17
Godie
Phoenix rozebrał mnie. Napuścił wody do wanny i w milczeniu pomógł mi wejść do środka. Gdy się tam znalazłam, przyciągnęłam nogi do piersi, chcąc się przed nim schować. Czułam, że Phoenix niczego by nie próbował w tej chwili, kiedy Abel obserwował nas przez kamery, ale wolałam, aby nie przyglądał się mojemu zbrukanemu ciału. Żadna kąpiel nie mogła zmyć ze mnie brudu, który siedział w mojej psychice. Stałam się dziwką i choć ta świadomość bolała, była to najprawdziwsza prawda.
Mężczyzna ukucnął przy wannie i sięgnął po słuchawkę prysznica zamieszczoną na ścianie. Zaczął polewać wodą moje włosy. Odchyliłam głowę w tył, ułatwiając mu zadanie. W tej pozycji stałam się jednak za bardzo wyeksponowana. Dlatego zasłoniłam dłońmi piersi, na co Phoenix westchnął ze zrezygnowaniem.
- Kochanie, nie musisz się zakrywać. Przecież widziałem twoje ciało.
Zamknęłam oczy, gdy zaczął wmasowywać szampon w moje włosy. Pachniał truskawkami.
- Goldie, musisz być pewna siebie. Przy nas nic ci nie grozi.
Gdybym miała siłę, zaczęłabym się z niego naśmiewać. Niestety byłam zbyt zmęczona, a w moich żyłach krążył strach.
Rozkoszowałam się jego dotykiem. Phoenix w niczym nie przypominał tamtego bezlitosnego człowieka, którym był, gdy odbierał mi dziewictwo. Wówczas traktował mnie jak nadmuchiwaną lalkę do zabawy, ale dziś był dla mnie wyjątkowo uprzejmy. Nie mogłam pozwolić mu zamydlić mi oczu takim zachowaniem, niemniej postanowiłam choć trochę cieszyć się tą chwilą spokoju.
- Jak długo tu zostaniemy?
- Masz na myśli miasteczko?
Skinęłam głową. Phoenix zmył szampon z moich włosów i wmasował w nie odżywkę. Następnie zwinął je i zapiął spinką na czubku mojej głowy, aby odżywka się wchłonęła. Nie wiedziałam, skąd miał taką wiedzę, jak myć kobiece włosy. Być może Phoenix miał jakąś kobietę. Przecież Abel wspominał, że jego przyjaciele mogli uprawiać seks z kobietami mieszkającymi w tym przerażającym miejscu. Nie byłam pewna, czy Phoenix, który wyglądał jak model z okładki magazynu zadowoliłby się seksem z oszpeconą kobietą, których w Auctoritatem Populi było mnóstwo, ale być może za szybko go oceniłam.
- Nie mam pojęcia, kiedy Abel zechce wrócić do domu. Tu jest mu dobrze. Ma pewność, że stąd nie uciekniesz.
- Z waszego domu również nie mogłabym uciec, o czym się przekonaliśmy.
Blondyn uniósł wyżej jedną z ciemnych brwi. Spojrzał na mnie z przyganą. Skrzyżował przedramiona i oparłszy je na brzegu wanny, oparł swój podbródek o ręce. Uniósł na mnie spojrzenie, podczas gdy ja przyciskałam nogi do piersi.
- Wiesz, że musisz się umyć? Mogę dać ci jakiś żel do kąpieli. Abel chce, abyś ładnie pachniała na kolacji.
- Dlaczego mam robić coś dla jego przyjemności? Ty poddałbyś się tak łatwo swojemu oprawcy?
- Goldie, gdyby uprowadziła mnie jakaś seksowna, dominująca kobieta, z wielką rozkoszą bym się jej poddał. Lubię, gdy dziewczyny przejmują inicjatywę, ale nie cierpię, kiedy wchodzą facetom na głowę. Dlatego moja odpowiedź brzmi twierdząco, mała. Poddałbym się jej.
