24

Abel

Gwizdałem wesoło, przywiązując nadgarstki Carlisle'a sznurami do haka zwisającego z sufitu. Phoenix znosił do piwnicy hotelu Fredericka narzędzia tortur. Sala, w której mieliśmy zamiar pobawić się z Carlisle'm znajdowała się daleko od pokoju, w którym bezpiecznie przetrzymywana była moja dziewczynka. Dlatego nie musiałem się martwić, że Goldie usłyszy przypadkiem krzyki naszej ofiary, gdyż ściany były dźwiękoszczelne. Poza tym, pilnował jej Theo. Jeden z największych zboczeńców, jakich znał świat. Miałem do niego pełne zaufanie i wiedziałem, że mimo swojej natury, nie skrzywdzi mojej niewolnicy. Choć byłem pewien, że trochę ją podotyka.

Carlisle Laho był niezwykle cichy i spokojny. Może już pogodził się z tym, że dzisiaj umrze. Zwykle wolałem, gdy ofiary choć trochę walczyły. Zabijanie pasywnego człowieka było po prostu nudne, a ja nie lubiłem nudy. Potrzebowałem zabawy. Mnóstwa dobrej rozrywki, którą, miałem nadzieję, zapewni mi ten psycholog z Harvardu.

Kiedy upewniłem się, że więzy są właściwe, oddaliłem się od mężczyzny. Sięgnąłem po nóż i przeciąłem jego bokserki oraz koszulkę. Jeśli spał sobie smacznie w tym stroju po zabójstwie pięknej, uroczej i wrażliwej dziewczyny, był podłym chujem. 

Po chwili Carlisle był już nagi. Uśmiechnąłem się prowokująco, obserwując jego sflaczałego kutasa. Dla mężczyzny to, że drugi facet obserwował go nagiego i bezbronnego, było wystarczającą torturą, ale mnie to nie wystarczało. Potrzebowałem spektaklu i sam miałem zamiar go dla siebie zagrać. Phoenix miał być moim pomocnikiem. Aktorem wspierającym. 

Skrzyżowałem ręce na piersi. Nie zdjąłem jeszcze maski Kostuchy. Było mi w niej ciepło, lecz gdy miałem ją na głowie, czułem się potężniejszy, niż byłem w rzeczywistości. Jako mały chłopiec chciałem bawić się w przebieranki, ale cóż mogę rzec? Moi rodzice mieli nieco inne pomysły na zabawy z synem.

- Nie będę owijał w bawełnę, sukinsynu. Wczoraj wieczorem zabita została Lilith, kobieta Tahoe. Była w ciąży. Widziałem nagrania z monitoringu.

Nie mówiłem nic więcej. Czekałem na jego reakcję. Doczekałem się jej szybciej, niż przypuszczałem. Carlisle zaczął się pocić i uciekać ode mnie wzrokiem, co było jasnym sygnałem na to, że mężczyzna wiedział co nieco o tej sprawie.

- Tahoe kurewsko cierpi. Ja również. Lilith była moją przyjaciółką. Rozumiem, że ponoć cierpisz na hafefobię, ale tak się składa, że wielokrotnie widziałem ciebie w towarzystwie Lilith, gdzie bez skrępowania ją dotykałeś. Czy ta fobia wtedy zniknęła, Carlisle? Przestałeś być chory, przebywając w towarzystwie uroczej kobiety o włoskich korzeniach? Tej z pełnymi ustami i doskonałymi piersiami?

W myślach przepraszałem Lilith za to, że wykorzystywałem w tej chwili jej cielesność, ale ona wiedziała, że nie robiłem tego, aby zbezcześcić o niej pamięć. Kochałem ją wtedy i będę kochał ją już na zawsze. Była to miłość niczym brata do młodszej siostry. Siostry, którą jako brat powinienem chronić, ale zamiast tego, spierdoliłem sprawę jej bezpieczeństwa koncertowo.

Choć patrząc na to z drugiej strony, nigdy bym nie przypuszczał, że Lilith i Tahoe dotknie taka tragedia.

- Nic nie rozumiesz, Abel.

- Abel? 

Prychnąłem. Wziąłem do ręki bicz i uderzyłem Carlisle'a z całej siły z brzuch. Facet zgiął się w pół, plując mi krwią pod nogi.

- Zapomniałeś, jak powinieneś się do mnie zwracać, gdy mam na twarzy maskę? 

- Przepraszam, mój władco. 

