13
Abel
Wbiegłem do pokoju Goldie, a za mną do środka wbiegli Claude, Phoenix i Theo.
Naga dziewczyna klęczała na podłodze. Ręce miała we krwi. W pierwszej chwili chciałem do niej podejść i powstrzymać jej obłęd, ale nie potrafiłem nie ogarnąć wpierw wzrokiem tego, co zostało z pokoju.
Wazon z żółtymi różami leżał potłuczony na dywanie. Kolce róż pokryte były delikatnie krwią z rąk Goldie. Dywan również się pobrudził. Oprócz tego, dziewczyna zdarła z łóżka kołdrę i zaczęła ją rozszarpywać jak dzikie zwierzę. Na pościeli zauważyłem kolejne ślady krwi. Goldie musiała również grzebać w mojej szafie z zabawkami erotycznymi, gdyż rozrzuciła po całym pomieszczeniu wibratory, korki analne, zaciski do sutków, sznury, kajdanki i inne gadżety. Wpadła w obłęd. W jej oczach widziałem przerażenie. Niewyobrażalnie się nas bała, a jej organizm starał się bronić przed tym niechcianym stanem rzeczy, wprowadzając Goldie w szał.
Podszedłem powoli do dziewczyny. Ręce uniosłem nad głowę, aby wiedziała, że nie miałem zamiaru jej skrzywdzić. Uklęknąłem na przeciwko niej i łagodnie opuściłem ręce. Chwyciłem w nie nadgarstki Goldie i mocno zacisnąłem na nich palce, powstrzymując dziewczynę przed kolejnym atakiem szału.
- Dlaczego demolujesz pokój, złotko?
Goldie płakała okrutnie. Jej ciałem wstrząsały spazmy szlochu. Przestraszona wpatrywała się w moich przyjaciół stojących za moimi plecami. Gestem głowy kazałem im odejść. Gdy ostatni z nich zamknął za sobą drzwi, znów próbowałem przemówić do mojej zakładniczki.
Do mojego pięknego dzieła ostatecznego.
- Goldie, czy Theo coś ci zrobił?
Pokręciła przecząco głową. Musiałem pomówić z moim przyjacielem, gdyż znając jego zapędy seksualne, na pewno dotknął Goldie, ale nie mógł posunąć się do czegoś więcej bez mojej wiedzy.
- W takim razie dlaczego zdemolowałaś swój pokój? Nie podobał ci się?
Kiedy jej wzrok skrzyżował się z moim, dotarło do mnie, że nie mogłem traktować jej jak dziecko. Goldie była mądrą młodą kobietą. Była w pełni świadoma tego, co się wokół niej działo. Po prostu potrzebowała odrobiny pomocy z mojej strony. Jeśli ja nie udzielę jej potrzebnego wsparcia, nikt tego nie zrobi.
- Abel, wypuść mnie. Błagam cię z całego serca.
Pokręciłem przecząco głową. Myślałem, że mieliśmy tą rozmowę już za sobą. Nie chciałem znów udawać grzecznego, ułożonego chłopaka, który miałby zapewniać ją o tym, że wszystko się ułoży. Ze mną nic nie miało jej się ułożyć. Byłem jej największym koszmarem, a na dobrą sprawę nie pokazałem jej jeszcze w ogóle, do czego jestem zdolny.
- Jutro rano zabiorę cię do stolicy Auctoritatem Populi.
- Do stolicy czego?
Westchnąłem. Nie spodziewałem się, że zrozumie.
- Najpierw zajmę się twoimi ranami, a potem, gdy położymy się do łóżka, opowiem ci o tym miejscu. Zgoda?
Po chwili pokiwała głową. Chyba zrozumiała, że szał, w który wpadła, był zupełnie niepotrzebny. Nie dość, że zraniła sobie stopy podczas próby ucieczki, to teraz w dodatku miała poranione ręce. Jeśli chodziło o moje egoistyczne potrzeby, podobało mi się to, że poraniła sobie nogi, gdyż byłem pewien, że gdy dojedziemy do miasteczka, nie spróbuje uciec. Na pewno nie spróbowałaby ucieczki nawet, gdyby nie miała zranionych stóp. Wiedziałem, że miejsce, które kreowałem przez lata, ją zaskoczy. Podobnie, jak jego mieszkańcy.
