, ale musimy iść dalej. Dlatego chciałabym porozmawiać z tobą o naszym małżeństwie.
Abel uniósł brwi. Był zaciekawiony moją propozycją rozmowy na ten temat. Pewnie myślał, że zamknę się w pokoju i przez resztę dnia będę płakać nad utraconą wolnością, ale nadszedł czas na to, abym to ja podyktowała jakieś reguły.
- Chciałabym uprawiać seks ze swoim mężem.
Brunet pokręcił głową z niedowierzaniem. Zmrużył oczy. Otworzył usta, ale po chwili je zamknął, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
- Jeśli chodzi o twoją fizyczność, nic nie możesz poradzić na to, że masz blizny. Mimo ich, podobasz mi się. Nie powinnam ci schlebiać po tym, jak zarządziłeś masowy gwałt na mnie, ale nie będę dłużej milczeć. Jesteś przystojnym człowiekiem, który jest cholernie niebezpieczny. Zabijasz, torturujesz i niszczysz ludzkie życia. Nie wybrałabym takiego mężczyzny na ojca moich dzieci, ale wiem, że nie byłeś taki, Abel. To ludzie cię zniszczyli.
Przygryzł dolną wargę, kiwając ledwo widocznie głową.
Wyciągnęłam do niego rękę. Abel chwycił ją delikatnie, nie chcąc mnie skrzywdzić.
- Pochowałeś syna w młodym wieku - ciągnęłam, czując łzy kłujące mnie w oczy. - Zniszczono cię doszczętnie. Zagubiłeś się w swoim życiu, ale skoro ja do niego trafiłam, zamierzam być dla ciebie dobrą żoną. Nie będę kolejną Amber. Nie zrobię ci krzywdy. Mam nadzieję, że nie zapłodnisz mnie celowo, abym urodziła twoje dziecko. Nie zniosłabym tego, ale...
Abel poderwał się gwałtownie. Uklęknąwszy przede mną, przytulił mnie do siebie mocno. Moim ciałem wstrząsnął niespodziewany i bardzo gwałtowny szloch. Wczepiłam się palcami w bluzę Abla, rozpaczliwie potrzebując jego bliskości.
- Chcę być szczęśliwa. Zasługuję na to. Rozumiem, że nie pozwolisz mi wrócić do Stanów. Moje życie w Crest Hill dobiegło końca. Nawet, gdybyś jakimś cudem mnie wypuścił, nie wróciłabym do domu. Nie potrafiłabym spojrzeć rodzicom w oczy. Nie potrafiłabym otworzyć się na miłość. Gwałt niszczy człowieka. Tym bardziej niszczy go, gdy gwałciciel decyduje się wziąć ślub z ofiarą bez jej zgody. Rozumiem, że jesteś pokrzywdzony i nie reagujesz na niektóre sytuacje tak, jak większość ludzi, ale pamiętaj proszę, że jestem tu dla ciebie. Nie odejdę, Abel. Nie ucieknę. Zostanę z tobą i spróbuję ci pomóc. Będę dla ciebie wymarzoną żoną, ale błagam. Błagam, nie niszcz mnie. Nie próbuj stworzyć nowej Goldie. Zaakceptuj mnie taką, jaka jestem, a ja obiecuję, że dam ci wszystko, co mam. Wszystko, co jeszcze we mnie zostało.
- Kurwa mać, Goldie. Ja pierdolę, daj mi chwilę, proszę.
Wtuliłam twarz w zagłębienie między jego szyją i ramieniem. Potrzebowałam poczuć jego bliskość. Musiałam stłumić szloch, płacząc w jego bluzę. Nie obchodziło mnie, że mieszkańcy miasteczka przyjdą tutaj i spojrzą krzywo na swojego króla, który zniszczył niewinną dziewczynę. Po prostu było mi wstyd przed samą sobą, że nie potrafiłam zapanować nad płaczem.
Płacz był czasami potrzebny, ale płakanie zbyt często nie było zdrowe.
Abel po dłuższej chwili odsunął się ode mnie nieznacznie. Chwycił pewnie moją twarz w dłonie i oparł swoje czoło o moje. Pocałował mnie w usta.
Na jego policzkach dostrzegłam łzy. Po chwili poczułam je na swojej skórze. Abel Luciano, król Wysłanników Śmierci, płakał rzewnymi łzami. Jego dolna warga drżała. Wyglądał jak biedne dziecko, którym był, gdy go skrzywdzono.