- Nie mówisz tego z szacunkiem. Kolejne uderzenie.

Walnąłem go w kutasa. Och, tak. Uwielbiałem, gdy ofiary tak jęczały i błagały wzrokiem o litość. 

- Powiedz mi, Carlisle - zacząłem, krążąc wokół niego, niczym jastrząb wokół swojej ofiary. - Nigdy nie zapytałem cię o coś bardzo ważnego. Uważałem cię za poczciwego człowieka. Każdemu należy dać szansę, ale nigdy nie należy dawać drugich szans. Sądziłem, że biorąc cię pod swoje skrzydła i pozwalając ci zamieszkać w Auctoritatem Populi, pomogę twojej zbłąkanej duszy. Nie kwestionowałem twojego życiowego wyboru, choć go nie rozumiałem. Dlatego wytłumacz mi, proszę, co tak szanowany w świecie biznesu, młody i twardo stąpający po ziemi człowiek jak ty, robi w moim miasteczku? Miałbyś świetlaną przyszłość, gdybyś został na lądzie. Dlaczego więc zamieszkałeś tutaj? Z powodu zakłamanej fobii, której nie masz? 

Moja ofiara patrzyła na mnie jak na ostatniego śmiecia. Nie zaskoczył mnie tym. Przyzwyczaiłem się do oceniającego spojrzenia, jakim obdarzali mnie ludzie, którzy nic dla mnie nie znaczyli.

Laho spuścił wzrok. Zobaczył pręgę na swoim kutasie. Cóż, mój bicz nie był zabawką dla dzieciaków.

- Masz rację. Okłamałem cię. 

Cóż, to było zbyt proste. Liczyłem na trochę więcej zabawy, ale pozwalałem mu kontynuować. 

- Nie mam pieprzonej hafefobii. Mogę swobodnie dotykać ludzi. Mieszkanie w tym miejscu było eksperymentem, którego wynikami miałem podzielić się prasą za tydzień. W drugą rocznicę mojego przebywania w tym miejscu.

Dopadłem do Carlisle'a szybko. Chwyciłem go brutalnie za szyję. Podduszałem go, patrząc na ulatujące z jego ciało życie. Nie miałem jeszcze zamiaru go zabić, ale to, co powiedział, wprawiło mnie w niezrozumienie. 

Całe życie pracowałem nad moim "projektem doskonałym", jak zwykłem nazywać moje miasteczko otoczone murem. Dawałem z siebie wszystko mieszkańców. Pokochałem ich jak rodzinę, której nigdy nie miałem. Ofiarowałem im swoje pieniądze, pozwalając im z nich żyć. Kiedy myślałem więc o tym, że Carlisle Laho tak perfidnie mnie wykorzystał, miałem ochotę się rozpłakać. Poczułem się zdradzony i kurewsko zraniony.

- Komu miałeś przekazać te informacje?

Puściłem szyję Laho, aby mógł mówić. Potrzebowałem go jeszcze przez chwilę żywego.

Oddychał ciężko, łapiąc łapczywie powietrze. Wyglądał jak ryba bez wody. 

Pieprzona kurwa.

- Agencji prasowej Inked Corporation. To był tajny projekt, Abel. Nikt, oprócz mnie, o nim nie wiedział. Agencja zdawała sobie sprawę, że pracuję nad czymś wyjątkowym. Ufali mi. Współpracowałem z nimi od pięciu lat. Czekali na sensację. 

- Wysłałeś im już jakieś wiadomości? Jakiekolwiek informacje?

Nie zwróciłem mu uwagi na to, że powinien całować mi stopy i nazywać mnie swoim pieprzonym władcą, a nie zwracać się do mnie po imieniu jak do jakiegoś kolegi. Nie byłem jego kolegą. Kurwa, byłem jego największym koszmarem. 

- Nie, proszę pana. Nikt o niczym nie wie. Nawet moja żona. 

- Żona? Kurwa, masz żonę?!

Pokiwał twierdząco głową. Prychnąłem lekceważąco. Cóż, wyglądało na to, że ktoś tu dzisiaj zostanie wdową.

- Ma na imię Hailey. Mieszkam z nią w Idaho. Naprawdę nie chciałem spiskować. Zamierzałem ci zapłacić po wszystkim. 

- Co to ma wspólnego ze śmiercią Lilith? 