Wstałem, po czym wziąłem Goldie na ręce. Zarzuciła mi rękę na szyję. Nie przejmowałem się jej krwią. Lubiłem krew. Moi rodzice nauczyli mnie, że krew wcale nie była czymś brudnym. Była częścią nas. Naszych bezsensownych istnień.
Zaniosłem dziewczynę do łazienki. Posadziłem ją na zamkniętej klapie sedesu. Nie spuszczając z niej wzroku, podszedłem do umywalki, aby namoczyć ręcznik zimną wodą. Wracając do Goldie, kazałem jej wyciągnąć przed siebie ręce wierzchem do góry. Syknęła, kiedy ręcznik zetknął się z jej poranioną skórą. Widziałem, jak Goldie pochyla głowę, wyraźnie zawstydzona tym, co zrobiła.
Postanowiłem oszczędzić jej upokorzeń. Na pewno czuła się wystarczająco źle sama ze sobą. Dlatego postanowiłem zająć się jej ranami w milczeniu, aby dopiero po wszystkim z nią porozmawiać. Musiałem zdobyć się na to, aby choć przez chwilę pozwolić wykreowanemu przez moich rodziców chłopcu schować się w cień. Chciałem pokazać mojej dziewczynce prawdziwego siebie. Na pewno miało stanowić to dla mnie nie lada wyzwanie, gdyż odkąd pamiętam, starałem się kryć prawdziwego siebie przed innymi. Pierwszą osobą, przy której przestałem się wstydzić tego, że żyję, był Phoenix.
Obandażowałem dłonie Goldie. Rany nie były głębokie, ale potrzebowały czasu, aby się wygoić. Gdy już zająłem się dziewczyną, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni.
- Chciałabyś coś na siebie założyć? Może jakąś bluzę? Na pewno byłoby ci cieplej.
Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. Kiedy skinęła głową, podszedłem do szafy, w duchu dziękując Goldie za to, że nie postanowiła zniszczyć ubrań. Wybrałem dla niej koszulkę z krótkim rękawem i majteczki. Pomogłem jej wszystko założyć, a następnie położyłem ją wygodnie na łóżku.
Goldie zwróciła się do mnie bokiem, gdy położyłem się obok niej. Mogło mi się zdawać, ale może ona naprawdę potrzebowała odrobiny ciepła. Nie chciałem jej wystraszyć, starając się trzymać złożonej sobie wcześniej obietnicy dotyczącej tego, że dam jej czas, ale nie mogłem się powstrzymać. Dlatego podwinąłem lekko jej koszulkę i położyłem dłoń na jej biodrze. Uśmiechnąłem się łagodnie, choć zdawałem sobie sprawę, co Goldie widziała przed sobą.
Gdybym nie miał blizn na twarzy i reszcie ciała, może mógłbym uchodzić za atrakcyjnego mężczyznę. Miałem wiele do zaoferowania kobiecie, lecz nigdy nie próbowałem z żadną stworzyć związku. Byłem psychopatą. Mordercą bez wstydu. Nigdy przed niczym się nie hamowałem. Niektóre kobiety lubiły takich nieobliczalnych mężczyzn, ale nie miały pojęcia, co kryło się w umysłach takich facetów. Pragnęły dreszczyku emocji, lecz nie miały pojęcia, że ten dreszczyk miałby opłakane konsekwencje. Dlatego zaczekałem na Goldie, a gdy już ją sobie wziąłem, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować pokazać jej swój świat.
Przesunąłem rękę wyżej. Objąłem nią policzek dziewczyny. Była taka krucha. Taka nieskalana i niewinna. Wprost doskonała na moje dzieło ostateczne.
- Widzisz, Goldie. Nie jestem twoim wrogiem.
Zacisnęła wargi, zapewne powstrzymując się przed tym, aby mi nie odpyskować.
- Jesteś młoda. Ambitna. Silna. Piękna. Nie pasujesz do człowieka takiego, jak ja. Mam rację?
Nie czekałem na jej odpowiedź. Po prostu kontynuowałem.
- Jak już wspominałem, zabiorę cię do Auctoritatem Populi. Tam zrozumiesz, czym się zajmuję. Na pewno będziesz zaskoczona. Będziesz miała mnóstwo pytań. Nie pojmiesz od razu, o co w tym wszystkim chodzi, ale ja powoli cię w to wprowadzę. Poznasz niesamowitych ludzi. Dowiesz się, jak postrzegają świat. Wszystko to przy mojej czujnej opiece.
