30

Abel

- Tahoe, tak mi kurewsko przykro. Popołudniu zabiorę cię na grób Lilith, ale teraz...

- Nie, kurwa! - krzyknął, kuląc się w łóżku w pozycji embrionalnej. - Jak ona mogła mi to zrobić?! Nie wierzę w to, co mówisz!

- Posłuchaj, wyjaśnię ci wszystko od początku tak, żebyś lepiej mnie zrozumiał, dobrze? Tahoe, rozumiem, jak cierpisz. Wierz mi, że wiem, jak to jest stracić kogoś, kogo kocha cię bezgranicznie. Obiecuję, że znajdę Dasha i wspólnie go za wszystko ukarzemy.

Wpatrywałem się w Theo i Claude'a, którzy stali przy oknie. Obaj mieli niepewne miny. Patrzyli na Tahoe z żalem, ale nic nie mówili. Dla Claude'a nie było to niczym nadzwyczajnym, gdyż ten dzieciak zawsze milczał, ale Theo? On był cholerną gadułą, lecz śmierć Lilith odebrała mu chęć do zabawy. 

Usiadłem ostrożnie na brzegu łóżka, na którym leżał Tahoe. Gdy się zbudził, musiałem przytrzymywać mu ręce, aby nie zrobił sobie albo nam krzywdy. Był pobudzony. Płakał, krzyczał i chciał rozerwać nas na strzępy, ale nakazałem Theo przynieść środek uspokajający. Wstrzyknęliśmy go w szyję Tahoe. Nie wyrywał się już i nie rzucał się na mnie z pazurami jak jakiś dziki zwierz, ale wciąż boleśnie płakał. Nigdy nie widziałem mojego przyjaciela w takim stanie. Tahoe był pewnym siebie dupkiem, który wszystkich traktował z góry. Wszystkich, prócz Lilith. 

Położyłem dłoń na głowie mojego przyjaciela, przeczesując palcami jego zielone włosy. Tahoe wyglądał koszmarnie. Musiałem coś zrobić, aby mu pomóc, ale nie mogłem dłużej zatajać przed nim prawdy. Wszystko zrozumiałem i poskładałem kawałki tej układanki w całość. Dało mi to nieciekawy obraz, ale przynajmniej rozumiałem motyw zabójcy Lilith. 

- Jesteś w stanie mnie wysłuchać? Możesz dać mi kilkanaście minut? 

Tahoe wziął się w garść. Z moją pomocą usiadł na łóżku, opierając się plecami o jego wezgłowie. Głowa Tahoe leciała w przód. Środek uspokajający silnie na niego zadziałał. Nie chciałem, aby Tahoe stracił przytomność. Środek miał go jedynie zamroczyć i udało mi się osiągnąć ten cel.

- Wytłumaczę ci wszystko, ale błagam. Nie unoś się. Mi również jest ciężko ci o tym mówić.

Skinął niepewnie głową. Zerknąłem na Theo i Claude'a, którzy pokiwali głowami, będąc gotowymi na to, aby w razie potrzeby obezwładnić Tahoe, który w przypływie uczuć mógł zrobić sobie krzywdę. 

- Carlisle Laho okłamywał nas od samego początku - zacząłem, przeczesując palcami zielone włosy Tahoe. Może nie był to męski gest, ale pierdoliłem to. Tahoe potrzebował mojej pomocy, a ja miałem zamiar mu jej nie udzielić. - Nie mieszkał tutaj dlatego, że cierpiał na hafefobię. W rzeczywistości mógł dotykać ludzi, nie brzydząc się tym ani nie odczuwając przy tym dyskomfortu. Współpracował z amerykańską gazetą. Chciał napisać artykuł o Auctoritatem Populi, który byłby dla ludzi szokujący. Carlisle chciał mnie pogrążyć. Chciał zdobyć kasę moim kosztem, ale w porę go złapałem. Wystarczyłoby kilka dni więcej, a materiały poszłyby do druku. Carlisle nie skrywał jednak tej jednej tajemnicy.

Teraz miały zacząć się schody. Nie chciałem mówić o tym wszystkim Tahoe, ale byłem jedynym, który mógł to uczynić. 