Zacisnął wargi. Pokręcił głową. Po jego policzkach spłynęły łzy, ale miałem to w dupie. Musiałem zabić tego sukinsyna. To było pewne. Carlisle Laho nie wyjdzie stąd żywy, ale zanim pozbawię go życia, musiałem dowiedzieć się wszystkiego, co ten chujek wiedział. Póki co, współpracował ze mną, pewnie licząc na to, że będę dla niego łaskawy i pozwolę mu wrócić do żonki. Nie musiałem nawet specjalnie zajmować się torturowaniem go moimi szczypcami, piłą łańcuchową, kolekcją noży, a także sztucznymi kutasami i kulkami analnymi. Carlisle współpracował. Biedak nie miał pojęcia, co niebawem zrobię z jego obrzydliwym ciałem.

- Zakochałem się w niej. To dziecko...

Zbladłem. Krew odpłynęła mi z twarzy. Musiałem ściągnąć maskę, aby odetchnąć.

- Czy ty ją zgwałciłeś? 

Mężczyzna potaknął. Krew się we mnie zagotowała. Nie czekając na dalsze wyjaśnienia, chwyciłem podanego mi przez Phoenixa twardego sztucznego fiuta. Wsadziłem go jednym ruchem w dupę Carlisle'a. Mężczyzna krzyknął wniebogłosy. Brzydziłem się tego, co robiłem, ale musiałem tak postąpić. Sam byłem pieprzonym gwałcicielem. Nie miałem dla siebie usprawiedliwienia, lecz na samobiczowanie miał przyjść czas później. Wpierw musiałem zająć się tym, co najważniejsze. Czyli ukaraniem tego skurwysyna od siedmiu boleści.

Carlisle nie kłamał. Widziałem to w jego oczach. To jednak wcale nie znaczyło, że dziecko, które nosiła w sobie Lilith, należało do niego. Tego nigdy nie mieliśmy się już dowiedzieć. 

Gwałciłem go sztucznym penisem, wpychając go głęboko bez żadnego przygotowania. Kiedy ta zabawa mi się znudziła, wziąłem większego fiuta i wsunąłem go w usta pieprzonego psychologa z Harvardu. Carlisle dławił się kutasem. Uderzyłem go mocno w twarz, aż głowa odskoczyła mu w bok. Poddusiłem go jedną ręką, drugą pieprząc jego usta zabawką erotyczną. Gdy i to mi się znudziło, rzuciłem gumowy gadżet na podłogę.

Laho oddychał ciężko. Zaciskał pośladki i stawał na palcach stóp, czując ból w dupie. 

- Opowiedz mi o tym. 

- O gwałcie?

- Nie, kurwa! O twoich studiach, profesorku!

Carlisle uśmiechnął się krzywo. Myślał, że doprowadził mnie do szału i miał rację, ale to nie oznaczało, że straciłem panowanie nad sobą. Moje ego miało się dobrze i w pełni kontrolowałem swoje działania.

- Tahoe wyjechał z miasta, a ja dostrzegłem okazję do działania. Włamałem się do domu Lilith i przywiązałem ją do łóżka. Błagała mnie ze łzami w oczach, abym zostawił ją w spokoju, ale fantazjowałem o niej zbyt długo, aby ją zostawić. Nie myślałem wtedy o mojej żonie. Wypieprzyłem Lilith w każdą dziurkę. Dławiła się moim kutasem, a gdy miała go w dupie, piszczała jak zabaweczka. Przy kolejnym wyjeździe Tahoe, przyszedłem do Lilith i kazałem jej zrobić test na ojcostwo. To ja byłem tatą tego dzieciaka. 

Miałem dość rewelacji na ten dzień, a była dopiero piąta nad ranem.

Nagle moja ochota na tortury zniknęła. Mój umysł pracował ciężko, próbując zrozumieć, co miał w głowie ten skurwiel, okłamując mnie w tak perfidny sposób. Carlisle spiskował przeciwko mnie w moim własnym miasteczku i zniszczył dziewczynę, która była dla mnie jak siostra.

Spojrzałem na stojącego w rogu pokoju Phoenixa. Przyjaciel pocierał dłonią swoją kanciastą szczękę. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Widziałem, jak zaciskał usta, aby ukryć ich drżenie. Gdybym mógł, ożywiłbym Lilith i kazał jej zabić tego gnoja własnymi rękami. 