- Abel, kto cię tak skrzywdził?
Zacisnąłem zęby tak mocno, że o mało ich nie połamałem. Byłem wkurwiony, że zadała takie pytanie, ale jakby nie patrzeć, miała prawo wiedzieć, co działo się w mojej głowie i dlaczego stałem się takim potworem.
- Jedynymi istotami, które są zdolne do krzywdzenia innych, są ludzie.
Zmarszczyła brwi. Skrzywiła się, gdy zawędrowała dłonią do mojej piersi okrytej koszulką. Poczuła bliznę pod materiałem, którą pogładziła leniwie.
- Mogę ci jakoś pomóc?
Kurwa. Ona była zbyt dobra dla tego świata. Zbyt dobra dla mnie.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust, po czym pokręciłem przecząco głową.
- Mnie nie da się już pomóc, złotko. Abel Luciano, którym byłem za czasów dzieciństwa, umarł. Wiesz, kiedy byłem młodszy, miałem marzenia. Chciałem być kimś wielkim. Kim, o kim pisano by w podręcznikach. Wierzyłem, że uda mi się osiągnąć wymarzony cel, ale nigdy nie miałem ku temu możliwości. Dlatego stworzyłem Auctoritatem Populi. Nie będę cię dzisiaj tym zamęczał, Goldie. Musisz odpocząć. Chciałabyś coś zjeść przed spaniem?
Pokręciła głową. Cóż, stres na pewno zrobił swoje w jej organizmie.
- W takim razie kładziemy się spać?
Goldie otworzyła usta. Chciała coś powiedzieć, ale pokręciła przecząco głową, jakby beształa samą siebie za to, że chciała się do mnie odezwać.
- O co chodzi? Możesz powiedzieć mi o wszystkim. Coś cię boli?
- Ile chcesz pieniędzy?
Zmarszczyłem brwi. Musiałem powstrzymywać się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Nie chciałem sprawiać jej przykrości, ale kurwa. Goldie była tak cholernie naiwna i niewinna. Nie powinna znaleźć się w pobliżu takiego człowieka, jakim byłem ja.
- Pieniędzy? Za co?
Postanowiłem się z nią trochę podroczyć. Żadne z nas nie miało już przecież nic do stracenia.
- Za mnie, Abel. Obiecuję, że jeśli pozwolisz mi wrócić do domu, wyjmę wszystkie oszczędności z banku. Poproszę rodziców o pomoc. Nie powiem im, na co są te pieniądze. Jeśli to będzie dla ciebie za mało, zadzwonię do znajomych i wybłagam u nich, aby pożyczyli mi trochę kasy. Zrobię wszystko, żeby wrócić na wolność, Abel. Absolutnie wszystko.
- Och, Goldie. Moja mała Goldie.
Pochyliwszy się, pocałowałem ją w czoło. Następnie otuliłem ją ciasno ramionami tak, aby czuła mnie wyraźnie. Mój kutas pulsował, stykając się z jej brzuchem. Wystarczyłoby, abym zsunął bokserki i odchylił materiał stringów Goldie, aby w nią wejść. Musiałbym być jednak zimnym skurwielem bez cienia współczucia, gdybym po raz kolejny tego dnia tak okrutnie ją skrzywdził. Musiałem więc opanować swoje pragnienie i spróbować choć na chwilę wejść w jej skórę. Goldie potwornie cierpiała, a ja byłem jedyną osobą, która była za to odpowiedzialna.
Wtuliłem twarz w jej włosy pachnące brzoskwiniowym szamponem. Pachniał cudownie.
- Pewnych rzeczy na świecie nie da się kupić. Ty jesteś jedną z nich. Śpij dobrze. Jutro czeka cię niewyobrażalna przygoda.
Byłem pewien, że nie zaśnie, ale nadzieję mieć mogłem. Sam obiecałem sobie czuwać przez całą noc. Nie skułem przecież Goldie, która w czasie mojej nieświadomości mogła wyjść z sypialni i zrobić coś karygodnego. Póki co chciałem unikać kar, ale byłem pewien, że z taką osobowością, Goldie prędzej czy później nawinie się pod mój pejcz.
Pejcz, którym zwykle biłem ludzi na śmierć. Tym razem jednak, miałem zamiar wykorzystać te narzędzie w celach seksualnych.