- Kurwa, złotko. Przepraszam, że nie umiem mówić o uczuciach. Przepraszam, że tak spierdoliłem ci życie. Fakt, że chcesz dać mi szansę, do mnie nie dociera.
- Abel...
- Dam ci wszystko, żono - wyszeptał łamiącym się głosem, który zabolał nawet mnie. - Zabiję każdego, kto wejdzie ci w drogę, próbując cię zranić. Sam powinienem siebie zabić, bo gdyby nie ja, miałabyś zwyczajne życie. Musiałem jednak coś odpierdolić. Nie jestem normalny, ale obiecuję, że się postaram. Chciałbym obiecać ci coś jeszcze.
Przesunęłam czubkiem nosa po jego policzku. Wyczułam krótki zarost i jęknęłam cicho.
- Obiecuję, że jeśli coś spierdolę, choćby raz, pozwolę ci odejść.
- Co? Abel, ale...
- Nie powinienem tego mówić, ale śmierć Lilith sprawiła, że przejrzałem na oczy. Zrozumiałem, że każde z nas ma jedno życie, które powinniśmy maksymalnie wykorzystać. Ja nigdy nie będę szczęśliwy. Moje życie skończyło się, zanim na dobre się zaczęło. Rodzice mnie skrzywdzili, Amber oszukała, a Oscar odszedł. Wtedy chciałem się zabić. Gdyby nie Phoenix, zrobiłbym to, ale czułem, że może w życiu czeka mnie coś, co warte jest czekania. Może to właśnie miałaś być ty, Goldie.
Abel położył dłonie na trawie. Pokłonił mi się, a ja nie miałam pojęcia, co zrobić.
- Proszę, nie...
Położyłam dłoń na jego ciemnych włosach, przeczesując je palcami. Natrafiłam na miejsca, w których jego włosy były znacznie krótsze. Już nigdy miały nie urosnąć.
- Będę cię kochał, Goldie - wychrypiał, płacząc tak, że jego ciało aż drżało. - Będę dla ciebie wszystkim. Nie zmienię swojej przeszłości i nie poprawię swojego wyglądu, ale będę dla ciebie mężem, o którym marzyłaś. Nie mam prawa prosić cię, abyś zapomniała o tym, co zrobiłem ci na początku, ale jeśli jest szansa, abyś pozwoliła mi zacząć od nowa, błagam cię o to. Pozwól mi na nowo cię poznać. Zrobić to, jak normalny człowiek.
Chwyciłam jego twarz w dłonie. Nakazałam mu się podnieść. Gdy na powrót przede mną uklęknął, wpiłam się w jego usta. Całowałam go zachłannie, chcąc wziąć na siebie cały jego ból, a na niego przelać swój. To nie było normalne, ale czy żona Abla Luciano mogła być normalna?
Szarpnęłam go za ciemne kosmyki, każąc mu odchylić głowę w tył. Abel warknął gardłowo. Zlizałam z policzków jego łzy, zabierając jego cierpienie. Abel, mimo wszystkiego, co uczynił, miał w sobie dobro. Potrafił kochać, ale nienawidził siebie za coś, co zrobili jego rodzice. Gdyby nie zapoczątkowali tej chorej farsy, Abel miałby szansę być normalnym mężczyzną, który znalazłby kochającą kobietę. Nie taką Amber, która zabiła ich bezbronnego synka.
Położyłam Abla na trawie. Usiadłam na jego brzuchu okrakiem. Całowałam go łapczywie, ściągając mu przez głowę bluzę.
Nie byłam w stanie stwierdzić, co na mnie napadło. Zachowywałam się jak nie ja. Może miałam złudną nadzieję, że Abel będzie dla mnie dobrym mężem. Może zrobiło mi się go żal. Może chciałam wziąć swoje życie w swoje ręce i zrobić coś dla siebie.
Nie byłam egoistką. Do niej było mi daleko. Starałam się pomagać rodzicom i być dobra dla znajomych. Czasami lubiłam robić coś dla siebie, ale zawsze najpierw myślałam o innych.