Dla niego moje słowa były zabawne. Phoenix nie traktował poważnie krzywdy, którą wyrządził mi Abel. Słuchał swojego władcy, kiedy ja próbowałam zrozumieć, jaka jest między nimi zażyłość. Gdyby Abel był prawdziwym przyjacielem Phoenixa, dałby mu wolną rękę co do decyzji. Wychodziło na to, że bez zgody Abla, Phoenix nie mógł nawet wrócić do tego przeklętego domu w środku lasu, który nosił dumną nazwę Extremum opus.
Dzieło ostateczne.
Abel był naprawdę poważnie chory. Nie chciałam być osobą, która miała pomóc mu uporać się z jego lękami, ale musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Tu przecież chodziło o moje życie w tym miejscu. Jeśli chciałam zdobyć zaufanie Abla, musiałam być dla niego uprzejma i przynajmniej spróbować się na niego otworzyć. Nie miało być to łatwe zadanie, lecz miałam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do tego mężczyzny.
Umyłam się żelem podanym mi przez moją męską niańkę. Musiałam opuścić nogi. Próbowałam zmyć z siebie brud, ale on już nigdy nie miał zniknąć. Zupełnie jak krew, którą mordercy widzieli na swoich rękach nawet długo po tym, jak starannie je wyszorowali.
Po zmyciu z włosów odżywki, wyszłam z wanny. Oczywiście Phoenix musiał mnie podtrzymywać, gdyż nogi mnie bolały. Mężczyzna przed kąpielą zdjął mi ze stóp bandaże. Uznał, że moje nogi powinny odpocząć. Ranki już nie krwawiły, ale bolały. Musiałam jednak pozwolić skórze pooddychać. Być może wówczas rany szybciej się zagoją i już niebawem będę miała szansę na ucieczkę.
Gdy znaleźliśmy się w hotelowym pokoju, który na stałe należał do Abla, Phoenix posadził mnie na fotelu znajdującym się przy oknie, a sam podszedł do szafy. Zmierzył mnie wzrokiem, aby następnie zanurkować w szafie. Wybrał dla mnie komplet różowej koronkowej bielizny, która była śliczna, lecz nie miałam ochoty jej zakładać. Do tego dobrał różową sukienkę z czarnymi wstawkami, która miała głęboki dekolt i sięgała połowy uda. Zrezygnował z wyboru butów, gdyż wiedział, że i tak nie będę potrafiła samodzielnie ustać na nogach.
Nie protestowałam, gdy Phoenix zaczął mnie ubierać. Wpierw założył mi bieliznę, a na to nałożył sukienkę. Obciągnął mi ją i uśmiechnął się, dumny ze swojego wyboru.
- Nie mam się pomalować?
- Nie. Abel lubi ciebie naturalną. Po co upiększać coś, co już jest doskonałe?
Nie zgadzałam się z nim. Daleko mi było do doskonałości. W przeciwieństwie do Abla, który sądził, że stworzy ze mnie swoje idealne dzieło ostateczne, ja wiedziałam, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Nigdy nie pozwolę mu na skrzywdzenie mnie w taki sposób. Odebrał mi honor i dumę, ale to miał być koniec. Będę walczyć z nim do utraty tchu, jeśli to spowoduje, że odzyskam wolność i rodzinę.
- Dlaczego w tym miejscu funkcjonuje hotel? Czy ludzie, którzy tu mieszkają, nie mają domów?
Patrzyłam na spoglądającego za okno Phoenixa. Przyjaciel Abla uśmiechnął się do mnie, widząc moje zainteresowanie tematem.
- W tym hotelu ludzie umawiają się na seks, złotko. Reguły Auctoritatem Populi zakazują uprawiania seksu przez mieszkańców w ich domach. Abel chce kontrolować, kto jest z kim w związku, aby nie dochodziło do zdrad. Wydaje ci się to niemądre, prawda?
Nie sposób było nie przyznać mu racji, dlatego potaknęłam.
- Abel wie jak nikt inny, co oznacza zdrada. Na początku bał się, że w tym miasteczku ludzie nie będą chętni do zawierania przyjaźni i związków. Skrzywdzeni ludzie nie lubią kontaktować się z innymi. Często zamykają się w swoich bańkach, przeżywając własne tragedie w samotności. Dlatego Abel stworzył ten hotel. Miejsce, w którym ludzie mogą umawiać się na seks, uprzednio wpisując się do rejestru. Tym sposobem Abel chce mieć kontrolę nad tym, kto z kim śpi. Jeśli władze nakryją mieszkańców na uprawianiu seksu w domu, takie osoby wyrzucane są z Auctoritatem Populi. Nie mogą tu wrócić pod żadnym pozorem.