- Kiedy wyjeżdżałeś na ląd, czasami widziałem Carlisle'a z Lilith. Nie chciałem ci o tym mówić, ale przeczuwałem, że ten facet może nas oszukiwać. Dotykał Lilith bez rękawiczek.

- Kurwa, Abel. Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Przełknąłem ślinę, kręcąc głową.

- Nie wiem, stary. Przysięgam, nie myślałem wtedy o tym, że Carlisle może nas oszukiwać. 

Tahoe przytaknął, pozwalając mi kontynuować. 

- Poszedłem więc do domu Carlisle'a po zabójstwie Lilith. Czułem, że on był w to zamieszany. Wiedziałem, że było dwóch napastników, ale namierzyłem przynajmniej jednego. Wziąłem Carlisle'a na tortury, gdzie wyśpiewał mi, że zgwałcił Lilith, kiedy ty wyjechałeś. Gdy zaszła w ciążę, przyszedł do niej pod twoją nieobecność i wykonał test na ojcostwo. To on miał być ojcem waszego dziecka, Tahoe.

Mój przyjaciel pobladł. Claude podał mu szklankę wody. Tahoe wypił wszystko duszkiem, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. 

Chciałem wyrzucić z siebie wszystko, dlatego kontynuowałem. 

- Zabiłem Carlisle'a. Przyznał się, że jest współwinny śmierci Lilith. Zanim wyzionął ducha, wyznał mi, kto jest głównym winnym. Domyślasz się, o kim mówię? 

Tahoe spojrzał mi w oczy. Przygryzł dolną wargę do krwi. Pokiwał głową. 

Dash Madden był osiemnastoletnim chłopakiem, gdy go poznałem. Mieszkał w lesie na wyspie mojego ojca. Chował się w dziczy, jakby przed czymś uciekał. Miał przy sobie nóż, gdy znaleźliśmy go z Phoenixem. Był gotów nas zabić, ale gdy uniosłem poddańczo ręce w górę i uklęknąłem, Dash podszedł bliżej i opuścił nóż. Wyjaśnił mi, że zabił swojego ojca, który go gwałcił i uciekł na wyspę rozpadającą się łodzią. Ukrywał się w lesie od tygodnia. Nic nie jadł i mało pił. Słona woda nie najlepiej sprawdzała się w roli napoju, ale popchnięty desperacją, Dash pił wodę morską.

Zabrałem Dasha pod swój dach. Oferowałem mu schronienie. Obiecałem, że nie wydam go władzom, aby się nim zajęli. Wkrótce doszedłem do informacji, że ojcem Dasha był słynny polityk, który uchodził za wzór moralności. Nigdzie w mediach nie było jednak informacji o Dashu, jego synu. Pogrzebałem głębiej i dowiedziałem się, że mężczyzna nie przyznawał się do posiadania syna o imieniu Dash. Był on synem z pierwszego małżeństwa polityka, a jego ówczesna żona miała z nim dwie córeczki. Nikt w mediach nie wiedział, że ojciec gwałcił Dasha, skazując go na cierpienia. Chłopak zabił ojca, gdy ten przyszedł do niego z mordem w oczach, z siekierą w ręku. Nie znaleziono sprawcy zabójstwa, a Dash był u mnie bezpieczny. 

Do naszego domu dołączyli wkrótce Claude oraz Theo. Nasza piątka określiła się mianem Wysłanników Śmierci. Wszyscy byliśmy dla siebie braćmi. Kochałem tych idiotów całym sercem. Dash stał się nieodłącznym członkiem naszych eskapad. Był świetny w torturowaniu i zabijaniu. Kochałem tego skurczybyka, ale pewne wydarzenie sprawiło, że Dash się od nas odwrócił.

Kiedy stworzyłem Auctoritatem Populi, Dash był zachwycony. Pomagał wszystkim mieszkańcom, ale głównie skupiał się na kobietach. Nie ukrywał, że podobała mu się Lilith. Często o niej mówił. Fantazjował o niej i nieraz słyszałem, jak jęczy jej imię, gdy walił sobie konia w swojej sypialni. Biedak się w niej zakochał, lecz Lilith kochała Tahoe.

Dash nie radził sobie z odrzuceniem. Zaczął wpadać w furię coraz częściej. Rozwalał swój pokój, krzyczał po nocach i czasami nawet nas bił.