***
Nad rankiem umyłem Goldie, która milczała. Miała opuchnięte oczy, co świadczyło o tym, że w nocy płakała. Na mojej koszulce znajdowały się mokre ślady jej łez, a także te, które zdążyły w nocy zaschnąć. Mimo swoich postanowień, zmrużyłem oko na dwie godziny, ale na szczęście Goldie wykazała się racjonalnością i niczego nie próbowała.
Zająłem się również jej opatrunkami. Ręce ładnie się goiły. Gorzej było z nogami. Wiedziałem, że po Auctoritatem Populi będę musiał nosić ją na rękach, gdyż w tym opłakanym stanie na pewno nie pozwolę jej chodzić.
Nie mogłem się doczekać jej reakcji, aż zobaczy to miejsce. Wiedziałem, że Goldie będzie zszokowana i na pewno nazwie mnie szaleńcem, ale ona jeszcze nie rozumiała, jaki miałem w tym wszystkim cel.
Kiedy zniosłem ją ubraną w zwiewną sukienkę na śniadanie, Claude wstał z miejsca. Ustąpił swoje krzesło dla Goldie, a sam stanął przy lodówce, kończąc jeść swoje śniadanie.
- Witaj, cukiereczku. Jak ci się spało?
Phoenix spojrzał na Goldie z rozmarzoną miną. Wiedziałem, że mu się podobała, ale on nigdy nie odbiłby mi kobiety. Kochał mnie, a ja kochałem jego i obaj mieliśmy swój niepisany kodeks, którym kierowaliśmy się od lat.
Goldie uniosła wzrok. Podniosła swoje zabandażowane dłonie i już chciała sięgnąć po świeży chleb znajdujący się w koszyczku na stole, ale w ostatniej chwili cofnęła dłoń.
Podniosłem dziewczynę i sam usiadłem na jej miejscu. Posadziłem sobie Goldie na kolanach, bokiem do mnie. Miałem zamiar ją nakarmić. Wczoraj nic nie jadła i musiała być cholernie głodna, a ja nie miałem zamiaru dopuścić do tego, żeby zemdlała z głodu. Musiała jeść, a jeśli nie chciała zrobić tego sama, musiała zdać się na mnie i mnie posłuchać.
- Goldie, potrzebujesz czegoś? Przynieść ci wodę? Sok? Herbatę?
Posłałem Theo wkurwione spojrzenie. Wzruszył ramionami, jakby chciał się mnie zapytać, o co mi, do cholery, chodziło.
- Dokończcie śniadanie i spakujcie się do samochodu. Za chwilę ruszamy.
Claude odszedł w ciszy do swojego pokoju, zabierając ze sobą kubek herbaty. Theo przewrócił oczami i posłusznie dokończył śniadanie, po czym poszedł śladami Claude'a i opuścił kuchnię. Przy stole został tylko Phoenix, który oparł podbródek na dłoni i przypatrywał się Goldie jak jakiemuś pięknemu obrazowi w muzeum, który kosztował fortunę.
- Phoenix? Coś nie tak?
- Tahoe dzwonił.
Kurwa, zapomniałem o tym, że umówiłem się z nim na dziś wieczór.
- Tak?
- Pytał, czy się z nim spotkasz. Nie chciałem przeszkadzać ci w śnie, dlatego potwierdziłem. Spotkacie się dzisiaj w Pandemonium. Umówiłem cię na osiemnastą. Mogę popilnować Goldie, jeśli chcesz.
- Nie - warknąłem, karmiąc dziewczynę chlebem z serem i szynką, który posłusznie jadła mi z rąk. Boże, ona była taka bezbronna i biedna. Z powodu bólu rąk, nie potrafiła nawet wziąć kromki chleba w swoje ręce. Myślałem, że się nie ugnie, ale pozwoliła mi, abym ją karmił.
- Nie?
- Zabiorę ją na spotkanie z Tahoe. Ty, Claude i Theo pójdziecie na patrol.
Phoenix przewrócił oczami i wstał, nie zasuwając za sobą krzesła. Wiedział, że nie tolerowałem niesubordynacji, dlatego chciał zrobić mi na złość.
- W porządku, stary. Rób, co chcesz. Ty tu jesteś szefem, prawda?
Tak, kurwa. To ja byłem tu szefem i nadszedł czas, abym przestał pobłażać ludziom. Nawet Phoenixowi, który był ze mną od początku tego armagedonu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top