- O co chodzi w tym miejscu? Kto z własnej woli może chcieć tu mieszkać?
- Och, Goldie. Mała, niczego nieświadoma Goldie.
Pochyliwszy się, Phoenix objął dłonią mój policzek. Spojrzał na mnie jak na głupiutkie dziecko. Pstryknął mnie w nos i cicho się zaśmiał.
- Abel wszystko ci powie, ale musi dawkować ci informacje, abyś nie oszalała. Dla ludzi postronnych Auctoritatem Populi nie istnieje. Gdyby dowiedzieli się o tym miasteczku, na świecie wybuchłby konflikt. Zabiorę cię na dół. W recepcji powinien czekać na nas Abel.
Phoenix wziął mnie na ręce. Nie owinął moich stóp bandażem. Mogłam sama spróbować chodzić o własnych siłach, ale czułam, że zrobiłabym sobie jedynie większą krzywę. Nie podobało mi się to, że mnie nosili, lecz przynajmniej w ten sposób mogli odpokutować to, co zrobili mi wcześniej.
Faktycznie, gdy zeszliśmy na dół, w recepcji ujrzałam stojącego przy Fredericku Abla. Nie spodziewałam się, że Abel ubrany będzie w elegancki, szyty na miarę garnitur. Jego włosy jak zwykle były w nieładzie. Ten garnitur dodawał mu jednak szyku. Prezentował się w nim naprawdę atrakcyjnie i nawet blizny na twarzy nie ujmowały mu urody.
Abel uśmiechnął się ciepło. Odebrawszy mnie z rąk Phoenixa, pocałował mnie czule w usta. Odwróciłam głowę wściekła na niego. Jeśli myślał, że będzie mnie przekazywał z rąk do rąk swoich przyjaciół, aby ci mnie kąpali lub ubierali w sukieneczki, był w błędzie. Uznałam, że po kolacji z nim o wszystkim porozmawiam. Najpierw jednak musiałam przetrwać spotkanie z tajemniczym Tahoe.
- Chodźmy, złotko. Zabieram cię w piękne miejsce.
Mój oprawca wyniósł mnie z hotelu. Słońce zaczęło już zachodzić. Ulice rozświetliły się światłem lamp. Widziałam zmierzające w stronę hotelu pary. Kobiety ubrane w piękne sukienki miały na twarzach maski. Ich towarzysze ubrani byli w garnitury i również mieli na twarzy maski. Z pewnością w recepcji u Fredericka musieli się legitymować, więc na pewno na moment musieli pozbywać się masek. Byłam ciekawa, czy kochali się w nich, czy bez zasłonięcia twarzy. Uważałam, że każdy zasługiwał na szczęście. Mimowolnie uśmiechałam się, gdy obserwowałam roześmiane kobiety i eleganckich mężczyzn, którzy traktowali swoje partnerki jak najprawdziwsi dżentelmeni. Łza kręciła mi się w oku, gdy uświadamiałam sobie, że mnie nikt nigdy nie potraktował z taką szarmancką czułością. Już nigdy pewnie nie będzie mi dane zakosztować takich miłostek.
Abel przeszedł ze mną w ramionach przez kilka ulic. Osoby, które nas mijały, zdawały się kompletnie nie zwracać na nas uwagi. Myślałam, że będą pokornie pochylali swoje głowy przed Ablem, który był ich władcą, ale oni nawet na niego nie zerkali. Być może dlatego, że Abel nie miał na twarzy maski. Może tylko gdy ją nosił i wyglądał jak Kostucha, mieszkańcy miasteczka widzieli w nim swojego pana i tylko wówczas traktowali go jak istotę wyższą.