Nie miałem pojęcia, jak powiem o wszystkim Tahoe. Nie mogłem ukrywać przed nim prawdy, ale te informacje go zniszczą. Nie mogłem pozwolić, aby mój przyjaciel odebrał sobie życie. Biłem się z myślami, gdyż nie miałem pojęcia, co pocznę. Nigdy nie czułem się tak skonsternowany. 

- Czy to ty ją zabiłeś? 

Mężczyzna pokręcił przecząco głową. Przygryzł do krwi dolną wargę. 

- Nie ja pociągnąłem za spust. 

- Kto w takim razie to zrobił?!

Carlisle uśmiechnął się szeroko. Ten facet był pojebany. Mówił o Lilith, jakby było mu jej żal, a potem śmiał się jak wariat. Ten chujek nie powinien dostać żadnego pieprzonego dyplomu na Harvardzie. Jedynym, co powinien dostać, była odsiadka w jakimś więzieniu o zaostrzonym rygorze. Byłem swoim własnym wymiarem sprawiedliwości. Byłem sędzią. Byłem katem. 

Byłem królem. 

Chwyciłem go za szczękę. Ścisnąłem boleśnie. Za plecami naszej ofiary zobaczyłem Phoenixa. Mój przyjaciel nasunął na twarz maskę. Widziałem więc tylko jego pełne złości oczy. Skinąłem głową, gdy Phoenix pokazał mi nóż. Wbił go w plecy Carlisle'a, nacinając jego plecy od szyi aż do kości ogonowej.

Krzyk mężczyzny był dla mnie upajający niczym śpiew ptaków w niedzielny poranek. Patrzyłem na ból malujący się na twarzy Laho. Umierał powoli, a gdy Phoenix wbił mu nóż w kark, czułem, że śmierć nastąpi wkrótce. 

- Czy powinienem pójść po Tahoe? Może on zechce go zabić? 

Pokręciłem głową na słowa Phoenixa.

- To nie on zabił Lilith, więc nie ma takiej potrzeby. Rozprawię się z nim, a potem znajdziemy właściwego zabójcę. 

- Rozumiem, szefie. Jak sobie życzysz.

Zwróciłem ponownie uwagę na Carlisle'a. Blondyn truchlał ze strachu. Patrzył na mnie z nienawiścią. Wiedział, że już za kilka chwil spotka się z diabłem, który go osądzi. Ja miałem dołączyć do niego dopiero za kilka, kilkanaście, a jeśli Bóg mi na to pozwoli, za kilkadziesiąt lat. Miałem na ziemi do wykonania jeszcze misję, do której chciałem przyłożyć się najlepiej, jak umiałem. 

- Zadam ci ostatnie pytanie przed twoją śmiercią, skurwielu. Kto odpowiada za śmierć Lilith?

Carlisle uśmiechnął się szyderczo. Spomiędzy jego zębów wypłynęła krew. Nie odsunąłem się jednak. Krew mi nie przeszkadzała. Nie, ja ją po prostu kochałem. 

- Pomyśl, Abel. Kto, oprócz mnie, był zakochany w Lilith tak mocno, że byłby w stanie zabić z miłości?

Znów zbladłem. Kurwa mać. Czy on mówił o tym mężczyźnie, o którym myślałem?

- Nie...

- Ależ tak! - wychrypiał, śmiejąc się swoimi ostatnimi siłami. - To on! Właśnie on! Pozdrów go ode mnie, gdy go złapiesz! Ty pojebany, złamany skur...

Strzeliłem mu między oczy. Ciało Carlisle'a zawisło bezwładnie na rękach, które były przez cały czas przykute do haka nad jego głową.

Carlisle Laho został zamordowany. On był jednak łatwą zdobyczą w porównaniu z tym człowiekiem, którego miałem złapać niebawem. 

Patrzyłem tępo w podłogę. Znalazłem się w swoim świecie. Tu docierałem za każdym razem, gdy miałem dość życia i potrzebowałem spokoju. To tu trafiałem, kiedy rodzice się nade mną znęcali. Trwałem w tym świecie przez kilka długich chwil. Niestety, wyrwał mnie z niego Phoenix, który podszedł do mnie niepewnie i położył dłoń na moim ramieniu. Spojrzałem w jego nieprzesłonięte maską oczy i dotarło do mnie, że prawdziwa walka miała się dopiero rozpocząć.

- Abel? Kurwa, czy on mówił o...

- Tak, Phoenix - wychrypiałem, kiwając głową jak mechaniczna zabawka. - To o nim mówił Carlisle.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top