Przyłapałem go na tym, że zgwałcił Cleo, jedną z mieszkanek mojego miasteczka. Byłem na niego kurewsko wściekły i chciałem wydalić go z wyspy. Dash prosił, abym dał mu szansę. Dałem mu więc ostatnią możliwość poprawy, ale on znów zgwałcił kobietę, tym razem słodką Alicię. Wtedy nie było już ultimatum. Wydaliłem go z wyspy. Patrzyłem, jak odpływa swoją łodzią, ale jak się okazało, Dash zostawił nam na wyspie niespodziankę. 

Pięć tygodni później okazało się, że Lilith jest w ciąży. Dziewczyna płakała i chciała się zabić. Tahoe jej nie rozumiał. Cieszył się, że będzie miał dziecko. Lilith jednak wyznała, że Dash ją zgwałcił, zapewniając ją przy tym o swojej dozgonnej miłości. Lilith wycierpiała swoje. Musieliśmy podjąć decyzję o aborcji. Ona tego właśnie chciała, choć nie mogła zdzierżyć myśli, że zabije niewinne dziecko. Dash jednak mocno zniszczył jej psychikę i takie działanie było potrzebne. 

Dash zniknął, zostawiając nam liścik w moim biurze. Napisał, że pewnego dnia wróci i zabierze to, co należało do niego. Od trzech lat jednak się nie pojawiał, więc uznałem, że dał sobie spokój i zaczął nowe życie na lądzie. Nie spodziewałem się, że skurwiel wróci.

Człowiek, któremu dałem dom i możliwości, oszukał mnie w najpodlejszy możliwy sposób. Nienawidziłem Dasha, choć kiedyś kochałem go jak brata. Tym sposobem piąty Wysłannik Śmierci przestał istnieć. Została nas czwórka i Tahoe, który mimo, że nie był członkiem Wysłanników Śmierci, był naszym bratem, któremu mogliśmy całkowicie ufać.

- Znaleźliście go? Mogę go zabić? 

Uśmiechnąłem się do Tahoe. Poklepałem go po plecach. 

- Nie znaleźliśmy go, ale niebawem na pewno się tu pojawi. Znasz Dasha. Nie uciekłby jak tchórz. Na pewno nie zrobi nam krzywdy, bo mimo swojego popierdolenia, w jakiś niezrozumiały sposób nas kocha, ale i tak wzmocnię środki ostrożności. Obiecuję, że ty będziesz pierwszym, który wbije w niego nóż, rozumiesz?

Tahoe pokiwał głową. Przycisnąłem swoje czoło do jego czoła. Spojrzałem mu w oczy.

- Kocham cię, Tahoe. Dash nie jest już moim bratem i nie będę miał oporów przed tym, aby go zabić. To kwestia czasu. Niebawem go dopadniemy i wówczas tortury będą bolesne. Ty zdecydujesz o tym, jak zabić Dasha.

- Abel, zadbaj o Goldie.

- Co?

Zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem, co on bredził.

- Nie zdołałem zaopiekować się Lilith i zobacz, jak to się skończyło. Dlatego troszcz się o swoją ukochaną. Nie pozwól, aby ktokolwiek zranił ją tak, jak zraniona została moja dziewczynka. Proszę, nie zsyłaj na Goldie cierpień. Ona cię uratuje, Abel.

- Co ty pieprzysz? Stary...

Przyłożyłem dłoń do jego czoła, chcąc sprawdzić, czy ma gorączkę i majaczy. On jednak uśmiechnął się do mnie troskliwie tak, jak starszy brat uśmiecha się do młodszego, gdy ten się zakocha. 

- Nie jestem chory. Po prostu chcę, aby niewinność nie musiała cierpieć. 

- Tahoe, kiedy spałeś, zmusiłem Goldie do podpisania aktu małżeństwa. Jest moją żoną. 

Tahoe zaśmiał się. Jego oczy były zaczerwienione od płaczu. Jego serce płakało z rozpaczy, ale on potrafił zdobyć się dla mnie na uśmiech. Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Tahoe zasługiwał na wszystko, co najlepsze i gdybym miał możliwość cofnięcia czasu, przyjąłbym kulę, którą Dash przeznaczył dla Lilith, na siebie.