Abel zszarpał z siebie bluzę. Odrzucił ją na bok. Spojrzałam na jego zniszczoną pierś i blizny biegnące przez pierś, szyję, aż na twarz. Wyglądał strasznie. Lubiłam patrzeć na przystojnych mężczyzn, na których zdjęcia natrafiałam w internecie, ale nigdy nie oczekiwałam, że dorwę jakiegoś przystojniaka z okładki magazynu. Nie byłam brzydka, ale nie byłam też modelką. Miałam świadomość swoich defektów i czułam, że kiedyś znajdę mężczyznę, który może nie będzie wyglądał jak model, ale będzie miał dobre serce.
Nie spodziewałam się jednak, że los ześle na mnie Abla Luciano.
Przycisnęłam nadgarstki Abla do trawy po bokach jego głowy. Brunet uśmiechnął się krzywo, gdyż jeden kącik jego ust osunął się ku dołowi. Mimo tego zniekształconego uśmiechu, łatwo było poznać, że Abel był szczęśliwy.
- Czy uważasz, że możesz mnie pokochać?
Abel przestał się uśmiechać. Próbował uwolnić nadgarstki, ale przycisnęłam je mocniej do ziemi. Abel bez problemu mógłby mnie z siebie zrzucić, ale tego nie zrobił. Pozwolił, abym miała nad nim pozorną kontrolę.
- Goldie, ja już cię kocham.
- Co?
Tym razem to ja wyglądałam na zmieszaną.
- Taka jest prawda - wyznał, puszczając mi oczko. - Masz rację w wielu kwestiach, żono. Jestem podłym chujem. Zabójczym skurwielem. Nie mam wiele do zaoferowania kobiecie. Nie jestem przystojny, nie mam doskonałego ciała i jestem straszydłem. W środku jestem wyzuty z emocji. Mam w sercu trochę miłości, ale nie jest to coś silnego. Tylko ta cząstka trzyma mnie przy życiu. Jestem złym człowiekiem i nie darzę wielu ludzi miłością. Jeśli kocham, to kocham na zabój.
- Abel, ale ty mnie nie znasz.
- Czuję, że jesteś dobrym człowiekiem. To wystarczy. Dałaś mi szansę, choć cię o nią nie prosiłem. Zmusiłem cię, abyś była moja. Byłem brutalnym dupkiem, a ty, mimo całej tej tragedii, otworzyłaś się na mnie. Za to kurewsko ci dziękuję, żono.
Zsunęłam się z Abla. Położyłam się obok niego na trawie. Położyłam dłoń na jego piersi, a nogę przerzuciłam przez jego nogi. Uniósłszy głowę, spojrzałam w jego oczy, które wpatrywały się we mnie z jakimś silnym uczuciem. Być może była w tym miłość, a może mi się przywidziało.
- Będziesz mnie kochał, tak?
- Tak, Goldie. Będę cię bardzo mocno kochał.
Chwycił mnie za rękę. Przyciągnął ją do swoich ust i złożył na jej wierzchu pocałunek. Uśmiechnęłam się, obserwując promienie zachodzącego słońca, które malowały piękny, abstrakcyjny obraz na twarzy Abla. W połączeniu z jego bliznami, obraz ten wyglądał fenomenalnie.
Czułam, że przed nami była jeszcze długa droga. Znałam Abla kilkadziesiąt godzin, a wydarzyło się już tak wiele. Wciąż miałam mnóstwo wątpliwości i wiele pytań, ale podziękowałam sobie w myślach za to, że byłam dzielna i odważyłam się powiedzieć Ablowi o swoich obawach.
Nie wiedziałam, czy uda mi się oddać serce temu zranionemu przez życie mężczyźnie, ale póki co nie musiałam się niczym martwić. Abel był tutaj i był tu dla mnie. Zakochał się we mnie, a ja zaczynałam się na niego otwierać. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale wszystko, co w życiu piękne, wymaga dużego nakładu pracy i ogromu cierpliwości.
Nie wybaczyłam Ablowi tego, że mnie porwał i zgwałcił. Nie wybaczyłam mu, że mnie upokorzył. Nie wybaczyłam mu krzywd, których doznałam z jego strony, ale wybaczyłam to zranionemu chłopcu tkwiącemu gdzieś głęboko w Ablu. Potrzebował on rozgrzeszenia, aby ruszyć dalej i pozwolić dorosłemu Ablowi uciec od przeszłości, aby mógł żyć tak, jak tego chciał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top