Po kilkuminutowym spacerze weszliśmy do pięknie przystrojonej restauracji. W środku siedziało kilka par. Zauważyłam śliczną młodą kobietę, której ktoś musiał wylać kwas na twarz, gdyż jej lewy policzek był doszczętnie zniszczony. Obok niej siedział mężczyzna w sportowej bluzie i czarnych spodniach przylegających ściśle do nóg. Miał wygolone pół głowy. W tym miejscu znajdowała się długa i poszarpana blizna. Szatyn uśmiechał się łagodnie do swojej partnerki. Wiele bym dała, aby ktoś patrzył na mnie z taką miłością. To były tylko marzenia, które już nigdy nie miały prawa się ziścić.
Nagle zauważyłam siedzącego w rogu mężczyznę. Miał neonowo zielone włosy i kolczyk w nosie. Miał ciemne brwi, brązowe oczy i ubrany był w białą koszulę i spodnie odprasowane w kant. Mimo intensywnego koloru włosów, przez który niektórzy ludzie mogliby go postrzegać jako buntownika, biła od niego dominacja i pewność siebie. Zrozumiałam, że to był Tahoe, gdy Abel do niego podszedł i posadził mnie na krześle znajdującym się na przeciwko zielonowłosego mężczyzny.
- Witaj, Abel. Czy to jest ta kobieta, o której myślę?
Tahoe miał surowy głos. Wstał z krzesła i podszedł do mnie. Przełknęłam ślinę, gdy chwycił mnie za dłoń i zbliżywszy ją do swoich ust, złożył na jej wierzchu pocałunek. Puścił mi oczko, a następnie podszedł do Abla, przytulając go po bratersku. Na twarzy Abla zawitał uśmiech. Musiał lubić Tahoe. Byłam ciekawa, kim był ten człowiek. Jako jedyny w restauracji nie miał żadnych defektów ciała. Przynajmniej żadnych, które byłyby widoczne. Może był jednym z Wysłanników Śmierci Abla? Jeśli tak, to dlaczego nie mieszkał z pozostałą czwórką w domu? Czy chodziło o jego ukochaną?
Miałam tak wiele pytań, że aż rozbolała mnie głowa. Postanowiłam pozwolić Ablowi prowadzić rozmowę, sama schodząc w cień. Nie chciałam odzywać się, jeśli nie było to absolutnie wymagane. Wolałam siedzieć cicho.
Abel usiadł obok mnie. Natychmiast pojawił się przy nas kelner. Abel zamówił dla nas dwie herbaty, a Tahoe zamówił kawę. Kiedy zostaliśmy sami, Abel przemówił.
- Gdzie jest Lilith? Zgubiłeś swoją ukochaną księżniczkę?
Tahoe uśmiechnął się kącikiem ust. Obserwował mnie z uwagą, ale więcej uwagi poświęcał Ablowi. Chwała mu za to.
- Poszła do toalety. Zaraz do nas dołączy. Ubrała się dzisiaj tak ślicznie, że miałem ochotę zerwać z niej sukienkę i wypieprzyć w domu.
Uniosłam brwi, zdziwiona jego śmiałością. Mężczyzna zdawał się nie przejmować mną. Gdyby miał w sobie choć odrobinę taktu, nie rzucałby słów o "pieprzeniu się" w eleganckiej restauracji, w której aż wszystko ociekało bogactwem.
- Powiedz, Abel. Jak udało ci się w końcu dorwać swoją kobietę? Wypierdoliliście już ją?
W moich oczach stanęły łzy. Pochyliłam głowę, zasłaniając twarz włosami. Abel położył dłoń na moim karku. Dotknęłam gołymi stopami podłogi i powoli wstałam, podpierając się o stół.
- Przejdę się do łazienki. Może tam spotkam Lilith.
- Kochanie, jesteś tego pewna? Wciąż jesteś słaba.
Pokręciłam głową, przyglądając się Ablowi z wymuszonym uśmiechem.
- Poradzę sobie. Nie martw się. Nie ucieknę. I tak nie mam dokąd pójść, prawda?
Ostrożnie stawiając kroki na podłodze, poszłam do znajdującej się w zasięgu wzroku mężczyzn toalety. Zamykając za sobą drzwi, ujrzałam przed lustrem dziewczynę Tahoe. To musiała być ona.
- Witaj, Goldie. Mam na imię Lilith.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top