- Kurwa, stary. Gratulacje. Teraz masz przechlapane. Musisz dbać o swoją żonę, bo inaczej spiorę ci tyłek. Wiesz, że lubię dawać klapsy, a przy tobie na pewno się nie powstrzymam. 

Podziwiałem ludzi, którymi się otaczałem. Każdy z moich przyjaciół był na swój sposób silny i niezależny. Phoenix był władcą swojego świata, w którym był małym egoistą, lubiącym dbać o wygląd i sprawdzać długość swojego fiuta, aby mieć pewność, że wciąż był tak samo długi. Claude cierpiał w ciszy, ale przynajmniej miał swój azyl, do którego zawsze mógł wrócić. Theo ukrywał się za uśmiechem, ale walczył ze swoją brutalną przeszłością. Tahoe, mimo śmierci swojej ciężarnej kobiety, potrafił zażartować, że zmasakruje mój tyłek. Choć nie miałem cienia wątpliwości, że gdybym skrzywdził Goldie, Tahoe znalazłby mnie w najciemniejszej dziurze i ukarał za nieposłuszeństwo.

- Oczywiście, Tahoe. Sam wystawię dla ciebie tyłek.

*** 

Zszedłem na dół. Wyszedłem przed hotel, czując nieodpartą potrzebę, aby zapalić papierosa. Niestety nie miałem żadnych przy sobie, a w Auctoritatem Populi panował zakaz sprzedaży tego badziewia, dlatego musiałem uciszyć demony w swojej głowie.

Kiedy zza rogu wyszli Phoenix i Goldie, moje serce zabiło szybciej.

Uśmiechnąłem się do mojej pięknej żony. Goldie, zobaczywszy mnie, skuliła się. Spuściła wzrok i przygarbiła się. Bała się mnie. Nie mogłem pozwalać, aby dłużej się mnie obawiała. Byłem jej pieprzonym mężem. Wziąłem sobie słowa Tahoe do serca. Goldie zasługiwała na dobrego męża, a nie na demona w ludzkiej skórze.

- Złotko, chodź tu do mnie.

Goldie, bojąc się konsekwencji, puściła dłoń Phoenixa i podeszła do mnie. Wtuliła się w moją pierś. Objęła mnie ściśle, a ja odnosiłem wrażenie, że tym uściskiem chciała mnie udusić. 

- Phoenix, byliście na grobie Lilith? 

- Tak - wyjaśnił mój przyjaciel, patrząc na mnie z litością. - Powiedziałeś Tahoe prawdę? 

- Musiałem to zrobić. Teraz powiem wszystko Goldie, ale najpierw chciałbym zabrać cię na obiad, słoneczko. Wiesz, aby świętować nasze małżeństwo.

- Abel...

Moje imię w jej ustach brzmiało jak afrodyzjak. Mój kutas stwardniał w jednej chwili. Wbijał się w brzuch Goldie, lecz ona się ode mnie nie odsunęła. 

- Dziecinko?

Odsunąłem się od niej nieznacznie. Chwyciwszy w dłonie jej twarz, spojrzałem w jej wystraszone oczy. Goldie zacisnęła palce na mojej koszulce.

- Chodźmy gdzieś, gdzie nikt nam nie przeszkodzi. Chciałabym z tobą porozmawiać. 

Czułem, że przed nami była trudna rozmowa, ale nie mogłem dłużej zwodzić Goldie. Zamierzałem wyznać jej całą prawdę na temat swojego życia, aby potem powiedzieć jej, czego od niej oczekiwałem. 

Sam chciałem wnieść w to małżeństwo wszystko, co miałem, ale liczyłem na to samo z jej strony. Dlatego ta rozmowa była nieunikniona.

- Dobrze, kochanie. Chodźmy więc. Znam miejsce, w którym nikt nam nie przeszkodzi.

Chwyciwszy ją za dłoń, spojrzałem porozumiewawczo na Phoenixa. Westchnął ciężko i wszedł do hotelu. Przynajmniej miałem pewność, że moi bracia dotrzymają Tahoe towarzystwa. Mógł skrywać swoje uczucia pod maską twardziela, ale nic nie było w stanie zamaskować bólu w jego oczach. 

Bólu, który znałem tak dobrze.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top